Po nieudanych rozmowach z ministrem Czarnkiem, prezydium ZNP zdecydowało się na pierwszy krok: w kraju uruchamiane są pogotowia protestacyjne, a do akcji zaproszono wszystkie związkowe centrale, także Solidarność. Co to w zasadzie oznacza? I jak daleko jesteśmy od strajku?
Anton Ambroziak: Prezydium ZNP zdecydowało dziś, w środę 24 sierpnia, o "ogłoszeniu pogotowia protestacyjnego we wszystkich ogniwach organizacji". Co to w zasadzie oznacza?
Sławomir Broniarz, przewodniczący Związku Nauczycielstwa Polskiego: To znaczy, że w każdej szkole, placówce dydaktycznej, gdzie działa związek, powinny odbyć się spotkania informacyjne, powinny pojawić się ulotki i plakaty pokazujące zasadność naszej akcji. Chodzi o stworzenie podstaw działań, które rozpoczną się 1 września, ale będą kontynuowane w sytuacji, gdy nie osiągniemy kompromisu dotyczącego postulatów płacowych.
Czyli to są przygotowania do strajku, czy nie?
Akcja informacyjna, konsultacje społeczne to początek. Ale każde działanie protestacyjne ma w sobie zarzewie strajku.
Uważnie śledzę nauczycielskie fora, na których nawet jeśli pojawiają się głosy, które wspierają masową akcję protestacyjną, to ludzie piszą wprost: nie stać nas na strajk.
Dlatego mówimy o formie przejściowej, przygotowawczej. Mówienie dziś o strajku, czy podawanie konkretnej daty byłoby nieodpowiedzialne. Mamy różne propozycje akcji protestacyjnych, także takich, które nie angażują budżetu nauczycieli, nie wymagają nadzwyczajnego zaangażowania. Wiem, brzmi to enigmatycznie.
Nauczyciele wymieniają się pomysłami na alternatywne, często pełzające, formy protestu. Wśród nich najgłośniej było chyba o rezygnacji z nadgodzin. Brzmi niewinnie, ale mogłoby sparaliżować pracę szkół w większych miastach, gdzie wielu nauczycieli jest zmuszonych pracować ponad etat, by uzupełnić braki kadrowe. Ale to znów ogromny koszt, bo właśnie nadgodziny reperują dziś budżety nauczycieli.
Jaki byłby sens, gdybym ujawnił wszystkie działania, które szykujemy?
Jesteśmy świadomi, że delikatne formy protestu niekoniecznie mogą od razu przynieść zadowalające rezultaty, więc szykujemy się do bardziej radykalnych działań.
Ale naprawdę nie mogę dziś o tym mówić.
No to inaczej: na co w zasadzie liczycie organizując akcję informacyjno-mobilizacyjną? Może chcecie po prostu sprawdzić siły?
Chcemy opowiedzieć o palących problemach polskiej oświaty. Chodzi o niedofinansowanie systemu, nie tylko w obszarze płac. Chodzi o faktyczne braki w zatrudnieniu, a nie to co mówi minister Czarnek, że z roku na rok nic się nie zmienia. Jeżeli nie unowocześnimy zasad wynagradzania nauczycieli, nadal odchodzić z zawodu będą tysiące.
Zwracamy też uwagę na podstawy programowe, które dziś sprawiają, że polska szkoła jest schematyczna, przestarzała i często nudna.
Co słyszycie od związkowców w regionach? Nauczyciele palą się do protestu, czy są raczej zniechęceni?
Jest grupa nauczycieli, która jest zniechęcona i powtarza, że strajk w 2019 roku nam nie wyszedł. Nie do końca się z tym zgadzam: strajk nie przyniósł oczekiwanego rezultatu płacowego, ale gdyby nie masowy zryw nie byłoby nawet tych kilkunastoprocentowych podwyżek, które jednak dostaliśmy. Nie byłoby też wycofania się minister Anny Zalewskiej z pomysłu oceny pracy nauczyciela w oparciu np. o kryterium moralności. Wiele osób o tym zapomniało.
To może powiem, co ja słyszę: jesteśmy "przegrywami", żałujemy, że wybraliśmy ten zawód. I naprawdę nie chodzi tylko o wynik strajku w 2019 roku.
Dlatego nie ignorujemy nastrojów, ale nie zamierzamy też siedzieć z założonymi rękami. Póki co chcemy zwrócić uwagę na to, że polska szkoła jest niedoinwestowana, nauczyciele są słabo wynagradzani, a coraz gorsza sytuacja za rok, dwa, czy trzy może być nie do uratowania. Dzisiaj stawką jest cała publiczna edukacja, bo nauczyciele od jakiegoś czasu już indywidualnie protestują odchodząc z zawodu.
Do kogo skierowana jest akcja informacyjna? Polki i Polacy o problemach oświaty słuchają co najmniej od 2019 roku i niewiele to zmienia. Chcecie przyciągnąć uwagę rządu?
Piszemy list do premiera z wnioskiem o spotkanie. Po wczorajszym posiedzeniu zespołu ds. statusu zawodowego z udziałem ministra Czarnka, nie mamy gwarancji podwyżek ani w tym, ani w przyszłym roku. I tak naprawdę formę protestu, stopień naszego radykalizmu, uzależniamy od wyniku tego spotkania.
Chcecie też apelować o utworzenie międzyzwiązkowego komitetu protestacyjnego? Czy to znaczy, że dogadacie się z przedstawicielami oświatowej Solidarności?
Dobre pytanie. Jeśli wszystkie trzy związkowe centrale nie akceptują propozycji resortu, to czemu mamy działać osobno? Jesteśmy umówieni na spotkanie z Forum Związków Zawodowych. Mamy nadzieję, że dołączy też Solidarność.
Co was dziś łączy, a co dzieli?
Gdyby się zastanowić to dziś łączy nas prawie wszystko. Solidarność, podobnie jak ZNP, nie akceptuje propozycji wzrostu czasu pracy, wskazując, że ma to wiele negatywnych skutków dla nauczycieli i systemu edukacji. Solidarność, tak jak ZNP, chciałaby uzależnić płace w oświacie do przeciętnego wynagrodzenia. Solidarność chce też dymisji ministra edukacji. Dla nas to puste hasło, bo i tak nie mamy wpływu na decyzje personalne. Mamy jednak wiele punktów wspólnych, dlaczego więc nie działać razem?
Może dlatego, że to reprezentacja związkowa, która była koniem trojańskim poprzedniego strajku?
To faktycznie problem, różni nas bolesna przeszłość. Ale wydaje się, że Solidarność wyciągnęła wnioski z tamtego blamażu i zmieniła się, także w swoich strukturach.
Czego minister czy rząd mają się przestraszyć: ogólnopolskiej akcji informacyjnej, nieprzychylności wszystkich związków zawodowych? Do tej pory nie robiło to na nich większego wrażenia.
Nie chcemy straszyć. Chcemy racjonalizować argumenty. Jeśli jednak minister, czy premier uważają, że można bagatelizować 600 tys. grupę zawodową, która działa w interesie ponad 4,5 mln uczniów, to oznacza, że prowadzą działania antyobywatelskie, antyspołecznie. Może to wyświechtany frazes, ale edukacja naprawdę jest najważniejszą dziedziną życia społecznego. Nie można przejść obok niej obojętnie. Bez nauczycieli nie będzie edukacji.
Minister Piontkowski na antenie radiowej Jedynki sugerował dziś, że jesteście zwykłymi pieniaczami: "ZNP od kilku lat, odkąd rządzi PiS, próbuje zorganizować różne protesty ze względów politycznych"; "Broniarz i koledzy chodzili na manifestacje totalnej opozycji".
Gdybym miał komentować każdą głupotę tej władzy, nie miałbym czasu na nic innego. Zwrócę tylko uwagę, że dużo większe demonstracje nauczycielskie odbywały się w czasie rządów PO-PSL. Ministrowi naprawdę nie wypada szufladkować nauczycieli - grupę zawodową, w której interesie powinien de facto występować.
A jak nauczyciele są nastawieni do reprezentacji związkowej?
Część odnosi się krytycznie do pomysłu aktywnych działań od nowego roku szkolnego. Obawia się konsekwencji, które niósłby za sobą strajk. Ale dziś nikogo nie straszymy, nie eskalujemy sytuacji. Chcemy dalej rozmawiać, idziemy z prądem oczekiwań środowiska. Musimy jednak pamiętać, że ładne formy wyrażania protestu mogą przejść niezauważone. A my jesteśmy rozliczani z efektów.
Skoro nauczyciele oczekują efektów od liderów strony związkowej, muszą się dziś zastanowić, czy są w stanie nas wesprzeć, czy nie.
Edukacja
Protesty
Sławomir Broniarz
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji i Nauki
Prawo i Sprawiedliwość
nauczyciele
szkoła
ZNP
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze