0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Dominik Gajda / Agencja GazetaDominik Gajda / Agen...

Zamknięcie ostatnich kopalń na Górnym Śląsku wydaje się już nieodwołalne. Trudno dostępne, kosztowne w wydobyciu śląskie złoża nie są konkurencyjne wobec węgla z Rosji. Plany Unii Europejskiej, by do 2050 roku jej gospodarka była zeroemisyjna również powodują, że polska energetyka musi odchodzić od węgla.

Badacze Przemysław Sadura* i Alicja Dańkowska** wraz ze współpracownikami rozmawiali w ramach projektu Rybnik 360 z mieszkańcami Rybnika – górnikami. I to nie tylko o przyszłości miasta i regionu.

Zjeżdżali do kopalni, spotykali się z nimi po szychcie na golonce, a właściwie golonku, wypytywali, co myślą o tym sztygarzy i pracownice administracyjne. Powstał z tego raport „Rybnik. Miasto. Proces".

Badacze opowiadają OKO.press jak górnicy i inne osoby związane zawodowo lub rodzinnie z górnictwem postrzegają nadchodzącą zmianę, która ostatecznie zakończy tak ważny etap w historii Górnego Śląska i pod znakiem zapytania postawi związaną z nim kulturę i styl życia.

Przeczytaj także:

Górnicy zawsze trzymali się razem. Na tym można budować

Miłada Jędrysik, OKO.press: W ramach projektu Rybnik 360 przeprowadziliście badania diagnostyczne, które m.in. miały przynieść odpowiedź na pytanie, jak górnicy i wszyscy, którzy są związani z przemysłem wydobywczym podchodzą do procesu, który jest już nieodwołalny – końca wydobycia węgla energetycznego na Górnym Śląsku. Ten proces już trwa – 30 lat temu było w regionie 70 kopalń, teraz jest już tylko 20. Ale i tak będzie to symboliczne i bardzo ważne wydarzenie i dla Górnego Śląska, i dla Polski. Jak konieczność zamknięcia kopalń jest postrzegana w Rybniku?

Alicja Dańkowska: Różnice poglądów wśród mieszkańców, w tym górników, są bardzo duże. Powszechne jest poczucie niepewności jutra, które często objawia się strachem – przede wszystkim o redukcję miejsc pracy i upadek gospodarczy miasta, ale również o odpływ młodych i degradację społeczną.

Praktycznie wszystkie grupy naszych rozmówców miały trudność z wyobrażeniem sobie tego, jak miasto będzie funkcjonować po węglu. W Rybniku wciąż brakuje atrakcyjnej wizji przyszłości i odpowiedzi na kluczowe pytania: jakie sektory powinny stopniowo zastępować branżę wydobywczą, w jaki sposób można rozwiązać dramatyczny problem ze smogiem, jak przeciwdziałać starzeniu się społeczeństwa.

Poszukiwanie rozwiązań tych problemów jest tym pilniejsze, że świadomość nieuchronnego końca wydobycia wśród rybniczan widocznie wzrasta. Wiele osób zaczyna pytać: co dalej?

Przemysław Sadura: To właśnie w Rybniku mamy do czynienia z protestem przeciwko pomysłom otworzenia nowej kopalni, w którym wspólny front trzymają mieszkańcy miasta, władze lokalne i górnicy.

Tego dotąd nie było. Protestują nie tylko mieszkańcy dzielnic, które są zagrożone górniczymi szkodami, czy przedstawiciele ruchów antysmogowych, ale też zwykli mieszkańcy myślący o bezwęglowej przyszłości Rybnika. Przeciwna uruchomieniu nowej kopalni jest także duża część górników i związkowców.

Dla nich to chyba po prostu konkurencja.

AD: Tak, to jeden z powodów, dla których protest popiera część górników. Boją się, że jeżeli uruchomione zostanie nowe złoże, obecne będą wygaszane i po drodze część etatów przepadnie.

PS: Ale też nie rozumieją, dlaczego państwo chce otwierać nową kopalnię, jeżeli rozmawiamy o końcu węgla. To jest bez sensu, również dla górników.

Czy ten protest zaognił atmosferę wokół planów zamykania kopalń?

PS: Niektórzy za bardzo zaangażowali się w antygórniczy hejt. Mówili, że po jednej stronie jesteśmy my, a po drugiej „ryle”.

Ten temat jest okazją do koalicji tych, którzy są przeciwko wykorzystywaniu węgla jako opału, zaniepokojonych smogiem, ekologów, aktywistów, osób, którym bliskie są kwestie klimatu, zwykłych mieszkańców.

Jeżeli jednak ta koalicja nabiera charakteru antygórniczego, to wypycha się górników i zachęca do współpracy z innymi środowiskami.

Jakimi?

PS: Po pierwsze ze związkowcami.

Swoją drogą związkowcy też wiedzą, że węgiel nie ma przyszłości. To duża i ciekawa grupa.

Aktywiści, politycy, dziennikarze mówili nam: ze związkowcami nie pogadacie, bo to jest beton. Kiedy spróbowaliśmy, okazało się, że trafiliśmy na bardzo otwartych ludzi. Powiedzieli: OK, związkowcy to na ogół jest beton, ale my jesteśmy wyjątkowi, z nami pogadasz. Za to jak pójdziesz do innych, to zobaczysz, że nimi nie ma sensu rozmawiać. Potem poszliśmy do innych związków i sytuacja się powtarzała.

Jednak w sytuacjach oficjalnych związkowcy robią to, czego – jak myślą – oczekują od nich górnicy, tzn. odgrywają rolę bezkompromisowych przeciwników transformacji energetycznej. Utrzymują narrację, że kopalnie muszą zostać, że mamy dużo węgla i nie ma powodu, dla którego mielibyśmy z tego rezygnować.

W szerokiej koalicji antytransformacyjnej są też środowiska denialistów klimatycznych i smogowych, zwolenników teorii spiskowych. Te ostatnie przy takim dużym napięciu, zagrożeniu i niepewności mnożą się w tempie dotąd nieznanym.

Ludzie powtarzają, że polityka klimatyczna to spisek, a Unia chce wykończyć nasze kopalnie po to, aby później Niemcy kupili je za złotówkę itd. Jeżeli górników wypchniemy z „naszej” koalicji, to wpychamy ich w sojusz z siłami, które mogą się okazać bardzo szkodliwe. Pandemia pokazała zresztą, że to się też może wydarzyć na poziomie całego kraju.

Widać tu rzeczywiście dużo podobieństw. Ludzie, których praca i zarobki są zagrożone przez pandemię, chętniej zaprzeczają jej istnieniu, albo przeceniają negatywne skutki lockdownu. Ale czytam w waszym raporcie, że grupą, która bardzo dobrze opanowała strategie wyparcia i negowania są nie górnicy dołowi, tylko sztygarzy, grupa, która teoretycznie powinna więcej wiedzieć o świecie i lepiej go rozumieć.

AD: Być może dlatego, że są to osoby, które czerpią najwięcej korzyści z dotychczasowego układu, więc mają największy interes w tym, żeby go bronić. Zasadniczo wśród bardziej doświadczonych górników, pracowników dozoru górniczego czy przewodniczących związków, można zaobserwować dwa różne podejścia wobec rosnącej presji UE na odchodzenie od węgla. Część z nich podkreśla szanse związane z unijnymi programami, jak mechanizmy sprawiedliwej transformacji czy platforma dla regionów górniczych w okresie transformacji.

Tu dominuje takie myślenie: czas węgla się skończył, racjonalnie oceniamy sytuację i widzimy, że nie ma sensu dalej w to brnąć, bo to przyniesie straty dla wszystkich.

Otwierają się nowe możliwości wsparcia, nie tylko finansowego, więc rozsądnie jest wejść we współpracę z UE i stworzyć ambitny plan transformacji regionu.

Co ciekawe, w ten sposób myślą osoby, które w przeszłości stały na barykadach, przewodząc protestom górniczym i innym akcjom oporu. Obecnie jednak dostrzegają tę szansę i uważają, że daje ona największą nadzieję na to, żeby śląska społeczność nie tylko przetrwała, ale znalazła dla siebie nowy kierunek rozwoju.

