0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Marco Bertorello / AFPFot. Marco Bertorell...

Na ulice włoskich miast wyszły dziesiątki (a jak niektóre źródła podają – setki) tysięcy ludzi, powodując zamknięcie szkół, zakłócenia w kursowaniu pociągów oraz blokady portów i dróg. Był to jeden z największych w Europie ogólnokrajowych protestów przeciwko ludobójstwu w Gazie.

Na zdjęciu u góry – protest w Turynie. Fot. Marco Bertorello/AFP

Przeczytaj także:

Demonstracje zbiegły się w czasie z formalnym uznaniem przez Francję i kilka innych państw Palestyny za państwo. Dzień wcześniej taki krok podjęły już Wielka Brytania, Australia, Portugalia i Kanada. Włoski rząd tego nie robi: premier Giorgia Meloni w lipcu w rozmowie z dziennikiem „La Repubblica” ostrzegła, że uznanie państwa palestyńskiego, zanim faktycznie ono powstanie, byłoby pustym gestem. Jednocześnie rząd Meloni nie spieszy się z nałożeniem sankcji na Izrael, jednego z głównych partnerów handlowych Włoch. Mimo embarga na podpisywanie nowych kontraktów na sprzedaż broni Izraelowi w 2024, Włochy wciąż realizują (a przynajmniej – realizowały jakiś czas po embargu) postanowienia wcześniejszych umów i pośredniczą w tranzycie broni z państw trzecich. Dla części obywateli to oburzające obchodzenie prawa.

W niezgodzie na stanowisko Meloni i transporty broni, 20 tysięcy Włochów miało protestować z palestyńskimi flagami w Rzymie. Według organizatorów w Mediolanie protestowało aż 50 tysięcy osób (służby porządkowe podają 10 tysięcy), kilka kluczowych portów – m.in. Genua i Wenecja, z których wysyłano wyposażenie dla armii izraelskiej – zostało zablokowanych.

Prawicowy minister transportu Matteo Salvini w poniedziałkowy wieczór podważył znaczenie protestów, określając je jako „polityczną mobilizację skrajnie lewicowych związkowców” i chwaląc tych, którzy mimo wszystko poszli do pracy.

Armatki wodne i race

Jakub Sypiański polski akademik i propalestyński aktywista, który brał udział w blokadzie portu w Wenecji, pokazuje mi nagrania. Tysiące ludzi skandujących „Vergogna” (Wstyd, hańba), blokowało przez cały dzień wjazd do portu, z którego miały wypływać transporty broni i sprzętu dla izraelskiego wojska. Dziesiątki ciężarówek czekały w kolejce aż do późnego popołudnia, kiedy protestujących przegoniły siły porządkowe, przy użyciu armatek wodnych.

„Wszystko się zaczęło w Genui. Tam, podczas wzruszającego przemówienia, padło zdanie, że jeśli uczestnikom flotylli wolności (oddolna inicjatywa przerwania blokady morskiej, którą Izrael otoczył strefę Gazy) spadnie włos z głowy, to z Genui już nigdy nie wyjedzie do Izraela nawet śrubka. Port w Genui nigdy nie został sprywatyzowany – jest tam silny związek zawodowy, który jest w stanie zablokować cały port »na twardo«, więc blokada poszła bardzo sprawnie” – tłumaczy Sypiański.

"W Wenecji port jest sprywatyzowany, więc musieliśmy blokować »oddolnie«. Tysiące osób po prostu wtargnęły do portu i zablokowały drogę dojazdową. W malutkiej Wenecji zebrało nas się trzy-cztery tysiące ludzi. Myślę, że w skali kraju na pewno było to ponadto sto tysięcy” – kontynuuje.

„Dziś, we wtorek, miały być protesty w Livorno, skąd miał wypłynąć duży ładunek wojskowy dla Izraela, miała być kolejna blokada. Protesty co do zasady są pokojowe. Mam wrażenie, że policja nawet nie była na nas zła, słyszałem, że nawet część z nich wyrażała solidarność i wsparcie – pewnie w wielu z nich w głębi duszy popierało to, co robimy. Rozgonili nas jednak na polecenie władz” – aktywista pokazuje mi okulary, które pękły w wyniku trafienia go strumieniem wody.

Innym kontrowersyjnym wydarzeniem była blokada Dworca Głównego w Mediolanie. Dziesiątki protestujących ubranych na czarno i uzbrojonych w pałki próbowały wyłamać główne wejście do budynku i okupować dworzec. W ruch poszły race, butelki, bomby dymne i kamienie. Na miejsce wydelegowano specjalne jednostki policji, wyposażone w tarcze, pałki i gaz pieprzowy.

Samorządy korzystają z okazji

Według włoskiej agencji Ansa w Mediolanie aresztowano ponad 10 osób, a około 60 policjantów doznało stłuczeń lub poważniejszych obrażeń. Organizatorzy protestów odcięli się od aktów przemocy, zaś premier Meloni potępiła starcia. „Przemoc i zniszczenie nie mają nic wspólnego z solidarnością i nie zmienią niczego w życiu mieszkańców Gazy” – napisała w mediach społecznościowych.

Chiara, aktywistka z Mediolanu, pytana o akty przemocy i motywacje, odpowiada na jednej z grupek aktywistycznych: „Te osoby, które zaatakowały policjantów, nie są reprezentatywne dla całych protestów. W mediach widzę doniesienia, że »wybuchły zamieszki« – to nieprawda, strajki zostały dobrze zorganizowane przez związki zawodowe i organizacje pozarządowe. W większości były spokojne, protestowali studenci, rodziny, uczniowie. Wielu pracowników publicznych i prywatnych dobrowolnie odmówiło pracy” – tłumaczy. „Ważne jest też to, że nie protestujemy po prostu przeciwko temu rządowi i niechęci Meloni do uznania Palestyny. Protestujemy przeciwko ludobójstwu i współudziałowi w nim naszego państwa, które prowadzi handel z Izraelem, wbrew prawu międzynarodowemu”.

W reakcji na protesty, wydarzenia w Gazie i w geście solidarności z Palestyńczykami wiele włoskich samorządów zdecydowało się w dniu strajku lub tuż przed nim na symboliczne gesty. Są to zazwyczaj lewicowe samorządy, którym nie po drodze z rządem Giorgii Meloni.

W Rzymie na Kapitolu wywieszono flagę Palestyny obok żółtej wstążki upamiętniającej izraelskich zakładników oraz podjęto uchwałę decydującą o tym, aby miejska spółka wodna Acea zerwała współpracę z izraelską firmą Mekorot. Podobne inicjatywy podjęły m.in. Bolonia, gdzie flaga zawisła na fasadzie Palazzo d’Accursio, oraz miasta Bari, Barletta i wiele innych, mniejszych miejscowości.

Włoskie media: zwracają uwagę na akty wandalizmu, ale wspierają protestujących.

Większość włoskich mediów popiera protest.

„La Repubblica” w tekście „Słowo przeciw sile” podkreśla, że strajk generalny był przede wszystkim pokojowym gestem solidarności z Gazą i wyrazem sprzeciwu zwykłych ludzi wobec niesprawiedliwości. Jednocześnie gazeta potępia przemoc części demonstrantów i apeluje do rządu Meloni o konkretne działania, krytykując jego zbyt ostrożną, milczącą postawę wobec kryzysu humanitarnego.

„La Stampa”, jeden z głównych lewicowych dzienników we Włoszech zwraca uwagę na to, że istotną częścią protestów byli nauczyciele i młodzież szkolna. Całe klasy, a nawet szkoły, miały zrezygnować z lekcji, przygotować transparenty i wziąć udział w protestach.

„Corriere de la sera” wskazuje natomiast na udział Maranza w protestach w Mediolanie oraz na uszkodzenia dworca. „Maranza” (termin charakterystyczny dla północnych Włoch) to subkultura głośnych, kolorowo ubranych mężczyzn, łączonych z marginesem społecznym i drobną przestępczością. Część środowisk, szczególnie prawica, próbuje połączyć ten – oryginalnie neutralny etnicznie termin – z grupami młodych mężczyzn z Maghrebu, faktycznie często odpowiedzialnych za pospolite przestępstwa w północnych Włoszech.

Co istotne – potępiając przemoc i wandalizm, redaktorzy podkreślają, że awanturnicy i przestępcy przyłączający się do szlachetnych spraw, to historia stara jak świat. Massimo Gramellini w „Corriere” poświęca temu tematowi felieton i jasno wskazuje, że nie można winić za takie incydenty ani organizatorów, ani sprawy, w której protestowano.

Duże, tradycyjne media, mówią w zasadzie jednym głosem – mimo potępienia incydentalnych aktów przemocy i wandalizmu, wyrażają poparcie dla protestujących i krytykuje rząd za opieszałość. Wydaje się to oddawać ogólny klimat społeczny. Jak pisało latem „Giornale d’Italia” powołując się na sondaż przeprowadzony przez YouTrend we Włoszech, prawie 2 na 3 Włochów, czyli 65 proc., uważa, że w Strefie Gazy dochodzi do ludobójstwa. 47 proc. ankietowanych uważa, że zachowanie Izraela jest porównywalne z nazistowskimi Niemcami. Już wiosną 2024 większość Włochów miała popierać embargo na sprzedaż broni Izraelowi.

23 września część inicjatyw strajkowych była kontynuowana: trwały pojedyncze blokady, na wieczór zapowiedziano manifestacje solidarnościowe z zatrzymanymi podczas wczorajszych protestów.

;
Paweł Jędral

Analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z Partnerstwem Wschodnim

Komentarze