"Zdarza się, że personel medyczny bez pytania nacina kobietom krocze, na siłę rozwiera nogi. Wyrok TK jest symbolem tej przemocy. Patriarchalnego położnictwa. Brakuje mi w tej sprawie silnego głosu środowiska lekarskiego, głosu położnych" - mówi OKO.press szefowa Rodzić po Ludzku
Joanna Pietrusiewicz wielokrotnie wypowiadała się w OKO.press jako obrończyni praw kobiet. Mówiła o tym, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłebskiej z 22 października 2020 zachwiał poczucie bezpieczeństwa pacjentek. Przestają ufać lekarzom i lekarkom, nie są pewne, czym się kierują w swojej praktyce.
Teraz polemizuje z interpretacją, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego Przyłębskiej nie miał związku ze śmiercią Agnieszki z Częstochowy (37-letnia kobieta do szpitala trafiła w pierwszym trymestrze bliźniaczej ciąży. Zmarła kilka tygodni później. Prokuratura wyjaśnia sprawę).
W rozmowie z OKO.press przekonywał do tego dr Maciej Socha, ginekolog-położnik, onkolog i perinatolog. Mówił, że ginekolodzy postępowali prawidłowo, a przyczyn śmierci pacjentki należy - być może - szukać w innych jej problemach medycznych.
Tej medycznej narracji Joanna Pietrusiewicz przeciwstawia narrację społeczną.
Opowiada o przemocy, której doświadczają kobiety w szpitalach i gabinetach ginekologów.
"Zdarza się, że personel medyczny w trakcie porodu bez pytania o zgodę nacina kobietom krocze, że lekarze na siłę rozwierają pacjentkom nogi. Nie ma tygodnia, w którym nie interweniujemy jako fundacja na porodówkach, bo personel medyczny karze kobietom rodzić w maseczkach ochronnych".
"Wyrok TK to symbol opresyjnego państwa, systemu ochrony zdrowia i nierzadko lekarzy. Przez zmianę prawa śmierć Agnieszki potęguje lęk u kobiet, że zaraz ktoś inny podejmie decyzję o ich życiu, że zrobi to za ich plecami.
To dlatego przestajemy ufać lekarzom, śledzimy procedury medyczne, weryfikujemy ich postępowanie. Dopóki prawo się nie zmieni, za każdym razem, kiedy usłyszymy o skrzywdzonej kobiecie, będziemy tak reagować".
Julia Theus, OKO.press: Rodzina Agnieszki przekonuje, że jej śmierć to kolejny dowód na to, że "panujące rządy mają krew na rękach". Ale nawet znani bezkompromisowi lekarze - tacy jak doktor Maciej Socha - twierdzą, że wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie miał z tym nic wspólnego. Pani też tak uważa?
Joanna Pietrusiewicz, szefowa Fundacji Rodzić Po Ludzku: Nie zgadzam się z tym. Gdyby nie wyrok Trybunału Konstytucyjnego, śmierć Agnieszki nie budziłaby skrajnych emocji. Mówilibyśmy o niej w inny sposób.
Wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie odbiera kobietom prawa do decydowania o swoim życiu. Prawo to zostało nam odebrane już 30 lat temu, kiedy w życie weszła ustawa z 1993 roku zaostrzająca przepisy aborcyjne. Pojawiły się w niej trzy przesłanki do przerwania ciąży: zagrożenie zdrowia lub życia matki, prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu oraz ciąża z gwałtu. W tych trzech sytuacjach ktoś będzie mógł dokonać aborcji w określonych okolicznościach. W żadnej z nich decyzja o aborcji nie należy do kobiety.
Wyrok TK zakwestionował możliwość aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu albo nieuleczalnej choroby i boleśnie nas w tym utwierdził. Jest to więc symbol opresyjnego państwa, systemu ochrony zdrowia i nierzadko przemocy lekarzy wobec kobiet. Ma wpływ na każdą z nas.
Śmierć Agnieszki potęguje lęk u kobiet, że ktoś zaraz podejmie decyzję o ich życiu, że zrobi to za ich plecami. Nie pomaga problem z komunikacją na szpitalnych korytarzach.
Prawo do informacji jest bardzo często naruszane w szpitalach położniczych i nie chodzi tylko o trudne czy niepokojące sytuacje.
Rodzina Agnieszki twierdzi, że w szpitalu była lekceważona. Nie miała możliwości odwiedzin i dostępu do informacji o jej stanie zdrowia, a potem dostępu do dokumentów. Wiemy jednak, że Agnieszka nie podpisała na to zgody.
Kobiety, które trafiają na oddziały ginekologiczne, nie zawsze są świadome, że taka zgoda może się przydać, jeśli stanie się coś złego. Zazwyczaj nikt ich o tym nie informuje.
Niektóre kobiety czują się dyskryminowane w szpitalach przez to, że zadają pytania.
Od zirytowanych lekarzy słyszą, że zawracają im głowę “drobiazgami”. Tylko, że te “drobiazgi” mają ogromne znaczenie - czasem są pytaniami w sprawie życia i śmierci.
Lekarze nie informują kobiet o kluczowych procedurach?
Zdarza się to często. Kobieta powinna wyrazić zgodę na każdy zabieg, na każdą procedurę. Podczas porodu taką procedurą jest chociażby podanie kroplówki z oksytocyną, gdy skurcze porodowe słabną lub konieczna jest stymulacja akcji porodowej. Nie każda kobieta otrzymuje informacje, dlaczego musi dostać oksytocynę, jakie są wskazania medyczne, aby ją podać, jakie będą tego konsekwencje. Zdarza się, że personel medyczny w trakcie porodu bez pytania o zgodę nacina kobietom krocze.
Kobiety zgłaszają to Pani?
Tak. Proszę sobie wyobrazić kolejną sytuację. Lekarz wchodzi do pokoju i przegląda dokumentację medyczną kobiety albo patrzy na zapis KTG, czyli kardiotokografii. To monitorowanie akcji serca płodu i akcji skurczowej mięśnia macicy, które jest przeprowadzane podczas porodu. Pozwala wykryć sytuacje zagrożenia życia płodu. Lekarz stoi nad łóżkiem pacjentki, patrzy to niezwykle ważne badanie i wychodzi. Nic nie mówi. Kobieta zostaje z tym sama. Przed porodem! W jej głowie zaczynają mnożyć się pytania. "Czy coś jest nie tak?", "Czy zaraz wydarzy się coś złego?".
Mam prawie 50 lat i nie pamiętam położnictwa, które nie byłoby położnictwem opresyjnym.
Mimo tego, że wiele się zmieniło, że mamy ustawę o prawach pacjenta i określone standardy opieki okołoporodowej, cały katalog praw przysługujący kobietom w ciąży, w porodzie i w połogu, to ciągle dochodzi do łamania prawa.
W jaki sposób?
Kobiety mają nadal wiele negatywnych doświadczeń z opieki okołoporodowej. Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Rodzić po Ludzku, co piąta pacjentka czuje się ignorowana podczas pobytu w szpitalu, a co dziesiąta zawstydzona. Do wielu naruszeń dochodzi podczas pandemii koronawirusa.
Mimo jasnego zalecenia, że kobieta podczas porodu nie powinna mieć maseczki ochronnej, nie ma tygodnia żebyśmy jako fundacja nie musiały interweniować w tej sprawie na porodówkach.
Kobiecie zakażonej koronawirusem nie wolno bez jej zgody odbierać dziecka po porodzie - powinna decydować, czy chce mieć je przy sobie, czy też nie. Mimo to cały czas interweniujemy w placówkach, które to robią.
Czasem lekarze, położne krzyczą na kobiety. Rzucają obraźliwe komentarze, na przykład jeżeli kobieta jest otyła.
Rzadko, ale nadal na porodówkach dochodzi do przemocy fizycznej. Do tego, że lekarze na siłę rozwierają pacjentkom nogi.
Mężczyźni bronią patriarchalnego położnictwa, w którym są siłą dominującą. Często nie rozumieją, jak się czujemy. Po wyroku TK każda kobieta, która trafi do szpitala w ciąży, będzie się zastanawiała, dlaczego lekarz zachowuje się w taki, a nie inni sposób. Bo wyrok TK sprawił, że nie czujemy się bezpieczne.
Lekarze mówią, że strach na szpitalach korytarzach jest coraz bardziej odczuwalny. Doktor Socha przyznał, że po śmierci Agnieszki wywołał poród, aby uspokoić męża pacjentki w ciąży bliźniaczej, podczas której obumarł jeden z płodów. Mimo tego, że nie było to konieczne.
Tylko że ta panika, to nie jest wina pacjentek i ich rodzin. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego odebrał nam zaufanie do lekarzy i przekonanie, że szpital jest miejscem, w którym możemy czuć się bezpiecznie. Pamiętajmy też o ustawie o prawach pacjenta. Jeżeli mamy wątpliwości, możemy skorzystać z przepisu, który daje nam prawo do zasięgnięcia dodatkowej opinii lekarza. Art. 6 ustawy o prawach pacjenta mówi, że „pacjent ma prawo żądać, aby udzielający mu świadczeń zdrowotnych lekarz zasięgnął opinii innego lekarza lub zwołał konsylium lekarskie”. Jeżeli lekarze się na to nie zgodzą, to sprawa musi być wpisana do dokumentacji medycznej.
Jednak dopóki prawo się nie zmieni, kobiety będą zmagały się z rosnącym lękiem. Każda będzie sprawdzała, czy lekarz kieruje się wiedzą medyczną, czy strachem przed prokuratorem. Wielu utytułowanych lekarzy mówi, że analizując postępowanie medyczne myśli o zmienionym prawie, o swoim bezpieczeństwie.
Lekarze przyznają, że się boją. Ale co środowisko medyczne zrobiło w sprawie aborcji przez ostatnie 30 lat? I teraz, po wyroku Trybunału Konstytucyjnego?
No właśnie.
Zapadła cisza.
Pojawiają się głosy lekarzy, którzy stoją po naszej stronie, ale to są głosy pojedyncze. Brakuje silnego głosu całego lekarskiego środowiska, głosu położnych. Lekarze mogliby dużo zrobić w sprawie prawa aborcyjnego w Polsce.
Wiemy, że jeżeli lekarz obawia się tego, że będzie miał kłopoty, to może się to odbić na kobiecym zdrowiu. Po wyroku TK i śmierci Izabeli z Pszczyny jesteśmy wyczuleni na wyczekującą postawę lekarzy.
Kojarzy się nam z obojętnością, dlatego tak ważne jest, aby lekarze komunikowali się z pacjentkami.
To dlatego śledzimy procedury medyczne, przestajemy ufać lekarzom, weryfikujemy ich postępowanie. Dopóki prawo się nie zmieni, za każdym razem, kiedy usłyszymy o skrzywdzonej kobiecie, będziemy tak reagować. Postępowanie w sprawie śmierci Agnieszki cały czas się toczy. Nie chcę oceniać tej sytuacji, bo nie jestem lekarką, nie byłam świadkiem tego, co wydarzyło się w szpitalu w Częstochowie.
Powtórzę jeszcze raz: sam fakt, że o tej sytuacji nie rozmawiamy jak o tragedii rodziny, tylko próbujemy rozstrzygnąć, czy miał na nią wpływ wyrok TK, czy też nie, świadczy o tym, że zaostrzone prawo aborcyjne przynosi coraz gorsze konsekwencje.
Każda kolejna związana z nim śmierć, to o jedna za dużo.
Zdrowie
Julia Przyłębska
Trybunał Konstytucyjny
ciąża
lekarze
opieka okołoporodowa
porodówka
szpital
zakaz aborcji
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze