Szymon Opryszek
Szymon Opryszek
Nie usłyszysz ode mnie, że to przegrana wojna. Musimy mieć jednak świadomość, że się wydarzy. Fentanyl to gra w rosyjską ruletkę. Nie możemy dziś w Europie ignorować dzwonków alarmowych. A te już dzwonią
- Przyszli Talibowie i zaczęli mnie bić. Krzyczeli: „Żadnych upraw, bo cię zamkniemy!”
- Tak po prostu?
- Ogłosili to nawet w meczetach. Nasz imam odczytał list od Talibów, w którym grozili, że za uprawy maku lekarskiego grożą kary cielesne. Co miałem zrobić? Mój ojciec jest stary i słaby. Radził: „Synu, nie uprawiaj tego, bo znów cię pobiją!”. Wziąłem kij i zniszczyłem wszystko, co do rośliny.
Ebrahim, którego pobili Talibowie, pochodzi z wioski Taj Gultan w dystrykcie Chaharbolak w prowincji Balkh w Afganistanie. Nie wie, ile ma lat. Szacuje, że dochodzi pięćdziesiątki, bo jego włosy posiwiały. Szkołę rzucił w szóstej klasie, bo ojciec kazał mu się zająć wypasem owiec. Dziś ledwo czyta. Podczas wojny jego dom został zniszczony, przeprowadził się do sąsiedniego dystryktu. Wujek wyjechał do Iranu i zostało po nim pole o powierzchni czterech jeribów (80 arów). Ebrahim zasadził mak lekarski i nauczył się dobrze liczyć.
- Uprawialiśmy je przez dwa lata, nawet w pierwszym roku istnienia Islamskiego Emiratu Afganistanu [oficjalna nazwa państwa po przejęciu władzy przez Talibów w 2021 roku]. Handlarze płacili gotówką, sprzedawaliśmy każdy kilogram za 12 tys. afgani. Gdy zebrałem plony z połowy pola, zarobiłem 1,2 miliona afgani. Miałem co jeść i spłaciłem długi.
- A potem?
- Koniec. Przyszli Talibowie i zniszczyli pola. Zupełne bezprawie – burzy się Ebrahim. – To rząd tyranów. Nie obchodzi ich nikt: ani kobiety, ani dzieci, ani starsi. Co jemy? Jak się mamy leczyć? Myślą tylko o władzy. Niech powiedzą, co mamy uprawiać? Pszenicę? Kukurydzę? Może fasolę mung?
- Dlaczego nie?
- Za seer [ok. 7 kilogramów] pszenicy hurtownik płaci 250 afgani [3,6 dolara]. A kilogram opium po wprowadzeniu zakazu kosztuje 60 tys. afgani, może nawet więcej. Widzisz różnicę?
Reporterskie śledztwo OKO.press. Pojechałem do Meksyku śladem sfałszowanych tabletek znanego leku z domieszką fentanylu. Mafia bałkańska miała je ściągnąć do Europy Wschodniej. Spotkałem się z kucharzem fentanylu w meksykańskim stanie Sinaloa. Nawiązałem kontakt ze sprzedawcami prekursorów tego narkotyku w Chinach. Rozmawiałem z afgańskimi rolnikami opium i wieloma ekspertami od rynku narkotyków i bezpieczeństwa publicznego.
W czteroodcinkowym śledztwie szukam odpowiedzi na pytanie: Czy Europie grozi kryzys fentanylu?
Od ponad trzech dekad Afganistan jest wiodącym producentem opium na świecie.
To substancja z wysuszonego soku mlecznego niedojrzałych makówek maku lekarskiego. Zawiera psychoaktywną morfinę, z której wytwarzana jest heroina.
Opium napędza gospodarkę, generuje miejsca pracy (według szacunków pracowało w tym sektorze nawet pół miliona obywateli). Najbiedniejszym pozwala przeżyć w zniszczonym i pogrążonym w kryzysie kraju.
Dziś niemal każdy gram heroiny, który krąży po Europie, wytwarzany jest w Afganistanie, mimo że w 2022 roku Talibowie całkowicie zakazali upraw maku. Jak wynika z analizy zdjęć satelitarnych upraw, którą przeprowadziło Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC) w efekcie zakazu powierzchnia upraw maku zmniejszyła się nawet o 95 proc. w niemal wszystkich prowincjach (poza Badachszanem).
