Policja wyjaśniła, że przed styczniową „miesięcznicą smoleńską” tropiła protestujących obywateli wysięgnikiem „profilaktycznie”. Czyli bez podstaw prawnych – punktuje Rzecznik Praw Obywatelskich
W sprawie wysięgnika — kolejnego ekscesu policji, która stara się zapewnić Jarosławowi Kaczyńskiemu komfort comiesięcznych politycznych obchodów pamięci ofiar katastrofy smoleńskiej — toczy się fascynująca korespondencja RPO z władzą.
RPO pyta o wyjaśnienia, a policja musi mu odpowiedzieć na piśmie. To pokazuje, jak struktury państwa, póki istnieją i zachowują niezależność, mogą hamować autorytarne zapędy.
I opisał, jak „przy użyciu środka technicznego w postaci podnośnika Państwowej Straży Pożarnej, funkcjonariusze Policji zostali wyniesieni na wysokość okien lokalu nr 22, które znajdowały się w bezpośrednim sąsiedztwie odbywających się uroczystości, w celu dokonania sprawdzenia w zakresie istnienia realnego zagrożenia bezpieczeństwa osób biorących udział w uroczystościach, wśród których znajdowały się m.in. osoby ochraniane przez Służbę Ochrony Państwa”. Komendant powołał się m.in. art. 15 ust. 1 pkt 9 lit. a ustawy o Policji
„Wskazać zatem należy, że działania funkcjonariuszy nie miały oparcia w przywołanym przez Komendanta Stołecznego Policji przepisie ustawy o Policji ani w innym przepisie prawa. Zarazem stanowiły równocześnie ingerencję w sferę praw i wolności obywatelskich, w tym w konstytucyjne prawo do ochrony życia prywatnego (art. 47 Konstytucji RP)”.
RPO działa zgodnie z tą samą procedurą: pytanie o wyjaśnienie i odpowiedź, pod którą ktoś musi się podpisać.
Interwencje RPO co najmniej kilka razy powstrzymały policję. Pierwszy przykład pochodzi z 2017 r. Z czasów masowych protestów pod Sejmem po PiS-owskiej próbie puczu (przeniesienia obrad do mniejszej niż plenarna Sali Kolumnowej i wykluczeniu opozycji z obrad).
Wtedy policja, idąc na rękę władzy, opublikowała zdjęcia osób, „które mogą mieć związek z tymi zdarzeniami”, czyli z protestami. RPO zapytał, na jakiej podstawie prawnej policjanci to zrobili. I dlaczego Policja napisała, że „nieznane dotąd osoby naruszyły porządek prawny" – przecież nie miała do tego podstaw.
Komendant Stołeczny Policji inspektor Robert Żebrowski został zmuszony do odpowiedzi, że „publikacja nastąpiła na ustne polecenie prokuratora referenta Radosława Jacewicza — prokuratora Prokuratury Okręgowej w Warszawie”. Inspektor Żebrowski wytłumaczył też, że w żaden sposób Policja nie stwierdza, że osoby ze zdjęć naruszyły prawo – bo na zdjęciach „są także świadkowie tych zdarzeń”.
Więcej podobnych zdarzeń już nie było.
W 2018 roku z kraju przychodziły doniesienia, że ludzie zadający na spotkaniach niewygodne pytania przedstawicielom najwyższej władzy PiS, są za to legitymowani.
„Z doniesień medialnych RPO dowiedział się o legitymowaniu obywateli próbujących zabrać głos podczas spotkania Marka Kuchcińskiego z mieszkańcami Sanoka oraz Stanisława Piotrowicza w Witnicy. Rzecznik podjął sprawę z urzędu. Biuro RPO zwróciło się już do tamtejszych komendantów policji o informacje o stanie tych spraw oraz o wyjaśnienie podstaw prawnych interwencji”.
Wtedy głos zabrał sam wiceminister spraw wewnętrznych nadzorujący policję Jarosław Zieliński. Oficjalnie zapewnił Rzecznika Praw Obywatelskich, że na spotkaniach z przedstawicielami władz „jest miejsce dla osób z wszystkich opcji politycznych, jednak sam fakt prezentowania innej opinii nie może prowadzić do podejmowania przez te osoby prób zakłócania spotkania”.
Natomiast „policja reaguje tam, gdzie jest naruszane prawo i w sytuacjach, w których doszło do naruszenia porządku publicznego”.
Wynikało z tego, że tak po prostu policja nie może sobie hasać.
Wiosną 2018 RPO interweniował w sprawie szykanowania uczestników kontrmanifestacji smoleńskich (reagował na skargi obywateli). I inspektor Daniel Kubiak przyznał, że powodem legitymowania uczestnika kontrmiesięcznicy smoleńskiej były okrzyki... „Lech Wałęsa”.
Jest to fascynujący przykład policyjnej epistolografii czasów PiS: [Funkcjonariusze] „podjęli interwencję i wykonali czynności służbowe z udziałem (…) [skarżącego], który w trakcie zabezpieczenia zgromadzenia publicznego, wykrzykiwał słowa, cyt. »Lech Wałęsa«, czym dopuścił się popełnienia czynu zabronionego o znamionach wykroczenia określonego w art. 52 § 2 pkt 1 ustawy z dnia 20.05.1971 roku Kodeks wykroczeń”.
Na co komendant dostał pisemne wyjaśnienie od RPO, że „zgodnie z prawem okrzyki nie mogą być powodem karania za przeszkadzanie zgromadzeniu”. Żeby nie było, że komendant nie wiedział.
Jak widać, wymiana korespondencji w sprawie podnośnika jest częścią większej całości. Dokumentacja ekscesów cały czas powstaje, zawiera dane i nazwiska — cały czas stanowi bezpiecznik dla obywateli. Nadużycia są spisywane. To ważne, bo zgodnie z Konstytucją (art. 44) bieg przedawnienia w stosunku do przestępstw, nieściganych z przyczyn politycznych, popełnionych przez funkcjonariuszy publicznych lub na ich zlecenie, ulega zawieszeniu do czasu ustania tych przyczyn.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze