0:000:00

0:00

Można biegać czy nie? Kiedy jazda rowerem naraża nas na mandat, a kiedy jest dozwolona? Czy w sklepie oprócz nabiału i warzyw można kupić również wino, czy w takim wypadku policja ukarze nas mandatem za wyjście z domu po artykuły, które nie są niezbędne do życia? Pytania podczas stanu epidemii się mnożą, jasnych odpowiedzi brak, a policja często wykorzystuje szarą strefę interpretacji, by wlepiać wysokie mandaty.

Przeczytaj także:

Jak pisaliśmy w OKO.press, rozporządzenie Rady Ministrów z 31 marca 2020 wprowadza w Polsce ogólny zakaz przemieszczania się obywateli za wyjątkiem czynności absolutnie niezbędnych, takich jak:

  • podróże do pracy i służbowe oraz zakup towarów i usług z tym związanych;
  • zaspokajanie niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego, w tym uzyskanie opieki zdrowotnej lub psychologicznej, […] oraz zakup towarów i usług z tym związanych;
  • wykonywanie ochotniczo i bez wynagrodzenia świadczeń na rzecz przeciwdziałania skutkom COVID-19;
  • sprawowanie lub uczestniczenie w sprawowaniu kultu religijnego.

Ale "zaspokajanie niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami" to bardzo pojemna formuła. Po listach czytelników relacjonujących działania policji wlepiającej mandaty za samotny spacer, albo zatrzymującej za jazdę na rowerze lub bieganie, próbowaliśmy rozwikłać formalno-prawny labirynt związany z obostrzeniami rządu.

Mimo dogłębnej analizy, nie podjęliśmy się udzielenia jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, co można robić, a czego nie. Oprócz tego, że z całą pewnością należy przestrzegać zakazów wyrażonych w rozporządzeniu bezpośrednio. Czyli np. nie chodzić do parków, na bulwary czy plaże. Jednak zaznaczyliśmy, że wiele zależy od tego, jak naszą aktywność zinterpretuje konkretny patrol policji.

Wiemy również, że wątpliwości wobec podstaw konstytucyjnych zakazów wprowadzonych przez rząd ma Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar:

Nowe restrykcje i uprawnienia skwapliwie wykorzystuje policja. Często w sposób co najmniej dyskusyjny.

"Pan Władza" strofuje obywatela

Milicjant w czasach PRL był nazywany "Panem Władzą", ponieważ miał ogromną przewagę nad obywatelem i na podstawie własnego widzi mi się mógł stosować szeroki wachlarz środków represji. Bardziej od konkretnych paragrafów i teoretycznych wówczas praw obywatelskich liczył się nastrój milicjanta. Byli też równi i równiejsi: najważniejsi partyjni notable pozostawali poza prawem i kontrolą.

Co symptomatyczne, w założeniu władz komunistycznych Milicja Obywatelska miała być bliżej obywateli niż sanacyjna Policja Państwowa. W "Rzeczpospolitej" z 18 sierpnia 1944 roku (gazeta była wtedy organem Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego) opublikowano artykuł o utworzeniu MO. Czytamy w nim:

"(...) policja była szkołą deprawacji moralnej i politycznej, narzędziem w ręku dyktatury sanacyjnej. »Pan władza« — to była osoba nietykalna, to był wojewoda w swoim domu, w swojej kamienicy pobierający haracz łapówkowy".

Jak wiemy, milicja błyskawicznie stała się formacją o cechach tożsamych do tych krytykowanych przez komunistów.

Po przełomie 1989 roku również włożono wiele wysiłku, by przekonać obywateli, że policja w III RP "pomaga i chroni", a nie "represjonuje i karze". I ta zmiana wizerunku (mimo ujawnianych przez media nadużyć jak śmierć na komisariacie Igora Stachowiaka) w odróżnieniu od poprzedniej z czasem zakończyła się względnym sukcesem.

W czasie pandemii obserwujemy jednak powrót starych antagonizmów i schematów, a media pełne są relacji z co najmniej kontrowersyjnych interwencji policyjnych.

W czwartek 9 kwietnia internet obiegło nagranie z interwencji trzyosobowego patrolu (dwóch policjantów i funkcjonariusz Żandarmerii Wojskowej) wobec ojca z trójką dzieci.

Policjanci są niegrzeczni, krzyczą, straszą dzieci, nie potrafią wskazać podstawy prawnej swoich działań, odmawiają podania imienia, nazwiska i stopnia. Wszystko to podczas interwencji wobec osób przebywających na wewnętrznym placu zabaw. Tak opisuje wydarzenie autor filmu:

"Zamknięty plac zabaw na zamkniętym terenie należącym do jednoklatkowego bloku. Tak, jest zakaz. Odstęp 5 metrów między osobami.

Policjant nie przedstawił się, nie wylegitymował, nie miał czapki. Przystąpił gwałtownie do interwencji. Skończyło się wnioskiem do sądu o ukaranie, mandat nie został przyjęty".

Z kolei w Olsztynie trzej mężczyźni dostali 500 złotowe mandaty za skorzystanie z bezdotykowej myjni samochodowej. Również w Olsztynie policjanci powalili na ziemię rowerzystkę. Podczas interwencji tak zwracali się do zatrzymanej: "Nie wierzgaj, bo zaraz ci tę rękę złamię", "I tak masz szczęście, że nie jesteś facetem, bo byś taka ładna nie była", "To nie jest internet, to nie jest TVN, to jest prawdziwe życie".

Olsztyńska komenda zbagatelizowała incydent, pisząc, że nagranie dokumentujące zachowanie policjantów jest wyjęte z kontekstu. Pogroziła też obywatelom, pisząc (nieprawdziwie), że nagrywanie interwencji policji jest niezgodne z prawem. Również w przypadku interwencji na placu zabaw Mariusz Ciarka, rzecznik Komendy Głównej, przekonywał w TVN24, że film przedstawiał sytuację "wyrywkowo". Do zachowania rzecznika podczas pandemii jeszcze w tym tekście wrócimy.

Kaczyński może wszystko

Policja jest bardzo surowa dla obywateli, ale bardzo łaskawa dla władzy. Reporter OKO.press Robert Kowalski tak relacjonował obchody rocznicy katastrofy smoleńskiej, które w piątek 10 kwietnia odbyły się na pl. Piłsudskiego w Warszawie:

"Prezesowi Kaczyńskiemu asystowali głównie sprawdzeni towarzysze z partii: Marek Suski, Joachim Brudziński, Mariusz Błaszczak, Antoni Macierewicz, a także P.O. prezesa TVP Maciej Łopiński. Jak zazwyczaj zablokowano ulice wokół Pl. Piłsudskiego, na dachach snajperzy, a wszystkich przechodniów kontrolowali policjanci.

Zaszczyt stanięcia u boku prezesa w chwili składania hołdu zmarłemu, wcześniej zarezerwowany dla kuzyna Jana Marii Tomaszewskiego, tym razem przypadł mężowi Marty Kaczyńskiej". Choć Tomaszewski także brał udział w obchodach.

Wszyscy uczestnicy złamali zakaz zgromadzeń, nie przestrzegali obowiązkowej odległości 2 metrów, nie mieli żadnych środków ochronnych - ani rękawiczek, ani maseczek. Policja jednak nie interweniowała, tylko chroniła zgromadzonych, a gdy wybuchł skandal, pospieszyła z pomocą politykom Prawa i Sprawiedliwości:

"W związku z obchodami 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej przypominamy, że nie mamy w tym przypadku do czynienia ze zgromadzeniem w trybie ustawy, a poszczególne osoby wykonują swoje zadania w ramach pełnionych urzędów i funkcji" - oświadczyła Komenda Stołeczna.

View post on Twitter
Nie wyjaśniono jednak, jakie zadania wykonywał kuzyn prezesa i mąż bratanicy prezesa Prawa i Sprawiedliwości.

Nie dowiedzieliśmy się również, jakie zadania wykonywali politycy niepełniący żadnej oficjalnej funkcji państwowej: Kaczyński, Brudziński, Suski, Macierewicz. Trudno także dociec, dlaczego w ramach pełnionej funkcji był na placu szef TVP.

Jak dowiedzieliśmy się następnie z dziennika "Fakt", prezes Kaczyński złamał rażąco również inny zakaz, wjeżdżając limuzyną z kilkorgiem ochroniarzy na cmentarz powązkowski w Warszawie. Wszystko to w czasie, gdy cmentarz jest zamknięty, a drakońskie obostrzenia zakazują udziału w pogrzebach więcej niż pięciu osób. Rodziny zmarłych opłakują więc swoich bliskich za bramą cmentarza.

W sprawie drugiego incydentu nie poznaliśmy oficjalnego stanowiska policji. To o tyle zaskakujące, że w przypadku innych obywateli niż Jarosław Kaczyński, policjanci są nadzwyczaj wylewni.

Obywatel jak niegrzeczne dziecko

Sondaże pokazują, że przygniatająca większość Polaków popiera wprowadzone przez rząd obostrzenia i stosuje daleko idące ograniczenia w życiu codziennym, ale po trzech tygodniach przebywania w domach i samoizolacji dużej części społeczeństwa, napięcie jest coraz większe. Potęguje je fakt, że wysoki mandat można dostać za czynności, które potocznie nie kojarzą się z zagrożeniem epidemicznym: samotne wędkowanie, bieganie, łowienie ryb, etc.

Sytuacja wymaga od służb publicznych, zwłaszcza policji, umiejętnego komunikowania zakazów i obostrzeń.

Tymczasem policja na oficjalnych kanałach komunikuje się z obywatelami protekcjonalnie: po jednej stronie jest nieomylna władza, po drugiej niesforni obywatele.

Warszawska policja informuje o wprowadzeniu zasady "zero tolerancji" (nie podaje niestety na podstawie jakich przepisów" i chwali się liczbą interwencji oraz wlepionych mandatów, wychodząc widocznie z założenia, że im więcej mandatów, tym większy strach obywateli przed łamaniem reguł.

Tych zaś, którzy mają wątpliwości (uzasadnione wobec niejasnych i podatnych na mnogość interpretacji przepisów) - wyśmiewa za zadawanie pytań:

Również policja z Lwówka Śląskiego nie dopuszcza zadawania pytań funkcjonariuszom i jakichkolwiek wątpliwości: "Jeśli macie pytania, czy możecie wyjść tutaj, albo tam, czy możecie wyjść do sklepu kilka razy dziennie. Sami zacznijcie od zadania sobie pytań: (...) »Czy podważając obowiązujące nas wszystkich nowe przepisy w niepotrzebnej dyskusji z Policjantem zmienimy świat i pozbędziemy się problemu?".

Że to nie odosobnione przypadki, tylko konsekwentna polityka, udowadnia rzecznik Komendy Głównej Policji Mariusz Ciarka, fantazjujący na Twitterze o przemocy wobec obywateli.

Taka przemoc, że aż strach

Ciarka na Twitterze podał dalej między innymi posty pokazujące brutalne, pełne przemocy interwencje indyjskiej policji wobec osób, które nie przestrzegają obostrzeń. Sens tych wpisów: polscy obywatele powinni być wdzięczni polskiej policji, że nie traktuje ich pałkami po przyłapaniu na wyjściu z domu.

W zamyśle Ciarki miało to być zapewne zabawne, jednak uśmiech zamiera na ustach, gdy uświadomimy sobie, że organizacje praw człowieka alarmują o masowych nadużyciach w Indiach związanych z egzekwowaniem oficjalnych obostrzeń, a indyjska policja jest oskarżana nawet o koronawirusowe morderstwa.

Ciarka udostępnił również film przedstawiający brutalną interwencję hiszpańskiej policji, która ściąga mężczyznę z motocykla i bije. W komentarzu napisał: “Ten mężczyzna w jednym z krajów nie stosował się do obowiązków kwarantanny i izolacji... Zostawiam tylko do obejrzenia...”.

Twitter / Agencja Gazeta

Po krytyce internautów i publikacjach prasowych, m.in. "Gazety Wyborczej" Mariusz Ciarka skasował swoje posty bez słowa wyjaśnienia. To groźne, bo podkopuje solidarność społeczną, niezbędną dla sukcesu i skuteczności ustanowionych obostrzeń. Zwłaszcza, że i policji zdarza się łamać obowiązujące zakazy: media obiegła ostatnio informacja o zbiorowym grillu funkcjonariuszy drogówki.

Powrót do postaci "Pana Władzy" będzie szczególnie niebezpieczny, gdy epidemia minie: rozochoconej nowymi uprawnieniami policji trudno będzie się rozstać z poczuciem przewagi nad obywatelem.

Co ciekawe, dokładnie rok temu zdawał sobie z tego sprawę sam Mariusz Ciarka, który w rozmowie z tygodnikiem "Niedziela" mówił tak:

"Nikt dziś do młodego policjanta nie mówi: »„panie władzo«, bo i nie o to tu przecież chodzi, lecz o to, by policjant był doceniany i szanowany - jako ten, kto potrafi zapewnić każdemu potrzebną mu ochronę, potrafi pomóc niemal dosłownie w każdej sprawie związanej z bezpieczeństwem, a czasem także w innych. Policja to pomoc i ochrona (...) Zdajemy sobie sprawę, że dobry wizerunek i zaufanie ludzi są ważnymi elementami dobrej i skutecznej pracy policjanta. Policjant nie tylko niesie pomoc ludziom, ale też sam jej potrzebuje - potrzebuje współpracy z ludźmi".

OKO.press rekomenduje panu rzecznikowi podejście zgodne z jego własnymi słowami. Zwłaszcza w pandemii, gdy wzbudzanie antagonizmów między obywatelami a policją deprecjonuje tych funkcjonariuszy, którzy naprawdę narażają się dla dobra publicznego: zakażonych koronawirusem jest 70 policjantów.

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze