Specustawa o zabezpieczeniu granicy i zniszczenie brzegu Bugu naruszają przepisy unijnej dyrektywy siedliskowej. Sprawa może trafić do KE. W Ministerstwie Klimatu i Środowiska rozkładają ręce — wg specustawy urzędnicy odpowiedzialni m.in. za stosowanie unijnego prawa ochrony środowiska nie mogą nic. Eksperci nie zostawiają suchej nitki na tej bezczynności
Rozjeżdżone ciężkim sprzętem jary, masywne kikuty potężnych niedawno dębów wystające z nadrzecznej skarpy, powyrywane zarośla, zniszczone korytarze bobrów i resztki drutu żyletkowego wystające z okaleczonego brzegu rzeki – tak teraz wygląda polska strona Bugu na granicznym odcinku z Białorusią. Pisaliśmy o tym w tekście “Rząd poświęcił Bug dla polityki. Trwa niszczenie dzikiego brzegu rzeki”.
“Wygląda to fatalnie. Nadbużańskie łęgi zostały zniszczone w sposób katastrofalny na ogromnym odcinku. Oszacowaliśmy, że wycięto ok. 200 drzew na kilometr. Mamy tam do czynienia z łęgami dębowo-wiązowo-jesionowymi i wierzbowo-topolowymi. Są to siedliska priorytetowe, a ingerowanie w nie w tak bezmyślny sposób to barbarzyństwo” – mówi OKO.press dr hab. Przemysław Chylarecki, ornitolog, pracownik naukowy w Muzeum i Instytucie Zoologii PAN i członek Państwowej Ochrony Przyrody.
Chylarecki przebywał nad Bugiem wraz dr. hab. Michałem Żmihorskim, dyrektorem Instytutu Biologii Ssaków PAN, również członkiem PROP, w związku z przygotowywaną przez Radę opinią na temat prac.
“Rada zbiera informacje na temat zakresu, przyczyn i skali strat przyrodniczych oraz podjętych działaniach zapobiegawczych, minimalizujących i kompensacyjnych. Wstępna ocena uzyskiwanych danych nasuwa poważne wątpliwości co do tego, czy aspekty przyrodnicze zostały w tym wypadku właściwie uwzględnione” – czytamy w oświadczeniu na stronie PROP.
“Choć aktualne brzmienie polskich przepisów przy tego rodzaju przedsięwzięciach pozwala na dokonywanie takich zniszczeń bez uwzględniania zasad i potrzeb ochrony przyrody, Rada ma wątpliwości, czy jest to racjonalne oraz zgodne np. z obowiązującymi Polskę przepisami dyrektywy Rady 92/43/EWG z dnia 21 maja 1992 r. w sprawie ochrony siedlisk przyrodniczych oraz dzikiej fauny i flory” – pisze Rada.
Według Karoliny Kuszlewicz, adwokatki zajmującej się prawami zwierząt i ochroną środowiska, specustawa obchodzi prawo unijne w stylu, który dzisiejsza koalicja – w czasach, gdy zasiadała w ławach opozycji – bezpardonowo krytykowała.
Głównym problemem specustawy jest art. 6. ust. 1 specustawy, hurtowo wyłączający wszystkie przepisy środowiskowe, które musiałyby być zastosowane w normalnym trybie przeprowadzenia inwestycji tak dalece ingerującej w środowisko.
Zdaniem Kuszlewicz ten zapis ustawy nie jest zgodny z dyrektywą siedliskową.
Dyrektywa siedliskowa jasno wskazuje, że państwo ma obowiązek podejmować odpowiednie działania w celu uniknięcia na specjalnych obszarach ochrony pogorszenia stanu siedlisk przyrodniczych i siedlisk gatunków. Interes publiczny może dopuszczać odstępstwa od wymagań. Jednak należy przeprowadzić całe postępowanie, w którym inwestor musi wykazać, że takie działanie jest konieczne, a także zapewnić udział społeczeństwa.
“Jeżeli inwestycja na granicy realizowana jest z wyłączeniem procedur środowiskowych na podstawie art 6 ust. 1 ustawy o zabezpieczeniu granicy państwa, to działanie w zakresie, w jakim dokonuje zniszczeń na obszarach Natura 2000 oraz pośród gatunków pod ochroną dyrektywy siedliskowej, jest bezprawne. Bezprawność w moim przekonaniu jest szeroko zakrojona i ma miejsce zarówno na poziomie przyjęcia przepisów, które miały na celu obchodzenie prawa unijnego, jak i ich stosowania, potwierdzającego ten cel” – mówi Kuszlewicz.
“Jeżeli wobec całego tego przedsięwzięcia nie było procedur środowiskowych, to znaczy, że doszło do łamania przepisów art 6. ust. 2-4 dyrektywy siedliskowej. Jeżeli rząd interpretuje art. 6 ust. 1 specustawy tak, że wyłącza dyrektywę siedliskową to znaczy, że aprobuje łamanie prawa UE” – mówi Kuszlewicz.
Władze są związane dyrektywami i nie mogą po prostu “wyłączyć” unijnych przepisów środowiskowych tylko dlatego, że Sejm przyjął specustawę. “Poprzedni rząd, który zasłynął naruszaniem praworządności, właśnie to uprawiał. Próbował przy pomocy przepisów rangi ustawowej naruszać zasady wynikające z Konstytucji czy prawa unijnego i stąd Polska miała tak dużo spraw przed TSUE. Teraz rząd robi to samo, próbując omijać pierwszeństwo regulacji unijnych” – dodaje adwokatka.
Jak tłumaczy Chylarecki, na terenie inwestycji znajdują się cztery obszary Natura 2000 w odniesieniu do których musiała być wykonana ocena oddziaływania inwestycji na integralność obszaru.
“Obowiązek ten dotyczy wszystkich krajów członkowskich i został transponowany do prawa krajowego. A nasza administracja z radością powołuje się na specustawę, która rzekomo wyłącza stosowanie prawa środowiskowego” – mówi Chylarecki.
Według Kuszlewicz naruszenie prawa sięga dużo głębiej niż niestosowanie prawa ochrony środowiska w oparciu o przepisy krajowe przyjęte w celu transpozycji unijnych dyrektyw.
“Zarówno uchwalenie specustawy, jak i jej stosowanie, narusza art. 74 Konstytucji, który wskazuje, że ochrona środowiska jest obowiązkiem władz publicznych i przyznaje obywatelom prawo do informacji o stanie i ochronie środowiska. W mojej ocenie najlepszą ścieżką byłaby skarga do Komisji Europejskiej” – podkreśla Kuszlewicz.
Komisja Europejska o sprawie wypowiada się na razie ostrożnie. “Komisja pozostaje w kontakcie z polskimi władzami w sprawie bariery granicznej od 2022 roku. Wyraziliśmy nasze obawy dotyczące zgodności projektu z unijnym prawem ochrony przyrody. Powodem były potencjalne negatywne skutki projektu dla kilku obszarów Natura 2000 oraz to, że polska specustawa o budowie zabezpieczenia granicy państwowej wyłączyła tę inwestycję spod stosowania niektórych przepisów. W tym ustawy regulującej procedurę odpowiedniej oceny zgodnie z dyrektywą siedliskową” – napisali w odpowiedzi na pytania OKO.press urzędnicy KE.
Komisja stwierdziła też, że Polska zobowiązała się do przedstawienia raportu na temat ochrony gatunków chronionych dotkniętych budową bariery na granicy z Białorusią, opierając się na monitoringu przeprowadzonym w 2024 roku.
“Przypomnieliśmy polskim władzom o ich zobowiązaniach wynikających z unijnego prawa ochrony środowiska i zaznaczyliśmy, że w przypadku jakichkolwiek dodatkowych prac należy przestrzegać przepisów dyrektywy siedliskowej, zapewniając udział społeczeństwa oraz dostęp do wymiaru sprawiedliwości” – dodaje Komisja.
W Brukseli dowiedzieliśmy się także, że władze polskie przeprowadziły “doraźną ocenę” wpływu inwestycji na granicy polsko-białoruskiej na obszary Natura 2000, która nie stwierdziła “istotnego negatywnego wpływu” na środowisko. OKO.press wystąpi z zapytaniem o treść dokumentu.
Na temat niekonstytucyjności specustawy wypowiedział się też Rzecznik Praw Obywatelskich. W październiku 2021 roku RPO wskazał, że do inwestycji nie będą stosowane ustawy chroniące takie wartości konstytucyjne, jak m.in. prawo do bezpiecznych warunków pracy, do ochrony życia i zdrowia, ochrona środowiska i prawo do informacji o nim.
Co na to Ministerstwo Klimatu i Środowiska? Resort, którym kierują politycy Polski 2050, uważa, że w sprawie dewastacji brzegu Bugu nie ma nic do powiedzenia. “Zabezpieczenie granicy jest realizowane przez Straż Graniczną zgodnie z ustawą z października 2021 r. Ustawa całkowicie wyłącza nadzór nad inwestycją służb środowiskowych podległych MKiŚ” – napisał w odpowiedzi na pytania OKO.press p.o. rzecznika ministerstwa Paweł Marciniak.
Nie wiadomo w takim razie, jaką rolę w zespole ds. przygotowania i realizacji zabezpieczenia granicy (powołanego przez specustawę) pełnił — a może wciąż pełni — przedstawiciel resortu. Jest nim… Główny Konserwator Przyrody, czyli Mikołaj Dorożała, który zresztą w mediach społecznościowych napisał, że “MKiŚ i jednostki podległe takie jak GDOŚ, czy RDOŚ straciły swoje wcześniejsze ustawowe kompetencje w zakresie decydowania o czymkolwiek wzdłuż wschodniej granicy, w tym w sprawach ochrony środowiska naturalnego”.
Polityczny nadzór nad inwestycją sprawuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Z wypowiedzi jego przedstawicieli wynika jasno, że wątpliwości co do specustawy nie ma.
Wiceminister Maciej Duszczyk, zapytany w Polsat News, o to, czy niszczenie przyrody na taką skalę może być usprawiedliwione, odpowiedział: “Dziś kwestia bezpieczeństwa i ryzyka związanego z Białorusią jest na tyle istotna, że na to pytanie trzeba jednak odpowiedzieć pozytywnie”.
Duszczyk odpowiada w rządzie Tuska za politykę migracyjną, której podstawowe zasady przyjął rząd przed świętami — ku oburzeniu organizacji działających na rzecz migrantów i uchodźców. “W prezencie na święta rząd zawiesza prawa człowieka” – napisało w oświadczeniu Konsorcjum Migracyjne. Zmiany w prawie azylowym i wizowym muszą przejść przez parlament i uzyskać podpis prezydenta Andrzeja Dudy.
Co ciekawe, trzy lata temu posłowie KO głosowali przeciwko specustawie, której dziś tak bronią. Argumentacja partii Donalda Tuska nie miała jednak żadnego związku z ochroną środowiska, a z przeświadczeniem, że PiS żadnej bariery nie będzie w stanie zbudować. O aspektach środowiskowych mówiła — właściwie jako jedyna — posłanka KO Katarzyna Piekarska.
“Chciałam podyskutować o art. 6, ponieważ ten artykuł przewiduje, że w zasadzie do tej inwestycji nie stosuje się żadnego prawa, poza tą ustawą: ani geodezyjnego, ani kartograficznego, ani prawa ochrony środowiska, prawa wodnego czy prawa budowlanego” – mówiła w trakcie sejmowej debaty Piekarska. Zwróciła też uwagę na wyjęcie szczegółów inwestycji z przepisów o dostępie do informacji publicznej.
Inwestycja ma małe szanse na trwałość. Przykładowo znaczna część rezerwatu Łęg Dębowy — jednego z dwóch zdewastowanych przez prace – jest zalewana wiosną, w związku z czym infrastruktura ma szansę skończyć w podobny sposób, jak koncertina, której strzępy wisiały na zalanych wodą drzewach i krzewach.
“Z kolei w rezerwacie Szwajcaria Podlaska zniszczono naturalną skarpę, budując nasyp, który przy wysokim wezbraniu rzeki zostanie podcięty. Generalnie wiosenne wylewy będą zalewać niemal całość tej infrastruktury.
To oznacza pieniądze w błoto.
Bez specjalnych zabiegów — kolejne setki milionów złotych plus zniszczenie koryta swobodnie płynącej rzeki niżowej — spora część obiektów w ciągu kilku najbliższych lat utraci stabilność lub zostanie wymyta. To tylko kwestia tego, jak wysokie będą wiosenne wezbrania na Bugu, czy będą zjawiska lodowe i jak dużo, i jak obfite będą deszcze nawalne, rozmywające nasypy i brzegi” – mówi Chylarecki.
To nie pierwsza ingerencja w dziką rzekę. Najpierw pojawiły się zwoje drutu żyletkowego, które nie dość, że raniły i zabijały zwierzęta, to nie przetrwały kontaktu bystrym nurtem Bugu. Rzeka rwała koncertinę, która oplatała konary i gałęzie drzew leżące w rzece, obrastała trawami i chaszczami, tonęła w wodzie.
Teraz koncertina jest usuwana przez wojsko. Jednak kolejna inwestycja, czyli montaż 1 800 słupów kamerowych, 4500 kamer, 200 km kabli zasilających i tyle samo transmisyjnych, a także ustawienie około 10 kontenerów technicznych, nie tylko dewastuje rzekę w stopniu do niedawna nie do wyobrażenia.
Utrudnia też usunięcie drutu żyletkowego.
Koncertina jest rozrywana przez ciężki sprzęt i wgniatana w ziemię, jej resztki walają się w wodzie i w resztce roślin na brzegu oraz złowrogo sterczą z gruntu pomiędzy śladami raciczek — zwierząt na dzikim brzegu Bugu zawsze było dużo.
“W wielu miejscach, które odwiedziliśmy, dotychczasowa przegroda z siatki i drutu została zmielona gąsienicami koparek. Słupki zostały pogięte ciężkim sprzętem.
Koncertina utworzyła z gałęziami wycinanych drzew kłębowiska, które leżą na brzegu, część tych drutów wpadła do Bugu, część została przykryta ziemią z wykopów i wymyje je dopiero woda powodziowa.
W wielu miejscach dłuższe i krótsze odcinki dotychczasowych ogrodzeń są porozrzucane po całym terenie, wiosną wszystko to jeszcze przerośnie gęstą, bujną roślinnością. Myślę, że nie usuniemy tego zanieczyszczenia z doliny Bugu już nigdy” – pisze Żmihorski na Facebooku.
Według Żmihorskiego ostre druty będą całe dziesięciolecia ranić i dusić zwierzęta użytkujące ten teren, ale jest to też bulwersujące z kilku innych powodów.
- napisał Żmihorski.
Koszt budowy zabezpieczenia granicy państwowej z Białorusią na odcinku rzeki Bug ma wynieść prawie 280 mln zł, informuje Straż Graniczna. Termin realizacji to kwiecień 2025 r. Wykonawcą robót jest konsorcjum wrocławskiego Elektrotimu SA i gdańskiej firmy Ostoya-DataSystem Sp. z o.o, które w listopadzie zeszłego roku wygrało ogłoszony przez Straż Graniczną przetarg.
Ekologia
Uchodźcy i migranci
Mikołaj Dorożała
Paulina Hennig-Kloska
Tomasz Siemoniak
Ministerstwo Klimatu i Środowiska
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Granica polsko-białoruska
zapora na granicy
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
W OKO.press pisze głównie o kryzysie klimatycznym i ochronie środowiska. Publikuje także relacje z Polski w mediach anglojęzycznych: Politico Europe, IntelliNews, czy Notes from Poland. Twitter: https://twitter.com/WojciechKosc
Komentarze