0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Rządząca prawica od początku grudnia podgrzewa w sieci narrację o „sędziowskiej kaście”, by zbudować społeczne poparcie dla projektu tzw. ustawy dyscyplinującej sędziów i prokuratorów. Posłużono się narzędziami znanymi z kampanii billboardowej „Sprawiedliwe sądy” z 2017 r.

Jednak celem nie jest jedynie akceptacja społeczna dla nowej ustawy. Rządzący chcą zbudować wśród swoich wyborców przekonanie, że dobry sędzia to taki sędzia, który wydaje wyroki zgodne ze społecznymi oczekiwaniami. A kto będzie mówił, jakie oczekiwania ma suweren? Rządzący oczywiście.

W 2017 r. PiS przeprowadził kampanię billboardową (sfinansowała to utrzymywana przez spółki Skarbu Państwa Polska Fundacja Narodowa), która miała przekonać Polaków, że sądami rządzi kasta sędziów, którą trzeba wymienić, by do Polski wróciła sprawiedliwość.

Start 1 grudnia

Teraz, zamiast wydawać pieniądze na billboardy, posłużono się zaprzyjaźnionymi mediami i internetem. Urabianie opinii publicznej na dużą skalę rozpoczęto 1 grudnia. Tego dnia liczba wzmianek ze słowem „kasta” zaczęła wyraźnie rosnąć, a analiza wpisów wskazuje, że nie była to po prostu reakcja na odbywające się wówczas protesty pod sądami.

Wpisy z największymi zasięgami pokazują, co było i jest celem narracji: przypomnienie po raz kolejny Polakom „powodów” zmian w wymiarze sprawiedliwości.

Według tego przekazu „kasta”, czyli sędziowie, są źli, niesprawiedliwi i dbają wyłącznie o elity, a nigdy o zwykłych ludzi. Wykorzystano do tego m.in. wyrok uniewinniający dziennikarza Piotra Najsztuba, niewydanie nakazu aresztowania Kamila Durczoka, publikowane już wcześniej informacje o majątkach sędziów, zmanipulowane i dementowane informacje o spotkaniu sędziów TK z politykami PO, aż wreszcie wyrok ws. Jana Śpiewaka.

To nie przypadek, że właśnie w tym okresie (dokładnie 6 grudnia) sędzia Izby Cywilnej Sądu Najwyższego prof. Kamil Zaradkiewicz przekazał TVP Info i wpolityce.pl listę czynnych dziś sędziów, którzy orzekali w PRL.

To nie przypadek, że na facebookowych grupach wspierających ministra Zbigniewa Ziobrę od 6 grudnia zaczęła rosnąć liczba postów na temat sędziowskiej kasty.

Mamy do czynienia ze świadomym oddziaływaniem na społeczeństwo.

Przy czym wydaje się, że bulwersujący projekt tzw. ustawy kagańcowej wobec sędziów i prokuratorów, zgłoszony w Sejmie 12 grudnia przez posłów PiS, nie jest najważniejszym elementem całego „projektu”.

„Kasta” wróciła

Analiza liczby wzmianek „kasta” w sieci w ostatnim roku pokazuje, że temat miał główny szczyt popularności w sierpniu, gdy opisywana była afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości. Potem zainteresowanie opadło, by nagle 1 grudnia znowu wzrosnąć, tym razem w kontekście „złej kasty sędziowskiej”.

Od tego dnia dzienna średnia wzmianek to ok. 3 tys., gdy w okresie od połowy października do 1 grudnia wynosiła zaledwie ok. 800 wzmianek dziennie.

Wcześniej temat był popularny (choć znacznie słabiej) tylko w dniach 18-20 listopada. Można by to powiązać z wydaniem wyroku TSUE w sprawie Polski, jednak publikowane wówczas wzmianki najczęściej nie dotyczyły tego orzeczenia, lecz wyroku uniewinniającego dziennikarza Piotra Najsztuba w sprawie wypadku drogowego, w którym poszkodowana została starsza kobieta.

Ta decyzja sądu została wykorzystana w narracji o niesprawiedliwej kaście, która chroni „swoich”, a karze wyłącznie tych, którzy do elit nie należą.

  • „Skandal! Równi i równiejsi. Najsztub uniewinniony!” – tak zatytułowała artykuł fronda.pl.
  • Niezależna.pl zaatakowała sędziego, który wydał wyrok: „Uniewinnił Najsztuba, a wcześniej Frasyniuka. „Sędzia Wolności” Piotr Bojarczuk i jego słynne wyroki”.

W publikacjach nie zajmowano się szczegółami uzasadnienia wyroku czy samego wydarzenia. Kluczowe było wykazanie, że wyrok jest "niesprawiedliwy", oraz wskazanie konkretnego sędziego jako tego, który w tak niegodziwy sposób orzekł.

Ale i tak wówczas wzmianek w sieci było niewiele w porównaniu do tego, co się zaczęło dziać na początku grudnia. Był to dzień protestów opozycji pod sądami, ale wśród najpopularniejszych tweetów na temat „kasty” tego dnia znalazł się tylko jeden dotyczący protestów: wpis Wiadomości TVP o demonstracji w Olsztynie, zatytułowany „Sędziowska kasta ponad prawem?”

Równie popularny był artykuł portalu wpolityce.pl: „Kasta się odgraża! Sędziowie zapowiadają stanowczą reakcję” o wypowiedzi sędziego Krystiana Markiewicza, prezesa Stowarzyszenia Iustitia, w „Dzienniku Gazeta Prawna”. Zapowiedział on, że jeśli PiS rzeczywiście wprowadzi sankcje dla sędziów, to reakcja środowisk sędziowskich „będzie stanowcza”.

To był początek. Od tego momentu media prorządowe, niektórzy prawicowi politycy, jak i propisowscy użytkownicy social media zaangażowali się w przypominanie narracji o złej sędziowskiej „kaście”.

Robiono to metodą przypominającą kampanię z 2017 r. Wtedy też wymieniano przypadki wyroków oraz awansów w sądach, uznanych za bulwersujące.

Wskazywane przykłady były jednak bardzo trudne do rzetelnej oceny, ponieważ o każdym pisano zaledwie dwa-trzy krótkie zdania. Odbiorca dostawał wpływające na emocje zajawki niż informacje – i taki był ich cel: wykreowanie określonych uczuć, a nie rzetelne informowanie o sytuacji w wymiarze sprawiedliwości.

Teraz, gdy ta sama narracja jest kreowana głównie w internecie, nie trzeba nawet dwóch zdań: wystarczają nagłówki, chwytliwie zestawione, wycięte z kontekstu dane majątkowe, rzadko weryfikowane pod kątem rzetelności memy i infografiki. Oczywiście z kluczowym dla tej narracji określeniem „kasta”.

„Jaruzelsko-Sorosowa antypolska kasta totalna!”

Dokładnie taki był bijący rekordy popularności post z konta prywatnego użytkownika na Facebooku. Na zdjęciu z kilkorgiem krytycznych wobec władz sędziów widać tam napis: „Sądy sami zlustrowaliśmy tak, że są tam tylko nasze dzieci, wnukowie i ich całe rodziny”.

Do tego krótki tekst: „Jaruzelsko-Sorosowa antypolska kasta totalna!”. Post ma prawie 500 udostepnień. Rozchodził się na facebookowych grupach, popierających PiS i rząd Mateusza Morawieckiego. Sam autor wpisu opublikował go 1 grudnia na dziesięciu takich grupach.

Tego samego dnia na fanapage`u „Prawicowy Internet”, należącym do Dariusza Mateckiego, szczecińskiego radnego PiS (wcześniej pracującego w Ministerstwie Sprawiedliwości), opublikowano post, w którym zestawiono dwa „niesprawiedliwe” wyroki (bez podania źródeł): „Sędzia ukradł 50 zł – niewinny. Emeryt zjadł cukierka w sklepie – skazany na 20h godzin społecznych”.

To sprawy przytaczane w kampanii „Sprawiedliwe sądy” w 2017 r. Jak widać, przydały się jeszcze raz.

Poseł PiS Dominik Tarczyński 4 grudnia na Facebooku napisał w poście tylko jedno słowo „Kasta” i zestawił dwa nagłówki z gazet: „Kamil Durczok nie trafi do aresztu – zdecydował sąd” oraz „17-latka podrobiła legitymację, trafiła za kratki”.

To takie samo wpływanie na emocje odbiorców, jak w przypadku wyroku uniewinniającego Najsztuba. Nie liczą się szczegóły, tylko to, że „sprawiedliwość nie jest po naszej stronie” - a musi być.

Wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta od drugiej połowy listopada prawie co drugi dzień zamieszczał na swoim profilu na Facebooku posty, w których podważał zawodowe kompetencje polskich sędziów oraz ich opinie prawne.

Napisał m.in.:

  • „Niektórzy sędziwie próbują zaprowadzić chaos prawny”, „Sędziowie mówią, że prawo unijne jest ponad Polską Konstytucją. Przypominam, że przez ostatnie 4 lata opozycja i część sędziów biegała z koszulką „Konstytucja”. Gdzie ta konstytucja się podziała? Miała być tym kłem narwala, a według niektórych sędziów jest do kosza”;
  • „Jeszcze niedawno Sędzia Juszczyszyn nie występował jako bohater na białym koniu, ale sędzia, który wg reportażu miał zrujnować rolnikowi życie”;
  • „Józef Pinior jest oskarżony o korupcję. Sędzia, który ma go sądzić, uczestniczył razem z nim w proteście. Sędzia nie powinien być w miejscu, gdzie protestuje oskarżony przez prokuraturę polityk.”

Wiceminister Kaleta wie, co powinien robić sędzia, a czego nie powinien – choć stwierdzenie, że sędzia nie może brać udziału w tym samym wydarzeniu masowym i publicznym co człowiek przez niego sądzony, jest doprawdy rewolucyjne.

Gdyby go przestrzegać, sędziowie w zasadzie nie powinni uczestniczyć w żadnych wydarzeniach publicznych, bo na każdym może pojawić się przecież ktoś sądzony przez nich.

Wiceminister wie również, że to bzdura, iż prawo unijne jest nad polską Konstytucją – choć ta sama Konstytucja w art. 9 wskazuje, że Rzeczpospolita Polska przestrzega wiążącego ją prawa międzynarodowego.

Lista Zaradkiewicza

To nie są tylko jednostkowe opinie prawicowych polityków. Bardzo podobną narrację można znaleźć na oficjalnym fanpage`u wielkopolskiego okręgu PiS:

  • 2 grudnia opublikowano tam informację o sędzim, który jest na tej samej demonstracji, co Józef Pinior.
  • 3 grudnia – post o tym, że sędzia z Wągrowca podejrzewany o jazdę po alkoholu został odsunięty od obowiązków.
  • 4 grudnia – wpis, że Kamil Durczok nie trafił do aresztu, z odpowiednik hashtagiem #kastasądownicza.

I tak niemal codziennie. Wspierające media nie pozostawały w tyle, zwłaszcza po orzeczeniu Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych Sądu Najwyższego z 5 grudnia, w którym stwierdzono, że neo-KRS nie spełnia wymogów niezależności, powołana przez nią Izba Dyscyplinarna SN nie jest sądem, a każdy sąd ma obowiązek badać niezależność KRS zgodnie z wytycznymi z wyroku TSUE.

Już następnego dnia pojawiły się artykuły o majątkach „niepokornych” sędziów. Publikacja przez TVP oraz wpolityce.pl tzw. „listy Zaradkiewicza” - listy sędziów orzekających w PRL-u - biła rekordy popularności.

Lista została wielokrotnie zduplikowana przez prorządowe portale. Oczywiście nie zajęto się wątpliwościami, które budzi to zestawienie (np. wpisano do niego sędziów, którzy rozpoczęli orzekanie w drugiej połowie 1989 r., czyli już po częściowo wolnych wyborach parlamentarnych). Wątpliwości nie mają znaczenia, bo lista jest dowodem, że „sędziowska kasta” jest komunistyczna. Pasuje do narracji, dlatego nie trzeba jej szczegółowo analizować.

"Sędziowie SN to potencjalni przestępcy"

Także 6 grudnia wiceprzewodniczący Trybunału Stanu, mecenas Piotr Andrzejewski (wcześniej senator PiS) w Radiu Wnet udzielił wywiadu, w którym stwierdził: „Sędziowie Sądu Najwyższego to potencjalni przestępcy. (..) To wypowiedzenie posłuszeństwa Polsce”.

Porównał ich też do „zielonych ludzików Putina” i zarzucił im łamanie Konstytucji. „Dzisiaj trzeba postawić wymiar sprawiedliwości, tych, którzy kwestionują Konstytucję i ustawę, (…) postawić na marginesie naszego życia publicznego, a Izba Dyscyplinarna powinna pracować jak gilotyna w czasie rewolucji francuskiej” – stwierdził.

Jego wypowiedź powtórzyły inne prorządowe media, pojawiła się także na facebookowych grupach, zwłaszcza tych, które wspierają ministra Ziobrę.

Na tych grupach od 6 grudnia z dnia na dzień narastała liczba postów poświęconych „sędziowskiej kaście”. Zgłaszano pomysły Marszu Solidarności z Rządem, demonstracji „Stop kaście sędziowskiej”, która planowano na 13 grudnia. Na jednej z grup moderator prowadził sondę, czy lepiej demonstrować 13 czy 14 grudnia.

Te posty pojawiły się w dniach 5-8 grudnia, dopiero później okazało się, że gdyby demonstracje odbyły się w proponowanych terminach, stałyby się wyrazem poparcia dla projektu tzw. ustawy kagańcowej tuż po jego zgłoszeniu.

Niektórzy użytkownicy proponowali powołać niepokornych sędziów do wojska, bo „warcholstwo kast sędziowskich doprowadziło do paraliżu wymiaru sprawiedliwości i wkrótce całego państwa”.

Premier wie, jaki powinien być sprawiedliwy wyrok

Cała ta narracja to urabianie wyborców by zuanli koniecznośc ustawy kagańcowej dla sędziów i prokuratorów, ale na tym nie koniec. O tym, co jest najważniejsze w tym „projekcie”, powiedzieli dopiero w sobotę Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki.

Według nich sprawiedliwe jest to, co społeczeństwo uważa za sprawiedliwe, a nie to, co orzeka sędzia. Sędzia ma więc sądzić tak, by społeczeństwo było zadowolone.

Premier Mateusz Morawiecki tak skomentował wyrok w procesie Jana Śpiewaka, skazanego przez sądy obu instancji za zniesławienie mecenas Bogumiły Górnikowskiej: „Temu, kto tak odważnie jak Jan Śpiewak walczy o sprawiedliwość, należy się szacunek, pochwała i medal. Uznanie go winnym i zasądzenie wobec niego kary stoi w jaskrawej sprzeczności ze społecznym poczuciem sprawiedliwości i przekonaniem, kto działał w interesie społecznym, dla dobra wspólnego, a kto na rzecz wątpliwych interesów wąskiej grupy. Wyrok zapadł w 38 rocznicę stanu wojennego. Warto ten wyrok zapamiętać. Jestem sercem i umysłem z Janem Śpiewakiem.”

Czyli: premier ocenił, że sędzia wydał zły wyrok (taki sam w sądach dwóch instancji), ponieważ jest on sprzeczny ze „społecznym poczuciem sprawiedliwości”.

Czyli sędzia sądzi dobrze wtedy, gdy jego wyroki są zgodne ze społecznym poczuciem sprawiedliwości, a źle, kiedy są z nimi sprzeczne. Premier wprowadził nowe wytyczne, którymi mają się kierować sędziowie, jeśli chcą zasłużyć na miano sprawiedliwych i bezstronnych.

Jednocześnie wskazał na siebie jako na tego, który ma prawo oceniać orzeczenie i prezentować, co jest sprawiedliwe według społeczeństwa.

Tymczasem sprawa wyroku na Śpiewaka ma zupełnie inny przebieg niż to fałszywie przedstawia premier. OKO.press opisało ją w tekście:

Przeczytaj także:

„Społeczne poczucie sprawiedliwości”

Ta wypowiedź premiera jest kluczowa. Szczegóły sprawy, dowody przedstawione w sądzie, opinie biegłych, znajomość przepisów prawa, domniemanie niewinności – to wszystko ma mniejsze znaczenie niż „społeczne poczucie sprawiedliwości”.

Wobec tego sędziowie, którzy się nim nie kierują, właściwie nie powinni być sędziami. A ci, którzy jeszcze na dodatek publicznie dopytują, dociekają, lub krytykują rządzących, zwyczajnie sieją anarchię i należy ich usunąć.

Taki ciąg paralogiczny, typowy dla technik propagandowych, był już wykorzystany w kampanii billboardowej z 2017 roku. Wtedy przekonywano Polaków, że propozycja rządu, by sędziów do KRS wybierał parlament, nie oznacza upolitycznienia KRS-u, lecz… przekazanie kontroli nad sądami obywatelom.

Na stronie internetowej, która uzupełniała treści z billboardów, napisano wówczas: „Wybór sędziów KRS przez Sejm to nie upolitycznienie, tylko poddanie KRS społecznej kontroli. Poprzez parlament, który dysponuje mandatem narodu. To mandat weryfikowany regularnie w wyborach”.

Teraz PiS wraca do tego przesłania. Premier oczekuje, że sędziowie zrealizują społeczne poczucie sprawiedliwości. Kto je będzie wyznaczał? Zapewne ci, którzy dysponują mandatem narodu po wyborach, a więc Sejm - w którym, tak się składa, to PiS ma większość.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Komentarze