Od roku Ukraina eksportuje zboże drogą morską dzięki tzw. Czarnomorskiej Inicjatywie Zbożowej. Uczestniczy w niej także Rosja, która już kilka razy blokowała korytarz zbożowy. Jak uwolnić się od jej szantażu? I dlaczego Turcji tak zależy na tej umowie? – mówi ukraiński ekspert
O tym, co dzieje się z transportem ukraińskiego zboża przez Morze Czarne opowiada Andrij Kłymenko, szef Instytutu Strategicznych Studiów Czarnomorskich, redaktor naczelny ukraińskiego portalu analitycznego BlackSeaNews.
Krystyna Garbicz, OKO.press: 17 maja 2023 roku prezydent Turcji Recep Tayyip Erdoğan ogłosił, że umowa zbożowa została przedłużona o kolejne 60 dni. Wcześniej grupa monitorująca, której Pan przewodniczy, wielokrotnie informowała o rosyjskim sabotażu podczas inspekcji statków, które miały zawijać do ukraińskich portów. Na przykład od 9 do 20 maja ani jeden statek nie dotarł do brzegów Ukrainy. Jaka jest gra Rosji?
Andrij Kłymenko: Przede wszystkim warto powiedzieć, że jest to w 99 proc. projekt tureckiego prezydenta Erdoğana.
Dlaczego Turcji tak na tym zależy?
Turcja ma ambicje bycia liderem świata islamskiego, do którego należą także kraje Afryki i Azji. Wiele z nich jest niezbyt bogatych, światowe ceny zbóż – zarówno przeznaczonych do spożycia przez ludzi, jak i roślin pastewnych, takich jak kukurydza, oraz nawozów mineralnych – są bardzo ważne.
Kiedy zaczęła się ta inicjatywa, co najmniej 30 statków przewożących ukraińskie zboże należało do tureckich armatorów. Mogą one pływać pod różnymi banderami, ale są to statki tureckiego biznesu morskiego.
Znaczna część zboża, które trafia do Turcji, nie jest wykorzystywana przez ten kraj. Turcja przerabia je na mąkę lub na paszę, a następnie dostarcza do krajów świata islamskiego.
Drugą rzeczą, którą należy zrozumieć, jest to, że gdyby nie było wyzwolenia od Rosjan Wyspy Węży, umowa zbożowa nie byłaby możliwa. Wyspa znajduje się dosłownie 20-30 kilometrów od toru wodnego, który biegnie od Bosforu do ukraińskich portów obwodu odeskiego.
Po trzecie, udział Federacji Rosyjskiej polega jedynie na tym, że jej statki nie zbliżają się na mniej niż 100 kilometrów do korytarza zbożowego. Więc kiedy Rosjanie mówią, że są zaangażowani w zapewnienie bezpieczeństwa żeglugi, to dokładnie na tym polega ich udział – że ich tam nie ma. I nie powinno ich być w pobliżu cywilnych statków przewożących zboże.
Dlaczego Rosjanie na to poszli?
Pomiędzy Turcją a Rosją istnieją szczególne relacje, które opierają się na współzależności.
Turcja otrzymuje rosyjski gaz. Kraj był zależny od gazu, przynajmniej do niedawna. Kilka tygodni temu turecki prezydent otworzył pole gazowe Sakarya na Morzu Czarnym – pomiędzy Bosforem a okupowanym Sewastopolem. Są tam morskie platformy wiertnicze, jest wyspecjalizowana flota.
Zbudowano gazociąg o długości około 300 kilometrów, aby dostarczyć ten gaz do Turcji. Eksperci potwierdzają, że to złoże może uniezależnić kraj od rosyjskiego gazu.
Pole gazowe znajduje się na dużej głębokości, nawet do 2000 metrów. Są to więc bardzo złożone i kosztowne systemy techniczne. Turcja wydała na nie miliardy dolarów. To dla niej strategiczny projekt. Nawet niespecjaliści zdają sobie sprawę z tego, że tam, gdzie wydobywa się gaz, nie powinno dochodzić do strzelanin.
Turcja obawia się, że jakiekolwiek działania wojskowe na Morzu Czarnym mogą prowadzić do tego, że ich strategiczny projekt będzie zagrożony. Na przykład pocisk może przypadkowo polecieć w niewłaściwą stronę, jak to często dzieje się u Rosjan.
13 kwietnia Rosja skierowała do Sekretariatu Generalnego ONZ ultimatum, w którym przedstawiła 6 żądań, bez których spełnienia nie zgodzi się na kolejne przedłużenie umowy zbożowej. Wśród nich jest wznowienie dostępu do międzynarodowego systemu bankowego SWIFT dla Rosyjskiego Banku Rolnego. Dla Ukrainy te punkty są absolutnie nie do zaakceptowania.
Kiedy podpisano umowę między ONZ a Federacją Rosyjską, to Rosjanie chcieli wykorzystać sekretariat ONZ do lobbowania na rzecz zniesienia sankcji nałożonych na wiele rosyjskich firm.
W kwietniu i na początku maja nastąpiła kolejna eskalacja. Rosja faktycznie zablokowała ruch statków. Oskarżyła ONZ o niewypełnianie jej żądań. W rzeczywistości cały świat się z tego śmieje, ponieważ ONZ nie ma uprawnień do wykonywania jakichkolwiek funkcji lobbingowych dla biznesu.
Sekretarz Generalny ONZ zwracał się np. do amerykańskich banków, do rządów krajów, które nałożyły sankcje, z pytaniem, czy nie można byłoby odblokować kont i aktywów.
Oczywiście oznaczałoby to zniszczenie międzynarodowego systemu sankcji. Nikt na to nie pójdzie. Rosjanie postanowili więc eskalować i zablokować statki.
Jak wygląda to blokowanie?
Do funkcjonowania korytarza zbożowego utworzono Wspólne Centrum Koordynacyjne, do którego wchodzą inspektorzy z ONZ, Turcji, Ukrainy i Rosji. Decyzje podejmowane są w drodze konsensusu. Jeśli rosyjski inspektor jest chory lub z jakichś przyczyn nie chce uczestniczyć w inspekcji statku, statek nie wypływa w morze.
Jest jeszcze interesująca okoliczność, o której nie mówi się zbyt wiele: strona ukraińska jest reprezentowana w centrum koordynacyjnym przez Ministerstwo Infrastruktury, Turcja jest reprezentowana przez Ministerstwo Obrony, Rosja jest reprezentowana przez Ministerstwo Obrony.
Na czele rosyjskiego centrum koordynacyjnego stoi kontradmirał, pracują tam wojskowi, którzy wykonują polecenia Moskwy. Otrzymali rozkaz i od 9 do 20 maja nie przeprowadzali inspekcji statków, które płynęły do portów w obwodzie odeskim.
Kolejną manipulacją Rosji jest narracja, że inicjatywa ma pomóc biednym krajom Afryki i Azji, ale w rzeczywistości zboże nie trafia tam, a do krajów europejskich.
Nie chodzi o to, dokąd trafia zboże, chodzi o to, jakie ceny są na rynku światowym.
Kiedy na początku wojny, po 24 lutego ubiegłego roku, w pobliżu Odessy został zablokowany ruch morski, giełdy natychmiast zareagowały znacznym wzrostem cen zboża. A kiedy uruchomiono inicjatywę zbożową i ukraińskie zboże w dużych ilościach ponownie trafiło na rynki światowe – a to dziesiątki milionów ton – ceny zboża spadły o 20 proc. Oznacza to, że biednym krajom łatwiej jest je kupować.
Prezes Ukraińskiego Stowarzyszenia Zbożowego, Mykoła Horbaczow, informował, że Ukraina poniosła straty w wysokości ponad 1 miliarda dolarów z powodu rosyjskich działań sabotażowych. Statki stały w kolejkach.
Rosjanie doskonale zdają sobie sprawę, że dochody, które ukraiński budżet otrzymuje z eksportu zboża, są wykorzystywane do finansowania wojny. W Ukrainie sytuacja budżetowa jest następująca: około połowa potrzeb budżetowych jest pokrywana przez świat zachodni, Unię Europejską, Stany Zjednoczone, MFW. Istnieje warunek, że te zachodnie fundusze nie powinny być wydawane na potrzeby wojskowe.
To oznacza, że środki, które otrzymujemy dzięki naszym przyjaciołom, są wykorzystywane na potrzeby społeczne. A to, co sam ukraiński budżet otrzymuje z dochodów podatkowych, jest przeznaczane na wojnę.
Ukraiński eksport – to pieniądze, za które będziemy nadal walczyć. Oczywiście, Rosjanom to się bardzo nie podoba, ale czynnik Erdogana zawsze przewyższał.
W niedzielę w Turcji odbyła się druga tura wyborów w Turcji. Erdoğan wygrał. Czy ten wynik jest istotny dla Ukrainy?
Oczywiście, że tak. Cała ta historia rozpoczęła się w połowie kwietnia, kiedy kampania prezydencka w Turcji była w pełnym rozkwicie. Socjologowie twierdzili, że szanse Erdoğana i Kemala Kılıçdaroğlu, jego głównego przeciwnika, są prawie równe.
Chodziło o to, że gdy Erdoğan utrzyma stanowisko prezydenta, umowa będzie kontynuowana, ponieważ pomiędzy Erdoğanem i Putinem istnieje szczególna relacja, o której już mówiłem.
17 maja Erdoğan ogłosił, że przedłużono umowę o kolejne dwa miesiące. Rosyjski MSZ wydał oświadczenie, że to na prośbę tureckich partnerów. Najprawdopodobniej Erdoğan zadzwonił do Putina, a ten poszedł mu na rękę, by pomóc w kampanii wyborczej. To był taki „prezent wyborczy”. Żeby Erdoğan mógł ogłosić, że to dzięki niemu muzułmanie w innych krajach, otrzymają ukraińskie zboże, ceny na rynkach światowych nie wzrosną.
18 lipca upłynie obecne przedłużenie umowy czarnomorskiej. Załóżmy, że Rosja nie zgodzi się na jej kontynuację. Jak Ukraina sobie poradzi?
Tak naprawdę od pierwszego dnia umowy zbożowej, czyli od lata 2022, mówiliśmy w Ukrainie i do naszych partnerów, przyjaciół na Zachodzie, że ponieważ jest to bardzo chwiejna i niepewna sytuacja, musimy budować naszą strategię eksportową tak, jakby to nie istniało.
Powinniśmy rozwijać korytarze przez Polskę do portów na Bałtyku.
Do 80 proc. zboża, wywożonego które lądowe granice Ukrainy, przechodzi przez Rumunię i przez ukraińskie porty nad Dunajem.
Mamy bardzo bliskie stosunki z Rumunią, która w coraz większym stopniu wykorzystuje swój duży port w Konstancy do eksportu ukraińskiego zboża. Ukraina podwoiła przepustowość swoich portów na Dunaju – Kilii, Izmaiłu, Reni – przeprowadziła prace pogłębiarskie w kanale Bystre.
Jeśli wcześniej mogły tamtędy przepływać cztery statki dziennie, teraz przepływa osiem statków.
Dwa miesiące temu poruszyliśmy tę kwestię w Bukareszcie na konferencji poświęconej bezpieczeństwu na Morzu Czarnym w ramach Platformy Krymskiej. W swoim wystąpieniu zasugerowałem, że
już dawno powinniśmy zdecydować, jak uniezależnić eksport morski od Rosji.
Jest też inna sytuacja: 27 lutego ubiegłego roku Turcja zamknęła Cieśninę Bosfor dla wszelkich okrętów wojennych, w tym rosyjskich, które mogłyby wpływać do Morza Czarnego.
To, że Rosjanom nie udało się wylądować w Odessie, wynika również z tej tureckiej decyzji. Na Morzu Czarnym jest mało okrętów wojennych, ponieważ marynarki wojenne Bułgarii i Rumunii nie są duże. Turcja ma dużą marynarkę wojenną, ale ona znajduje się głównie na Morzu Śródziemnym.
Zdajemy sobie sprawę, że
nawet jeśli Ukrainie uda się wyzwolić wszystkie okupowane terytoria, wojna się nie skończy i nie będzie porozumienia pokojowego, albo nie wiadomo kiedy ono nastąpi.
Dzięki tej decyzji nie będzie zwiększała się liczba rosyjskich okrętów wojennych.
Zaproponowaliśmy następujące rozwiązania:
utworzenie dwóch grup marynarki wojennej przez kraje NATO na Morzu Czarnym. Jedna z nich może mieć siedzibę w Konstancy, a druga – w jednym z tureckich portów (np. Stambule).
W jednej powinny być trałowce, które eliminują miny morskie. W lutym-marcu ubiegłego roku co najmniej tysiąc min zostało umieszczonych zarówno przez Rosjan, jak i z pewnością przez stronę ukraińską, aby chronić swoje porty przed lądowaniem desantu.
Znajdujące się tam miny morskie są starego typu, tzn. są to miny zakotwiczone. W wyniku naturalnych procesów, sztormów, wiatrów, miny dryfują w morze i stanowią zagrożenie dla żeglugi.
W ciągu ostatnich 15 miesięcy mieliśmy już dziesiątki sytuacji, w których miny wypływały na wybrzeża Ukrainy, Rumunii, Bułgarii i Turcji na plaży i w pobliżu portów.
To jest misja humanitarna, nie wojenna. Chodzi o ochronę żeglugi cywilnej. Na przykład, ta grupa może mieć siedzibę w Turcji i regularnie pływać z Bosforu do Odessy z odpowiednimi urządzeniami, sprzętem i środkami do niszczenia pływających min.
Druga grupa powinna, naszym zdaniem, składać się ze statków patrolowych, tj. małych statków straży przybrzeżnej, morskich strażników granicznych, którzy po prostu towarzyszą tym statkom handlowym w drodze z Bosforu do obwodu odeskiego. Chodzi o to, że
jeśli Rosja zobaczy, że statki NATO są obecne na tej trasie, nie odważy się strzelać w tym kierunku ani ingerować, ponieważ będzie to starcie z NATO, a żadna ze stron tego nie chce.
Mówimy Turkom: „Macie już pola gazowe. Chrońcie je, trzymajcie swoją flotę wojskową na morzu, która ochroni wasz skarb narodowy przed wszelkimi niespodziankami”.
Jestem prawie pewien, że coś będzie się zmieniać, ponieważ wszyscy są zmęczeni tymi kaprysami Federacji Rosyjskiej. A Rosjanie doskonale to rozumieją.
Rosja skarży się, że sankcje rzekomo utrudniały jej eksport produktów rolnych. Stały Przedstawiciel Ukrainy przy ONZ, Serhij Kysłycia, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ powiedział, że Rosja udaje, że poniosła straty w wyniku Czarnomorskiej Inicjatywy Zbożowej, podczas gdy w rzeczywistości podwoiła swój eksport zboża.
Jest to tradycyjnie rosyjskie kłamstwo, w rzeczywistości zwiększają eksport zboża i nawozów mineralnych.
My wzywamy wszystkich do rozmowy o tym, jak radzić sobie bez Rosji.
Jest jeszcze jeden interesujący przypadek. 29 października ubiegłego roku miał miejsce pierwszy na świecie atak dronów morskich na bazę morską w Sewastopolu, w wyniku którego uszkodzone zostały cztery rosyjskie okręty wojenne.
Rosja poczuła się bardzo urażona i po raz pierwszy odpowiedziała zablokowaniem ruchu morskiego. Ale wtedy ono trwało trzy-cztery dni. Dlaczego? Ponieważ turecki minister obrony powiedział, że, tak czy inaczej, tureckie statki – a mówiłem, że jest ich co najmniej 30 proc. – popłyną po ukraińskie zboże. Postawił tam kropkę, ale wszyscy doskonale rozumieli, że w tym miejscu powinien być przecinek, a dalej powinno być: i niech Rosja tylko spróbuje zaatakować statki tureckich firm.
Rosja natychmiast odpuściła i wznowiła udział w inspekcjach. Innymi słowy, Turcja jest tak naprawdę krajem decydującym. Rosjanie dobrze pamiętają 2015 rok, kiedy Turcja nie zawahała się ani minuty, aby zestrzelić ich bombowiec, który przyleciał z Syrii i dosłownie wleciał kilka kilometrów w turecką przestrzeń powietrzną.
Jeśli Turcja zgodziłaby się na utworzenie takich morskich grup humanitarnych, jesteśmy pewni, że Rosja by tego nie blokowała. Jej Flota Czarnomorska jest osłabiona, a większość czynnych okrętów nie bazuje już w Sewastopolu, ale w Noworosyjsku. Obawiają się ciągłych ataków, które mają tam miejsce niemal codziennie.
Tylko w tym roku, według otwartych źródeł, odnotowaliśmy prawie 50 ataków dronów na rosyjskie obiekty wojskowe na terytorium Ukrainy.
W Sewastopolu pozostały tylko przestarzałe okręty wojenne oraz okręty z wyrzutniami rakiet, które wymagają naprawy, ponieważ w Noworosyjsku nie ma gdzie ich naprawiać.
Rosja nie jest już tak silna. Gdyby państwa czarnomorskie podjęły tę inicjatywę bez zbędnych obaw, zadziałałoby to doskonale.
Czy są jakieś sygnały, że coś takiego rzeczywiście mogłoby powstać?
Myślę, że wszyscy zastanawia się nad tym tematem. To jest kwestia polityki. Marynarze są ludźmi praktycznymi. Jeżeli dostaną rozkaz, to go wykonają. Koniec wojny jest niejasny, a mentalność Rosji jest taka, że będzie robić paskudne rzeczy, gdzie tylko może. Nie może być tak, żeby Rosjanie ustalali światowe ceny zbóż i uczynili z nich kolejną broń Federacji Rosyjskiej.
Jaka obecnie jest sytuacja ze statkami, które przybywają po ukraińskie zboże?
Sytuacja jest taka sama jak w listopadzie-grudniu 2022 roku. Średnio do ukraińskich portów przypływa do trzech statków dziennie, ale od 21 maja już tylko do dwóch portów.
Obecnie ponad 1,5 miliona ton produktów rolnych dla 10 krajów, w tym Afryki i Azji, ma zostać załadowanych w porcie Piwdennyj na 26 statków, które nadal czekają na tureckich wodach terytorialnych. Koszt wymuszonych przestojów floty przekroczył już 50 milionów dolarów. Dlaczego statki nie przybywają do portu Piwdewnnyj?
W porcie Piwdennyj znajduje się punkt końcowy rurociągu amoniaku Togliatti-Odessa.
Chodzi o ten rurociąg, którego wznowienia eksploatacji wymagała Rosja w swoich żądaniach do ONZ?
Tak, Rosjanie mówią, że jeśli pozwolimy im na eksport amoniaku, to statki nadal będą mogły wpływać do portu Piwdennyj.
To najdogodniejszy port dla masowców przewożących zboże, które mają ogromne rozmiary. Może przyjmować statki o dużym zanurzeniu, które mogą zabrać do 100 tys. ton zboża na raz.
Oczywiście ta sytuacja nam szkodzi. Jeśli masowiec zabierze stąd 80 tys. ton zboża, to tak samo, jakby cztery masowce z portów w Odessie lub Czornomorsku zabrały po 20 tys. ton.
Jest tu również rosyjska manipulacja. Są nawet dwie. Po pierwsze, dlaczego chcą to zrobić.
Trasa rurociągu z amoniakiem z Togliatti do Odessy wchodzi na terytorium Ukrainy w rejonie Kupiańska. Jego pierwszy odcinek biegnie równolegle do linii frontu. Tam, gdzie jest wewnętrzna granica między obwodem charkowskim i ługańskim.
Amoniak jest cieczą, która wybucha od małej iskry, więc aby wznowić działanie rurociągu amoniakalnego, walki muszą się zakończyć, potrzebny jest rozejm.
Chodzi o wielką politykę. Teraz zawieszenie broni oznaczałoby przerwę dla Rosji na odzyskanie strat, zdobycie większej liczby rakiet, których im brakuje, a następnie ponowne rozpoczęcie ofensywy na terytorium Ukrainy z nowymi siłami. Ukraina jest wspierana przez naszych przyjaciół na całym świecie w tej kwestii.
Federacja Rosyjska bardzo aktywnie buduje rurociąg do portu Taman, który znajduje się naprzeciwko Półwyspu Kerczeńskiego, na ich terytorium. Terminal do przeładunku amoniaku z Togliatti powinien rozpocząć tam działalność jesienią tego roku.
Tak więc dla nich całe to żądanie przywrócenia rury amoniakalnej z Togliatti do Odessy jest warunkiem politycznym, a nie ekonomicznym.
A czy to, że z powodu Rosjan statki nie docierają do portu Piwdennyj nie jest naruszeniem umowy zbożowej?
W dokumentach nie ma takich ostrych sformułowań, są one „miękkie”.
Ukraiński minister rolnictwa Mykoła Solski mówi, że po odblokowaniu portów w Mikołajowie eksport ziarna może się podwoić.
Mam dość krytyczny stosunek do tego, co i kiedy mówią nasi przedstawiciele sektora rolnego i transportowego. Jest pięć mikołajowskich portów różnej wielkości. Znajdują się one w ujściu Bohu, gdzie rzeka Boh Południowy wpływa do Morza Czarnego, uchodzi do ujścia Dniepru, a rzeka Dniepr przepływa przez Chersoń do Morza Czarnego. Po ukraińskiej stronie ujścia Dniepru i Bohu znajduje się miasto Oczaków, które jest ostrzeliwane przez Rosjan. A na drugim brzegu znajduje się okupowana część obwodu chersońskiego.
Jeśli porty w Mikołajowie zostaną teraz odblokowane, oznacza to, że te statki, które będą przewozić zboże, będą oddalone o 3-4-5 km od terytorium, na którym znajdują się wojska rosyjskie. Powinno być tam zawieszenie broni.
Otóż wznowienie rury amoniakalnej wymusza zawieszenia broni w północno-wschodniej części frontu, a odblokowanie portów mikołajowskich – w południowo-zachodniej części frontu. W rzeczywistości oznacza to, że Federacja Rosyjska utrwala okupowane terytoria. A przecież my chcemy je wyzwolić.
Gwarancją w tym przypadku będzie deokupacja południowej części obwodu chersońskiego, wtedy nie będzie ostrzału z południowego brzegu Dniepru miasta Oczakowa, Mikołajowa.
W połowie kwietnia Polska wprowadziła zakaz importu ukraińskiego zboża oraz innych produktów rolnych, które było eksportowane drogą lądową przez granice w zachodniej części Ukrainy. Ukraińscy politycy byli zaskoczeni i nawet urażeni taką decyzją. Dzięki Komisji Europejskiej sprawa tymczasowo została rozwiązana: polscy rolnicy powinni dostać odszkodowanie, a Ukraina może eksportować swoje zboże przez Polskę tranzytem z określonymi warunkami, które obowiązują do 5 czerwca. Niewykluczone, że kraje, które biły na alarm w kwietniu, przedłużą te zabezpieczenia.
Wiktor Berestenko, prezes Stowarzyszenia Międzynarodowych Spedytorów, mówił, że po tym, jak tranzyt został objęty ograniczeniami (plombowanie itp.), eksport przez zachodnie granice Ukrainy spadł o połowę. Ukraina może oczekiwać od Polski pomocy w tym zakresie, skoro kwestia zboża nas dzieli?
Istnieje absolutnie precyzyjny zbieg rolniczych protestów i tego rosyjskiego ultimatum w sprawie korytarza zbożowego.
Tak, to wydarzyło się prawie w tych samych dniach.
Odpowiednie służby powinny się tym zainteresować. Nie chcę nikogo obwiniać. Ale warto zapytać, czy to przypadek, czy nie.
Są błędy i po stronie państw Unii Europejskiej, które bezpośrednio graniczą z Ukrainą, i po stronie Komisji Europejskiej, i po stronie ukraińskiej. Ale nie krytykowałbym ostro tych błędów. Decyzja o bezcłowym eksporcie z Ukrainy do Unii Europejskiej została podjęta bardzo szybko, kilka dni po wybuchu wojny.
Unia potrzebuje miesięcy, aby zdecydować się na najlepszą opcję. Więc to była pomoc Ukrainie, gest solidarności i tak dalej. Jednak potem eksperci rynku rolnego z każdej strony musieli poważnie przeanalizować tę sytuację. Początkowo mówiono, że będzie to tranzyt ukraińskiego zboża do portów europejskich: głównie Polski i Niemiec.
W UE obowiązuje wolny rynek. Oczywiście biznesmeni zdali sobie sprawę, że ukraińskie zboże jest tańsze, ponieważ nie obejmują je dotacje zarówno od rządów krajowych, jak i Komisji Europejskiej.
Biznes zrozumiał, że może kupić tańsze zboże i pracować z nim jako towarem. Takie sytuacje należało przewidzieć. Jest nam przykro w Ukrainie, że szkodzi to naszym najbliższym przyjaciołom i sojusznikom, Polakom.
Obowiązkiem ekspertów byłoby uzupełnienie tej decyzji, określenie mechanizmów funkcjonowania umowy. To jest błąd spowodowany stresem pierwszych tygodni Wielkiej Wojny w Europie. Trzeba rozwiązać problem profesjonalnie, bez wzajemnych oskarżeń, ponieważ te byłyby w interesie Federacji Rosyjskiej, naszego wroga.
Dlatego tę sytuację trzeba uregulować prawnie z udziałem ekspertów i producentów. Jesteśmy zainteresowani tym, żeby polscy rolnicy pracowali wydajnie i osiągali zyski. A Polska jest zainteresowana tym, żeby Rosja nie dotarła do polskich granic.
Jest to problem regulacyjny i prawny, który powinien zostać rozwiązany przez ekspertów ze wszystkich stron w atmosferze sojuszniczej. Tak, aby nikt nie był pokrzywdzony, a nasza solidarność, nasze stosunki z Polską nie zostały zepsute przez te incydenty.
Świat
Recep Tayyip Erdoğan
Władimir Putin
Morze Czarne
Rosja
Turcja
Ukraina
ukraińskie zboże
umowa zbożowa
zboże
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze