0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Na wstępie zastrzeżenie – nie chcemy przekonywać, że wszelkie podwyżki dla posłów i innych urzędników są niezasadne.

Urzędnicy państwowi powinni być dobrze wynagradzani, a pensje np. posłów rzeczywiście w 2018 roku spadły (ale warto też pamiętać, jak do tego doszło - o tym za chwilę). Posłowie powinni jednak liczyć się z opinią publiczną i tym, że od zdecydowanej większości Polaków zarabiają więcej - nawet po obniżce z 2018 roku. Przyznawanie sobie podwyżek na szybko, ukradkiem i bez dyskusji na sali sejmowej - z wykorzystaniem posłusznego partii rządzącej prezydenta - to krok, który musi bulwersować. A to nie jedyne problematyczne okoliczności 60-procentowych podwyżek dla posłów.

Bo - przypomnijmy - uposażenie posła i senatora przed podwyżką wynosiło 8 017 zł., po podwyżce - prawie 12 827 zł. To wzrost o 60 proc. Razem z dietą mają oni zarabiać 16 033 złotych.

Jak policzył analityk Rafał Mundry, najwięcej zyskają marszałkowie Sejmu i Senatu – 75 proc. Wiceministrowie 60 proc., posłowie i senatorowie 52 proc. (razem z podwyżką diety). Nowy przelicznik obowiązuje od 1 sierpnia.

podwyżki dla polityków

W 2018 roku Sejm obniżył posłom wynagrodzenia o 20 proc, ograniczył też pensje samorządowców. Była to wizerunkowa odpowiedź PiS na aferę z nagrodami dla ministrów. Opinii publicznej nie spodobało się, że w 2017 roku rząd przyznał wszystkim członkom gabinetu po kilkadziesiąt tysięcy złotych nagród. To wtedy padły słynne słowa premier Beaty Szydło, że „te pieniądze im się po prostu należały”. Po aferze z nagrodami notowania PiS spadły z poziomu 43-44 proc. do 38-39 proc. Ostatecznie nagrody oddano, a rykoszetem dostało się posłom i prezydentom miast.

W sierpniu 2020 roku 386 parlamentarzystów w nadzwyczajnej zgodzie, od PiS-u, przez PSL i Koalicję Obywatelską po Lewicę dało podwyżki sobie, ministrom, samorządowcom, uchwaliło nieistniejącą dotąd pensję Pierwszej Damy oraz podniosło subwencje partyjne. Przeciwko były zaledwie 33 osoby: posłowie i posłanki Razem, Konfederacji, Kukiza, Zielonych i kilkoro niezrzeszonych.

Po oburzeniu opinii publicznej posłowie wycofali się rakiem. Dziś, na dwa lata przed wyborami, podejmują kolejną próbę, tym razem tylnymi drzwiami.

Przeczytaj także:

Pogotowie podwyżkowe

W ten sposób zamiast stabilnego systemu wynagrodzeń dla posłów mamy miotanie się ze skrajności w skrajność. Trzy lata temu chodziło o wizerunek, teraz ma to być sposób na utrzymanie dyscypliny w klubie PiS.

Żadne z tych rozwiązań nie ma nic wspólnego z rozsądną legislacją. To za każdym razem doraźność. Inne rozwiązania istnieją: posłowie mogliby choćby uchwalić podwyżki od kolejnej kadencji, by nie sprawiać wrażenia, że głosują w sprawie pieniędzy dla siebie. Najwyraźniej jednak potrzebują tych pieniędzy już teraz.

Przypomnijmy. „Plan jest taki: Duda ma rozporządzeniem podwyższyć pensję urzędników rządowych w randze podsekretarzy stanu. Dzięki temu wzrosną też uposażenia posłów, bo ich wynagrodzenia są powiązane z wynagrodzeniami wiceministrów, co wynika z zapisów ustawy o wykonywaniu obowiązków posła i senatora” – pisaliśmy w lipcu.

Przyjrzyjmy się, jak podwyżki uzasadnia PiS — bo robi to w nieco demagogiczny sposób.

Posłowie - 30 proc. więcej niż w 2015

Wicerzecznik i poseł PiS Radosław Fogiel mówił 2 sierpnia w Polskim Radiu 24:

„Jeśli chodzi zaś o wysokość, to mówił o tym też pan prezydent, poza cofnięciem tego obniżenia o 20 proc., bo posłowie, samorządowcy byli jedyną grupą, która w przy ogólnym wzroście wynagrodzeń w Polsce miała obniżone zarobki, to jest to wzrost mniej więcej trochę mniej niż wzrost wynagrodzeń w poszczególnych segmentach gospodarki, czy to handel i usługi, czy przemysł ogólnie. Od 42 do 48 proc. zarobki w Polsce wzrosły w przeciągu ostatnich 6 lat, ten wzrost dla polityków jest nieco niższy”.

Co do danych, poseł Fogiel ma w zasadzie rację. Gdyby porównać I kwartał 2015 i 2021 – przeciętne wynagrodzenie wzrosło o ok. 40 proc.

W tym czasie sektor przedsiębiorstw wzrósł ogółem o prawie 41 proc. Ale np. sektor „transport i gospodarka” to wzrost o 30 proc. „Zakwaterowanie i gastronomia – 39 proc. Przetwórstwo przemysłowe rzeczywiście rosło dynamicznie, i tutaj mamy wzrost o 45 proc. Prawie wszystkie sektory rosną więc rzeczywiście wolniej, niż poselskie 30 proc. od 2015 roku.

Problem w tym, że posłowie nie dostaną podwyżki w stosunku do tego, co zarabiali w 2015 roku, bo pensję podnosi się wobec obecnych zarobków, a te zostały w 2018 roku obniżone. Więc gdy ustawa zostanie prawem, posłowie nie dostaną 30 proc., a 60 proc. podwyżki.

Poseł chce więcej

Bo w 2015 roku podstawą ich zarobków była pensja w wysokości 9 892,30 złotych Po obniżce w 2018 roku było to 8 016,71 złotych. A według najnowszej propozycji, w 2021 roku będzie to 12 827 złotych. Zdecydowana większość z nas takiej podwyżki nie zobaczy nigdy w życiu.

Ostatecznie, w wyniku takiej podwyżki, posłowie ponownie zyskają taki dystans do reszty społeczeństwa co sześć lat temu, na początku pierwszej kadencji PiS.

  • W 2015 poseł zarabiał 254 proc. średniej płacy;
  • w 2018 – 175 proc.;
  • w 2021 – 244 proc.

W przypadku 2021 roku bierzemy pod uwagę prognozę z rozporządzenia ministra Pracy i Polityki Społecznej z 18 listopada 2020, według której średnia pensja w 2021 roku wyniesie 5 259 złotych. Wynik ostatecznie może być nieco wyższy, ale nie zmieni to ostatecznych wniosków. Nawet gdyby było to np. o 300 złotych więcej, pensja posła byłaby o 231 proc. wyższa od średniej.

Spójrzmy na podobne zestawienie w przypadku nauczycielek:

  • W 2015 roku poseł zarabiał 318 proc. średniej podstawowej płacy nauczyciela dyplomowanego (czyli najwyższego stopnia rozwoju zawodowego);
  • W 2018 – 242 proc.;
  • W 2021 – 317 proc.

A w stosunku do płacy minimalnej?

  • W 2015 roku poseł zarabiał 565 proc. płacy minimalnej;
  • W 2018 – 381 proc.;
  • W 2021 – 458 proc.

Budżetówka zamrożona

Nie można zapominać o kontekście. Taka podwyżka dzieje się w momencie, gdy ci sami posłowie zdecydowali już wcześniej o zamrożeniu podwyżek w budżetówce na kolejny rok, mimo wcześniejszej obietnicy, że w 2022 roku pensje wzrosną o sześć proc. Ponad pół miliona urzędników nie będzie miało pensji większej nawet o kilka procent, nie mówiąc o sześćdziesięciu.

„Na przestrzeni ostatniej dekady zaledwie dwa razy zdarzyło się, aby podwyżki w państwowej sferze budżetowej odmrożono” – mówił w rozmowie z OKO.press wiceprzewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych Piotr Ostrowski.

A mówimy o podstawie, ponieważ mówią o tym sami posłowie. Tymczasem jest to dla nich wygodne, bo sami posłowie mają też spore diety.

Razem z dietą pensja posła wzrośnie do 16 033 złotych. To prawie trzykrotnie więcej niż średnia krajowa, czterokrotnie więcej niż pensja nauczycielki dyplomowanej, blisko sześciokrotnie więcej niż płaca minimalna.

Zwykła grupa zawodowa?

Jeszcze raz – trzy razy więcej niż średnie wynagrodzenie. A jak wynika z danych GUS, dwie trzecie Polaków zarabia mniej niż średnia pensja w gospodarce narodowej.

Więc, gdy premier Morawiecki mówi: „Ten wzrost zakładany wynagrodzeń (…) jest taki, jak w ostatnich 5 latach średni wzrost wynagrodzeń w gospodarce narodowej, średni wzrost wynagrodzeń w przedsiębiorstwach, usługach, w różnych sektorach gospodarki.

Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego – tylko potraktowanie parlamentarzystów tak, jak każdej innej grupy zawodowej” – brzmi to jak żart z polskich pracowników.

Po pierwsze, parlamentarzyści nie są normalną grupą zawodową. Są wybrani przez Polaków do pełnienia funkcji publicznej.

Żadna inna grupa zawodowa – która i tak zarabia znacząco powyżej średniej pensji i wszystkich innych wskaźników – nie może liczyć na błyskawiczną podwyżkę o 60 proc.

I nie jest istotne, że formalnie podwyżki daje prezydent Duda. Wszyscy wiedzą, że to nie on tutaj o wszystkim decydował.

;

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze