„Bezzasadne”, „nieprawidłowe” a często też „nielegalne” zatrzymania, brutalność funkcjonariuszy, upokarzanie – demonstrujący dostają za to na mocy postanowienia sądu od kilku do nawet 20 tys. zł. Coraz więcej aktywistów składa kolejne wnioski
3 stycznia na Twitterze aktywista Arkadiusz Szczurek chwali się: „Dziś Sąd Okręgowy przyznał mi 10k zadośćuczynienia za niesłuszne zatrzymanie (…) bez powodu na prawie 2 doby”.
Działo się to 10 października 2021 r., gdy Lotna Brygada Opozycji w ramach comiesięcznych kontr-miesięcznic zarejestrowała swoją pikietę pod Zachętą i weszła na jej mury. Stamtąd zadawali przez megafony standardowe pytania Jarosławowi Kaczyńskiemu: „Balbina, kazałeś lądować bratu?” czy „Jarek, gdzie jest wrak?”.
Aktywistów bardzo dobrze było słychać pod pomnikiem smoleńskim. Kaczyński był zły, ważni politycy PiS – zdenerwowani.
W zimnych, piwnicznych celach, z „okropnym smrodem i zaduchem”, bez pościeli i szczątkowymi posiłkami (dwie kromki chleba z serkiem na cały dzień). Utrudniony był nawet dostęp do toalety. „Musiałem długo dobijać się, stukać do drzwi. (…) Czekałem do 1,5 godziny” – opisywał Szczurek w sądzie. Trudno było mu w tej celi spać, bo cały czas paliło się światło. „Czułem się kompletnie upodlony, (…) opluty” – czytamy jego zeznania w aktach sprawy.
Sąd najpierw uznał, że zatrzymanie było bezzasadne, a na początku stycznia przyznał mu zadośćuczynienie – owe 10 tys. zł. „Czuję się usatysfakcjonowany. Choć kwota powinna być wyższa – występowaliśmy o 20 tys. zł” – mówi nam Arkadiusz Szczurek. Pro publico bono w sądzie reprezentował go mecenas Radosław Galusiakowski.
To już trzecie zadośćuczynienie, jakie sądy przyznały temu aktywiście.
Demonstrantów w podobnej sytuacji – z zasądzonymi już pieniędzmi za łamanie ich praw przez policję i prokuraturę, za szykany polityczne – są już na pewno dziesiątki. O ile nie setki. „Rodzi nam się nowe orzecznictwo. Już dawno nie było takiej sytuacji, tak wielu tego typu wniosków" – podkreśla Karolina Gierdal, adwokatka broniąca aktywistów pro bono w ramach SZPILA - kolektywu antyrepresyjnego udzielającego pomocy prawnej.
To była pierwsza z dużych manifestacji Strajku Kobiet tuż po niesławnym wyroku TK Przyłębskiej w sprawie aborcji z 22 października 2020. Szczurek został tam potraktowany gazem łzawiącym, powalony, skuty i wywieziony na policyjny dołek. Jego zatrzymanie najpierw zatwierdzał prokurator, który postawił mu zarzuty udziału w zbiegowisku, „wiedząc, że jego uczestnicy wspólnymi siłami dopuszczają się gwałtownego zamachu na osobę lub mienie” (art 254 KK). Ale 27 czerwca 2022 r. prokurator Katarzyna Bojarska z Prokuratury Rejonowej w Warszawie umorzyła to postępowanie, nie tylko wobec Szczurka ale wszystkich wówczas zatrzymanych osób pod domem prezesa PiS.
Policja ograniczyła aktywiście wolność na ponad dwie godziny. Prokuratura apelowała o zmniejszenie przyznanej sumy z 4 tys. do....100 zł. Mimo, iż zatrzymanie Szczurka zatwierdzał prokurator, to Prokuratura Okręgowa w Warszawie w apelacji przyznała, że było ono „niewątpliwie niesłuszne”. Jeszcze ciekawsze jest, że dokładnie to samo w apelacji napisał... Komendant Stołeczny Policji.
Szczurek komentuje: „To jest nagana dla policji, ocena ich postępowania, także prokuratury. Bo za każdym razem prokuratura zatwierdzała zatrzymania. A wysokość kwoty to sygnał, jak znaczące jest to łamanie prawa”.
Prawdopodobnie rekordzistką w skali kraju wśród aktywistów, którym sądy przyznały już zadośćuczynienia jest Katarzyna Augustynek, znana szerzej jako Babcia Kasia.
