0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Regina SkibińskaFoto Regina Skibińsk...

Droga od Topiła w stronę rzeki Leśna Prawa. To prawie nieuczęszczany obszar puszczy, od ośmiu lat rok w rok nadleśnictwo przedłuża zakaz wstępu do lasu ze względu na dużą liczbę drzew „stanowiących zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi oraz ich mienia”. Idąc rozjeżdżoną drogą, mijamy rezerwat Sitki, a nas mija wojskowa terenówka z nielegalnie zaklejonymi tablicami rejestracyjnymi. Dochodzimy do „skrzyżowania”. Droga przed nami mimo zimy przypomina tunel, a do drzew przyczepione są dwa znaki: zakaz wjazdu dla ciężarówek i zakaz wjazdu dla czołgów.

Ślady obecności wojska w Puszczy Białowieskiej. Foto Regina Skibińska

Są więc jakieś ograniczenia dla wojska. To wygląda na pewien postęp w porównaniu z tym, co działo się w Puszczy za poprzedniej ekipy rządzącej, ale zagłębienie się w las pozbawia złudzeń co do tego, że niszczenie najcenniejszego polskiego lasu jeszcze się nie skończyło.

Przeczytaj także:

Im bliżej zapory granicznej za 1,6 mld zł, tym więcej śmieci, a butelki po alkoholu sugerują, że to nie są pozostałości po migrantach. Wprawdzie mundurowi pilnujący granicy odgrodzeni są od lasu zasiekami z concertiny, ale ślady ich obecności widoczne są nie tylko w postaci kolein na drodze, opakowaniach po napojach i żywności, ale też w formie szałasów, ziemianek czy bud z brezentu oraz stert drewna na opał.

Żołnierz obok skleconego z gałęzi szałasu
Żołnierz obok skleconego z gałęzi szałasu. Foto Regina Skibińska

Katarzyna* mieszkająca w pobliżu Puszczy Białowieskiej od początku kryzysu uchodźczego na granicy z Białorusią obserwuje, jak wojsko niszczy najcenniejsze przyrodniczo tereny.

– Ostatnio wojska w okolicy jest trochę mniej, ale bałagan pozostał. Niedawno znajome poszły do lasu i były zdziwione, ile zostało tam śmieci i resztek drutu – mówi.

Najgorzej jest w rezerwacie przyrody Kozłowe Borki. To miejsce najbardziej odległe od dostępnych publicznie dróg, więc niewiele osób się tu zapuszcza. Widać całe połacie wyrąbanych drzew, niektóre ścięte niedawno, a drewno nadal jest wykorzystywane do budowy schronień dla żołnierzy. Drzewa, które się uchowały przy posterunkach wojska, obijane są folią.

Puszczańskie drzewa ciągle jednak trafiają na opał, mimo że mokre drewno nie grzeje dobrze i trzeba go dużo spalić, żeby poczuć ciepło. Ale nie tylko to grzeje żołnierzy. Do Puszczy zwożone są worki z węglem. Ogniska rozpalane są z pomocą kory brzozowej, co widać zresztą nie tylko tu, ale wszędzie, gdzie w minionym 2,5 roku marzli żołnierze pilnujący granicy z Białorusią.

Ogromnym problemem jest wszechobecny śmietnik.

– W rezerwacie jest mnóstwo świeżych śmieci: plastikowe talerzyki, pudełka po gazie, jedzenie. Z wyrzuconej żywności korzystają dzikie zwierzęta. Niedawno szłyśmy z koleżanką za lisem, który w ogóle się nas nie bał, oglądał się za nami. Widać, że był przyzwyczajony do obecności człowieka. Zapewne korzystał z pokarmu zostawionego przez żołnierzy – opowiada Katarzyna.

Wstydliwym problemem jest defekacja w rezerwacie, zresztą nie tylko tam. Żołnierze chodzą do lasu „za potrzebą” w wielu miejscach, w których stacjonują, mimo że armia zapewniła im toitoje.

Resztki budy skleconej przez żołnierzy w Puszczy Białowieskiej. Foto Regina Skibińska

Niezgodnie z prawem, ale za to z fantazją

Posterunki wojskowe są z kolei obrazem fantazji budowniczych. Brezent, patyki i rura potrafią stanowić bazę oryginalnych konstrukcji, ale nie świadczą dobrze o potencjale obronnym polskiej armii.

Piętrowe obiekty małej architektury, z wieżyczkami obserwacyjnymi wykonanymi z puszczańskich brzóz i ścianami maskującymi z gałęzi drzew iglastych, z malowniczymi płotkami niczym w przydomowych ogródkach i kolorowymi płachtami brezentu, powiewającymi na wietrze, nie kojarzą się ze wschodnią granicą NATO i strefy Schengen.

Niektóre szałasy robiłyby nawet dobre wrażenie, gdyby nie to, że powstały z puszczańskiego drewna, stały na chronionym, cennym przyrodniczo terenie. Do tego drzewa są wycinane wokół posterunków, co może i ułatwia żołnierzom monitoring terenu, ale oni też są widoczni jak na dłoni dla potencjalnego wroga, nie mówiąc już o elementarnym zakazie wycinania drzew w rezerwacie.

W rezerwacie Kozłowe Borki żołnierze dbają o tężyznę fizyczną.

– Przy każdej budzie są „siłki”, czyli w praktyce metalowe rury przymocowane do drzew, które są uszkadzane – mówi Katarzyna.

Dziki rezerwat wygląda dramatycznie.

– Za każdym razem, gdy tam jestem, to czuję, jakbym była na cmentarzu – podsumowuje Katarzyna. – Dla mieszkańców okolic największym bogactwem jest las i przyroda. Mamy namiastkę starego naturalnego lasu i chcemy ją zachować. Zmienia się klimat, wiadomo, jaką rolę odgrywają lasy. Na ten las powinno się chuchać i dmuchać. Jestem w stanie zrozumieć, że obrona granic jest istotna, ale to można robić zupełnie inaczej – dodaje.

Opuszczony szałas zbudowany przez Żołnierzy w Puszczy. Foto Regina Skibińska

Podkarmione wilki

Osobna historia to drogi.

– W 2017 roku krzyczeliśmy, że harwestery, których było pięć, rozjeżdżają Puszczę. Teraz po Puszczy jeżdżą dziesiątki ciężkich pojazdów. Wiadomo, po co one jeżdżą – żeby łapać ludzi. Ile one spalają! Niektóre drogi wyglądają strasznie, jak drogi zrywkowe – mówi Katarzyna.

Puszczańskie drogi nie tylko są rozjeżdżane przez ciężki sprzęt wojskowy, ale też wysypywane tłuczniem. Rowerzyści, którzy będą chcieli wiosną dotrzeć w odległe zakątki puszczy, jednośladem nie dostaną się po tłuczniu.

Podobnie jest na innych odcinkach granicy. Przy brezentowych budach ustawionych wzdłuż Bugu walają się puszki po konserwach i energetykach, garnki noszące ślady przypalenia, foliowe opakowania po żywności. Smutne wrażenie sprawia obszarpana biało-czerwona flaga powiewająca nad pozostałościami po wojskowej placówce.

Nad Świsłoczą żołnierze zasłynęli wśród okolicznych mieszkańców z wyrzucania pozostałości pokarmów w pobliżu swoich bud. Przywabiali w ten sposób wilki, które najłatwiej można było obserwować właśnie w pobliżu wojska. Tam jednak sytuacja zaczęła się poprawiać. Śmieci znikają, ale budy nadal straszą powiewającym niebieskim brezentem.

– Już jest dużo lepiej – tłumaczy funkcjonariusz Straży Granicznej, który zatrzymał mnie do kontroli w dolinie Świsłoczy, a którego ja pytam o ochronę przygranicznej przyrody. – Teraz przywożą żołnierzom drewno na opał, więc nie wycinają już drzew.

Rzeczywiście, początki obecności wojska zapisały się w pamięci mieszkańców nadświsłoczańskich wsi jako czas znikających drzew. A to pod topór poszły niewysokie sosny koło Świsłoczan, to znów do ogniska trafiły brzozy niedaleko wsi Rudaki, a plotki mówią nawet o drzewach znikających z przydomowych sadów w obejściach, gdzie nikt na stałe nie mieszka.

Resztki ziemianki wykopanej w Puszczy przez żołnierzy. Foto Regina Skibińska

Ministerstwa bagatelizują problem

O szkody przyrodnicze i zaśmiecanie Puszczy Białowieskiej przez żołnierzy pilnujących granicy zapytałam dyrekcję Białowieskiego Parku Narodowego, Ministerstwo Obrony Narodowej, Ministerstwo Klimatu i Środowiska oraz dr hab. Katarzynę Nowak z Białowieskiej Stacji Geobotanicznej UW.

Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie udzieliło odpowiedzi, MON napisał, że „żołnierzom skierowanym do realizacji zadań bezpośrednio w strefie granicznej udzielane są instruktaże odnośnie przestrzegania prawnych regulacji dotyczących ochrony przyrody, unikania zakłócania życia dzikiej fauny i flory oraz respektowanie regulacji dotyczących wstępu do obszarów chronionych. Szczególną uwagę poświęca się na dbałość o porządek w miejscu pełnienia służby. Działania żołnierzy są na bieżąco monitorowane, aby uniknąć ewentualnych negatywnych zdarzeń w przyszłości”.

Zdaniem resortu żołnierze zostali przeszkoleni w zakresie przebywania na terenie rezerwatu, w tym poinformowani o zakazie wycinania drzew. Cyklicznie odbywają się instruktaże obejmujące tę tematykę. "Ponadto wojsko nawiązało stałą współpracę z pracownikami Puszczy Białowieskiej w postaci sprzątania terenów leśnych, dokarmiania zwierzyny, jak również innych wspólnych działań na korzyść Parku”.

Jak widać, szkolenia okazały się mało skuteczne, skoro śmieci ciągle znajdują się wokół miejsc, gdzie przebywa wojsko, a drzewa jak były wycinane, tak nadal są.

W kwestii ewentualnych szkód przyrodniczych wyrządzonych przez wojsko przy granicy z Białorusią MON odesłał mnie do Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, ale tam też nie otrzymałam informacji.

Z kolei Emilia Wojciechowska z sekretariatu Białowieskiego Parku Narodowego podała, że służby Parku Narodowego na bieżąco monitorowały aktywność wojska na terenie Parku. Wszelkie nieprawidłowości były zgłaszane do przełożonych żołnierzy, dzięki czemu niektóre z naruszeń były jedynie incydentalne.

Wojciechowska potwierdziła, że dochodzi do wycinania drzew do budowy prowizorycznych schronień oraz na opał do ognisk palonych przez żołnierzy na pasie granicznym i w jego sąsiedztwie; poruszania się pojazdami mechanicznymi poza drogami wskazanymi przez dyrektora Parku; zanieczyszczania pasa granicznego i jego sąsiedztwa odpadami bytowymi.

Białowieski Park Narodowy twierdzi, że próbował przeciwdziałać niszczeniu przyrody przez wojsko. Ale najwyraźniej nie do końca skutecznie.

– Od drugiej połowy 2023 roku przykłady niewłaściwego działania na terenie Parku są incydentalne. Akcje sprzątania śmieci pozostawionych przez żołnierzy i migrantów są również cyklicznie organizowane przez wojsko – podaje Emilia Wojciechowska.

Do rezerwatu Kozłowe Borki najwyraźniej jednak nikt z tymi działaniami nie dotarł, skoro nadal drzewa idą tam pod wojskowy topór, a śmieci jak leżały, tak leżą.

Dr hab. Katarzyna Nowak dodaje jeszcze zanieczyszczenia plastikiem, dokarmianie dzikich zwierząt produktami spożywczymi, a także ślady obecności kotów i psów na posterunkach.

– Zarówno tworzywa sztuczne, jak i żywność ludzka są niebezpieczne dla dzikich zwierząt – podkreśla.

Ryzykowny jest też kontakt między dzikimi a domowymi zwierzętami.

Polana w Puszczy rozjeżdżona przez ciężki sprzęt wojskowy. Foto Regina Skibińska

Prokuratura nie widzi problemu

Kamil Syller, prawnik mieszkający w pobliżu Puszczy Białowieskiej, złożył w ubiegłym roku na policji zawiadomienie o naruszeniu przez wojsko szeregu przepisów na terenie rezerwatów: Kozłowe Borki oraz Lasy Naturalne Puszczy Białowieskiej.

Do zawiadomienia dołączył materiał fotograficzny, na którym widać pniaki, stosy ściętych drzew, ogniska, budowle sklecone z gałęziówki i grubszego drewna, drewniane zwyżki (punkty obserwacyjne).

Policja przekazała zawiadomienie żandarmerii wojskowej, która powołując się na stanowisko Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, uznała, że „pozyskiwanie drzew w celach opałowych i budulcowych nie znalazło żadnego potwierdzenia” i nie wniosła wniosku do sądu o ukaranie sprawców.

Syller złożył zażalenie, ale 26 stycznia 2024 roku prokurator, pułkownik Zbigniew Badelski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie uwzględnił zażalenia i utrzymał w mocy decyzję żandarmerii, uznając, że przybijanie tabliczek do drzew nie stanowi ich uszkodzenia.

„Szkoda, że nie znają tego stanowiska np. policjanci z Legionowa. Na stronie internetowej Komendy Powiatowej Policji w Legionowie wisi materiał o uszkadzaniu drzew w wyniku przybijania do nich ogłoszeń. Gdyby wiedzieli, toby nie wprowadzali ludzi w błąd. Sąd Okręgowy w Sieradzu w wyroku z 7 marca 2018 roku, II Ka 350/17, też się trochę ośmieszył, bo stwierdził, że przypięcie plakatu do drzewa może skutkować uszkodzeniem drzewa” – pisze Syller na Facebooku.

Prokurator Badelski uznał, że samowolnie umieszczona na drzewie tablica z napisem nie jest ogłoszeniem w rozumieniu przepisów. Tablice te – powieszone w obiekcie przyrodniczym z Listy Światowego Dziedzictwa UNESCO – zawierały napisy „Lewo”, „Prawo”, „Środek dupy”, „Małe miasto”, „Karczma pod czarnym krukiem”, „Chata u Ahmeda” i inne podobne.

„Rezultaty postępowania wyjaśniającego wykluczyły, by czynności podjęte wobec drzew w rezerwacie stanowiły wyrąb” – napisał też prokurator. I nie zgodził się z tłumaczeniem Syllera, że tablice nie mają żadnego związku z obronnością kraju.

Zdaniem prokuratora zniesienie zakazu niszczenia przyrody w rezerwacie w związku z wykonywaniem zadań z zakresu obronności kraju w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa państwa w tym przypadku działa. Upraszczając: żołnierz, przykręcając do drzewa tabliczkę „Środek dupy” czy „Chata u Ahmeda”, wykonuje zadanie z zakresu obronności kraju.

(*imię zmienione)

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Regina Skibińska

Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.

Komentarze