Z drugiej strony, jest sporo osób, które uważają, że UE dokonuje perfidnego zamachu na polskie górnictwo. A ponieważ to nierówna walka, jedyne co nam zostało, to postarać się przechytrzyć Brukselę, rozwijając „czyste” technologie, jak gazyfikacja węgla czy sekwestracja dwutlenku węgla. Miałoby to pomóc zachowaniu status quo poprzez utrzymanie wysokiego poziomu wydobycia. W tej grupie pojawiają się też głosy, że pomimo nacisków Unii Polska i tak jest skazana na węgiel, bo brakuje alternatyw: elektrownie jądrowe są za drogie, na OZE nie mamy warunków pogodowych, nie będziemy importować gazu z Rosji.

PS: W kopalniach pracują nie tylko górnicy. Jest personel naziemny, który w większości wykonuje pracę umysłową. Można by oczekiwać od nich większej gotowości na zmiany. Tymczasem, kiedy zrobiliśmy przed kopalnią krótką ankietę, wyłapując wychodzących z pracy, to osoby pracujące w biurach wcale nie były bardziej „do przodu”.

A w sektorze okołogórniczym słyszeliśmy jeszcze bardziej denialistyczne narracje. To jest oczywiście też jakaś strategia obronna, ale ludzie na przykład potrafią oddzielić węgiel jako towar, który wydobywają i sprzedają, od surowca, którym później pali się w piecach.

Psychologicznie to całkiem zrozumiałe, wszyscy stosujemy w mniejszym lub większym stopniu mechanizmy wyparcia.

PS: Nasi rozmówcy tłumaczyli: „truje nie to, co wrzucasz do pieca ale to, co z niego wychodzi”. Oni sami w większości nie palą węglem w domu. Górnicy już dawno przeszli na gaz, albo mają bardzo nowoczesne piece. Nie chce im się brudzić, mają dość węgla w pracy. No i stać ich na to, żeby sobie zainstalować lepszy piec.

Natomiast w sektorze okołogórniczym te narracje się nakładają. Denializm klimatyczny łączy się z wypieraniem kwestii smogu: proszę zobaczyć, powietrze jest przejrzyste, smogu nie ma.

Mam wrażenie, że takiego górnika z antygórniczych stereotypów trzeba szukać w biurze kopalni albo w firmie zależnej od kopalni, a nie na dole.

AD: Trzeba jednak podkreślić, że według ostatnich ustaleń rybnickie kopalnie mają być wygaszane najpóźniej, czyli w 2049 roku. W związku z tym górnicy czują się stosunkowo bezpiecznie: przepracują w kopalni do emerytury albo dostaną wysoką odprawę, a w międzyczasie może się okazać, że ich specjalizacja da im inne oferty pracy, które są lepiej płatne. Nie odczuwają presji, nie muszą się martwić o przyszłość.

Dla kontrastu, jeśli popatrzymy chociażby na Bełchatów – gdzie PGE już otwarcie mówi o przechodzeniu na zielone źródła energii, a wydobycie węgla skończy się prawdopodobnie za kilkanaście lat – tam postawy są zupełnie inne. Jest więcej gniewu, zapalczywej obrony branży, teorii spiskowych. Natomiast jeśli chodzi o sektor okołogórniczy, to jego pracownicy są bardziej narażeni na straty związane z zakończeniem wydobycia niż sami górnicy, bo nie obejmą ich programy osłonowe. Te firmy po prostu upadną i tyle, nikt się nimi nie będzie przejmował. Ten proces obserwujemy zresztą w Rybniku.

Może jednak obejmą. Fundusz Sprawiedliwej Transformacji to miliardy euro.

AD: Oczywiście, Fundusz ma przyczynić się do rozwoju różnych sektorów, jednak jedynie pracownicy kopalń mogą liczyć na hojne osłony socjalne, jak gwarancja zatrudnienia do emerytury lub wysokie jednorazowe odprawy. Żeby jednak lepiej zrozumieć różnice między postawami różnych grup pracowników w kontekście końca wydobycia węgla, należy spojrzeć też na strukturę wiekową.

Starsi górnicy są bardziej skłonni do tego, żeby patrzeć podejrzliwie na zamiary UE, a młodzi zdają się mieć szerszą perspektywę, są bardziej elastyczni i mobilni.

Ponadto, jak podaje Instytut Badań Strukturalnych w swojej analizie polskiego górnictwa węgla kamiennego, średni wiek osób pracujących na powierzchni wynosi ok. 48 lat. Jak wspomniał już Przemek, tę grupę charakteryzuje większy sceptycyzm niż pracowników dołowych, którzy mają średnio 37 lat. To też by się jakoś wkomponowywało w tezę, że starsze osoby mają większy problem z poradzeniem sobie z tą zmianą.

Ich przyszłość jest mniej pewna w tej sytuacji, młodzi mają więcej czasu na przystosowanie się do nowych warunków.

AD: Na pewno, poza tym mają żywsze wspomnienia wszystkich trudności, których doświadczali już wcześniej, podczas poprzednich etapów restrukturyzacji. Młodych wyróżnia też to, w jaki sposób postrzegają samą pracę w kopalni. Z jednej strony doceniają aspekt towarzyski, wysoki poziom wzajemnego zaufania i wsparcia, pracę zespołową.

Młodzi górnicy cenią to sobie i widzą, jak wiele mogą się nauczyć od starszych kolegów. Ale właściwie tylko tyle zostało z czaru pracy w górnictwie. Nie śpieszy im się, żeby po szychcie biec do knajpy i przesiadywać z kolegami przy golonce i piwie, tylko zbierają manatki i wracają do domu, do rodziny.

Żony pewnie też pracują, górnicy nie są już jedynymi żywicielami.

AD: Kobiety zaktywizowały się zawodowo, nie chcą już wyłącznie zajmować się domem, a praca w górnictwie jest postrzegana jak każda inna. Przywiązanie do jednego miejsca pracy i etos ciężkiej, fizycznej pracy wciąż są istotne dla starszych górników, ale młodsi coraz częściej traktują kopalnię jako jakiś etap w ich karierze zawodowej. Dla pracowników z dłuższym stażem takie podejście jest niewyobrażalne – przecież kopalnia to jest to jedyne, uświęcone miejsce, gdzie trzeba przepracować całe życie, „od pierwszej do ostatniej dniówki”. Z goryczą opowiadają o tym, że młodzi nie czują się związani z kopalnią i brakuje im pokory.

Starsi górnicy muszą ich przekonywać, że kopalni należy się szacunek, bo to jest praca z żywiołem, i tłumaczą, dlaczego należy pozdrawiać się zwrotem „Szczęść Boże”. A młodzi marudzą, że praca kiepska, że mało się płaci.

Komórki nie działają pod ziemią…

AD: Tak, to jest całkowite odcięcie od świata, dzisiaj to trudne do przełknięcia.

PS: Na ich przykładzie widać transformację, która ma miejsce na Śląsku.

Dawniej chodziło przede wszystkim o bezpieczeństwo ekonomiczne i dlatego kopalnia była taka ważna. A teraz coraz bardziej liczy się jakość życia.

Chodzi o to, żeby móc spędzić czas z rodziną, zupełnie inny jest model ojcostwa, partnerstwa. Mocno zmienił się stosunek do kobiet i rodzina jest inaczej konstruowana. Ojciec nie jest już wiecznie nieobecnym i emocjonalnie niedostępnym żywicielem rodziny. Zamiast spędzać wieczory z kolegami w pubie lub robiąc kolejną fuchę chce zobaczyć pierwsze kroki swojego dziecka. Mówią o tym dziewczyny, kobiety z rodzin górniczych i sami górnicy. To wielowymiarowa zmiana, która dotyczy nie tylko górników, ale całego regionu. Tę różnicę pokoleń zobaczyłem w czasie spotkań badawczych z młodymi i starszymi górnikami. Obie grupy zapraszałem na spotkania po pracy przy golonku. Młodsi odpowiedzieli na pytania, zjedli i nawet piwa nie wypili. Już chcieli jechać do domu. Starszym się zupełnie nie spieszyło.

Mimo tych szybko zachodzących zmian, piszecie w raporcie, że śląski etos – tradycja, rodzina, praca – może być czynnikiem, który pomoże także w transformacji. Ale z tego, co mówicie wyżej, musiałby ulec pewnym modyfikacjom. Jak sobie wyobrażacie śląski etos przekonujący dla młodego pokolenia?

PS: Wydało się to dla nas ważne, bo robimy równolegle badania w regionie bełchatowskim, który jest pozbawiony tradycji. Nie ma tożsamości bełchatowskiej, która poprzedzałaby przemysł. Bełchatów powstał dopiero po otwarciu kopalni i elektrowni, rozrósł się wokół nich. I wszystko, cała infrastruktura, zniknie razem z kopalnią i elektrownią. Dziś Bełchatów jest miastem, które ma jeden z wyższych w Polsce odsetków dezurbanizacji. Ludzie stamtąd uciekają.

Na Śląsku ponadstuletnia tradycja wydobywania węgla, cała kultura górnicza wrosła w śląskość, ale górnictwo jest tylko jej częścią, fragmentem czegoś o wiele większego, tradycji trwających od wieków.

Gdyby nie Bełchatów, może nawet byśmy nie zobaczyli, jak to jest ważne.

To, że jest śląskość poza węglem, daje podstawy do optymizmu, do nadziei. Tak jak my mówiliśmy sobie na początku pandemii: „przetrwamy”, tak samo mogą na Śląsku powiedzieć o transformacji energetycznej: przetrwamy to, był Śląsk przed węglem, będzie i potem.

AD: Myślę też, że wartością, na której można budować jest to, że górnicy zawsze trzymali się razem. Pracując ze sobą przez długie lata w tej samej brygadzie czy na jednym oddziale buduje się silne poczucie wspólnoty. Rodziny górników przyjaźnią się między sobą, co sprawia, że w społecznościach przykopalnianych dzielnic jest duży potencjał oddolnej organizacji społecznej.

Druga rzecz, która mi się wydaje bardzo wartościowa, to ten słynny śląski pragmatyzm. Jeśli transformację energetyczną uda się przedstawić jako unikalną szansę, grę o dużą stawkę, na którą mamy niebagatelne środki, to myślę, że uda się zmobilizować mieszkańców regionu do wspólnego wymyślenia nowego kierunku rozwoju, który będzie miał więcej sensu niż kurczowe trzymanie się branży węglowej do ostatniego tchu. Kierunek, dzięki któremu im samym, ale też ich wnukom, będzie się żyło lepiej. Warto prowadzić dyskusję również na tym poziomie – na poziomie zdrowego rozsądku i wynikających z transformacji korzyści.

A jak konkretnie miałaby ta przyszłość Górnego Śląska wyglądać? Piszecie, że górnicy mają świadomość tego, co wydarzyło się w Wałbrzychu, w Bytomiu, w Wielkiej Brytanii, czyli bolesnych skutków transformacji – bezrobocia, zubożenia regionu. Trudno, żeby nie obawiali się ciemnych stron zmian.

PS: Jak pytaliśmy o przyszłość, to widać było, że część mieszkańców chciałyby się uwolnić od węglowego dziedzictwa w sposób kompletny, wręcz wyprzeć je z pamięci, z historii, skończyć z wielkim przemysłem, postawić na rozwój sektora IT, czy turystyki. Natomiast osoby związane z sektorem górniczym myślą o tym, żeby wykorzystać przemysłowy potencjał Górnego Śląska.

Tak naprawdę miasto wielkości Rybnika, mocno związane również z aglomeracją katowicką, wręcz musi iść w obu kierunkach. Można, korzystając z istniejącej infrastruktury i zaplecza kadrowego, rozwijać jakiś niegórniczy, niewęglowy przemysł, a jednocześnie inwestować w rozwój usług. Niektórych z nich dzisiaj nie jesteśmy nawet sobie w stanie wyobrazić. Mówimy przecież o wygaszaniu wydobycia węgla przez najbliższych 20 lat, a może nawet dłużej. Niezbędne jest jednak, aby proces ten był obudowany działaniami łagodzącymi skutki przekształceń, oraz żeby mieszkańcy regionu byli jak najmocniej włączani w jego planowanie i realizację.

Alicja Dańkowska** - doktorantka i asystentka badawcza w Akademii Leona Koźmińskiego. Jej zainteresowania naukowe dotyczą społecznych aspektów transformacji energetycznej. W ramach projektu Rybnik 360 badała postawy mieszkańców i górników wobec perspektywy odejścia od węgla.

Dr hab. Przemysław Sadura* - socjolog polityki, adiunkt na Wydziale Socjologii UW. Ekspert ds. badań społecznych w projekcie Rybnik 360 realizowanym przez działającą przy Komisji Europejskiej organizację ds. innowacji na rzecz klimatu organizację EIT Climate-KIC.

;
Na zdjęciu Miłada Jędrysik
Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze