0:000:00

0:00

Tekst jest efektem współpracy działu śledczego OKO.press i magazynu śledczego FRONTSTORY.PL.

Ksiądz Mirosław N., diecezjalny psycholog i kapelan ziemian, został w marcu 2022 skazany na trzy lata bezwzględnego więzienia za molestowanie seksualne 14-letniego chłopca. Do przestępstwa doszło na obozie rekolekcyjnym nieopodal wsi Mikaszówka pod Augustowem. Ksiądz N. i jego brat od niemal 40 lat organizują tam kolonie dla dzieci i młodzieży.

Mimo że ksiądz przyznał się do molestowania przed rodzicami ofiary, a sąd pierwszej instancji nie miał wątpliwości co do jego winy, po wyroku kapłan zwrócił się o pomoc do swoich wpływowych znajomych – potomków polskiej szlachty.

Dzięki wstawiennictwu przyjaciół w drugiej instancji broni go prawnik związany z Ordo Iuris.

Kto wsparł skazanego księdza? Listy w obronie duchownego przesłali do sądu m.in. Jan Maria Jackowski, do niedawna senator klubu PiS, oraz Jan Radziwiłł, syn wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła, z którego rodziną ksiądz N. od lat się przyjaźni.

Ma być schludnie i skromnie

Mikaszówka leży w Puszczy Augustowskiej, nad jeziorem Płaskim, osiem kilometrów od białoruskiej granicy. Ksiądz N. co lato organizuje tu dwa turnusy obozów rekolekcyjnych, osobne dla dzieci i młodzieży, prowadzi też rekolekcje rodzin. Warunki – surowe. Nie ma elektryczności ani bieżącej wody, są za to czteroosobowe namioty. „[…] W tych warunkach dzieci i młodzież kształtują swoje charaktery, swoje ciało, a przede wszystkim swojego ducha” – piszą organizatorzy na stronie internetowej.

Na obozach nie można też korzystać z telefonów komórkowych. Na początku turnusu oddaje się je do depozytu, a rozmowy z rodziną trzeba najpierw uzgadniać z opiekunami. Rodzice mają zakaz dzwonienia do dzieci i zakaz odwiedzin. „Wszelkie telefony oraz odwiedziny utrudniają i zaburzają funkcjonowanie obozu rekolekcyjnego” – głosi regulamin.

W programie codzienna msza, modlitwa oraz osobista refleksja nad Pismem Świętym i własnym życiem. W regulaminie czytamy, że rodzice powinni zadbać o skromne i schludne stroje: dziewczęta nie mogą mieć zbyt krótkich spódniczek lub bluzek odsłaniających brzuch.

Regulamin zakazuje też angażowania się uczestników we „wzajemne relacje uczuciowe”.

Paweł [imię zmienione – red.] po raz pierwszy jedzie do Mikaszówki w 2013 roku, ma 11 lat. Jego rodzice znają księdza N., utrzymują z nim koleżeńskie relacje, ksiądz bywa u nich w domu. Na obóz wysyłają syna ponownie w lipcu 2016 roku. Na koniec turnusu ksiądz N. proponuje 14-letniemu Pawłowi, by został dłużej i pomagał podczas następnych rekolekcji dla rodzin. Chłopak się zgadza. Wraz z kolegami pracują jako obsługa obozowego sklepiku.

Któregoś wieczoru, już po pracy i ostatnim apelu o godz. 21:00, chłopcy wybierają się jeszcze na pomost nad jeziorem. Po drodze spotykają księdza N., ten prosi Pawła o rozmowę w cztery oczy. Prowadzi go w okolice namiotów z prysznicami.

Gdy zostają sami, obejmuje chłopca, przytula i zaczyna całować w usta.

Chcą? Niech zabierają

„Byłem w szoku, usta miałem zamknięte, nie wiedziałem, co robić, czułem jego język, który »chodził po moich ustach«” – zezna Paweł kilka lat później.

Ksiądz przestaje, gdy słyszy odgłosy wracających z pomostu chłopców. „Macie Pawła” – mówi i odchodzi.

Paweł wraca do swojego namiotu. Jest w szoku, nie mówi nikomu, co zaszło. Telefon do rodziców? Nie wchodzi w grę – jego komórka leży w depozycie u organizatorów obozu. Następnego dnia unika księdza. Ale wieczorem, gdy z kolegami idzie na ognisko, ksiądz znów chce omówić z nim coś na osobności. Łapie chłopca za biodra i prowadzi w to samo miejsce w pobliżu łazienek.

„Tym razem wziął mnie swoją ręką za głowę i zaczął mnie całować. Nie stosował wobec mnie przemocy. Tak samo całował mnie jak wcześniej, »jeździł językiem po moich wargach«, a swoją ręką »czochrał mnie po głowie«” – zezna Paweł.

Ksiądz przestaje go całować i zaczyna rozmowę, gdy słyszy zbliżające się kroki. To kolega Pawła przyszedł powiedzieć, że ziemniaki z ogniska są już gotowe. We trzech wracają na ognisko, jednak ksiądz N. i Paweł na nim nie zostają – wracają do swoich namiotów. Tej nocy Paweł opowiada jednemu z kolegów, co robił z nim ksiądz N.

Przeczytaj także:

„Myślał, że ja żartuję, ale dopiero jak się rozpłakałem, to mi uwierzył” – zeznaje. Następnego dnia prosi kolegę o pożyczenie telefonu i przy nim dzwoni do ojca. Opisuje sytuację. Rodzice przyjeżdżają po niego jeszcze tego samego dnia, z obozu zabierają też siostrę i kuzynkę Pawła. Pretekstem ma być podróż służbowa i brak możliwości odebrania dzieci później.

Ksiądz N. nerwowo reaguje na wizytę. „Jak chcą, to niech zabierają” – rzuca.

Ksiądz N. straszy gejem

Ksiądz Mirosław N. organizuje obozy w Mikaszówce od wczesnych lat 80. N. to jeden z bardziej prominentnych księży diecezji łowickiej. Jest doktorem psychologii, wykładał na KUL-u, UKSW i w łowickim seminarium. Od ponad 20 lat pracuje w poradni rodzinnej Caritas w Łowiczu, jest terapeutą małżeństw i młodzieży.

Działa w ramach katolickiego ruchu Odnowy w Duchu Świętym. W latach 90. współpracował z Hanną Gronkiewicz-Waltz, gdy była warszawską liderką ruchu.

– N. promował ją w wyborach na prezydenta w 1995 roku. Jeździł po Polsce, namawiał ludzi, żeby na nią głosowali. Chciał zostać kapelanem Hanki – opowiada nam były kleryk z diecezji łowickiej.

Pracę psychologa ksiądz N. łączy z funkcją egzorcysty. W jednym z wywiadów opowiada, że do opętania może prowadzić nadmierna seksualność, pornografia lub zawierzenie wróżbitom.

N. nie lubi gejów. Na UKSW wystąpił na konferencji, której zapowiedź brzmiała: „Czy wiesz, że sprawcami jednej trzeciej wszystkich przypadków molestowania seksualnego dzieci są homoseksualiści?”.

Podczas wykładu o życiu w zgodzie ze swoją płcią ksiądz pokazuje publiczności homofobiczne obrazki. Na jednym z nich para gejów widzi tradycyjną rodzinę i rzuca: „Zboczeńcy!”. - Zdrowa rodzina zaczyna być ośmieszana. To nam wszystkim grozi – komentuje N. (nagranie wykładu dostępne jest na YouTube). Straszy też przedszkolami, w których chłopcom każe się zakładać sukienki: - To nie jest karane? Przecież to jest praktycznie jak molestowanie dziecka.

Zna ministra, zna szefa policji

Rodzice Pawła początkowo nie chcą nagłaśniać sprawy. W zeznaniach przed prokuratorem będą podkreślać, że ksiądz N. to wpływowa osoba. Ojciec wspomina, że kapłan chwali się znajomościami w ministerstwach i Komendzie Głównej Policji.

Matka Pawła również boi się ujawnić sprawę – nie chce stracić pracy katechetki. Opowiada o wszystkim znajomej. O pocałunkach dowiadują się inni organizatorzy obozu, członkowie wspólnoty religijnej Jana Chrzciciela, do której należy m.in. ksiądz Mirosław N.

Pod naciskiem wspólnoty ksiądz N. odwiedza rodzinę Pawła. Rozmawia z rodzicami chłopca. „Na początku nie dowierzaliśmy dla syna, gdyż zbyt dobrze znaliśmy księdza i nie wiedzieliśmy, co myśleć o całej sytuacji. Zmieniło się to, kiedy ksiądz dla nas się przyznał. Było to w październiku 2016 roku, kiedy ksiądz przyjechał do nas osobiście” – zezna matka Pawła.

Wiosną 2017 N. ponownie odwiedza rodzinę, tym razem z zamiarem przeproszenia chłopca.

„Ksiądz wtedy dał dla syna jako zadośćuczynienie długopis z kamerką (który nie działa) i do dnia dzisiejszego leży u nas w szufladzie”

– wspomina w zeznaniach ojciec Pawła.

Od wspólnoty rodzice dowiadują się, że ksiądz N. po przekazaniu prezentu uznaje sprawę za załatwioną. Gdy trzeci raz chce się z nimi spotkać, ojciec odmawia. Ksiądz zaczyna wydzwaniać do jego żony.

„Mówił w rozmowach, że się siebie przestraszył, że przeszedł badania, które stwierdziły, że nie ma z tym problemu, był na terapii, wyjeżdżał na rekolekcje i odmawiał za Pawła i za nas mszę” – zeznaje matka chłopca.

Jest dla niej jasne, że „to” oznacza pedofilię i że to pod tym kątem badał się ksiądz N.

Telefony stają się coraz bardziej natarczywe. Kobieta przestaje je odbierać.

Z Pawłem zaczyna coś się dziać: nie chce chodzić do kościoła, zaczyna palić i pić, uzależnia się od gier komputerowych, ogląda pornografię i intensywnie szuka kontaktu z dziewczętami. Rodzice i sam Paweł upatrują przyczyny w zdarzeniach z obozu w Mikaszówce. Chłopak wielokrotnie pyta matkę, czy jest gejem (w wieku 19 lat zostanie ojcem).

„Czasem zastanawiam się, dlaczego akurat to mnie to spotkało” – opowie w prokuraturze Paweł, wspominając obóz. „[…] Starałem się nie myśleć o tym zdarzeniu, ale co jakiś czas to do mnie wracało, miałem koszmary”.

Ojciec Pawła w zeznaniach przywołuje sytuację z lutego 2018 roku, dwa lata po molestowaniu Pawła. Syn wychodzi z domu i długo nie wraca. W końcu wysyła SMS, że chce się zabić. Twierdzi, że jego życie nie ma sensu. Policja i ratownicy medyczni znajdą chłopca u jednej z koleżanek. Całego.

Kuria donosi prokuraturze

W 2020 roku 18-letni Paweł na Facebooku trafia na informację o księdzu N.: kapłan udziela ślubu młodej parze. „Stwierdziłem, że jak taki ksiądz może nadal być w kościele i postanowiłem powiadomić o tym organy ścigania, aby on nikogo więcej nie skrzywdził tak jak mnie” – zezna.

Rodzina jedzie do Białegostoku, chłopak składa zeznania przed kościelnym delegatem ds. ochrony nieletnich, ks. Tomaszem Sulikiem. Już dzień później białostocka kuria zgłasza do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dlaczego nie zrobiła tego rodzina Pawła?

„Ja do tej pory bałam się zgłaszać cokolwiek organom ścigania i do tej pory boję się, co ksiądz może zrobić, gdyż jest on bardzo wpływową osobą” – zezna w śledztwie matka.

Kuria białostocka o sprawie N. informuje biskupa łowickiego Andrzeja Dziubę, bezpośredniego przełożonego księdza. Biskup wszczyna postępowanie kościelne, wysyła księdza do klasztoru i zakazuje kontaktu z dziećmi.

W zawiadomieniu do prokuratury duchowni przedstawiają krótko nie tylko relację Pawła, ale wspominają także o zeznaniach jego matki. Ta mówi im, że po historii z synem zaczęła kojarzyć fakty dotyczące księdza N.: lubił przytulać chłopców, brał ich na kolana.

„Wielokrotnie widziałam, jak chłopcy przytulali się do księdza, ale brałam to za normalną reakcję, gdyż dzieci były z bardzo różnych rodzin, czasami rozbitych lub półsieroty” – zezna.

Przecież przed wami klęknąłem

Podobne historie o obozach w Mikaszówce opowiadają nam byli klerycy z seminarium diecezji łowickiej, w którym ks. N. wykładał psychologię.

– Wśród ministrantów krążyły opowieści, że na jego obozach dzieją się dziwne rzeczy, bali się tam jeździć – wspomina w rozmowie z nami były kleryk.

Sprawę przejmuje prokuratura rejonowa w Augustowie. N. się o tym dowiaduje, wysyła do rodziców Pawła list. Przypomina o wizycie sprzed pięciu lat, kiedy klęknął przed nimi i, jak pisze, „stanął w prawdzie”. Błaga, by wycofać skargę.

Śledczy przesłuchują kolegów Pawła i organizatorów obozu, księdza N. badają biegli psychiatrzy i seksuolodzy. Ksiądz w prokuraturze nie przyznaje się już do winy i odmawia składania zeznań. W połowie grudnia 2021 roku akt oskarżenia przeciwko niemu trafia do sądu. Zarzut: molestowanie nieletnich.

Na rozprawie 3 marca 2022 prokurator domaga się kary dwóch lat i dwóch miesięcy więzienia, zakazu zbliżania się do Pawła przez 10 lat oraz 50 tys. zł zadośćuczynienia.

Wyrok zapada już po czterech dniach i jest surowszy, niż chcieli śledczy.

Trzy lata więzienia, 50 tys. zł zadośćuczynienia, 10-letni zakaz wykonywania zawodów, w których miałby kontakt z dziećmi i równie długi zakaz zbliżania się do osób poniżej 15. roku życia.

Wyrok nie jest prawomocny.

Do zdjęcia z dzieckiem Radziwiłła

Ksiądz Mirosław nie przesadzał, gdy chwalił się ojcu Pawła znajomościami. Wśród wpływowych przyjaciół jest Konstanty Radziwiłł, wojewoda mazowiecki, były minister zdrowia w rządzie PiS.

Jesienią 2015 roku w rodzinie Radziwiłłów szykują się duże zmiany. Konstanty – lekarz, społecznik, książę herbu Trąby i ojciec ośmiorga dzieci – postanowił kandydować do Senatu. Ale Radziwiłłowie żyją też innym wydarzeniem: 24-letni syn Konstantego, Michał, rezygnuje z mandatu radnego, by poświęcić się Bogu.

Wstępuje do Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego à Paulo. Wraz z ojcem udziela wywiadu katolickiemu „Gościowi Niedzielnemu”. Konstanty podkreśla w nim, że jednym z kapłanów-przewodników rodziny jest ks. Mirosław N. – Nasze dzieci od początku widziały, że to ktoś ceniony przez rodziców. I często, gdy nas odwiedzał, rozmawiały z nim o sprawach dla siebie ważnych – chwali kapłana dzisiejszy wojewoda.

Dzieci Radziwiłłów uczestniczą w obozach organizowanych przez księdza N. w Mikaszówce. Michał Radziwiłł będzie tam jeździł również wtedy, gdy zostanie kapłanem.