„Z 23 zatrzymań jakich na mnie dokonano, sądy przyznały mi odszkodowania już w czterech" – informuje aktywistka.
Sąd uznał, że było ono „niewątpliwie niesłuszne”, a zastosowanie takiego środka przymusu było „nieproporcjonalne i pozbawione sensu”.
Policja wytoczyła wówczas Babci Kasi proces w trybie przyśpieszonym – jak stadionowemu kibolowi. I go z kretesem przegrała. W czasie rozprawy jeden z funkcjonariuszy prewencji zeznał, że „obawiał” się emerytki, choć było ich czterech rosłych mężczyzn, a ona już skuta na podłodze radiowozu. Drugi zaś skarżył się: „uszczypła mnie dwa razy”. Klęska KSP była na tyle widowiskowa, że później nie testowali już na demonstrantach trybu przyśpieszonego procesu.
Policja tego wieczora zamknęła setki protestujących w kotle. Wielu, tak jak Babcię Kasię, oskarżyła o „naruszenie nietykalności”. Sąd uznał, że to było zatrzymanie bez jakichkolwiek podstaw prawnych , pani Augustynek była przenoszona do radiowozu w taki sposób, że groziło to uszczerbkiem na jej zdrowiu. Wywieziono ją na komendy poza Warszawę – do Piastowa i Pruszkowa, bez żadnego powodu; poddawano kontroli osobistej, co miało służyć jej upokorzeniu i okazaniu władzy nad nią. Wreszcie bez potrzeby osadzono ją w celi, choć po wylegitymowaniu powinna zostać zwolniona.
W tzw tęczową noc, 7 sierpnia 2020 r., gdy tłum blokował aresztowanie aktywistki LGBTQ – Margot, Andżelika Domańska – matka dwójki dzieci – odesłała swoje pociechy do domu, by też blokować radiowozy na Krakowskim Przedmieściu. Wiele godzin później policjanci wypadli z bocznej uliczki i zwinęli ją do radiowozu – bo miała na twarzy tęczową chustkę. Jak się potem okazało podczas procesów,
mundurowi dostali rozkaz zatrzymywania każdego z tęczowymi emblematami, bez względu na zachowanie.
W komisariacie Domańskiej nie udzielili pomocy medycznej, gdy o nią prosiła, a dopiero po siedmiu godzinach - nie dostała leków na cukrzycę. „Potem policjant zgubił moje recepty. Gdy zaczęłam im tracić przytomność, to policjantka wyciągnęła kamerę i kręciła filmik, by było widać, gdzie mam ręce, jeśli będę schodzić. Straciłam przytomność już w szpitalu” – opowiada nam Domańska. Do tego policja pozwoliła, by jej dzieci, zostały na dłużej bez opieki.
Skala przewinień ze strony KSP była tak długa, że sędzia w sentencji mówił o „opresyjnych i anty-obywatelskich” działaniach mundurowych.
Sąd uznał jej zatrzymanie za „bezzasadne”, „nieprawidłowe” i „nielegalne”.
Nawet prokurator przyznawał, że Andżelika miała prawo bać się o swoje życie w tej sytuacji. Sędzia przyznał maksymalną kwotę odszkodowania, o którą wnosiła aktywistka – 15 tys. zł. „Ale powiedział, że gdyby było złożone o 25 tys. zł, to tyle by przyznał” - relacjonuje orzeczenie ustne Domańska. Prokurator w I instancji miał obstawać przy braku zadośćuczynienia, a w apelacji już zgadza się na 3 tys. zł, tj. ok. 150 zł za godzinę ograniczenia wolności. KSP wyceniła wolność na 100 zł za godzinę.
W przytłaczającej większości przypadków sędziowie uznali, że zatrzymania były co najmniej „bezzasadne”. Zresztą prokuratura miała świadomość tego – bardzo długo nie postawiła żadnych zarzutów zatrzymywanym . „Wiele osób złożyło wnioski o odszkodowania i zadośćuczynienia” – twierdzi adwokat Karolina Gierdal ze Szpili. Adwokaci w niej działający jeszcze nie policzyli, ilu dokładnie z 48 osób zatrzymanych wówczas przyznano już odszkodowania.
Domańska twierdzi, że zna minimum 10 takich osób.
Sama mecenas Gierdal ma cztery takie sprawy, a jej klienci dostali od 8 do ponad 15 tys. zł.
Mecenas Agata Bzdyń, też ze Szpili, 22 maja 2022 r. opisywała jedną z wygranych spraw. „Sąd nie miał żadnej wątpliwości, że do zatrzymania w ogóle nie powinno dojść. Nie może być sytuacji w państwie prawa, że obywatele są zatrzymywani bez żadnej podstawy, nie dostają też informacji, dlaczego tak się zadziało”.
Radosław Galusiakowski prowadził sprawę dziewczyny, która w tęczową noc została zatrzymana za samo trzymanie tęczowej flagi (sic!). Siedziała dobę na policyjnym dołku. Sąd I instancji przyznał jej 10 tys. odszkodowania, ale prokurator się odwołał wnosząc o obniżenie tej kwoty do 500 zł, a KSP – by w ogóle nie przyznawać zadośćuczynienia.
Przykładowo sąd apelacyjny, w składzie którego zasiadał m.in. Przemysław Radzik – jeden z bardziej aktywnych sędziów „dobrej zmiany” – obniżył odszkodowanie klientki Galusiakowskiego do 1 tys. zł.
Adwokat: „Poszła kasacja do SN. Bo tysiąc zł za dobę na dołku, w syfie, bez zachowania podstawowych warunków higienicznych, z koniecznością rozbierania się, to zdecydowanie za mało. Dr Wojciech Górowski, naukowiec z Katedry Prawa Karnego UJ, słusznie zauważył na Twitterze, że w Polsce jest systemowy problem z szacunkiem dla wolności człowieka”.
Wszystkie te decyzje sądów z ostatnich dwóch lat są nieprawomocne. W każdej odwołuje się nie tylko prokuratura, ale także policja – czyli głównie KSP – to w Warszawie rozpatrywana jest lwia część z tych spraw. Standardowo prokuratura w apelacji oferuje poszkodowanym kwoty kilkuset zł, a policja wręcz symboliczne stawki np. 100 zł, lub zero zł.
„Według art. 554 KPK obowiązkiem płacenia jest obciążony organ, który dokonał zatrzymania, czyli policja" – tłumaczy Karolina Gierdal. Dodaje, że jeżeli na zatrzymanie było złożone zażalenie w sądzie rejonowym i nie zostało ono rozpatrzone pozytywnie, a sąd okręgowy stwierdził, że zatrzymanie było niesłuszne, to wówczas prezes sądu rejonowego może zostać obarczony płatnością zadośćuczynienia.
Arkadiusz Szczurek żałuje, że to policjanci, którzy dokonali danej krzywdy, osobiście nie ponoszą odpowiedzialności finansowej za swoje działania.
„Mam zamiar ich skarżyć indywidualnie” – zaznacza. Andżelika Domańska już na procesie zapowiadała, że potrzebuje odszkodowania, by za te pieniądze pozwać z powództwa cywilnego policjanta, który w tęczową noc łamał jej prawa. I to podtrzymuje.
Babci Kasi nie satysfakcjonują przyznane kwoty, nawet ta największa.
„Bo to jest płacone z publicznych, czyli i też moich pieniędzy. A powinni płacić winni” – podkreśla.
Radosław Baszuk, adwokat broniący pro bono aktywistów, twierdzi, że jest sposób na obciążenie finansowe funkcjonariuszy, których działania spowodowały konieczność wypłaty odszkodowania – prawie do regresu. Skarb Państwa, który zapłaci zadośćuczynienie, może żądać jego zwrotu od osób, które są odpowiedzialne. „Ale to martwy przepis. Od 24 lat nie spotkałem się, by go zastosowano” – zaznacza Baszuk.
Prawomocne orzeczenia mają już w kieszeni Obywatele RP – wśród aktywistów to prekursorzy w uzyskiwaniu zadośćuczynień za szykany policji.
Gros z tych orzeczeń dotyczy odszkodowań za zatrzymania Obywateli RP 11 listopada 2017 r.
Wtedy to na ul. Smolnej w Warszawie grupa około 40 Obywateli RP stanęła w proteście przeciwko Marszowi Niepodległości. Krzyczeli „Warszawa wolna od faszyzmu”, trzymali antyfaszystowskie transparenty. Zanim na wysokość skweru przy ul. Smolnej dotarło czoło marszu narodowców, policjanci rozwiązali kontrmanifestację. Wszystkich siłą wynieśli do policyjnych suk i wywieźli na komisariat.
Tam trzymano ich przez sześć godzin, stawiając zarzuty zakłócania innej demonstracji oraz propagowania... faszyzmu.
Sądy już w 2018 r. uznawały zatrzymania za „niezasadne”, „nieprawidłowe” czy „niewątpliwie niesłuszne”. Policja tłumaczyła swoje działania tym, że Obywatele RP mieli planować położenie się na trasie przemarszu nacjonalistów. Nikt z tej grupy jednak nawet tego nie próbował robić. Część z Obywateli – dostaliśmy akta spraw dziewięciorga członków – po wygranych sprawach złożyła wnioski o zadośćuczynienia.
W 2019 r. wszyscy je otrzymali.
Prokuratorzy masowo przegrywali apelacje. Przyznane odszkodowania wahały się od 1,5 tys. zł (najczęściej), po 4 tys. zł. Różnice w sumach przyznanych wynikały m. in. z czasu zatrzymania – niektórzy byli przetrzymywani w ciasnym korytarzu komendy tylko przez dwie godziny, inni – 2-3 razy dłużej.
Nie popełniła przestępstwa ani wykroczenia i nie „zaistniały przesłanki do zatrzymania". "Przeprowadzone działania policji należy uznać za sprzeczne z obowiązującymi przepisami prawa i tym samym naganne i bezpodstawne" – argumentował sąd.
Prokurator nie kwestionował, iż zadośćuczynienie się należy, ale w I instancji proponował 500 zł, a w apelacji już podniósł pułap do 2 tys. zł. Sąd utrzymał 4 tys.
„Działania podjęte przez funkcjonariuszy należy uznać za nieuzasadnione i nieproporcjonalne w zaistniałej sytuacji”
Zadośćuczynienie także za „naruszenie jego prawa do wyrażania poglądów”
Przyznawanych przez sądy zadośćuczynień może być wkrótce znacznie więcej, bo wielu aktywistów stara się o nie. Arek Szczurek domaga się go za zatrzymanie w Parku Saskim, 10 maja 2022 r. podczas legalnej kontrmiesięcznicy smoleńskiej. Funkcjonariusze utworzyli wtedy kordon i zamknęli w nim wszystkich uczestników pikiety Lotnej Brygady Opozycji, trzymając ich 150 m z dala od miejsca ich demonstracji.
Aktywiści zostali wypuszczeni dopiero, gdy prezes PiS ze świtą polityków tej partii opuścił Plac Piłsudskiego. Sąd już uznał, że to zatrzymanie było „bezzasadne, nieprawidłowe i nielegalne”.
Mecenas Galusiakowski prowadzi jeszcze kolejnych 5-6 spraw o zadośćuczynienie, oprócz dwóch, w których już są wyroki.
„Obywatele RP też na pewno będą składać wnioski o zadośćuczynienia za kolejne zatrzymania w kotle, 11 listopada 2022 r.” – zapowiada Magdalena Bakun z ObyPomocy.
Bo członkowie tego ruchu ponownie w czasie ostatniego Marszu Niepodległości byli przetrzymywani przez policję w kotle przez 6 godzin. Bez możliwosci skorzystania nawet z wc. Interweniowała wówczas zastępca RPO dr Hanna Machińska, a TVN24 nadawał o tym program na żywo.
Nadal też toczą się sprawy zatrzymań na demonstracjach Strajku Kobiet. Gierdal miała sprawę, w której w składzie sędziowskim zasiadali najbardziej znani ludzie „dobrej zmiany” - Przemysław Radzik, Piotr Schab i Dariusz Drajewicz z neo-KRS. Dwóch pierwszych udało się adwokatce wyłączyć ze składu.
Przyznawane zadośćuczynienia wywołują rwetes w prawicowych mediach. Jerzy Jachowicz, w swoim felietonie w „wPolityce" z oburzeniem pisał o odszkodowaniach, jakie przyznały sądy Arkadiuszowi Szczurkowi. Propagandysta twierdził, że jest on „pijawką", „żyje jak król z sądowych pieniędzy" i pozostaje „na utrzymaniu państwa". A sądy go „nagradzają", zaś odszkodowanie dostał „za to, że biegał po pomniku".
Szczurek nie dostał jeszcze nawet złotówki z zasądzonych kwot. Chcieliśmy zapytać Jachowicza, dlaczego podawał te nieprawdziwe informacje.
„Mam wszystko w porządku z oczami” – mówi najpierw Jachowicz. Kiedy zrozumiał, że OKO.press to nie gabinet okulistyczny i chcę go pytać o kłamstwa w tekście, wycofał się rakiem.
„A nie, to ja dziękuję”. I rozłączył się.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze