W Pandora Papers przewija się około 330 nazwisk obecnych lub byłych polityków z 91 państw. Przynależność do globalnych elit otwiera drzwi do świata, w którym gruby portfel umożliwia całkowitą niewidoczność - ucieczkę od prawa i obywatelskich obowiązków
W 2021 roku o podatkowej sprawiedliwości głośno było dwukrotnie.
Po raz pierwszy, gdy politycy podnieśli propozycję wprowadzenia minimalnego globalnego podatku dochodowego. Na początku lipca 130 państw zrzeszonych przy OECD uzgodniło wspólne stanowisko w sprawie globalnej reformy systemu podatkowego. Sprawa jest nadal rozwojowa, a dojście do porozumienia będzie wymagać czasu, ale warto wspomnieć niedawny sukces negocjacji — na formę zgodziła się Irlandia, europejski raj podatkowy znany z niskiej stawki CIT.
Po raz drugi wątek sprawiedliwości podatkowej pojawił się, kiedy Pro Publica, organizacja zajmująca się dziennikarstwem śledczym w interesie publicznym, opublikowała dane z amerykańskiego urzędu skarbowego, z których wynika, że miliarderzy tacy jak Jeff Bezos, Elon Musk czy Michael Bloomberg płacą efektywnie między 1-3 proc. podatku od swoich olbrzymich majątków. Okazało się, że przywileje podatkowe dla najbogatszych zostały zorganizowane w taki sposób, aby mogli oni płacić na rzecz państwa mniejszą część dochodów niż przeciętna sekretarka.
Od końca ubiegłego tygodnia sprawiedliwość podatkowa jest znów na ustach wszystkich za sprawą potężnego wycieku dokumentów w ramach Pandora Papers.
Czym dokładnie jest Pandora Papers? To kolejna odsłona dziennikarskiego śledztwa, które obnaża przekręty elit w samym centrum globalnego systemu finansowego. Z kancelarii prawnych wyciekły skany dokumentów, arkusze kalkulacyjne i zdjęcia, które dokumentują, w jaki sposób politycy korzystają z rajów podatkowych.
Wyciek dotyczył spółek z 14 państw, w tym Hong Kongu, Singapuru czy Cypru. Dokumenty zostały opublikowane przez Międzynarodowe Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ).
Dane nie ujrzałyby jednak światła dziennego, gdyby nie anonimowi sygnaliści, najprawdopodobniej pracownicy kancelarii podatkowych, którzy zdecydowali się na współpracę z dziennikarzami. Tożsamość tych ludzi nie jest jednak znana. Z wcześniejszych przypadków wiemy, że upublicznienie swojego wizerunku przez sygnalistę jest skrajnie ryzykowne. Na przykład Natalie May Edwards, była współpracowniczka Departamentu Skarbu Stanów Zjednoczonych, która odpowiedzialna była za upublicznienie dokumentów w aferze FinCEN Files, obecnie odsiaduje półroczny wyrok więzienia.
Afera Pandora Papers dotyczy różnych wątków — ukrywania majątku, unikania płacenia podatków czy nawet prania brudnych pieniędzy. Większość z nich skupia się na tym, jak politycy ukrywają swoje majątki dzięki skomplikowanej sieci powiązań między spółkami widmo.
Niestety, większość dokumentów dostarcza jedynie szczątkowych informacji na temat nadużyć finansowych. Takie wycieki danych dotyczą bowiem najczęściej dość losowych, pojedynczych spraw. Co więcej, wiele z przedstawionych rewelacji dokumentuje całkowicie legalne operacje prawno-finansowe. To jednak wcale nie oznacza, że powinniśmy przymykać na nie oko. Operacje te są może i zgodne z literą prawa, ale całkowicie niezgodne z jego duchem. Podobnie jak zgodne z literą prawa jest np. zatrudnianie przez polityków znajomych w spółkach skarbu, choć wszyscy wiemy, że proceder ten stanowi potężne nadużycie.
Nie od dziś wiemy, że bogaci nagminnie unikają płacenia podatków. Przed Pandora Papers usłyszeliśmy między innymi o Offshore Leaks w 2013 roku, Panama Papers w 2016, Paradise Papers w 2017, czy FinCEN Files w 2020. Czy Pandora Papers wnosi coś nowego? Do pewnego stopnia tak. Pandora Papers, w przeciwieństwie do poprzednich skandali, skupia się głównie na politykach oraz dotyczy przede wszystkim Europy.
W Pandora Papers nie znajdziemy informacji o miliarderach ze Stanów Zjednoczonych, ale dowiemy się sporo o finansowych machlojkach premiera Czech, Andreja Babiśa czy optymalizacjach podatkowych byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony'ego Blaira
Nie usłyszmy o korporacjach, które lokują swoje znaki towarowe na Seszelach, ale poznamy, w jaki sposób oligarchiczne rody skupują europejskie nieruchomości, pozostając całkowicie poza zasięgiem organów nadzoru podatkowego. W Pandora Papers przewija się około 330 nazwisk obecnych lub byłych polityków z 91 państw. Takie liczby pokazują, że mowa tu o zjawisku o bardzo dużej skali.
Pandora Papers jest również największym takim przedsięwzięciem w historii – zarówno pod względem liczby zaangażowanych redakcji, jak i wielkości udostępnionych plików. Łącznie wyciekło około 12 mln dokumentów, które odpowiadają około 3 terabajtom pamięci. Zawarte w nich informacje sięgają wiele lat wstecz – najstarsze dokumenty dotyczą operacji finansowych jeszcze z lat 70. XX wieku. W projekt zaangażowane było około 150 redakcji ze 117 państw na całym świecie.
Cała historia jest tym bardziej fascynująca, jeśli uświadomimy sobie, jak dużym wyzwaniem jest przeanalizowanie tak wielu dokumentów. ICIJ spędziło prawie rok na samej koordynacji procesu zbierania danych z redakcji. Jednak jeszcze większym wyzwaniem była analiza materiału. W tym celu sam Excel nie wystarczy. ICIJ skorzystało z własnych narzędzi, opracowanych przy poprzednich wyciekach (m.in. Panama Papers), głównie programu DataShare, który pozwala na automatyczną obróbkę plików PDF. Ze zdobytych plików wyłącznie około 4 proc. było w formacie, który można łatwo odczytać (np. w formie skoroszytu z Excela). Reszta wymagała zaawansowanej obróbki.
W opublikowanych dokumentach przewija się tak wiele wątków, że w jednym artykule nie sposób opisać wszystkich. Warto jednak pobieżnie prześledzić niektóre, aby lepiej zrozumieć, o jakich mechanizmach jest mowa. Pandora Papers mierzy się z ryzykiem pozostania niezrozumianą aferą, ponieważ opisuje zawiłe operacje finansowe, które zwykle znajdują się na granicy prawa — mimo to budzą uzasadnione oburzenie.
Zacznijmy od tła. Dla większości młodych ludzi kupno własnego mieszkania jest dziś czymś praktycznie nieosiągalnym. Ceny nieruchomości w krajach wysoko rozwiniętych są niebotyczne i ciągle rosną. Według danych OECD w I kwartale 2021 roku ceny mieszkań w najbogatszych gospodarkach wrosły rok do roku prawie o 10 proc. Mieszkania drożeją w szybszym tempie niż większość dóbr konsumpcyjnych. Co więcej, rosną także szybciej niż przeciętne wynagrodzenia.
Przyczyny? Ekonomiści spierają się, ale jest kilka tropów — niskie stopy procentowe, globalizacja czy wysokie nierówności. Mieszkania stały się również aktywem spekulacyjnym dla najzamożniejszych. Kapitał z całego świata spływa na rynki, gdzie ceny mieszkań rosną najszybciej – do Londynu, Nowego Jorku czy Berlina. Pandora Papers doskonale pokazuje, w jaki sposób to działa.
Z opublikowanych dokumentów wynika, że w ostatnich dekadach król Jordanii, Abdullah II ibn Husajn stworzył potajemne imperium nieruchomości. Od 1999 roku kupił około 15 domów i mieszkań za prawie 100 milionów dolarów. Na liście nabytków były między innymi luksusowe wille w Kalifornii czy apartamenty w Waszyngtonie. W samej operacji nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie sposób, w jaki do niej doszło. Król wykorzystał do tego spółki w rajach podatkowych, które miały mu zapewnić anonimowość. Po co była mu anonimowość? W Jordanii w tym czasie wielokrotnie dochodziło do protestów, a sam król obierał coraz bardziej autorytarny kurs wobec społeczeństwa. Ukrycie tych transakcji miało najprawdopodobniej zapobiec jeszcze większemu niezadowoleniu z jego rządów. W zdobytych mailach o królu pisano „sam wiesz kto” (z ang. you know who), co świadczy o wysokim poziomie poufności.
Zbliżone kontrowersje dotyczą byłego premiera Wielkiej Brytanii, laburzysty Tony'ego Blaira. W tym przypadku chodzi jednak o coś więcej – o uniknięcie opłaty skarbowej na rzecz brytyjskiego skarbu. Blair i jego małżonka zaoszczędzili 300 tys. funtów podatku (tj. brytyjskiego stamp duty tax) na zakupie wartej ponad 6 milionów funtów nieruchomości w Londynie. W jaki sposób? Tutaj zaczyna się robić ciekawie.
Sama posiadłość należała do tajemniczej spółki zarejestrowanej na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych o nazwie Romanstone International Limited. Romanstone było własnością rodziny al Zajani, mało znanej, majętnej dynastii z Bahrajnu. Blairowie stworzyli specjalną spółkę w Wielkiej Brytanii, za której pośrednictwem kupili spółkę Romanstone. Następnie rozwiązali tajemną spółkę, a prawo do nieruchomości przenieśli na brytyjski podmiot. W taki sposób, dzięki zawoalowanym kombinacjom, uniknęli płatności podatku. Czteropiętrowy budynek jest obecnie siedzibą firmy doradczej Blairów, Omnia Strategy.
W czym leży problem? Dobrze tłumaczy to dla BBC Robert Palmer z Tax Justice UK:
„To nie wygląda zbyt dobrze, ponieważ większość ludzi nie może czegoś takiego zrobić… Nawet jeżeli to, co zrobili Blairowie, było całkowicie legalne i zgodne z normami biznesowymi, to sprawia to wrażenie czegoś intuicyjnie niesprawiedliwego, ponieważ mieli dostęp do przywileju, którego reszta z nas nie ma”.
Poważne oskarżenia padły również wobec premiera Czech, Andreja Babiša. Babiš jest przedsiębiorcą, drugim na liście najbogatszych Czechów. Do polityki na poważnie wszedł w 2011 roku, gdy został współzałożycielem antysystemowej partii politycznej ANO. W polityce urósł na resentymencie do elit – obiecywał ukrócić korupcję i zmienić czeską politykę na lepsze.
Tymczasem dziennikarze śledczy z Investigate.cz dotarli do dokumentów, które potwierdzają, że w 2009 roku premier Czech nabył 16 nieruchomości o wartości 22 mln dolarów. Nie zrobił tego jednak w normalny sposób, a poprzez firmy zarejestrowane na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, w Monako oraz w Stanach Zjednoczonych. Nie zadeklarował również tych nieruchomości w zeznaniach majątkowych. Dziennikarze BBC próbowali porozmawiać z Babišem o rewelacjach Pandora Papers — ten jednak odmówił wypowiedzi. W kolejnych dniach stwierdził, że wyciek danych ma na celu uderzenie w jego wiarygodność przed wyborami parlamentarnymi w Czechach.
W Pandora Papers przewijają się również inne nazwiska – między innymi prezydenta Rosji, Władimira Putina, premiera Kenii, Uhuru Kenyatta czy Ukrainy, Wołodymra Zełenskiego. W aferę zamieszani są także oligarchowie z Azerbejdżanu, Kataru czy Wielkiej Brytanii. Wszystkie historie są mniej więcej takie same – opowiadają o tym, jak elity wykorzystują obecny system finansowo-prawny do tajemnego obracania swoim majątkiem.
W Pandora Papers pojawia się także polski wątek. Chodzi o jednego z najbogatszych Polaków, założyciela operatora logistycznego InPost, Rafała Brzoskę. Dziennikarze „Gazety Wyborczej" opisali transakcje, które sugerują, że polski biznesmen wykorzystywał spółki zarejestrowane na Cyprze do transferowania majątku za granicę. Mowa o kilku opiewających na duże sumy pożyczkach, które praktycznie natychmiast były przez Brzoskę umarzane. Podejrzenia wzbudza to, że pieniądze wędrowały na Cypr, który uchodzi za jeden z ważniejszych rajów podatkowych w Europie. Nie przedstawiono jednak dowodów, które jednoznacznie wskazywałyby, w jakim celu Brzoska przeprowadzał tak zawiłe transakcje.
W oficjalnym oświadczeniu biznesmen oskarża „Gazetę Wyborczą" o brak rzetelności dziennikarskiej oraz podkreśla, że płaci podatki w Polsce, a budzące zastrzeżenia pożyczki służyły finansowaniu ekspansji InPostu w Rosji. Dodaje również, że umorzone pożyczki nie stanowią kosztu uzyskania przychodu, więc nie zmniejszają podstawy opodatkowania w Polsce.
To dobre wytłumaczenie – z pewnością doskonale przemyślane przez ludzi od PR i doradców podatkowych. Można mieć jednak kilka wątpliwości. Wiemy na przykład, że Brzoska korzystał z usług cypryjskiej kancelarii prawnej Demetriades LLC, która specjalizuje się m.in. w międzynarodowym prawie podatkowym czy działalności trustów. Na ich stronie internetowej, która dostępna jest również w języku polskim, przeczytać możemy o zaletach prowadzenia działalności za pośrednictwem spółek cypryjskich. Wśród wspomnień o liczbie wynegocjowanych przez Cypr umów o unikaniu podwójnego opodatkowania pojawia się także opis korzystnego reżimu podatkowego: „Niezwykle istotne jest również to, że na Cyprze obowiązuje najniższa w Europie, 10-procentowa stawka podatku dochodowego (...) Co więcej, stawka podatku VAT wynosi obecnie 17 proc., co w połączeniu z korzystnymi przepisami podatkowymi odnoszącymi się m.in. do wypłaty dywidendy, odsetek, należności licencyjnych, czy zysków ze sprzedaży papierów wartościowych, czyni Cypr jurysdykcją atrakcyjną dla inwestorów pod względem podatkowym”.
To, jak reklamuje się kancelaria podatkowa Brzoski, to jednak mniejszy problem. Większy dotyczy tego, kto korzysta z jej usług. Klientem Demetriades LLC był na przykład Georgij Iwanowicz Bedżamow, rosyjski bankier, który jest oskarżony o zdefraudowanie pieniędzy z rosyjskiego Wnieszprombanku.
Z usług kancelarii korzystał, aby ukrywać swój majątek przed rosyjskimi służbami podatkowymi. Według cypryjskiej gazety kancelaria Demetriades LLC widnieje również jako radca podatkowy 17 z 336 polityków zidentyfikowanych w Pandora Papers.
Cypryjska firma nie jest jedynym takim podmiotem. Tajemnicą poliszynela jest, że wszyscy klienci rajów podatkowych korzystają z usług wąskiej grupy kancelarii prawnych w różnych jurysdykcjach podatkowych. Wśród nich wymienia się między innymi Alcogal z Panamy (sprawa Babiša oraz króla Jordanii), Fidelity Associates z Cypru, Commence Overseas Limited z Brytyjskich Wysp Dziewiczych czy szwajcarskie Trident Trust oraz Fidnam Group. Co jest istotne, z usług tych firm korzystają nie tylko biznesmeni, ale również przestępcy finansowi, którzy przez spółki widmo przepuszczają nielegalnie zarobione pieniądze.
W jakim celu prawnicy Rafała Brzoski korzystali z usług cypryjskiej kancelarii i czemu służyły umarzane pożyczki? Nie wiemy i pewnie nigdy dokładnie się nie dowiemy. Ocenę działań Brzoski pozostawiam czytelnikom.
Według wyliczeń Tax Justice Network w wyniku unikania podatków przez korporacje i osoby prywatne państwa tracą około 430 miliardów dolarów rocznie. Za około 245 miliardów ubytku odpowiadają korporacje, a za 180 miliardów osoby prywatne. Badania Gabriela Zucmana, Annete Alstadsæter oraz Nielsa Johannesena pokazują, że około 8 proc. globalnego PKB jest ulokowane w rajach podatkowych. W przypadku Europy ta liczba sięga aż 11 proc. (to równowartość PKB Francji), a w krajach Zatoki Perskiej czy Ameryki Południowej nawet 50 proc. O kwotach jakiego rzędu mowa?
Przez raje podatkowe państwa tracą każdej sekundy jedną roczną pensję pielęgniarki. Kraje wysoko rozwinięte mogłyby zwiększyć wydatki na ochronę zdrowia o około 10 proc., a kraj uboższe nawet o 50 proc., gdyby ukrócić to zjawisko.
Pandora Papers boleśnie uświadamiają nam, że w sprawie unikania podatków za uszami swoje mają praktycznie wszyscy. Nawet politycy, którzy publicznie deklarują wolę walki z rajami podatkowymi oraz sprzeciw wobec skorumpowania elit, budują swoje fortuny na nieprzejrzystych transakcjach finansowych. Co łączy osoby unikające płacenia podatków? Władza i pieniądze.
Podatków nie płacą zatem biznesmeni, politycy, celebryci i sportowcy. Ale również osoby prawne, czyli wielkie korporacje. Przynależność do globalnych elit otwiera drzwi do świata, w którym grubość portfela umożliwia całkowitą niewidoczność. Ucieczkę od prawa, obywatelskich obowiązków i uczestnictwa w społeczeństwie.
System podatkowy w rzeczywistości podzielony jest na dwa – jeden dla zwykłych ludzi, a drugi dla tych, których stać na to, aby podatków nie płacić.
Wokół najbogatszych powstał cały sektor usług finansowych, którego jedynym przeznaczeniem jest sprawne obracanie zgromadzonym przez swoich klientów majątkiem. Chodzi o usługi księgowe, podatkowe, prawne i finansowe, które mają na celu efektywne rozliczanie się z fiskusem oraz utrzymywanie fortun przy życiu przez kolejne dekady. Mowa zatem o grupie prawników, finansistów, księgowych i specjalistów podatkowych. Politolog z Northwestern University, Jeffrey A. Winters nazywa ich przemysłem obrony majątku (z ang. wealth defense industry). W jednej ze swoich książek pisał, że oligarchowie tym różnią się od po prostu bogatych, że inwestują w usługi zabezpieczające ich majątek. Klasa profesjonalistów, która broni interesów najbogatszych, to również osoby wyjątkowo zamożne, zarabiające na swoich usługach olbrzymie pieniądze.
Aktywista i autor Chuck Collins doskonale opisuje ten proces, stwierdzając, że: „miliarderzy płacą miliony, aby ukrywać miliardy”.
Dobrym przykładem jest życiorys Ramóna Fonseki Mory, współzałożyciela owianej złą sławą kancelarii Mossack Fonseca (zamkniętej w wyniku Panama Papers). Fonseca Mora to znany panamski prawnik, absolwent London School of Economics, który wcześniej pracował między innymi w ONZ w Genewie. Przed wybuchem skandalu Panama Papers należał do panamskiej elity finansowej – przyjaźnił się między innymi z ówczesnym prezydentem Panamy Juanem Carlosem Varelą oraz założył partię polityczną Panameñista. W reportażu TVN24 cytowany jest wywiad, w którym Fonseca Mora opowiada o historii swojego życia. Mówi, że praca w ONZ była próbą zmienienia świata na lepsze. Nie udało mu się to, więc postanowił poświęcić się swojemu zawodowi i założyć rodzinę. Równolegle do pracy w kancelarii pisał książki i fantazjował o otrzymaniu Nagrody Nobla z dziedziny literatury.
W 2018 roku Fonseca Mora wraz z trzema innymi pracownikami swojej kancelarii został oskarżony przez amerykańską prokuraturę o poważne nadużycia finansowe. W 2020 roku służby niemieckie wystawiły za nim list gończy. Do dziś pozostaje nieuchwytny.
Na końcu warto zapytać – na ile Pandora Papers mogą realnie cokolwiek zmienić? Wiemy wszak, że do podobnych wycieków dokumentów dochodziło w przeszłości.
Już teraz urzędnicy państwowi na całym świecie zapowiedzieli śledztwa dotyczące rzekomych nadużyć (m.in. w Czechach czy w Stanach Zjednoczonych). Pandora Papers będą najprawdopodobniej roztrząsane latami.
Do takiego wniosku można z łatwością dojść, jeżeli prześledzi się konsekwencje Panama Papers z 2013 roku. Okazuje się, że śledztwo miało wymierne skutki. Przykłady?
Wpływ Panama Papers wykroczył jednak daleko poza implikacje polityczne. Śledztwo ICIJ stało się kamieniem milowym dziennikarstwa śledczego na całym świecie. Takie wydarzenia mają potężny wpływ na debatę publiczną oraz kulturę (np. Netflix nakręcił znany film pt. „Laundromat”). Problem sprawiedliwości podatkowej zyskuje dzięki temu na znaczeniu. Oby tym razem było podobnie.
Ekonomista i socjolog. Współpracuje z ośrodkiem analitycznym SpotData i Fundacją Instrat. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Strukturalnych. Zajmuje się głównie nierównościami, polityką publiczną i rynkiem pracy
Ekonomista i socjolog. Współpracuje z ośrodkiem analitycznym SpotData i Fundacją Instrat. Wcześniej pracował w Instytucie Badań Strukturalnych. Zajmuje się głównie nierównościami, polityką publiczną i rynkiem pracy
Komentarze