Związki rodziny z ośrodkiem N. są silne: brat Konstantego, biznesmen Maciej, jest jednym ze sponsorów Mikaszówki.

Ksiądz N. dobrze się czuje wśród arystokratów: wywodzi się z rodziny szlacheckiej (herbu Sas), działa w Stowarzyszeniu Potomków Sejmu Wielkiego i w Polskim Towarzystwie Ziemiańskim. W latach 90. współtworzy duszpasterstwo ziemian, do którego należą m.in. Radziwiłłowie. W artykule z 2011 roku na katolickim portalu idziemy.pl można przeczytać artykuł o tej wspólnocie. „Duszpasterstwo nas scala i integruje, bo przecież przez długi czas byliśmy porozrzucani po całym świecie” – odpowiada w artykule N. Tekst zdobi zdjęcie, na którym pozuje w otoczeniu rodziny Radziwiłłów. N. na rękach trzyma jedno z dzieci, obok uśmiecha się Konstanty Radziwiłł.

– Ksiądz Mirosław kreował się na autorytet moralny. Że wszystkim pomaga, że wszystkich zna. W seminarium śmialiśmy się, że chodził w złotych spinkach i tak podwijał rękawy od sutanny, żeby te spinki było widać. Przechwalał się, że zna te wszystkie ważne rody, że kiedyś nas im przedstawi i pokaże, jak żyją arystokraci – opowiada nam były kleryk.

Przyjaciele mnie lubią

Pierwszą apelację w sprawie księdza N. składa 15 kwietnia tego roku jego dotychczasowy obrońca, mecenas Grzegorz Stefański z Łowicza. Wyrok zaskarża w całości, podaje w wątpliwość winę skazanego.

Cztery dni później do sądu rejonowego w Augustowie wpływa jeszcze jedna apelacja. Jej autorem jest adw., dr Bartosz Lewandowski z warszawskiej kancelarii Khanzadyan Lewandowski i partnerzy, który na początku kwietnia zostaje drugim obrońcą N.

Lewandowski jest dyrektorem Centrum Interwencji Procesowej ultrakatolickiego Instytutu na rzecz kultury prawnej Ordo Iuris i rektorem uczelni Collegium Intermarium, powołanej przez środowisko tego Instytutu.

O Lewandowskim zrobiło się głośno pod koniec 2020 roku: ogłosił, że Ordo Iuris pozwie wydawnictwo Agora za grafikę opublikowaną w mediach społecznościowych przez „Wysokie Obcasy”, weekendowy dodatek „Gazety Wyborczej”. Grafika przedstawiała Maryję w maseczce z błyskawicą — symbolem Strajku Kobiet. Domniemana wina to przestępstwo z art. 196 kk, czyli obraza uczuć religijnych.

Jak to się stało, że sprawę księdza N. zdecydował się poprowadzić adwokat związany z Ordo Iuris?

I skąd ksiądz będący na utrzymaniu kurii, według obrony zarabiający 400 zł miesięcznie, miał pieniądze, by zapłacić za drugiego obrońcę z warszawskiej kancelarii? Dzwonimy do księdza N.

– Przyjaciele się za mną ujęli. Bo to jest ustawka. Na razie w to nie wchodźcie, bo sobie możecie kłopotów narobić – ostrzega nas kapłan. – Oni mnie lubią, znają mnie od dziecka i nie wierzą w takie rzeczy. Chcą mnie obronić pewnie. Moi przyjaciele dowiedzieli się i zorganizowali się… no, to pieniędzy to… Akurat poprosili tego człowieka.

Telefonujemy też do mec. Lewandowskiego. Mówi, że reprezentuje księdza N. prywatnie: – Instytut Ordo Iuris nie angażuje się w tego typu sprawy. To jest sprawa komercyjnie prowadzona w ramach pomocy prawnej w kancelarii.

W apelacji mec. Lewandowski dowodzi, że księdza pozbawiono możliwości złożenia wyjaśnień w trakcie rozprawy, bo nie został prawidłowo poinformowany o terminie. Podkreśla, że sąd popełnił błąd, nie przesłuchując pozostałych świadków na rozprawie i nie dostrzegł „incydentalnego” charakteru czynów księdza na tle jego życiowego dorobku.

Lewandowski podważa wiarygodność zeznań Pawła. Zdaniem adwokata „zachodziły wątpliwości co do stanu psychicznego świadka, jego zdolności do postrzegania lub odtwarzania przez niego postrzeżeń”.

Powód? Paweł płakał podczas rozprawy. Fakt, że postanowił zawiadomić o zdarzeniu po pięciu latach, obrońca księdza interpretuje jako dowód, że celem nie jest ochrona innych potencjalnych ofiar, a chęć wzbogacenia się. Dodaje, że Paweł nie udowodnił, że jego problemy psychiczne miały jakikolwiek związek z wydarzeniami w Mikaszówce.

Lewandowski stwierdza także, że gdyby przyjąć, że pocałunki faktycznie miały miejsce, sąd powinien rozpatrywać je raczej jako naruszenie nietykalności cielesnej (art. 217 kk), a nie molestowanie nieletniego. „Trudno zrekonstruować […], aby oskarżony podjął działania o charakterze seksualnym, względnie seksualnej motywacji” – pisze adwokat.

To ważny argument: maksymalna kara w przypadku naruszenia nietykalności to zaledwie rok więzienia. Przede wszystkim jednak linią obrony ma być nieposzlakowana opinia, jaką cieszy się ksiądz N. we wpływowych kręgach.

Zaliczam do zachowań normalnych

24 czerwca 2022 roku Lewandowski wnosi o dołączenie do akt nowych dowodów: listów, rekomendacji i zaświadczeń, które w obronie księdza wystosowali jego znajomi, a także byli uczestnicy organizowanych przez niego wyjazdów. W sumie 14 dokumentów, większość autorstwa arystokratów.

W obronie księdza staje m.in. Jan Albert Radziwiłł, 33-letni syn wojewody Konstantego. Wyjaśnia, że poznał N. jeszcze w latach 90., kiedy jako kapelan ruchu ziemian kapłan wszedł w bliską znajomość z jego rodziną. Jan kilkakrotnie bywał na obozach w Mikaszówce. W 2004 roku wraz z księdzem pojechał na autokarową wycieczkę po krajach bałtyckich i Rosji, gdzie zdarzało się, że dzielili pokój. Nigdy nie zauważył niestosownego zachowania.

„Jeżeli dochodziło do kontaktu fizycznego między nim, a kimś innym, w tym dzieckiem, to zawsze mieściło się do w granicach fizyczności, której osoba mająca trzeźwy osąd sytuacji zaliczy do zachowań normalnych” – stwierdza Jan Radziwiłł [pisownia oryginalna – red.]. Jak dodaje, „do momentu dowiedzenia się o zaistniałej sytuacji prawnej księdza ok. trzy miesiące temu” nie słyszał „ani razu, od żadnej osoby czegokolwiek sugerującego kryminalne zachowania księdza”.

Nie udało nam się skontaktować z Janem Radziwiłłem ani jego ojcem. Dzwonimy zatem do brata wojewody, Macieja.

– Moi bratankowie jeździli tam i nie obserwowali żadnych niepokojących zjawisk. Tylko tyle.

To typowe, że jak ktoś jest w areszcie czy ma postawione zarzuty, czy jest oskarżony, toczy się proces, takie listy się wysyła. Wie pan, to są takie listy, które nie mają żadnego znaczenia dowodowego – mówi nam Maciej Radziwiłł.

Przyznaje, że ksiądz Mirosław prosił go o napisanie podobnego listu. Odmówił.

– Bo jednak poręcza się za taką osobę, a tutaj przede wszystkim niech fakty i śledztwo wykaże, czy on jest winien, czy nie winien, a nie czy ja go uważam za niewinnego człowieka – tłumaczy Radziwiłł.

Dzieci? Wracały zadowolone

Wątpliwości co do nieskazitelnego charakteru księdza N. nie ma senator, do niedawna w klubie PiS, Jan Maria Jackowski (herbu Gozdawa).

„Jest on naszym przyjacielem domu i duszpasterzem od kilkudziesięciu lat. Ksiądz bywa regularnie w naszej rodzinie w związku z wydarzeniami roku liturgicznego. […]

Moje dzieci wyjeżdżały z księdzem Mirosławem N. na letnie obozy rekolekcyjne w Mikaszówce, z których wracały bardzo zadowolone” – pisze Jackowski.

„Pragnę podkreślić też niezwykłe dobre wychowanie i delikatność oraz normalność tego kapłana w relacjach z każdym człowiekiem, jego niezwykłą kulturę osobistą” – dodaje senator. W aktach znajduje się także bliźniaczo podobny list podpisany przez żonę Jackowskiego, Agnieszkę.

Dzwonimy do senatora Jackowskiego. Kto poprosił go o napisanie listu? Czy wiedział, że ksiądz się przyznał?

– Nie wypowiadam się na ten temat – ucina Jackowski. Potem wysyła SMS: „Do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sądowego odmawiam komentarza”.

Kapłana broni także Tytus Stanisław książę Czartoryski, 46-latek i pierworodny syn dolnośląskiego radnego PiS Tytusa Czartoryskiego. W liście do sądu zapewnia, że jego młodsze rodzeństwo uczestniczyło w obozach w Mikaszówce: „Jeden z moich kuzynów miał dość ciężki czas i, mówiąc wprost, był życiowo zagubiony. Ksiądz Mirosław zaprosił go na Mikaszówkę i od tego czasu kuzyn wszedł na dobrą drogę. Jako przyjaciel rodziny ksiądz Mirosław od lat obecny jest na spotkaniach rodzinnego związku Czartoryskich w Warszawie, i na wakacyjnych wczasach z dziećmi. Odprawia dla nas msze“.

Poręczyłem w ciemno

Za księdza N. ręczą Izabella Dembińska, szwagierka Macieja Radziwiłła – oraz Gabriela Morawska, również arystokratka.

Do pierwszej nie udało nam się dodzwonić, druga, gdy relacjonujemy jej szczegóły sprawy, mówi: – Ja nie wierzę w to, że ksiądz N. coś takiego zrobił.

List wysyła również wywodzące się ze szlachty małżeństwo Pawła Tarnowskiego i Teresy z domu Radziwiłł.

Paweł Tarnowski w rozmowie z OKO.press zapewnia, że o wystawionym przez niego poręczeniu dla sądu w ogóle nie rozmawiał z księdzem Mirosławem. Nie znał nawet treści wyroku ani przebiegu wydarzeń w Mikaszówce. – O sprawie dowiedziałem się od osoby trzeciej – wyjaśnia.

Także Maciej Radziwiłł przyznał, że ani on, ani jego brat nie wiedzieli, że ksiądz Mirosław początkowo do wszystkiego się przyznał. – On twierdzi, że jest niewinny. Nie jestem od tego, żeby go przesłuchiwać – mówi nam Radziwiłł.

Dzwonimy do Polskiego Towarzystwa Ziemiańskiego.

– Po rozmowie z prezesem zarządu głównego dr. Marcinem Schirmerem informacja jest taka, że z naszej strony nie będzie żadnego komentarza – mówi Piotr Łoś z zarządu.

– Czy ks. Mirosław N. dalej jest waszym kapelanem?

– To mogę potwierdzić, tak. Nie było żadnego, że tak powiem, powodu, żeby było inaczej.

– Czy wyrok skazujący w pierwszej instancji to nie jest wystarczający powód?

– Powiedziałem, że żadnego komentarza nie będzie.

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Daniel Flis

Dziennikarz OKO.press. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Wcześniej pisał dla "Gazety Wyborczej". Był nominowany do nagród dziennikarskich.

Komentarze