Dlaczego Talibowie zakazali opium, skoro jego produkcja odpowiada za 15 proc. PKB?
- Można na to patrzeć tak: jeśli uda im się powstrzymać uprawy opium, będą mieli coś do zaoferowania międzynarodowej społeczności. Pamiętajmy, że rządu Talibów nie popiera prawie żadne państwo na świecie – mówi Alexandre Nobajas, współautor raportu UNODC. – Nowe prawo hamuje napływ dolara i uderza w tysiące rolników. Zakaz może prowadzić do ogromnego kryzysu humanitarnego, bo rząd nie zapewnia im żadnej alternatywy.
Zanim Talibowie ogłosili zakaz, hektar uprawy maku lekarskiego zapewniał roczny dochód w wysokości 10 tys. dolarów, a więc ponad trzykrotność średniej rocznej pensji.
Tylko w pierwszym roku od wprowadzenia zakazu afgańscy rolnicy stracili ok. 1,25 miliarda dolarów. W konsekwencji, jak podaje UNODC: „od maja do października 2023 r. około 15,3 mln Afgańczyków odczuwało poważny brak bezpieczeństwa żywnościowego, w tym 3,4 mln wymagało stałego wsparcia humanitarnego, aby zapobiec katastrofalnym poziomom głodu”.
Co ma produkcja opium w Afganistanie do zagrożenia fentanylem w Europie?
- Więcej niż może się wydawać – uśmiecha się David Pere Martínez Oró, psycholog społeczny i autor raportu pt. „Fentanyl w Hiszpanii. Dowody, spostrzeżenia i realia na temat fentanylu w Hiszpanii”. W szerokiej analizie zbadał czynniki, które mogą wpłynąć na obecność narkotyku zombie na ulicach hiszpańskich miast.
- Piszesz, że „rentowność fentanylu uczyniła go idealnym kandydatem do wypełnienia luki pozostawionej przez afgańską heroinę” – pytam badacza.
- Zastępowanie jednej substancji inną, tymczasowo lub na stałe, to stałe zjawisko w tym biznesie. Najpierw było opium, zastąpiono je morfiną, a potem morfinę heroiną. Zastąpienie heroiny na początku XX wieku było spowodowane odkryciem silniejszych opiatów w laboratoriach firmy Bayer. A przecież także ostatnio, kryzys opioidowy w USA też polegał na substytucjach: za heroinę pojawiły się leki opioidowe, potem fentanyl. Trzeci okres rozpoczął się w 2019 roku i dotyczy stopniowego zastępowania fentanylu jeszcze silniejszymi nitazenami i ksylazyną. Zgodzisz się, że zastąpienie heroiny fentanylem w Europie byłoby całkowicie zgodne z historią narkotyków?
- Dlatego założyłeś, że gdyby na europejskim rynku zabrakło heroiny, jej miejsce nieuchronnie zająłby fentanyl?
- Tak. Hipoteza dotyczy wyłącznie Hiszpanii i szybko ją obalam. U nas spożywa się głównie kokainę i amfetaminę. W 45-milionowym kraju mamy tylko 60 tys. uzależnionych od heroiny lub opioidów. Sieć opieki nad osobami uzależnionymi jest na wysokim poziomie, szybko wykryłaby fentanyl, a po liczbie przedawkowań widzimy, że Hiszpania jest od niego wolna. Poza tym w moim kraju lekarze przepisują wiele legalnych opioidów. Kto chce, może udać się do doktora. Nie jesteśmy tak atrakcyjnym rynkiem dla syntetycznych opioidów jak kraje bałtyckie czy Rumunia. Większym zagrożeniem jest metamfetamina lub właśnie afgańska heroina – mogą powodować poważne szkody, nawet śmiertelne przedawkowania, ale w żadnym wypadku nie doprowadzą do kryzysu zdrowia publicznego.
- W analizie wracasz do 2000 roku, gdy Talibowie też próbowali uregulować rynek opium. Dlaczego?
- W konsekwencji tamtego zakazu zbiory w 2001 roku wyniosły ledwie 185 ton opium. Czyli były niższe niż w poprzednim roku. Część badaczy uważa, że w efekcie tamtego zakazu w Estonii heroinę zastąpiono fentanylem, bo załamał się szlak północny, którym ją dostarczano. Ale inni naukowcy twierdzą, że fentanyl pojawił się w republikach bałtyckich już w latach 90. i pochodził z zapasów wojsk sowieckich. Faktem jest, że mimo tamtego zakazu heroina nadal płynęła na rynki europejskie szlakiem bałkańskim. Dlatego stawiam tezę, że dopóki heroina będzie na rynkach Europy, na fentanyl nie będzie popytu.
- Musiałby zostać spełniony jeden warunek. Talibowie nie utrzymają zakazu opium – mówię.
- Patrząc z Europy widzimy Talibów głoszących najbardziej halal islam. Dlatego walczą z opium. Ale to kraj o dużym zróżnicowaniu terytorialnym, pełen odległych dolin i niedostępnych obszarów. Do tego jest wieloetniczny, mówi się tam czterdziestoma językami, a każda grupa etniczna ma swoje szczególne interesy, także w sprawie opium. Kryzys gospodarczy, fatalna sytuacja humanitarna, głód, wysokie ceny opium, korupcja, przede wszystkim wewnętrzne podziały wśród Talibów, plemienne i ideologiczne, sprawiają, że zakaz jest nie do utrzymania. Już słabnie i sądzę, że będzie zanikał w wielu, jeśli nie we wszystkich prowincjach. Ożywienie upraw jest nieuniknione, więc napływ heroiny będzie kontynuowany. Nawet jeśli produkcja nie osiągnie takiej wielkości jak przed zakazem, to wystarczy, by zaopatrzyć Europę. Ewentualny niedobór w pierwszej kolejności dotknie Azję i Afrykę, gdzie ceny hurtowe heroiny są o wiele niższe niż na naszym kontynencie.
Opinia hiszpańskiego badacza potwierdza tezę, którą postawił Hans-Jakob Schindler, starszy dyrektor Counter Extremism. Jego zdaniem zakaz Talibów to „próba maksymalizacji zysków przy jednoczesnym uśpieniu czujności społeczności międzynarodowej”. Jeszcze w 2021 roku kilogram suszonego opium kosztował średnio 63 dolary, rok po wprowadzeniu zakazu już 408 dolarów, a na początku 2024 przekroczył 1200 dolarów.
- Znajomy handlarz trzymał opium w magazynach i nie wysyłał zapasów za granicę. Dziś sprzedaje za kilkukrotnie wyższą cenę. W Afganistanie jest wielu takich jak on. Sporo osób nadal uprawia potajemnie w odległych miejscach – opowiada Ebrahim. – Opium nie ma daty ważności. Im dłużej jest magazynowane, tym lepsze, można je trzymać i dwadzieścia lat.
Europejskie Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) szacuje, że czas między zbiorami opium, a pojawieniem się heroiny na rynkach europejskich wynosi co najmniej dwa lata. Więc dziś spożywa się w Europie heroinę z ostatnich zbiorów przed wprowadzeniem zakazu, a możliwe, że nawet z poprzednich sezonów. Dlatego, zdaniem Martíneza Oró, zapasy w Afganistanie wyczerpią się najwcześniej w październiku 2025 roku, a mogą starczyć nawet do czerwca 2028 roku.
- Każdy ma odłożone coś na czarną godzinę. Ja też – dodaje z kolei Mohammad. – Czekam, aż ceny wzrosną, wtedy sprzedam. W zeszłym roku sprzedałem kilogram, bo miałem poważne problemy finansowe.
Mohammad jest rolnikiem z dystryktu Sholgara w prowincji Balkh. Dla niego Afganistan to tylko wojna, ucieczki i bieda. Gdyby miał o wszystkim opowiedzieć, to ze dwie godziny by to mu zajęło. Szkoda strzępić język, skoro, jak mówi, w życiu nie przeżył ani jednego szczęśliwego dnia.
- Jak mielibyśmy uciec? Ani ja, ani moja żona nie mamy nawet dowodu osobistego. Nigdy nie widzieliśmy paszportu z bliska. Nie wiem, nawet jak wygląda taki dokument.
- Ale inni uciekli?
- Tak. Po zakazie Talibów wielu sprzedało swoją ziemię i wyjechało. Do miasta albo do Iranu. Ci, którzy zostali, próbują sadzić inne rośliny, choćby hing [zapaliczkę cuchnącą, w Polsce zwaną też czarcim łajnem]. Ale ona dojrzewa kilka lat i nie jest tak opłacalna.
- Jak się ratujecie?
- Ludzie wciąż uprawiają opium i sprzedają, ale w wielkiej tajemnicy. Ja też. Handlarze kupują i potajemnie wywożą za granicę. To ryzykowne, bo Talibowie mają szpiegów wśród sąsiadów. Nasrat, jeden z moich przyjaciół, miał takie ukryte pole. Talibowie go złapali, pobili i zniszczyli uprawy. Od roku siedzi w więzieniu – mówi Mohammad. – To musi się zmienić. Bez opium nie ma pracy, nie ma pieniędzy, nie ma nic. Bez opium Afganistan się dusi.
Alexandre Nobajas, koordynator raportu UNODC na temat upraw opium w Afganistanie jest bardziej ostrożny. Jego zdaniem rezerwy opium w tym kraju są „znaczne”, choć trudne do oszacowania. Trudno też zweryfikować informacje o zewnętrznych magazynach na trzech głównych trasach tranzytowych heroiny do Europy.
„Północna”, prowadzi przez Azję Środkową do Rosji, a dalej do Europy, dziś z powodu wojny w Ukrainie wydaje się zamrożona. Dwie pozostałe: „kaukaska” i „bałkańska” kontrolowane są w dużej mierze przez mafię turecką. Więc heroina trafia do krajów bałkańskich, potem jest dystrybuowana przez lokalne mafie w Europie. (Więcej o zaangażowaniu gangów z m.in. Albanii i Czarnogóry w sprzedaż detaliczną kokainy dostarczanej do Europy przez mafie meksykańskie pisałem w drugiej części śledztwa.
Kluczowa wydaje się rola Turcji. Doktor Mahmut Cengiz, kryminolog specjalizujący się w mafii tureckiej w ramach pracy dla amerykańskiego Centrum ds. Terroryzmu, Przestępczości Transnarodowej i Korupcji (TraCCC) uważa, że transformacja Turcji pod rządami Recepa Erdogana w państwo autorytarne i kleptokratyczne stworzyła „korzystne pole gry dla grup przestępczych”.
Na początku wieku tureckie grupy zdominowały rynek heroiny w Europie, dziś są również zaangażowane w handel ecstasy i captagonem w państwach Zatoki Perskiej oraz metamfetaminą w Azji.
W efekcie cichego przyzwolenia ze strony władz, ale też zwolnienia 40 tys. policjantów (w tym całych oddziałów ds. narkotyków) po nieudanym zamachu stanu w 2016 roku, wielu urzędników państwowych wysokiego szczebla po cichu dorabia na handlu narkotykami. Głośno było np. o przypadku Erkama Yildirima, syna byłego premiera Binali Yildirima. Był zamieszany w import kokainy z Wenezueli.
Turcja stała się ważną i bezpieczną przystanią także dla kartelu Sinaloa, który dzięki lokalnym gangom może dostarczać do Europy kokainę. Przynajmniej kilka dużych konfiskat w ostatnich latach miało miejsce na statkach, które płynęły pod turecką banderą lub zmierzały do tureckich portów.
Meksykanie przywożą towar, szkolą tureckich kucharzy, a w zamian mogą liczyć na względnie bezpieczny szlak i nowe biznesy, na przykład przemyt migrantów VIP z Kaukazu i Azji Środkowej do USA. A przede wszystkim pranie brudnych pieniędzy.
Doktor Cengiz uważa, że te powiązania umożliwiają kartelowi „rozszerzenie działalności”. – Współpraca z grupami tureckimi ułatwia alternatywne trasy i metody dotarcia do rynków docelowych w Europie. Pomaga kartelowi nie tylko uniknąć organów ścigania, ale maksymalizuje zyski – mówi turecki kryminolog.
- Meksykanie nie przyjadą ze swoim fentanylem. Chyba że za zgodą Turków i Albańczyków – uważa z kolei Martínez Oró. – Europa jest małym rynkiem, ma swoich dostawców, ewentualna zmiana na rynku generowałaby przemoc, a przecież gangi meksykańskie są tu gośćmi i nie są tym zainteresowane. A Turcy, dopóki mają afgańską heroinę, nie będą chcieli nic komplikować.
- Dlaczego?
- Gangi tureckie i albańskie to nie jest wielka biznesowa struktura jak Sinaloa. Są raczej oparte na zależnościach klanowych. A skoro biznes heroiny ma się dobrze, to po co mieliby wystawiać krewnych i przyjaciół, z którymi kręcą ten interes od lat? Po co ryzykować i wchodzić w biznes fentanylowy i kupować prekursory od Chińczyków, którzy nie są zbyt dobrze widziani w Turcji, bo gnębią ich ujgurskich braci?
Rozmawiam z Davidem Pere Martínezem Oró i zastanawiam się, jak podsumować moje śledztwo. Wnioski często wykluczają się nawzajem, często oparte są na przypuszczeniach.
Wszystkie te wnioski prowadzą badacza Davida Pere Martíneza Oró do tezy, że „era fentanylu dobiegła końca”. A dane udostępnione przez System Wczesnego Ostrzegania UNODC (tzw. EWA, uruchomiony w 2013 roku projekt analizowania i raportowania nowych substancji psychoaktywnych na poziomie globalnym) potwierdzają ten trend: w 2017 roku na świecie zgłoszono 47 analogów fentanylu, w 2022 roku 56, a przed rokiem już tylko 16.
- Tendencja spadkowa to wynik międzynarodowego procesu kontroli oraz zakazu stosowania fentanylu i jego prekursorów w Chinach – podkreśla hiszpański badacz. – Problem w tym, że niedobór fentanylu na światowych rynkach wpłynął na wzrost popularności nitazenów.
To opioidy wielokrotnie silniejsze niż heroina, a nawet fentanyl. (Metonitazen jest 50 razy silniejszy od heroiny, a etonitazen 500 razy od heroiny i 10 razy od fentanylu).
Pierwsze zgłoszenie nitazenów było w 2019 roku, pięć lat później odnotowano już 14 ich pochodnych. Widać to zwłaszcza w Europie, gdzie od początku pandemii liczba zgłaszanych nitazenów jest co roku wyższa niż analogów fentanylu.
Zbierają już śmiertelne żniwo w krajach bałtyckich: w ubiegłym roku 48 proc. zgonów z powodu narkotyków w Estonii i 29 proc. na Łotwie było związanych z nitazenami. Obecność nowych opioidów odnotowano też w Szwecji, Słowenii, Belgii, Niemczech oraz w Wielkiej Brytanii.
Na Wyspach Brytyjskich odkryto je podczas sekcji zwłok 101 osób zmarłych w wyniku przedawkowania od czerwca 2023 do lutego 2024. Większość, jak podawała brytyjska Narodowa Agencja ds. Przestępczości, kupiła podrabiane tabletki alprazolamu zafałszowane właśnie nitazenami.
David Pere Martínez Oró: – Era nitazenów może trwać długo, gdyż ich prekursory są powszechnie stosowane w legalnej gospodarce, w wielu przypadkach nie są zakazane w Chinach. Mogą być też bardziej atrakcyjne dla europejskich gangów, bo nie wymagają złożonego procesu syntezy, jak fentanyl.
- Gramy granatem w piłkę nożną – mówi Pierre Lapaque.
To były francuski policjant, wieloletni dyrektor regionalny w UNODC, a dziś pierwszy wiceprezydent Międzynarodowej Rady Kontroli Środków Odurzających (INCB).
Trudno nam się umówić. Najpierw jest na wakacjach z piątką wnucząt. Potem choruje jedno z nich. A później mój syn. Więc kiedy udaje nam się spotkać, rozmawiamy też o dzieciach. Pytam przy okazji: „Co zrobić, by je uchronić”?
Lapaque: – Nie wiem, kiedy i jak źle będzie, ale wiem, że nie ma sposobu, by tego uniknąć. Moją rolą jako ojca, dziadka, byłego policjanta i członka INCB jest wciskać przycisk alarmowy.
Dlaczego?
Dlaczego nie, skoro każdego miesiąca na rynku pojawiają się nowe syntetyczne narkotyki?
Czemu kartele miałyby zrezygnować z dywersyfikowania dochodów? Dlaczego nie wysłać chemików do Europy, skoro nowe opiaty możesz wyprodukować w kuchni w domu?
Czemu mieliby zrezygnować z biznesu na bogatych dzieciakach z Europy?
Dlaczego bałkański gangster albo włoski mafioso ma odrzucić propozycję biznesu od Meksykanów?
Czemu chiński pracownik laboratorium miałby nie ukraść kilograma prekursorów i nie wysłać go na czarny rynek?
Skoro żaden rząd na świecie nie jest w stanie kontrolować wszystkich skrzynek pocztowych i wszystkich przesyłek, jak miałoby to się udać Europie?
Skoro kontrola granic nigdzie nie działała w stu procentach — czy chodzi o przemyt ziemniaków, czy narkotyków — dlaczego miałaby zadziałać na Starym Kontynencie?
W końcu, skoro to wszystko jest możliwe: nowe szlaki, produkty, nowa klientela, skoro Europa jest drugim co do wielkości producentem chemicznych prekursorów, to dlaczego miałoby ją to ominąć?
Musimy mieć oko na najmłodsze pokolenie. To główne zadanie. Przecież tacy jak ja nie biorą narkotyków. Jestem na to za stary. Masz 25, może 30 lat? Dobra, bierz, to twoje życie. Dwa miligramy zabijają, prawda? Jak, kupując tabletkę fentanylu na czarnym rynku, możesz wiedzieć, że twój aptekarz jest wystarczająco dobry, by dać ci mniej niż dwa miligramy? Nie narażałbym swojego życia na takie ryzyko. Chcesz się zabić? Nie mam sposobu, by zabronić ci narkotyków. Twoja sprawa. Baw się dobrze.
Ale jeśli jesteś młodszy, to moim zadaniem jako rodzica, dziadka i naszym wspólnym jako społeczeństwa jest zaopiekować się Tobą i dać ci narzędzia, które powstrzymają cię przed wejściem na tę jednokierunkową drogę.
Widzisz, że dziecko nie radzi sobie dobrze w szkole. Spędza podejrzanie dużo czasu w domu. Albo na odwrót — unika go, a kiedy wraca, jest przybite? To są pomarańczowe światła, które na wielu poziomach: rodziny, szkoły, społeczeństwa musimy wykryć jak najszybciej. Zanim zaświecą na czerwono.
Nie usłyszysz ode mnie, że to przegrana wojna. Musimy mieć jednak świadomość, że się wydarzy. I musimy stoczyć ją razem: na poziomie UE, krajów członkowskich, społeczeństwa obywatelskiego, na poziomie rodziny. Jeśli przygotujemy się na najgorsze, będziemy potrafili ograniczyć ryzyko. Nie możemy skupiać się wyłącznie na pracy organów ścigania. Odpowiedzialność dotyczy całego środowiska: rodziców, nauczycieli, lekarzy, polityków, którzy tworzą prawo i polityki antynarkotykowe.
Nie powiem, że w Europie nie jesteśmy przygotowani. Jesteśmy, ale niewystarczająco. Współpracuję z wieloma europejskimi podmiotami antynarkotykowymi i ekspertami w zakresie medycyny. Wiedzą, że to nastąpi. Zaprzeczają tylko nieliczni. Gdy spotykam się z przedstawicielami rządów, mówię, by byli przygotowani na zarządzanie ryzykiem.
Nie mówię, że wszyscy umrą, ale powtarzam, że nie mogą ignorować dzwonków alarmowych.
A te już dzwonią.
Fentanyl to gra w rosyjską ruletkę. Jeden nabój krąży w magazynku. W Europie dotąd nie wystrzelił. Ale jutro, pojutrze będziemy mieli nitazeny, a mówimy o kilku mikrogramach, które są o wiele bardziej śmiertelne. Za miesiąc albo za rok wynajdą jeszcze silniejsze substancje. To już zabawa pistoletem z naładowanym całym magazynkiem.
* Reportaż powstał dzięki współpracy z afgańskim fixerem Ferdawsem Barinem, któremu dziękuję za rady i pomoc.
Ten artykuł został opracowany przy wsparciu Journalismfund Europe. www.journalismfund.eu
Reportaż powstał dzięki wsparciu Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.
Świat
Zdrowie
Afganistan
fentanyl
handel prekursorami fentanylu
kryzys fentanylowy
opium z Afganistanu
talibowie
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.
Komentarze