0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Porzycki / Agencja GazetaJakub Porzycki / Age...

Program szczepień przeciw COVID-19 w Polsce przyśpiesza – już 12 mln osób dostało przynajmniej jedną dawkę jednego z czterech dostępnych preparatów.

Z drugiej strony, jeśli chodzi o tempo szczepień (liczbę wyszczepionych dawek na 100 osób), jesteśmy europejskim średniakiem i ciągle spadamy w dół rankingu. Poza dwójką prymusów, małą Maltą i Węgrami, które szczepią się również rosyjskim Sputnikiem, oraz czwórką najsłabiej sobie radzących: Rumunią, Chorwacją, Łotwą i Bułgarią, różnice są jednak niewielkie.

liczba osób zaszczepionych co najmniej jedną dawką w UE

Mimo to, im dalej w las, tym więcej zarzutów wobec Narodowego Programu Szczepień:

  • pod adresem Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, że źle zaprojektowała logistykę dostaw szczepionek, co powoduje coraz większe nadwyżki w magazynach i w punktach szczepień – we wtorek 4 maja punkty miały do dyspozycji aż 1,5 mln dawek;

Przeczytaj także:

  • pod adresem rządu, że skąpi dawek samorządowym punktom szczepień, żeby nie stały się symbolami sukcesu programu;
  • pod adresem rządowych danych o programie szczepień, w których często pojawiają się błędy i które są niewystarczające do zrozumienia, jak ten program działa.

Teraz punktem zapalnym stała się zorganizowana przez rząd na trzy wolne dni 1-3 maja akcja masowego szczepienia „z ulicy".

Szczepimy się na majówkę - dobrze

Majówkową akcję szczepień ogłoszono niespodziewanie 29 kwietnia, dwa dni przed rozpoczęciem. W głównych miastach i aglomeracjach 16 polskich województw stanęły zorganizowane przez wojewodów i lokalne centrale NFZ kontenery albo namioty, w których można się było zaszczepić preparatem firmy Johnson&Johnson. Ma on tę przewagę nad innymi, że jest jednodawkowy – Pfizer, Moderna i AstraZeneca potrzebują dwóch dawek.

Pomysł okazał się wielkim sukcesem: do większości punktów ustawiały się kilometrowe kolejki. W Poznaniu i Krakowie ludzie stali godzinami w deszczu, w Warszawie pierwsze osoby pojawiły się przed punktem o 03:00 rano.

Według koordynatora Narodowego Programu Szczepień min. Michała Dworczyka w ciągu tych trzech pierwszych dni maja zaszczepiło się 56 tys. mieszkanek i mieszkańców Polski.

Nie ulega wątpliwości, że był to pomysł propagandowy, mający zademonstrować skuteczność władz.

Ale akcja „Zaszczep się w majówkę" miała jednak również potencjał profrekwencyjny, pokazując, że szczepionka wciąż jest towarem rzadkim i warto o nią zawalczyć. Bowiem mimo tego, że do Polski trafiło już 13 milionów dawek i już wkrótce, 10 maja, rejestracja na szczepienia zostanie otwarta dla wszystkich uprawnionych (czyli obywateli polskich powyżej 18 roku życia oraz cudzoziemców z prawem pobytu w Polsce), to wciąż wysoki jest odsetek wahających się, czy się zaszczepić.

W przeprowadzonym pod koniec kwietnia sondażu Ipsos dla OKO.press łącznie 27 proc. respondentów deklarowało, że raczej się zaszczepi (16 proc.) lub raczej się nie zaszczepi (11 proc.). Nawet jeśli założyć, że odpowiedzi „raczej tak" i tak zakończą się szczepieniem, pozostaje 11 proc. „raczej nie", których z punktu widzenia zdrowia publicznego warto przekonywać.

Szczepimy się na majówkę - źle

Protesty przeciwko majówkowej akcji zaczęły się już po jej ogłoszeniu. Zrozumiałą irytację wywołała ona wśród osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów. Od wielu tygodni walczą o to, żeby mieli pierwszeństwo w kolejce do szczepień. Demonstrują dane, z których wynika, że osoby z niepełnosprawnościami, także intelektualnymi, są bardziej narażone na ryzyko zgonu z powodu COVID-19 niż reszta społeczeństwa.

Rząd jednak postanowił inaczej – ograniczył pulę uprzywilejowanych z powodu stanu zdrowia do bardzo ciężkich stanów (dializa, przeszczep, nowotwór) i postanowił jak najszybciej uwolnić szczepionki dla wszystkich.

Tymczasem osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunowie (a właściwie głównie opiekunki) miały nadzieję, że wstępne zapowiedzi ministra Dworczyka, iż jednodawkowa Johnson&Johnson będzie przeznaczana przede wszystkim dla zespołów mobilnych, które szczepią osoby przykute do łóżka lub niewychodzące z domu, żeby nie było trzeba jeździć do nich dwa razy, oznaczają, iż szczepionki trafią m.in. do nich.

Zaprotestowały również samorządy, które otwierają właśnie duże punkty szczepień, czując się oszukane, bo ciągle dostają informacje, że dostawy szczepionek do nich będą ograniczone. To po części gra polityczna ze strony władz samorządowych, które cały czas podkreślają, że są w stanie jak najszybciej wyszczepić populację swoich miejscowości, bo 56 tys. na majówkowe szczepienia to mniej niż jedna czwarta dziennej średniej szczepień w całej Polsce.

Jednak według „Wyborczej" w najbliższych dniach oferty dostaną tylko punkty w powiatach, w których nie ma już wolnych terminów, a szef logistyki w RARS Marcin Wasilewski mówił przedstawicielom punktów szczepień, że „na pewno nie wypełnimy pełnych możliwości jeśli chodzi o maj", co tłumaczy rozgoryczenie.

Wreszcie 3 maja wybuchło oburzenie z powodu zamiany w wielu punktach zabukowanych już na ten tydzień dostaw szczepionki Johnson&Johnson na Pfizera. Komunikat tej treści wysłała Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych, która zawiaduje logistyką dostaw.

Ta zamiana wzbudziła podejrzenia, że zapasy J&J zostały wykorzystane na szczepienia majówkowe. Reakcje punktów były ostre:

https://twitter.com/tomziel1/status/1389440365665607683?s=20

Czy naprawdę zapasy J&J poszły na majówkę? Wie to Agencja Rezerw Materiałowych i minister Dworczyk, opinia publiczna nie ma szybkiego dostępu do wszystkich danych o programie szczepień.

Oficjalny profil na TT @Szczepimysie tłumaczy, że na majówkowe szczepienia przeznaczona była odrębna pula.

https://twitter.com/szczepimysie/status/1389481023289843713?s=20

Zapytaliśmy RARS o tę sytuację, ale do momentu publikacji tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z danych dostępnych na dashboardzie Europejskiej Agencji ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób wynika, że w Polsce zużyto do tej pory 138 025 dawek szczepionki Johnson&Johnson, a do Polski przyjechało do 30 kwietnia 219 tys. Wynika z tego, że 80 tys. jest jeszcze w punktach szczepień lub w magazynie.

Tu dane zaczynają się rozjeżdżać, bo pomiędzy 30 kwietnia a 4 maja wykorzystano według ECDC 47,5 tys. dawek J&J, czyli mniej niż 56 tys. ministra Dworczyka. Jeśli zaś zliczy się informacje z województw o wykonanych szczepieniach, wychodzi pomiędzy 41-43 tys. W niektórych miastach, jak w Łodzi czy w Białymstoku, zostały niewykorzystane dawki i projekt został przedłużony.

Może więc Dworczyk mówił o 3,5 tys. dawek, jakie przekazał na każdy punkt? Pierwotnie miało to być bowiem 2,5 tys., potem dorzucono jeszcze po tysiącu. W każdym razie wygląda na to, że nie zaszczepiło się w majówkę tyle osób, ile zakładano – przeszkodą mógł być też deszcz, zimno, ale i dobry dostęp do szczepionek na co dzień i mniejsze nimi zainteresowanie, np. w Białymstoku.

Nie można jednak ocenić zarzutu, że te 56 tys. szczepionek komuś zabrano, nie mając dostępu do danych.

Ta historia pokazuje przede wszystkim, jak gorące są nastroje społeczne wobec szczepionek, i jak rozognia je fragmentaryczny dostęp do informacji na temat ich dostaw.

Dowiadujemy się o nich głównie z wypowiedzi polityków oraz prezesa RARS, nie ma tabeli z danymi, kiedy i ile szczepionek dotarło od konkretnego producenta oraz wykorzystania.

Ręczna robota po majówce

„Zaszczep się w majówkę" ma jeszcze jeden kompromitujący epilog: okazało się, że jeśli osoby zaszczepione podczas akcji miały zarezerwowane późniejsze terminy, to nie zostały one automatycznie anulowane – bo do punktów majówkowych można było przyjść bez wcześniejszej rejestracji czy zmiany terminu.

Teraz rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andruszkiewicz przekonuje, że nad rozwiązaniem problemu pracuje już Centrum E-Zdrowia, które będzie musiało ręcznie anulować te wszystkie terminy. Czy można było to zrobić inaczej? Na pewno wydłużyłoby to kolejki przed majówkowymi punktami szczepień, gdyby anulowano tym osobom w systemie terminy rejestracji podczas kwalifikacji do szczepienia.

Dane były, dane się zmyły

Ten sam problem – fragmentaryczny dostęp do danych – powtarza się, jeśli chodzi o zapisy na szczepienia. System rejestracji jest łatwy dla osoby zaznajomionej choćby z uniwersyteckim USOS-em, ale już dla pokoleń bardziej analogowych skomplikowany i dodatkowo „dokomplikowany" przez twórców.

W tej chwili można się zarejestrować na szczepienie na cztery sposoby:

  • bezpośrednio w punkcie szczepień. To najłatwiejsze, ale trzeba się liczyć z długim oczekiwaniem, jeśli punkt jest niewielki, a chętnych dużo;
  • na stronie pacjent.gov.pl. Tu można wybrać sobie szczepionkę i termin, ale nawigacja w wyszukiwarce nie jest bardzo intuicyjna. Trzeba mieć również profil zaufany, żeby zalogować się do systemu;
  • poprzez infolinię 989. Tu konsultanci mają szeroki dostęp do informacji o terminach, ale za to nie mają podglądu na typ szczepionki;
  • poprzez sms. Tu system proponuje tylko kilka terminów szczepień do wyboru.

Dla wszystkich wielkim ułatwieniem była więc „obywatelska wyszukiwarka" na stronie szczepienia.github.io/, pokazująca wolne terminy w każdym województwie. Stworzył ją użytkownik Twittera o nicku @krzyk, który wyciągnął z systemu rejestracji dane o wolnych miejscach i typie szczepionki.

Można było tam zobaczyć, czy w pobliżu akurat nie zwolniła się jakaś dawka, żeby przyśpieszyć termin, albo wybrać dogodny termin i miejsce przed rejestracją, którą potem trzeba było dokonać na jeden z czterech powyższych sposobów.

Niestety, 4 maja wyszukiwarka przestała być aktualizowana. „Prawdopodobnie mój dostęp do systemu został zablokowany", pisze @krzyk i uprzejmie prosi o ponowny dostęp, na razie bez skutku.

https://twitter.com/krzyk/status/1389505084501942276?s=20

Właściwie trudno zrozumieć, dlaczego na infolinii nie ma możliwości wyboru szczepionki, a na pacjent.gov.pl już jest.

O ile decyzja o ukryciu wyboru mogła być podyktowana tym, iż władze obawiały się, że ludzie będą unikać preparatów uznawanych za „gorsze", albo bardziej niebezpieczne, to i tak osoby, którym zależy na wyborze, mogą ją obejść: czy to przez pacjent.gov.pl, czy dowiadując się bezpośrednio w punkcie, jakim preparatem szczepią w danym dniu.

„Obywatelska wyszukiwarka" była wielką pomocą dla zamierzających się szczepić. Niewiele wysiłku wymagałoby również stworzenie takiej „rządowej" strony, zasysającej dane z systemu rejestracji. To, że nie istnieje, i że obywatelska wyszukiwarka nie ma dostępu do danych, to działanie raczej antyfrekwencyjne.

I tak źle, i tak niedobrze

Przepraszając z góry za publikację poniżej słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne, można podsumować tym podwójnym tweetem obecny problem Narodowego Programu Szczepień: niedoskonałe zarządzanie, niespójne decyzje oraz potknięcia komunikacyjne, które trudno wyjaśnić elektoratowi raczej nieskłonnemu do głosowania na Zjednoczoną Prawicę.

https://twitter.com/szczepimysie/status/1389583330241392640?s=20

Pozostaje pytanie, czy majówkowa akcja szczepionkowa rzeczywiście przekona nieprzekonanych, że warto się dać ukłuć w ramię.

;
Na zdjęciu Miłada Jędrysik
Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze