Anna Mierzyńska
Anna Mierzyńska
Firma FA Agency, która brała udział w manipulowaniu opinią publiczną w rumuńskich wyborach prezydenckich, mogła mieć siedzibę w Polsce. Dziś FA Agency zaciera ślady. Ale OKO.press odkryło, że w aktywności tej agencji widoczny jest wyraźny rosyjski trop
FA Agency jest jedną z firm, zaangażowanych w kupowanie rumuńskich influencerów. To między innymi na jej zlecenie osobowości internetowe publikowały filmy na platformie TikTok, promujące prorosyjskiego kandydata skrajnej prawicy Călina Georgescu (na zdjęciu u góry). Agencja na swojej stronie internetowej podaje, że jest firmą z RPA i działa w południowej Afryce. Dziennikarze francuskiego dziennika „Le Monde” ustalili jednak, że w rzeczywistości agencja miała biura w Warszawie oraz zatrudniała polskich i ukraińskich specjalistów od marketingu afiliacyjnego (polegającego na komercyjnej współpracy z internetowymi influencerami).
OKO.press odkryło jeszcze jeden element związany z FA Agency. Mimo że firma w ostatnich dniach intensywnie zaciera ślady w sieci, działa jeszcze jej witryna internetowa.
W kodzie źródłowym strony należącej do FA Agency znajdują się komentarze napisane w języku rosyjskim.
Co więcej, programista nie korzystał z gotowego oprogramowania. Kod został napisany specjalnie dla tej witryny. Użycie podczas tego procesu języka rosyjskiego oznacza, że programista (a dokładnie web developer) był osobą rosyjskojęzyczną. To mocny ślad, wskazujący na udział Rosji w tej operacji.
24 listopada 2024 w Rumunii odbyła się pierwsza tura wyborów prezydenckich, którą wygrał prorosyjski kandydat skrajnej prawicy Călina Georgescu. Chwilę później wybuchł skandal, ponieważ okazało się, że na jego zwycięstwo prawdopodobnie miała wpływ internetowa operacja, zrealizowana przede wszystkim na platformie TikTok.
Jak pisała w OKO.press Paulina Pacuła: „Ponad 25 tysięcy kont na TikToku uaktywniło się w skoordynowany sposób w połowie listopada 2024 roku. (…) Jądrem sieci było 797 najaktywniejszych kont. (…) Wszystkie pozostawały w uśpieniu, dopóki – jak w zegarku – nie uaktywniły się 11 listopada, publikując treści dotyczące Georgescu lub podbijając i szerując treści opublikowane przez niego. Efekt? Milionowe wyświetlenia postów i ogromna widoczność kandydata w mediach społecznościowych, która wydatnie pomogła mu zwyciężyć w pierwszej turze wyborów prezydenckich 24 listopada”.
Działania na TikToku były koordynowane na platformie Telegram. Tiktokowe konta publikowały filmy z tymi samymi hashtagami, wspierającymi Georgescu. Używały nawet takiego samego ciągu emotikonek. Te zabiegi sprawiły, że filmy były bardzo widoczne na platformie. W kampanii nie użyto jednak botów, czyli automatycznych kont. Wykorzystano natomiast sieciowych influencerów, którzy dostali płatne zlecenia na udostępnianie takich materiałów.
Ostatecznie wybory w Rumunii zostały unieważnione. Proces wyborczy w tym kraju został poważnie zakłócony.
Operację wpływu ujawniły rumuńskie służby. Ich raport został odtajniony.
Służby nie wskazały wprost, że za akcją stoi Rosją, ale mocno to zasugerowały.
W dokumentach podkreślono, że tego rodzaju działania był w stanie zrealizować tylko „aktor państwowy”. A państwu, któremu mogło zależeć na wybraniu Georgescu, była właśnie Rosja. Ostatecznie pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii unieważniono.
Z rumuńskiego raportu wynika, że działania sieciowe na rzecz prorosyjskiego kandydata opłacał Bogdan Peșchir, nieznany bliżej programista rumuńskiego pochodzenia, który obecnie mieszka w Republice Południowej Afryki.
„Peșchir miał wpłacić na kampanię Georgescu niemal milion euro, z czego 380 tysięcy euro zgarnął sam TikTok. To z tych środków mieli być opłacani m.in. rumuńscy influencerzy, którzy zaangażowali się w promocję Georgescu. Współpracę z nimi nawiązywała pochodząca z RPA firma FA Agency. Agencja oferowała 1000 euro za dystrybucję wideo promującego Georgescu. Płatności były realizowane przez aplikację FameUP” – pisała Paulina Pacuła.
Właśnie w związku z FA Agency w sprawie pojawił się watek polski. Na początku tego tygodnia francuski dziennik Le Monde ustalił, że
agencja marketingowa, choć oficjalnie znajdowała się w RPA, w rzeczywistości mieściła się w Warszawie.
Jej pracownikami mieli być Polacy i Ukraińcy, specjaliści od marketingu afiliacyjnego. Le Monde ich zidentyfikował, ponieważ na swoich kontach na Instagramie wskazywali, że pracują dla FA Agency. Te same osoby miały też konta na platformie LinkedIn, ale tam nie chwaliły się związkami z FA Agency.
Le Monde nie podał nazwisk tych osób ani adresu biura agencji. Trudno jest więc dziś zweryfikować jego doniesienia. Tym bardziej że w tym samym okresie FA Agency zaczęła zacierać ślady. Konta pracowników zniknęły z Instagrama, podobnie jak pozostałe powiązania z agencją w internecie.
Została jedynie uruchomiona kilka miesięcy temu strona internetowa, do której nie prowadzą żadne linki zewnętrzne. Agencja nie ma kont w mediach społecznościowych, nie jest też przez nikogo wspominana. Nie ma też śladów rejestracji firmy o takiej nazwie.
Czyszczenie sieci to jedno, ale brak cytowań, oznaczeń i powiązań wskazuje, że FA Agency była prawdopodobnie jedynie przykrywką dla prawdziwej, niejawnej działalności.
Firmę stworzono, by za jej marką ukryć prawdziwych zleceniodawców.
Mimo sieciowej czystki OKO.press odkryło istotny element, który może stać się ważnym fragmentem ustaleń na temat operacji wpływu w Rumunii. Oto w kodzie źródłowym strony faagency.org znajdują się komentarze napisane w języku rosyjskim. To nietypowa sytuacja. Programiści na całym świecie posługują się językiem angielskim. Czasami jednak dodają objaśnienia komend w innym języku i wtedy używają rodzimego języka. Tak prawdopodobnie stało się w tym przypadku.
Strona FA Agency napisana jest w popularnym języku programowana JavaScript. W kodzie źródłowym znajduje się siedem komentarzy po rosyjsku.
Na zrzucie ekranu pokazujemy część z nich. Poniżej tłumaczenie widocznych tam fraz rosyjskich:
„Te frazy nie są częścią skryptu, lecz komentarzami autora kodu. Zdarza się, że web developerzy dodają takie komentarze, by później łatwiej się było zorientować, do czego służy dana część kodu” – wyjaśniał jeden z ekspertów IT, z którymi się skonsultowaliśmy (prosił o niepodawanie nazwiska).
Ekspert zwrócił również uwagę, że strona nie jest oparta na żadnym powszechnie dostępnym systemie zarządzania treścią (jak np. Wordpress). Mamy do czynienia z prostą stroną, którą programista sam napisał. Tym bardziej uprawniony jest wniosek, że
stronę FA Agency stworzył Rosjanin lub osoba pracująca w zespole, w którym język rosyjski jest używany.
Inna hipoteza, która wyjaśniałyby rosyjskie frazy w kodzie, to korzystanie przy tworzeniu strony z kodu, który powstał przy okazji innego projektu, także związanego z Rosją lub adresowanego na rosyjskojęzyczny rynek.
Każde z tych wyjaśnień wskazuje jednak na udział osób rosyjskojęzycznych przy tworzeniu strony. Biorąc pod uwagę kontekst wyborów w Rumunii, trzeba uznać, że mamy tu jeden z pierwszych dowodów, który pozwala powiązać Rosję z FA Agency. A dzięki temu także z organizowaniem współpracy z influencerami podczas kampanii wyborczej w Rumunii. Natomiast rosyjskie związki kont na TikToku opisali wcześniej rumuńscy dziennikarze z context.ro.
Jednocześnie nie wyklucza to ustaleń Le Monde, że FA Agency działała z Warszawy i zatrudniała głównie Ukraińców. Jedną z metod rosyjskich działań wpływu jest realizowanie operacji pod obcą flagą. Oznacza to, że choć za akcją faktycznie stoją na przykład rosyjskie służby, całość jest tak przeprowadzana, by materialne ślady prowadziły do innych państw, prywatnych firm czy osób niekojarzonych z Rosją.
Rosja już wcześniej chciała wykorzystywać influencerów w operacjach wpływu. W 2021 roku równie tajemnicza jak FA Agency agencja marketingowa Fazze proponowała influencerom z Niemiec i Francji udział w kampanii na temat szczepionek. Fazze proponowała wówczas dwa tysiące euro za udostępnienie na kanale YouTube materiału przekazanego przez agencję. Znajdowała się w nim fałszywa informacja, że śmiertelność po podaniu preparatu Pfizera jest trzykrotnie wyższa niż po podaniu niepopularnej już wówczas szczepionki AstraZeneca.
Wówczas dziennikarze Radio Free Europe/Radio Liberty ustalili, że agencja Fazze była częścią agencji marketingowej AdNow, działającej jednocześnie w Wielkiej Brytanii i Rosji. Zarządzała nią Julia Sierebranskaja.
Ta zbieżność w metodach działania może wskazywać nie tylko na ich wykorzystywanie przez to samo państwo. Ze śledztwa portalu Intelligence Online oraz rumuńskiego medium Snoop wynika, że agencja Sierebranskiej była zaangażowana także w Rumunii. AdNow od lat współpracuje z Romania TV (RTV) – najchętniej oglądanym lokalnym kanałem telewizyjnym w Rumunii. W latach 2016–2020 z AdNow do firm telewizji rumuńskiej przepłynęło prawie sto tysięcy euro. Przez ostatnie kilka lat AdNow dokonywało regularnych płatności w wysokości siedmiu tysięcy euro na rzecz RTV.
AdNow finansowała również rumuńskich influencerów. Jeden z nich rozpowszechniał dezinformację zdrowotną, drugi prowadził portal z teoriami spiskowymi. Kolejni siali dezinformację na temat medycyny alternatywnej.
W 2021 roku akcja AdNow w Niemczech i Francji się nie udała, ponieważ influencerzy ujawnili, jaka propozycję dostali. Sierebranska i jej zleceniodawcy zapewne wyciągnęli wnioski z tej porażki. W 2024 roku rumuńscy internauci bez problemów zrealizowali zlecenie. Choć oficjalnie mogło ono płynąć z biur w Warszawie, prawdopodobnie przyszło jednak z Rosji.
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Komentarze