Informację o wniosku Manowskiej Wróblewski opublikował na Twitterze 24 lutego 2021 wieczorem. RPO z urzędu otrzymał kopię tego dokumentu. Nie ma go jeszcze ani na stronie Sądu Najwyższego, ani na stronie TK.
I Prezes SN prosi w nim TK Julii Przyłębskiej o zbadanie przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej. Ustawa określa, na jakich zasadach obywatele mogą domagać się wiedzy o działaniach władz państwowych.
Na 32 stronach swego wniosku I prezes SN zarzuca ustawie, że:
- niedostatecznie precyzuje czym są „władze publiczne”, „inne podmioty wykonujące zadania publiczne” i „osoby pełniące funkcje publiczne” oraz na czym polega „związek z pełnieniem funkcji publicznych”;
- nakłada obowiązek udostępniania informacji o osobach „pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji, w tym o warunkach powierzenia i wykonywania funkcji”, naruszając tym samym ich prawo do prywatności i ochrony danych osobowych;
- nie nakazuje udziału danej osoby pełniącej funkcje publiczne w procesie udostępniania jej danych;
- brakuje w niej jasnego określenia, w jakich przypadkach prawo do dostępu do niektórych danych może być ograniczone, zwłaszcza w sprawach indywidualnych;
- nie reguluje kwestii anonimizacji danych osobowych ze „sfery prywatności”;
- nie przewiduje możliwości weryfikacji, w jakim celu dana osoba domaga się udostępnienia danych;
- zawiera przepis, który przewiduje kary za nieudostępnienie informacji, ale znamiona czynu zabronionego są niedookreślone.
Manowska uznaje, że są to przepisy niekonstytucyjne i prosi, by TK to potwierdził.
Zobacz, na jakie przepisy konstytucji powołała się prezes Manowska
Zdaniem sędzi Manowskiej niektóre przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej są sprzeczne z:
- art. 61, który mówi o prawie „uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne”;
- zasadą określoności przepisów prawa, wynikającą z art. 2;
- prawem do ochrony życia prywatnego i dobrego imienia (art. 47 konstytucji i art. 8 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka);
- zakazem pozyskiwania, gromadzenia i udostępniania informacji o obywatelach przez władze innych niż niezbędne w demokratycznym państwie prawnym (art. 51 ust. 2 konstytucji);
- zasadą, wg której „odpowiedzialności karnej podlega ten tylko, kto dopuścił się czynu zabronionego pod groźbą kary przez ustawę obowiązującą w czasie jego popełnienia” (art. 42 ust. 1 zd. 1 konstytucji i art. 7 EKPCz).
„16 lutego I Prezes SN złożyła do TK wniosek o uznanie niekonstytucyjności ustawy o dostępie do informacji publicznej K 1/21 w tak obszernym zakresie, że nie będę zaskoczony, iż tę datę zapamiętamy jako koniec jawności władz publicznych” – napisał na Twitterze Mirosław Wróblewski.
Mniej informacji o działaniu państwa
Wniosek prezes Manowskiej komentuje dla OKO.press Krzysztof Izdebski – prawnik, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i aktywista na rzecz przejrzystości działania władz.
Wskazuje, że
zarzuty I Prezes zmierzają przede wszystkim do ograniczenia liczby instytucji, które powinny udostępniać informacje obywatelom.
„Być może chodzi o to, by wyłączyć z tej grupy ciała pokroju Polskiej Fundacji Narodowej, quasi-rządowe agencje czy spółki skarbu państwa. Te, które nie zawsze mają bezpośredni związek z pieniędzmi publicznymi, ale wykonują zadania publiczne i mają wpływ na to, jak wygląda życie publiczne” – mówi Izdebski.
Po drugie Małgorzata Manowska argumentuje, że chce chronić prywatność urzędników i współpracujących z nimi osób. Zdaniem Krzysztofa Izdebskiego już dziś jednak jawności w tym zakresie jest zbyt mało.
„Dostajemy odmowy dostępu do informacji na temat ludzi, którzy brali udział w pracach nad projektem ustawy, a jednocześnie nie byli urzędnikami. Z byłym ministerstwem cyfryzacji procesujemy się po tym, jak odmówiono nam podania nazwisk doradców ministra, argumentując, że działali w swoim czasie prywatnym” – wspomina Izdebski.
Według prezesa Fundacji ePaństwo nie może być także mowy o naruszeniu przepisów RODO. „Kiedy wdrażaliśmy tę dyrektywę, odbyła się dyskusja i stwierdzono, że osoby pełniące funkcje publiczne mają ograniczone prawo do prywatności. Same przepisy RODO precyzują, że nie mogą mieć wpływu na dostęp do informacji publicznej” – podkreśla Izdebski.
Szczególnie wątpliwy jest zarzut I Prezes, że urzędy nie mogą sprawdzać, w jakim celu wnioskodawca prosi o daną informację.
„To zaprzeczenie całej idei prawa do informacji. Nie powinno mieć znaczenia, co ja z tą informacją dalej zrobię. Jeśli dojdzie do zmiany prawa, będzie można oceniać, które cele są słuszne, a które nie. Czyli rozciągać ograniczenia” – ubolewa Izdebski.
Efekt mrożący już na etapie wniosku
Wniosek opatrzono obszernym uzasadnieniem. Jednak zdaniem Krzysztofa Izdebskiego
prezes Manowska nie wskazuje w nim na generalne, systemowe problemy ze stosowaniem ustawy.
„Zamiast tego powołuje się na anegdotyczne historie. To przypomina rok 2013, kiedy I Prezes SN Stanisław Dąbrowski postanowił rozprawić się z ustawą, bo przegrywał sprawy o dostęp do informacji publicznej” – mówi Izdebski.
Wniosek Dąbrowskiego ostatecznie wycofała z Trybunału Konstytucyjnego następczyni Dąbrowskiego I Prezes Małgorzata Gersdorf, jednak dopiero po tym, jak PiS zaczęło przejmować TK. Dokument zdążył jednak wywołać efekt mrożący.
„Gdy pojawił się w 2013 roku, wiele urzędów zaczęło wnosić do sądów administracyjnych o zawieszenie postępowania do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez Trybunał. Niektóre sądy to uznawały i sprawy przesuwały się o dwa-trzy lata. Nawet jeśli ostatecznie urząd musiał udostępnić daną informację, często było już za późno” – wspomina Krzysztof Izdebski.
Jego zdaniem także wniosek prezes Manowskiej doprowadzi do ograniczenia informacji o działaniach urzędów oraz osobach, które biorą udział w procesie legislacyjnym. A także o ew. nieprawidłowościach, np. wykorzystywaniu majątku publicznego do celów prywatnych.
„Na krótką metę na tych zmianach ucierpią obywatele, dziennikarze i opinia publiczna. W dłuższej perspektywie – państwo i instytucje publiczne. W dostępie do informacji chodzi o to, by urzędy działały w sposób efektywny. Teraz będzie łatwiej zamiatać ich problemy pod dywan, ale to nie spowoduje, że te problemy będą znikać. Wręcz przeciwnie, będą narastać” – ubolewa Izdebski.
Władza stawia na niejawność
To nie pierwszy raz, gdy władza próbuje wysłużyć się upolitycznionymi SN i TK, by przeforsować korzystne dla siebie rozwiązania. Wniosek prezes Manowskiej może otworzyć drzwi do dalszego ograniczania prawa obywateli do dostępu do informacji o działaniach władzy.
Na posiedzeniu Sejmu w dniach 24-25 lutego 2021 procedowane są dwa projekty ustaw, które znacznie zawężą to prawo:
- zmiany w art. 156 kodeksu postępowania karnego, które utrudnią opinii publicznej dostęp do aktów zakończonych postępowań przygotowawczych w prokuraturze, bo wyłączą możliwość powoływania się na ustawę o dostępie do informacji publicznej – decydować będzie prokurator;
- nowa ustawa o służbie zagranicznej, w której rząd PiS wprowadza kategorię „tajemnicy dyplomatycznej” pozwalającą urzędnikom – w oparciu o dowolne przesłanki – nie udzielać informacji o działalności MSZ i powiązanych instytucji.
„Jak widać pomysłów na ograniczenia jest dużo. Otwarcie ustawy o dostępie do informacji publicznej może spowodować, że pojawi się ich dużo więcej” – ostrzega Krzysztof Izdebski.

Przeczytaj także:
Knebel dla pracowników MSZ. PiS wprowadza „tajemnicę dyplomatyczną”
25 stycznia 2021
Takie pomysły pojawiały się także i wcześniej. Choćby 2017 roku rząd PiS planował wprowadzenie ustawy „o jawności życia publicznego”, która zamiast zwiększyć jawność mogła ułatwić organom władzy ignorowanie trudnych pytań obywateli i dziennikarzy.
Ignorowanie to ma miejsce i bez zmian w prawie. W OKO.press wielokrotnie pisaliśmy o tym, jak władze zbywają nasze pytania o dostęp do informacji publicznej, odpowiadają wymijająco bądź nadużywają prawa do wydłużenia 14-dniowego terminu na odpowiedź. Zawiadamialiśmy w tej sprawie prokuraturę i sądy.
Wniosek sędzi Manowskiej może spowodować, że część nadużyć władzy zostanie wyjętych z zakresu ustawy o dostępie do informacji i nigdy nie ujrzy światła dziennego.
Aby zrozumieć przyjęty kierunek utajniania wszystkiego co się da przed Suwerenem który zgodnie z art. 4 Konstytucji jest władzą nadrzędną w tym kraju radzę przeczytać wywiad z dr Sławomirem Dudkiem tu link https://businessinsider.com.pl/finanse/makroekonomia/stan-finansow-publicznych-polski-brak-przejrzystosci-i-pismo-mf-do-komisji/9dtq32r I dwa cytaty z tego wywiadu. „Polska jest na pierwszym miejscu wśród dużych krajów Unii z najbardziej nieprzejrzystymi finansami. Przed nami znalazł się tylko mały Cypr. U nas różnica między prawdziwym obrazem budżetu centralnego a tym, nad czym kontrolę ma parlament, wniosła 6,6 proc. PKB, tj. 150 mld zł w 2020 r. Taka suma jest poza kontrolą społeczeństwa w ramach procesu budżetowego, co zresztą wyliczył sam minister finansów. To pokazuje olbrzymią skalę omijania reguł przez ten rząd, skalę nieprzejrzystości finansów publicznych, skalę kreatywności.”
„Jeśli premier wychodzi i mówi do ludzi, że dzięki zmniejszeniu luki VAT, rząd ma pieniądze na wszelkie programy socjalne, to jest to drugie kłamstwo. Wspomniane 22 mld zł z uszczelnienia VAT-u to zaledwie połowa kwoty, która rok w rok jest przeznaczana na jeden tylko program 500 plus. A co z 13. i 14. emeryturą? Piątką Kaczyńskiego? Drugą połową programu 500 plus? Innymi programami socjalnymi rządu? Jakby podliczyć wszystkie obietnice PIS, to zmniejszenie luki VAT sfinansowało zaledwie 18 proc. tych wydatków. One są w 80 proc. finansowane albo z długu, albo z podatków sektorowych, które ta władza wprowadza co roku. To jest prawdziwe kłamstwo VAT-owskie. I nawet jeżeli rząd zrealizuje ambitny plan redukcji luki do 5 proc., to i tak nie wystarczy nawet na 500 plus.”
Chodzi o ukrycie przed Polakami kryminalnej działalności władz PiS-SP i kolejny krok w kierunku faszyzacji Polski.
Manowska bardzo dobrze wie dlaczego dostała ten urząd. Ma się włączyć aktywnie w niszczenie Polski. Dwa razy musiałem przeczytać artykuł żeby do mnie dotarło co się dzieje. Wstrętny cyniczny stary osobnik, używający swoich wazeliniarzy, wprowadza dyktaturę.
Jeśli I prezes ma problem ze zrozumieniem co oznacza słowo publiczny to powinna sobie odpowiedzieć w czyim interesie występuje.
Z pewnością nie publicznym.
Źródłem jawności jest potrzeba ochrony i kontroli finansów publicznych.
Nie ma przy tym przymusu zatrudnienia w administracji publicznej.
Nikt tam zatrudniony nie został zaskoczony nagłością wprowadzonych przepisów, podejmując pracę przystał na warunki.
Szkoda, że Pani Wyciek-Manowska nie zatroszczyła się tak o dane swoich podwładnych w poprzedniej pracy…
Powinien być zapis:
Wszystko co ma wiedzieć obywatel znajduje się w TVP..
Podawanie innych informacji publicznych jest zabronione ….
Komuna wraca. Czy ktoś ma jeszcze jakiekolwiek wątpliwości? Bo ja żadnych, od 2015 r.
Mam wątpliwości czy to komuna wraca. W czasach PRLu były marzenia o dołączeniu do państw zachodnich, UE, NATO. A teraz co nas czeka? Raczej z tym rządem niezbyt nas widzą w UE i powoli w NATO. To co nam realnie coraz bardziej zagraża Monteskiusz tak opisał cyt. "Nie ma okrutniejszej tyranii od tej, która się spełnia w cieniu praw i pod sztandarem sprawiedliwości".
Nie mogę pojąć: I Prezes SN ( teoretycznie prawnik nad prawnikami) zbiega o ograniczenie praw obywateli?
Podły charakter wziął górę nad prawem .
Grzesiu R. nie ma nic do powiedzenia w tej sprawie? Przecież też można jakoś "lewakom" dowalić. Może szuka argumentów?
dwie marne prawiczki nierozumiejące słowa "KONSTYTUCJA".
Nikt tak nie rozsławił polskiego kombinatorstwa, jak Zjebmoczona Pisica.
PiS konsekwentnie realizuje "dobrą zmianę". Na słupkach 36% poparcia. Jak władzy zabraknie kasy na rozdawanie, wtedy suweren powie "dość". A władza wtedy pokaże wymowny gest i wyśle na suwerena oddziały uspokajające. Kolejne kryterium uliczne nieuniknione.