0:000:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. MALGORZATA KUJAWKA / Agencja Wyborcza.plFOT. MALGORZATA KUJA...

Żubr Pyrek pojawił się w okolicy Lęborka w 2019 roku. Imię nadali mu mieszkańcy: Pyrek, bo lubił jeść ziemniaki, które podkradał z pól. Był zdrowym osobnikiem, a według pomorskich mediów także lokalną atrakcją.

17 listopada 2019 roku policja dostała zgłoszenie, że w lesie w miejscowości Dąbrówno ktoś zabił żubra. Znaleziono ciało zwierzęcia z odciętą głową. Mieli się na nie natknąć dwaj mieszkańcy, poszukujący w lesie poroży.

"Głowa była odcięta tak, jakby przygotował ją sobie ktoś do wywiezienia stąd" - mówił dziennikarzom TVN24 21-latek, który miał znaleźć zwierzę. Komentował również, że sprawcę powinna spotkać surowa kara, a jakakolwiek pomyłka z innym zwierzęciem była niemożliwa.

"Nie można pomylić żubra nawet z jeleniem. Jeleń waży do 200 kilogramów z całym wieńcem i ze wszystkim, a żubr jednak 600, a może i więcej. Ten myślę, że miał ponad 600 kilogramów spokojnie"- opowiadał.

21-latek był sołtysem Warcimina. Po swoim "odkryciu" chętnie dzielił się historią znalezienia żubra z lokalnymi mediami. Portalowi gp24.pl mówił: "Dookoła było dużo krwi. Myślę, że mogliśmy kogoś spłoszyć. Natychmiast cofnęliśmy się do znajomej, która jest myśliwym i leśnikiem. Ona powiedziała, żeby sprawę zgłosić na policję, co z resztą natychmiast uczyniliśmy. Dla nas mieszkańców, dla całego Pomorza i Polski to olbrzymi szok". Dodawał tajemniczo: "Podejrzewam, że mógł to być, ktoś miejscowy, ale nie można rzucać bezpodstawnych oskarżeń."

Ruszyło śledztwo w sprawie. Włączyli się nawet myśliwi, oferując nagrodę za wskazanie sprawcy.

W lutym 2020 roku funkcjonariusze z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku poinformowali o zatrzymaniu dwóch podejrzanych. To ci sami mężczyźni, którzy rzekomo natknęli się na ciało żubra w lesie. W ich identyfikacji mieli pomóc świadkowie, którzy rozpoznali samochód kłusowników.

Strzał oddał Remigiusz C. - 21-latek i sołtys. 23 stycznia usłyszał wyrok - rok i pięć miesięcy pozbawienia wolności. Będzie musiał zapłacić również w sumie kilkadziesiąt tysięcy zł kar.

Przeczytaj także:

Aktywiści ruchów antyłowieckich podkreślają: to nie jest najwyższa możliwa kara, ale dobrze, że jest.

Wielu myśliwym i kłusownikom mordowanie chronionych zwierząt (a żubr do tej grupy należy) uchodzi na sucho.

Kłamstwa kłusownika

Remigiusz C., młody sołtys, nie ukrywał swojej pasji do łowiectwa - choć oficjalnie do Polskiego Związku Łowieckiego nie należał (po zdarzeniu PZŁ Słupsk wydał oświadczenie, odcinając się od sprawców).

"Każdą swoją wolną chwilę staram się spędzać na łonie natury, ponieważ jestem miłośnikiem myślistwa i w myślistwie udzielam się w różnych akcjach przeciwko kłusownikom (!)" - pisał kłusownik Remigiusz C. na stronie poświęconej wolontariatowi w Liceum im. Wacława Sierpińskiego w Słupsku.

Mimo że przed telewizyjnymi kamerami opowiadał, jak niemożliwe byłoby pomylenie żubra z innym zwierzęciem, w sądzie sam tłumaczył się pomyłką. Miał myśleć, że strzela do dzika.

Wszystko, co mówił, okazało się kłamstwem. Zaczynając już od powodu, dla którego miał z kolegą wybrać się do lasu. "Podejrzani tłumaczyli, że w lesie szukali zrzutów poroża jeleni, jednak w tamtym okresie, w listopadzie, było to nierealne, ponieważ jelenie zrzucają poroże w marcu, na co wskazywali myśliwi, którzy zeznawali w śledztwie w roli świadków" - mówiła "Wyborczej" prok. Marzena Baluk, prokurator, która prowadziła sprawę.

Pomyłki nie było

Chęć strzelania do dzika również nie była prawdą. Żubr został postrzelony dwukrotnie - w szyję i w serce, z czego ten drugi strzał musiał być oddany z bardzo niewielkiej odległości. "Na dobicie".

"Wskazana przez oskarżonego odległość 20-40 metrów i tak precyzyjnie umieszczone kule wskazywały, że oskarżony doskonale widział, do czego strzela i nie ma możliwości, aby pomylił żubra z dzikiem. Tym bardziej, że różnica wielkości żubra i dzika (nawet zakładając, że to bardzo duży dzik) jest tak duża, że przy tak małej odległości niemożliwe jest, aby te zwierzęta po prostu pomylić" - mówiła podczas wydawania wyroku sędzia Iwona Wańczycka.

Remigiusz C. nie posiadał pozwolenia na broń ani na wykonywanie odstrzałów. Mimo tego polował na lisy, dziki czy jelenie, a tuszami zwierząt handlował. Głowę żubra Pyrka też chciał sprzedać, a towarzyszący mu w lesie kolega pomagał w niesieniu jej do samochodu. Kiedy zorientował się, że może mieć kłopoty, postanowił odnieść ją do lasu, a przed policją zgrywać zwykłego spacerowicza.

W toku sprawy prokuratura postawiła zarzuty kolejnym osobom, które pomagały młodemu sołtysowi. Jego 29-letni kolega, Przemysław P., został oskarżony o kłusownictwo i utrudnianie postępowania.

Roman P. (ojciec Przemysława), myśliwy z ważnym pozwoleniem na posiadanie broni, miał udostępniać kłusownikom amunicję. Krzysztof S. kupił broń od Remigiusza C., ale kiedy sprawa zabicia Pyrka nabrała rozpędu, przestraszył się i ją oddał. Dostał zarzuty nielegalnego posiadania broni oraz zakupienia martwej sarny od kłusowników.

Zarzuty usłyszał także Łukasz S., który sprzedał sołtysowi broń - według zeznań Remigiusza C. odbyło się to przez portal OLX. Trzy kolejne osoby zostały oskarżone o kupowanie martwych zwierząt od kłusowników.

Trzech oskarżonych już na początku dobrowolnie poddało się karze. Wszyscy zostali uznani za winnych.

Zabił żubra, idzie do więzienia

32-letni Przemysław P. za pomoc w odcięciu głowy żubra, kłusownictwo i handel bronią palną został skazany na karę łączną roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Jego ojciec usłyszał karę siedmiu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę w wysokości tysiąca złotych. Sprzedawca broni został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu. Wszyscy oskarżeni mają opłacić koszty sądowe.

Najsurowsza kara spotka Remigiusza C., który został uznany winnym zabicia chronionego zwierzęcia, kłusownictwa, nielegalnego posiadania broni i handlowania mięsem skłusowanych zwierząt. Trafi do więzienia na półtora roku, musi również zapłacić nawiązkę 15 tys. zł na rzecz Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego w Szczecinie.

Dodatkowo zapłaci 6 tys. zł kosztów sądowych oraz solidarnie ze swoim kolegą Przemysławem P. 28,9 tys. zł na rzecz pokrzywdzonego wojewody pomorskiego reprezentującego Skarb Państwa.

Wyrok jest nieprawomocny.

Przypomnijmy: za zabicie chronionego zwierzęcia grozi kara 5 lat pozbawienia wolności. Za posiadanie broni bez zezwolenia można trafić za kratki nawet na 8 lat.

Wyroki za zabicie chronionych zwierząt padają bardzo rzadko.

Roksana Czerniawska z Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego pod koniec 2022 roku wymieniała w rozmowie z OKO.press jedyny zarejestrowany przez jej towarzystwo przypadek skazania myśliwego za zabicie żubra – wyrok zapadł w 2020 roku i dotyczył myśliwego-leśnika, który polował na terenie Nadleśnictwa Łobez w woj. zachodniopomorskim.

Sprawca tłumaczył się - oczywiście - pomyłką z dzikiem. Po zamordowaniu żubra, wykroił z niego 200 kg mięsa, z czego 80 kg ukrył w domu. Myśliwy został skazany na miesiąc bezwzględnego więzienia, kolejne 1,5 roku kary ograniczenia wolności i wykonywania prac społecznych. Musiał pokryć koszty sądowe, zapłacić 15 tys. zł kary grzywny oraz 13 tys. zł nawiązki na rzecz Funduszu Ochrony Przyrody. Otrzymał pięcioletni zakaz pracy ze zwierzętami.

Jak już pisaliśmy w OKO.press, wyroki w sprawach, w których oskarżonymi są myśliwi, sprawdziły w 2017 roku organizacje EKOSTRAŻ i Czarna Owca Pana Kota. W sumie przeanalizowano 46 spraw. Głównie dotyczyły zabicia zwierzęcia domowego albo dzikiego bez posiadania odpowiedniej zgody na odstrzał.

21,5 proc. spraw przeciwko myśliwym skończyło się umorzeniem. Ponad 45 proc. wyroków stanowiło pozbawienie wolności w zawieszeniu. Najczęściej jednak myśliwi i kłusownicy byli skazywani na karę grzywny.
;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze