0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Cezary Aszkieło...

Od ponad pół roku na grupach w mediach aktywistów wspierających uchodźców, można zauważyć narastającą aktywność w zaskakującym kierunku. „Potrzebujemy pomocy w obszarze Szczecin”. „Zbiórka zapasów na zachodniej granicy”. „Pilnie potrzeba osób zaangażowanych w pomoc medyczną, północny zachód”. Od lat przyzwyczajeni jesteśmy do podobnych komunikatów z granicy polsko-białoruskiej, jednak o kłopotach na granicy zachodniej nie było zbyt wiele słychać. Zjawisko zawracania do Polski osób, które przekroczyły nielegalnie polsko-niemiecką granicę urosło jednak do istotnych rozmiarów.

Niemieckie służby zawracają migrantów na podstawie trzech procedur: tzw. procedury dublińskiej, procedury readmisji oraz odmowy wjazdu. W największym stopniu dotyczy to Ukraińców, następnie osób, które docierają do przez granicę z Białorusią. Prawdopodobnie także tych, którzy uzyskali pozwolenie na pracę w Polsce, które już wygasło.

Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady UE z 2013 roku, nazywane Dublin III, dotyczy zasad rozpatrywania przez państwa członkowskie Unii Europejskiej wniosków o azyl i ochronę międzynarodową.

Zgodnie z art. 13, jeśli cudzoziemiec dostał się na terytorium UE nielegalnie, odpowiedzialność za rozpatrzenie wniosku o ochronę międzynarodową spada na pierwsze państwo członkowskie, do którego dana osoba przybyła.

Rozporządzenie przewiduje procedurę przejęcia i wtórnego przejęcia migranta (art. 18). Gdy migrant przebywa nielegalnie w innym państwie lub złoży w nim wniosek o azyl, to takie państwo ma prawo zawnioskować o przejęcie do kraju odpowiedzialnego za tego migranta.

Państwo ma 2 lub 3 miesiące na wysłanie wniosku o przejęcie, a kraj odpowiedzialny ma (w zależności od procedury) od 2 tygodni do 2 miesięcy na przeprowadzenie czynności i odniesienie się do wniosku. Brak odpowiedzi jest równoznaczny ze zgodą na przejęcie.

Procedura dublińska jest dość długim procesem biurokratycznym. Znacznie szybsza jest readmisja na podstawie dwustronnego porozumienia między Polską a Niemcami. Stosuje się ją wobec cudzoziemców, którzy przybyli z Polski i przebywają w Niemczech nielegalnie. Może przebiegać w trybie pełnym lub uproszczonym, w zależności od konkretnej sytuacji, jest obustronna i może też dotyczyć sytuacji, w której np. jedna ze stron przekaże drugiej migranta z racji braku infrastruktury do jego przyjęcia – na przykład przepełnienia ośrodków.

Istnieje też trzecie zjawisko, przez długi czas pomijane w statystykach – zawrócenia na granicy, w ramach kontroli granicznej. Jednak, co istotne – z racji braku „twardej” granicy polsko-niemieckiej z obligatoryjną kontrolą bezpośrednią, ta ostatnia procedura stosowana jest też nie tylko na samej granicy, ale wiele kilometrów od niej, przez mobilną kontrolę graniczną. Pod tym pojęciem kryją się po prostu patrole straży granicznej, legitymujące „podejrzane” osoby w odległości nawet kilkudziesięciu kilometrów od pasa granicznego.

Możliwe jest więc cofnięcie osoby, która jest już wiele kilometrów od granicy z Polską. Służby zakładają, że migrant przekroczył granice na szlaku turystycznym, w lesie lub w inny sposób. Jest to traktowane jako zawrócenie na faktycznej granicy i nie wymaga informowania strony polskiej, z czego wynikała przez długi czas „niewidzialność tego zjawiska”.

Przeczytaj także:

„Niemcy przerzucają migrantów”

Od drugiej połowy 2024 roku o „Niemcach przerzucających migrantów do Polski” grzmiał PiS i prawicowe media. Padały liczby liczonych w tysiącach odsyłanych migrantów. Pod koniec 2024 pojawiła się informacja o 40 tysiącach migrantów, które Niemcy chcą odesłać do Polski.

Większość artykułów – od „Do Rzeczy” po „Niezależną” – była w tonie, sugerującym narastający kryzys. M.in. opisywano incydent w czerwcu 2024 roku w Osinowie Dolnym, kiedy niemieckie służby po prostu odwiozły do Polski i zostawiły tam 5-osobową rodzinę na przydrożnym parkingu bez żadnych procedur czy poinformowania strony polskiej. Podobnych przypadków miało być więcej.

W maju i czerwcu 2025 szczególnie aktywna była Konfederacja. W czerwcu 2025 wicemarszałek Krzysztof Bosak wzywał do dymisji szefa MSWiA, Tomasza Siemoniaka, pod zarzutem zaniedbań co do bezpieczeństwa zachodniej granicy. Środowiska narodowe i konfederackie pod koniec czerwca 2025 zapowiedziały „patrole obywatelskie” na każdym przejściu granicznym.

Ruch Obrony Granic” Roberta Bąkiewicza ogłosił, że będą patrolować przejścia graniczne z Niemcami od 27 czerwca do 6 lipca 2025. Znajomi aktywiści potwierdzają, że na kilku przejściach widzieli stojące grupy mężczyzn z biało-czerwonymi flagami, którzy „pilnują, żeby Niemcy nikogo nie przewieźli”.

22.03.2025 Zgorzelec , ul. Pilsudskiego . Manifestacja przeciwko niemieckiej polityce migracyjnej, zorganizowana przez srodowiska narodowe, na moscie w Zgorzelcu , 
Fot. Krzysztof Zatycki / Agencja Wyborcza.pl
Protest narodowców na moście w Zgorzelcu, 22 marca 2025. Fot. Krzysztof Zatycki/Agencja Wyborcza.pl.

Centrowe i liberalne media – WP, Newsweek, Wprost – dementowały historie i dane podawane przez prawicę. W kwietniu Interia poinformowała o ponad 10 tysiącach migrantów zawróconych w ostatnich 14 miesiącach do Polski przez Niemcy przy użyciu procedury odmowy wjazdu, często bez informowania strony polskiej, oraz o 1077 deportowanych przy użyciu procedury dublińskiej, oraz readmisji.

Serwis fact-checkingowy Demagog „rozbroił” kilka fałszywych filmików, które podawane przez prawicę, miały pokazywać nielegalne przerzucanie uchodźców przez niemiecką policję do Polski. Już rok temu, w czerwcu 2024, rozwiewał też różne mity dotyczące procedury readmisji.

Najrzetelniej sprawę relacjonowała polska redakcją Deutsche Welle, która poświęciła tej sprawie około 10 artykułów w ostatnich miesiącach, relacjonując też perspektywę niemiecką, informując o zapadających tam decyzjach administracyjnych i podając relacje z ośrodków przygranicznych.

Dla OKO.press Małgorzata Tomczak napisała w marcu 2025 tekst, powołujący się na dane niemieckich służb. Wskazuje ona, że w 2021 do Niemiec dotarło 11 232 migrantów ze „śladem białoruskim”. Rok później – 8511, a w 2023 – 11 881.

W 2024 miało tych osób być już niespełna 5 tysięcy. Jednak niemieckie służby odnotowały dodatkowe 11 260 obcokrajowców, którzy wjechali lub próbowali wjechać nielegalnie do Niemiec przez Polskę. Prawie połowa tych osób mogła przejść szlakiem białoruskim.

Na początku czerwca 2025 roku media informowały, że sąd administracyjny w Berlinie uznał zawracanie przez Niemcy na granicy osób, które chcą się ubiegać o azyl, za naruszenie prawa europejskiego.

Nie powstrzymało to jednak niemieckiej straży granicznej. Thoren Frei, szef Urzędu Kanclerskiego i polityk rządzącej CDU, powiedział: „Berliński sąd administracyjny nie może przecież decydować o sytuacji prawnej w całych Niemczech. Wyrok sądu nie jest wymogiem dla działań rządu jako całości“.

Głosy z granicy

Osoby zawracane z Niemiec często są bez pieniędzy czy swoich rzeczy. Koczują przy granicy, niektóre z nich próbują ponownie nielegalnie przekroczyć granicę. Zawieszenie prawa do azylu na granicy polsko-białoruskiej powoduje, że część tych osób znajduje się w pułapce prawnej. Problem narasta i bez odpowiedniej pomocy możemy mieć tysiące osób o nieokreślonym statusie prawnym wegetujących w obszarze przygranicznym w tragicznych warunkach.

Rozmawiałem o tym z osobami mieszkającymi przy niemiecko-polskiej granicy, aktywistami udzielającymi pomocy medycznej w terenie oraz przedstawicielem organizacji pomocowej „Nomada”.

Pierwszą osobą, z którą się kontaktuję, jest H. Wcześniej działała jako tłumaczka, a obecnie organizuje akcje w terenie. Chce pozostać anonimowa – obawia się problemów prawnych oraz nie jest pewna, czy nagłaśnianie sprawy w tym momencie jest dobrym pomysłem. Prosi o niepodawanie też rejonu, w którym działa – powiedzmy więc, że jest to nasza zachodnio-północna granica.

Zbiera zasoby dla uchodźców, którym pomaga jej grupa, klasyczny zestaw znany już z granicy polsko-białoruskiej. Ubrania, powerbanki, bieliznę, kurtki, koce. Także bandaże, środki pomocy medycznej.

„Udzielamy pomocy medycznej, ale na razie to nie są poważne sprawy. Skaleczenia, skręcone kostki, wychłodzenie. Nie mieliśmy tu dużo interwencji. Czujemy jednak, że sytuacja może się zmienić zupełnie już za godzinę albo jutro”.

„Szukamy w tej okolicy osób obeznanych w pomocy medycznej, które mogłyby nam pomóc. Sytuacja nie jest tak zła, jak na wschodzie, ale z doświadczenia wiem, że wypadki zdarzają się niespodziewanie i warto być na nie gotowym”.

Zwraca też uwagę na dużą ilość zgłoszeń w piątki i weekendy. „Biura i urzędy Straży Granicznej w naszym rejonie zamykają się w piątek o 15:00. Nie wiem, czy ilość zgłoszeń wynika z tego, że celowo druga strona dokonuje pushbacków, kiedy nasza Straż nie pracuje, czy może to zbieg okoliczności. Jednak najwięcej »pinezek« od kilku tygodni mamy w piątki, soboty i niedziele”.

Jest wyraźnie zrozpaczona. „Czuję, że to ważne, żeby ludzie wiedzieli, co tu się dzieje. Choć nie wiem, czy to coś zmieni. Czy samo mówienie o problemie zmobilizuje ludzi. Spotykam tu wiele osób, które są w fatalnej sytuacji i wymagają kompleksowej opieki. Konieczna jest pomoc na dużą skalę: dostarczenie jedzenie, zapewnienie tym ludziom mieszkania, inaczej sytuacja będzie coraz bardziej krytyczna”.

Mieszkanka granicy: widzimy osoby bez butów, w podartych ubraniach

Mieszka w mieście w południowej części granicy z Niemcami. Jej dom od granicy dzieli niecałe 6 kilometrów. Chce pozostać anonimowa.

Według niej zaczęło się to już w październiku 2023, kiedy Niemcy wprowadziły kontrolę graniczną. Jak wiele osób z jej miasta – pracuje w Niemczech, więc kontrola stała się częścią jej życia. Dojazd do pracy wydłużył się, całe miasto zatkały korki.

„Powaga sytuacji poruszyła mnie dopiero wiosną 2024 roku, kiedy kryzys i jego efekty stały się widoczne. Nagle mijasz na ulicy w swoim mieście ludzi bez butów, w szmatach, jakby teleportowanych z granicy polsko-białoruskiej, wyjętych ze zdjęć z gazet” – mówi.

„Mam odruch, widząc kogoś w potrzebie, by zatrzymać się i porozmawiać, więc rozmawiałam z kilkoma takimi osobami. Opowiadali, że próbowali przejść na stronę niemiecką, tamtejsza policja ich zatrzymała. Zabrano im telefony, trzymano w zamknięciu godzinami, otrzymywali papiery, że im azyl się nie należy. Przewożono ich na polską stronę i zostawiano – na dworcu, w środku miasta, na stacji benzynowej, pośrodku niczego. Mówiono im, że mają też zapłacić za niemiecką procedurę. Że powinny zapłacić za zawrócenie do Polski, pokazywali mi nawet rachunki, które im wystawiano. Ale nie wiem, jak jest to dokładnie skonstruowane i czy opłacenie tego rachunku jest egzekwowane” – kontynuuje.

Opowiada dalej, że te osoby są zagubione, nie wiedzą, czy mogą się ubiegać o azyl, spędzają całe dni na ulicy. Znajdują się w takim limbo, z polsko-białoruskiej granicy jadą kilka godzin, lądują tu, i czeka ich kolejny pushback. "Słyszałam od nich samych, że polska Straż Graniczna rozpoczyna wobec nich procedurę powrotu. Dostają alternatywę, w zamian za zamknięcie w ośrodku, muszą meldować się na SG, ale nie dostają opieki ani miejsca do spania. Dostają kartkę, gdzie jest najbliższy punkt Caritasu – który nie działa – i śpią na ulicy. Lokalny ośrodek dla osób w kryzysie bezdomności, katolicki NGO, mówi, że może przyjąć tylko osoby z polskim paszportem”.

Jako to może być skala? „Na saksońskim odcinku granicy o długości 80 km od kwietnia do maja 2024 roku było 150 pushbacków, o których czytałam w niemieckich statystykach. Spotkałam w tym okresie ponad 20 osób na ulicy mojego miasta. Ale mogło ich być dużo więcej”.

Kiedy pytam o stosunek do tych ludzi, odpowiada: „Cała wschodnia strona Niemiec jest bardzo prawicowa. I świetnie pokrywa się to z wynikami ostatnich wyborów w Niemczech. Wybrałam się na wycieczkę rowerową wzdłuż granicy z koleżanką i rozmawialiśmy z ludźmi. Część głosów była pozytywna – ktoś dał napotkanej osobie w drodze kanapkę, ktoś butelkę wody. Ale pamiętam też najgorsze, rasistowskie reakcje. 13-letnia dziewczynka, którą zagadaliśmy, mówiła, że to takich ludzi (migrantów) należy strzelać".

"Nastroje we wschodnich landach w Niemczech są bardzo antyimigranckie. Z tego, co wiem, niemieckie służby mogą cofnąć na polską granicę z miejsc odległych nawet 30 km od granicy, więc osoby w drodze boją się szukać pomocy w tym najbliższym obszarze”.

"Jeśli chodzi o Polaków, ta ja wiem, że żyję w bańce. Wśród moich lewicowych znajomych jest oburzenie tą sytuacją, ale są różne głosy w moim mieście. Są demonstracje antyuchodźcze na moście granicznym, są osoby, które krzyczą i wieszają transparenty, mówiące, że nie chcą tu obcych.

Wiele osób mieszkających w okolicy pracuje w Niemczech albo ich rodzina tam pracuje. Wydaje mi się, że większość jest obojętna a najbardziej przeszkadzają im kontrole graniczne”.

Prawnik: To jeszcze nie jest pełny kryzys

Zwróciłem się o komentarz do radcy prawnego Filipa Rakoczego, który współpracuje ze Stowarzyszeniem Nomada.

Paweł Jędral: Czy na granicy z Niemcami mamy do czynienia z kryzysem uchodźczym/migracyjnym?

Filip Rakoczy: Nie określiłbym obecnej sytuacji mianem kryzysu, głównie ze względu na jej obecne rozmiary oraz to, że większość jej skutków jest obecnie mitygowana przez działania lokalnych organizacji pozarządowych i aktywistów. Jednak sytuacja może eskalować do rozmiaru kryzysu, w sytuacji wzmożenia ilości osób usiłujących przekroczyć granicę, ze względu na braki systemowe w polskim prawie, braki kadrowe w jednostkach Straży Granicznej oraz w Urzędzie do Spraw Cudzoziemców, oraz niewielką ilość miejsc w strzeżonych ośrodkach dla cudzoziemców.

Podkreślić należy, że na skutek zawieszenia prawa do azylu na granicy polsko-białoruskiej, osoby usiłujące dostać się do Europy tamtym szlakiem, zostały w zasadzie zepchnięte do szarej strefy. Jeżeli nie mają możliwości wnioskować o ochronę, a chcą uniknąć przemocy na Białorusi, pozostaje im jedynie korzystanie z pomocy grup przemytniczych w dostaniu się do Niemiec. Do tej pory, według danych od Szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców, o ochronę międzynarodową w Polsce wnioskowało ok. 17 000 osób w 2024 r. Wśród tych osób było ok. 7000 Ukraińców, 3900 Białorusinów, ok. 1000 Rosjan, co do których wiemy, że nie docierają oni do Polski przez granicę polsko-białoruską (nie licząc uchodźców z Czeczenii).

W zeszłym roku co najmniej kilka tysięcy osób na granicy polsko-białoruskiej usiłowało ubiegać się o ochronę międzynarodową. Obecne rozwiązania legislacyjne powodują, że w przyszłości osoby takie nie będą wnioskować w Polsce o ochronę, tylko będą usiłowały dostać się na zachód. Przy zwiększonych kontrolach na granicy z Niemcami, wiele spośród tych osób będzie zatrzymywanych lub cofanych do Polski.

O jakiej skali mówimy? Trafiam na niespójne wiadomości, od setek osób do wielu tysięcy.

Służby niemieckie stosują dwa narzędzia do zawracania osób do Polski. Pierwszym jest odmowa wjazdu/zawrócenie do linii granicznej. Dotyczy ono osób zatrzymanych na granicy polsko-niemieckiej lub bezpośrednio po jej przekroczeniu. Drugim jest readmisja w trybie unijnego rozporządzenia Dublin III. To narzędzie jest stosowane w przypadku ustalenia przez niemiecką policję, że osoba wnioskująca na terenie Niemiec o ochronę międzynarodową, wcześniej przebywała (choćby w nie udokumentowany sposób) na terytorium Polski i że Polska była pierwszym krajem strefy Schengen, do której się dostała.

Odmowa wjazdu/zawrócenie do linii granicznej nie jest zjawiskiem nowym, choć w praktyce może być nadużywana – nie jest jasne, jak daleko od linii granicznej może być osoba, aby nie została zawrócona, tylko podlegała readmisji w trybie rozporządzenia dublińskiego. Nie powinno dochodzić do takiego zawrócenia, jeżeli osoba wnosi o ochronę międzynarodową.

W przypadku procedury Dublin III mówimy o kilkudziesięciu osobach miesięcznie (nie posiadam dokładnych danych). Jednak ze względu na zmianę przeznaczenia ośrodka dla uchodźców w Eisenhuttenstadt w Niemczech (i ogólny kontekst polityczny), podejrzewamy, że ta liczba się zwiększy. Ośrodek ten został ostatnio wyznaczony do przetrzymywania osób podlegających procedurze dublińskiej.

Docierają do mnie informacje o osobach potrzebujących pomocy medycznej w okolicach Szczecina.

Na chwilę obecną nie mamy zgłoszeń o osobach znajdujących się w sytuacji zagrożenia zdrowia lub życia. Spotykaliśmy osoby często w sytuacji skrajnego zmęczenia, które po przebyciu lasu przy granicy polsko-białoruskiej, od razu usiłowały dotrzeć do granicy z Niemcami.

Spotykaliśmy osoby porzucone np. na stacji benzynowej przy drodze w kierunku Niemiec. Osoby te często miały niedziałające telefony i niewielką ilość pieniędzy. Oczywiście zimą sytuacja jest trudniejsza, ponieważ najczęściej te osoby nie mają gdzie się schronić. Nie jest to jednak tak trudny teren, jak okolice Puszczy Białowieskiej.

Jak dalece sytuacja na zachodniej granicy jest porównywalna do tej na wschodniej?

Trudno to porównywać. Odmowa przyjmowania wniosków o ochronę na granicy wschodniej zwiększy ilość osób, które będą usiłowały nielegalnie dostać się w głąb kraju lub do innych państw europejskich, co zwiększy liczbę osób spotykanych przy granicy z Niemcami.

Zachodnia granica różni się także jeszcze dwiema innymi rzeczami. Pierwsza sprawa to luką prawną, w której znajdują się osoby, które nie wnoszą o ochronę międzynarodową. Druga to zwiększone ryzyko kryminalizacji dla osób w drodze oraz osób chcących udzielać im wsparcia humanitarnego.

Co do pierwszej sprawy, wobec tych osób nie stosuje się na zachodniej granicy detencji administracyjnej, ponieważ nie ma obecnie perspektywy wykonania wobec nich zobowiązania do powrotu do kraju pochodzenia. Wobec tego tak długo, jak te osoby nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego, Straż Graniczna, po ich zatrzymaniu będzie wobec nich stosowała środki wolnościowe, takiej jak obowiązek zgłaszania się co tydzień do placówki SG połączony z zatrzymaniem paszportu.

Jednocześnie, często osoby w drodze nie chcą składać w Polsce wniosków o ochronę międzynarodową, choć są uchodźcami w rozumieniu przepisów prawa. Wynika to z narracji przekazywanej im przez przemytników oraz doświadczeń z granicy polsko-białoruskiej, po których często boją się zaufać funkcjonariuszom Straży Granicznej, nie rozumiejąc, że z zachodniej granicy raczej nie grozi im już push back do Białorusi.

To powoduje, że mamy osoby, które nie są umieszczane w detencji i często do czasu kontaktu z prawnikiem boją się składać wniosek o ochronę międzynarodową. Nawet jeżeli zdecydują się złożyć taki wniosek w placówkach SG przy większych miastach, to ze względu na liczbę osób aplikujących o ochronę czasem muszą czekać nawet do miesiąca na przyjęcie wniosku.

Do czasu złożenia takiego wniosku osoba taka nie ma prawa do żadnego wsparcia socjalnego – zakwaterowania, wyżywienia lub pomocy medycznej. Teoretycznie, w niektórych przypadkach, na podstawie art. 400a ustawy o cudzoziemcach, taka osoba powinna mieć zapewnione wsparcie socjalne przez Komendanta Placówki SG, nawet jeżeli nie wniosła o ochronę międzynarodową.

Ale dotyczy to tylko sytuacji, w których ze względu na stan zdrowia lub doświadczoną w przeszłości przemoc osoba nie może być umieszczona w detencji, lub jest z niej zwalniana. W praktyce nie znam przypadku zastosowania tego przepisu przez Straż Graniczną wobec osób na zachodniej granicy.

A co z tą kryminalizacją pomocy?

Wynika to z niepokojącej polityki państwa polskiego, które w ostatnim czasie nagina przepisy kodeksu karnego, aby kryminalizować pomoc humanitarną, tak jak ma to miejsce w przypadku procesu piątki z Hajnówki.

Według przepisów polskiego prawa, przekroczenie granicy przez cudzoziemca wbrew przepisom stanowi wykroczenie. W sytuacji jednak gdy cudzoziemiec działa wspólnie z innymi osobami, posługuje się groźbą lub podstępem, czyn ten staje się przestępstwem z art. 264 kodeksu karnego.

Dodatkowo obowiązuje przepis art. 264a kodeksu karnego, który mówi o karalnym ułatwianiu przebywania na terytorium Polski wbrew przepisom, o ile sprawca robi to w celu uzyskania korzyści majątkowej lub osobistej.

Specyfika zachodniej granicy polega na tym, że możemy spotkać tu osoby, które mogą próbować wbrew przepisom przekraczać granicę dalej na zachód. Wobec tego każdorazowo, w przypadku udzielania schronienia takiej osobie, dostarczenia jej żywności, odzieży lub pomocy medycznej, istnieje obawa czy osoba udzielająca takiej pomocy nie zostanie przez Straż Graniczną lub policję błędnie zidentyfikowana jako udzielająca pomocy przy nielegalnym przekroczeniu granicy do Niemiec. Zwłaszcza jeżeli miałoby to miejsce w bezpośredniej okolicy granicy.

Jako Stowarzyszenie unikamy działań przy samej granicy. W przypadku zidentyfikowania osób wymagających pomocy na zachodniej granicy staramy się udzielać im wsparcia prawnego na miejscu, w siedzibie Stowarzyszenia oraz przekonać do ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce.

Nie ma tu także ryzyka pushbacku dla tych osób, w związku z czym główną obawą przy zgłoszeniu takiego cudzoziemca do Straży Granicznej jest jego nieuzasadniona detencja np. w sytuacji, gdyby był osobą w przeszłości doznającą przemocy.

Ta sytuacja powoduje, że to na organizacjach pozarządowych przy zachodniej granicy spoczywa ciężar zapewnienia wsparcia (zakwaterowania, wyżywienia, pomocy medycznej) danej osobie do czasu, gdy będzie ona mogła złożyć wniosek o ochronę międzynarodową i tym samym zostanie objęta wsparciem państwa.

Często też staramy się przekonywać cudzoziemców, wbrew przekazywanej im na Białorusi narracji, do składania wniosków o ochronę międzynarodową w Polsce, aby mogli uniknąć w przyszłości zarzutów karnych za nielegalne przekroczenie granicy oraz przymusowej readmisji do Polski w celu wykonania procedury dublińskiej.

Zwykle nikt tym osobom nie mówi, że w przypadku uzyskania w Polsce ochrony uzupełniającej lub statusu uchodźcy, będą one mogły, tak jak inni posiadacze polskich dokumentów pobytowych, legalnie poruszać się po strefie Schengen przez 90 dni i dalej, zgodnie z przepisami, legalizować swój pobyt w innych państwach, jeżeli taka będzie ich decyzja.

Jednocześnie nie mamy obecnie dużego zaplecza w postaci organizacji pozarządowych działających w obszarze migracji przy zachodniej granicy. Pomimo tego, że działamy we Wrocławiu, zdarzało nam się już wspierać osoby migranckie ze Szczecina, zarówno zdalnie (np. konsultacja z prawnikiem), jak i na miejscu we Wrocławiu.

Dlaczego nie słyszymy o tym temacie zbyt wiele w mediach?

Po pierwsze warunki przy granicy polsko-niemieckiej nie są tak dramatyczne, jak w przypadku granicy polsko-białoruskiej. Nie mamy do czynienia ze spędzaniem wielu dni w lesie lub na bagnach, z ryzykiem pushbacku do państwa stosującego przemoc wobec migrantów i zmuszającego ich do ponownego przekraczania granicy.

Po drugie, nie jest to obecnie temat korzystny politycznie dla rządzących, ponieważ wszelkie ewentualne doniesienia o cudzoziemcach przekazywanych z Niemiec do Polski, będą postrzegane jako słabość polskiego państwa.

Problem ma jednak potencjał do tego, żeby wybuchnąć nam w twarz, zwłaszcza przy zawieszeniu prawa do azylu na granicy z Białorusią. Ale też wskutek zmian w polityce Niemiec, dlatego warto teraz o nim pisać. Ze względu jednak na specyfikę granicy, na razie nie mamy tak dramatycznych historii, jak w lesie na Podlasiu.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Paweł Jędral

Analityk Fundacji Kaleckiego, absolwent MISH, realizował projekty badawcze m.in. związane z Partnerstwem Wschodnim

Komentarze