Ustawa o pomocy Ukraińcom jest niezła, choć tworzy grupę uchodźców drugiej kategorii - komentują specjaliści. Niektórzy Ukraińcy wrócą do kraju ogarniętego wojną tylko po to, by uzyskać polskie uprawnienia. Nie-Ukraińcom nie oferuje się prawie nic.
Rodzina ma sześć osób - 54-latka z dwiema córkami oraz dwójką wnucząt. Dopiero co przyjechały do Polski z Ukrainy. Znalazły mieszkanie. Właściciel najpierw chciał udostępnić je na kilka dni, potem stwierdził, że uchodźczynie mogą zostać przez dwa miesiące. W końcu zmienił zdanie. Jak stwierdził, jego gościnie mogą zatrzymać się u niego najwyżej na dwa tygodnie.
"Zapewne to przedłużenie dał w założeniu, że otrzyma dofinansowanie" - opisuje sprawę pani Iga, szukająca porady na jednej z grup pomocowych na Facebooku. Wsparcia dla właściciela mieszkania nie ma, bo rodzina dojechała do Polski przez inny kraj UE.
Dlatego cała piątka, by zyskać uprawnienia przewidziane ustawą o pomocy uchodźcom, musiałaby wrócić do Ukrainy tylko po to, by ponownie przekroczyć granicę.
Takich historii może być o wiele więcej. Uchwalona w sobotę (12 marca) ustawa obejmuje jedynie osoby, które przekroczyły polsko-ukraińską granicę "bezpośrednio".
"A przecież mogą to być chociażby rodziny, osoby bliskie, mieszkające w różnych regionach Ukrainy i korzystające z różnych dróg ucieczki (np. do Rumuni, na Słowację), które się rozdzieliły, a teraz chciałyby być razem w jednym kraju" - mówi OKO.press prof. Katarzyna Roszewska z Wydziału Prawa i Administracji UKSW.
"Może dochodzić do sytuacji, w których uchodźcy będą na chwilę wracać do Ukrainy, żeby przekroczyć granicę z Polską. To niebezpieczna sytuacja. Mam nadzieję, że uda się to poprawić".
W tym momencie jednak jedyną drogą do nabycia praw opisanych w ustawie jest ponowne wyjechanie do ogarniętego wojną kraju. Może wydawać się to szaleństwem, jednak jest o co walczyć. Chodzi nie tylko o dofinansowanie dla osoby goszczącej uchodźców (miesięcznie to 1200 złotych na osobę).
Ustawa daje obywatelom i obywatelkom Ukrainy prawo do pobytu na 18 miesięcy, możliwość legalnej pracy i uzyskania numeru PESEL. Ten jest na wagę złota - umożliwia na przykład założenie Profilu Zaufanego, Internetowego Konta Pacjenta i uzyskiwanie recept, również na leki refundowane.
PESEL-e dla Ukraińców są ustalane od środy (16 marca). Przed urzędami miast i gmin ustawiają się długie kolejki, choć przed środowym południem nie słychać jeszcze o paraliżu.
Polska Agencja Prasowa informuje między innymi o kilkusetosobowych kolejkach w Koszalinie czy Szczecinie. Przed urzędem w tym drugim mieście osoby z Ukrainy zaczęły ustawiać się jeszcze w nocy - wynika z relacji.
Kraków wnioski o PESEL przyjmuje między innymi w największej hali widowiskowo-sportowej Tauron Arenie. Tam też można zawnioskować o zagwarantowane ustawą i wypłacane jednorazowo 300-złotowe świadczenie. W Warszawie "operacja PESEL" w sobotę rozpocznie się na Stadionie Narodowym.
Katalog uprawnień opisany na 84 stronach dokumentu obejmuje też dostęp do świadczeń społecznych (w tym na przykład 500 plus) i darmowej opieki zdrowotnej na równych prawach z osobami polskiego obywatelstwa. Tych uprawnień odmówiono osobom, które do Unii Europejskiej wjechały w Rumunii, Słowacji czy na Węgrzech.
"Rząd celowo ograniczył napływ uchodźców przekraczających granicę w innych krajach, zakładając, że inne państwa też powinny być odpowiedzialne za ich przyjęcie. Można zrozumieć logikę wykluczenia tej grupy i argument o wspólnej odpowiedzialności wielu państw za tę sytuację" - zauważa w rozmowie z nami prof. Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
Według niego brak dogodnych rozwiązań prawnych nie zniechęci wielu osób do przyjazdu do Polski. "U nas jest największa diaspora ukraińska w tej części Europy. Część z uchodźców mogła mieć już doświadczenie pobytu w Polsce".
Możliwe, że ograniczający napływ uchodźców do Polski zapis zniknie z ustawy. Borys Budka z Platformy Obywatelskiej w środowe popołudnie poinformował o projekcie pilnej nowelizacji ustawy o pomocy Ukraińcom. Wykreśla ona obowiązek bezpośredniego przekroczenia polsko-ukraińskiej granicy dla osób, które chcą być objęte ustawowymi uprawnieniami. Pomysł miał wyjść od polityków obozu rządzącego. "PiS chce wykreślić słowo »bezpośrednio«, bo przyjęte regulacje eliminują z pomocy tysiące potrzebujących. Dodam, że analogiczne poprawki opozycji w tym zakresie odrzucili. Tak dla zasady" - czytamy we wpisie Budki na Twitterze.
Osoby, które wjechały do UE przez inne państwa niż Polska, na razie nie załapują się do systemu ustawowego. Mogą jednak korzystać z gwarantowanych przez Unię Europejską praw dyrektywy o ochronie czasowej. Na jej mocy obywatele i obywatelki Ukrainy zyskują prawo pobytu i pracy w całej Unii Europejskiej.
"Polskie państwo będzie musiało stosować jej przepisy w przypadku osób przyjeżdżających z innych krajów. Nie wiemy na razie, jak będą obok siebie funkcjonować nasza ustawa i unijna dyrektywa. To jest zupełnie niejasne. Nie ma też przepisów o realizacji uprawnień z dyrektywy w praktyce" - twierdzi prof. Klaus.
Wprowadzenie ustaleń europejskiego dokumentu do polskiego porządku prawnego jest szczególnie ważne, bo dotyczy również obywateli państw trzecich. Mogą oni skorzystać z ochrony jedynie, jeśli w Ukrainie byli uchodźcami i nie mają możliwości powrotu do krajów pochodzenia.
"Teraz według prawa nawet wojewodowie nie powinni pomagać osobom o innym obywatelstwie, zapewniając wyżywienie czy miejsce noclegowe. Ustawa powinna brać pod uwagę choćby minimalną ochronę dla takich ludzi, przynajmniej wydłużając okres legalnego pobytu na więcej niż 15 dni" - twierdzi Klaus.
Straż graniczna informuje, że 93 proc. osób przekraczających polsko-ukraińską granicę legitymuje się ukraińskimi paszportami. Oznaczałoby to, że 7 proc. z 1,7 mln osób (dane na 15 marca) ma inne obywatelstwo.
Pomagająca w kryzysie uchodźczym Fundacja Ocalenie podaje, że od początku wojny zajmowała się między innymi przybyszami z Afganistanu, Białorusi, Gruzji, Uzbekistanu, Maroka, Nigerii, Rosji, Iranu, Iraku, Algierii, Demokratycznej Republiki Konga, Chin i Palestyny.
W lepszej sytuacji niż nie-Ukraińcy są osoby, które do Polski przyjechały przed 24 lutego, jednak i one nie zyskują pełni ustawowych praw.
To absurd - twierdzi profesor Klaus zauważając, że wielu z nich znajduje się w podobnej sytuacji do rodaków uciekających przed wojną już po jej wybuchu. Bomby i rakiety mogą spadać na domy i tych pierwszych, i tych drugich. Ci pierwsi z kolei nie muszą być w Polsce zadomowieni. Mogli do nas przyjechać na przykład w styczniu, by przez kilka miesięcy dorobić.
"Ci, którzy przyjechali do Polski przed wojną, mają prawo do pobytu, pracy i prowadzenia działalności gospodarczej w Polsce przynajmniej do końca tego roku. To niewiele. W sytuacjach wyjątkowych nie będą mieli prawa do skorzystania z pomocy społecznej. To jest kompletna niespójność i nielogiczność tej ustawy".
Ustawa może i bywa nielogiczna i niespójna, ale w sumie jest nienajgorsza - zaznacza jednak Klaus.
Podobnego zdania jest Katarzyna Roszewska:
"To prawo bez precedensu, który dotyczy skali i powodów jego wprowadzenia. Nie możemy go porównywać do innych regulacji dokonując jego oceny. Tempo uchwalenia musiało być szybkie. Choć na pewno ustawa będzie wymagała poprawek wprowadzanych na bieżąco, w miarę, jak będą dostrzegane luki wymagające uregulowania" - twierdzi specjalistka ds. polityki społecznej.
Prof. Roszewska wymienia plusy ustawy. Chodzi między innymi o szybką możliwość uzyskania PESEL-u przez uchodźców, co przy dobrym poziomie informatyzacji usług publicznych może zdać egzamin.
Ustawodawcy przewidzieli też przyjazd dzieci w trudnej sytuacji życiowej. Mowa między innymi o małoletnich, którzy do Polski przybyli z osobami spoza swojej rodziny. W takich przypadkach będzie można zastosować uproszczoną procedurę ustalenia opiekuna tymczasowego.
"W niektórych sytuacjach, gdy okoliczności nie będą budziły wątpliwości, będzie możliwość przyspieszenia postępowania i wyznaczenia takiego opiekuna na posiedzeniu niejawnym. Dotyczy to dzieci, które przekroczyły granicę z dalszymi krewnymi lub osobami spoza swojej rodziny" - wyjaśnia Roszewska. Z takich samych uprawnień będą mogły skorzystać osoby opiekujące się dziećmi z domów dziecka.
Ekspertka mówi też o wątpliwościach dotyczących ukraińskich pacjentów. Co z tymi, którzy wymagają długotrwałego leczenia, a nie mają przy sobie dokumentacji dotyczącej swojej choroby?
"Czy pacjenci z Ukrainy będą wymagać diagnostyki od samego początku, czy będą leczeni na podstawie oświadczenia dotyczącego przebytych i aktualnych chorób?" - zastanawia się Roszewska.
Takie szczegóły będzie pewnie pomagała ustalić Katarzyna Drążek-Laskowska, powołana we wtorek rządowa pełnomocniczka do spraw leczenia uchodźców. To ona ma odpowiadać za przeniesienie Ukraińców do polskiego systemu opieki zdrowotnej - również tych, którzy żyją z niepełnosprawnością.
O opiekę nad takimi osobami apelował między innymi Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek. Zwracał uwagę na niedostosowanie przejść granicznych czy punktów recepcyjnych do ich potrzeb. Zaapelował też o lepszą pomoc dla osób z niepełnosprawnością już po przekroczeniu granicy i otrzymaniu pierwszej pomocy.
Chodzi między innymi o uruchomienie infolinii Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (PFRON) w języku ukraińskim.
"Trzeba przewidzieć też szybką ścieżkę orzekania o niepełnosprawności dla obywateli Ukrainy" - mówi Roszewska. - "Mamy umowę wzajemną z Ukrainą dotyczącą zabezpieczenia społecznego, ale ona dotyczy świadczeń z ubezpieczeń społecznych. Nie obejmuje uznawania orzeczeń o niepełnosprawności. Specustawa przewiduje możliwość objęcia obywateli Ukrainy z niepełnosprawnościami programami PFRON i z Funduszu Solidarnościowego" - twierdzi specjalistka.
Na razie PFRON ograniczył się jednak jedynie do deklaracji włączenia się "w rządowy program pomocy dla Ukrainy oraz gotowość wsparcia humanitarnego uchodźców, w szczególności osób z różnego rodzaju niepełnosprawnościami". Konkretów brak.
Niesienia pomocy nie ułatwia to, że właściwie nie wiemy, ile jest osób, którym trzeba poświęcić szczególną uwagę.
Zapytaliśmy państwowych urzędników o to, jaki jest wśród uchodźców odsetek osób powyżej 60. roku życia i niepełnosprawnych. Obie te grupy będą z pewnością częściej korzystać z opieki zdrowotnej.
Straż Graniczna przekazała nam, że nie prowadzi ewidencji wieku i płci. MSWiA nie odpowiada. Urząd do spraw Cudzoziemców odsyła z kolei do Straży Granicznej. Koło się zamyka.
Możemy mówić jedynie o tym, co widać "na oko" - na dworcach, w ośrodkach zapewniających pomoc i punktach recepcyjnych widać seniorów (na przykład babcie uciekające przed wojną z wnukami) czy osoby poruszające się na wózkach.
A bez skrupulatności w określeniu potrzeb osób uciekających przed wojną się nie obejdziemy. Przyjęcie uchodźców wymaga od państwa ogromnego wysiłku i wyłożenia dużych pieniędzy. Według analityków banku Pekao jeszcze w tym roku na pomoc wydamy 24 miliardy złotych - zakładając, że liczba osób zatrzymujących się w Polsce osiągnie dwa miliony.
Budżetowe środki trzeba właściwie podzielić, kierując je w pierwszej kolejności do najbardziej potrzebujących. Jednak nawet z najlepszym planem wydatków sami nie damy sobie rady - zauważa profesor Klaus.
"Polski rząd nie podoła zadaniu w pojedynkę - przede wszystkim w kwestiach mieszkaniowych. One są newralgicznym problemem, przed którym za chwilę staniemy. Musimy zastanowić się, w jaki sposób zorganizować w UE sposób rozdzielania odpowiedzialności za pomoc osobom z Ukrainy pomiędzy poszczególne państwa w sposób zaplanowany, zorganizowany, uwzględniający preferencje tych osób. Za ich wyborami powinny pójść strumienie pieniędzy" - podsumowuje ekspert Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.
Polityka społeczna
Uchodźcy i migranci
Rząd Mateusza Morawieckiego
PESEL
Ukraińcy
Ukraińcy w Polsce
ustawa o uchodźcach
wojna w Ukrainie
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze