Podczas sobotniej inauguracji ruchu „Wspólna Polska” Trzaskowski zapowiedział założenie związku zawodowego „Nowa Solidarność”.
Związek miałby reprezentować samozatrudnionych i pracujących na śmieciówkach. „To są bardzo często osoby, które najciężej w Polsce pracują, to są często najbardziej kreatywni Polacy i Polki” – mówił 17 października Trzaskowski.
Jego zdaniem, osoby te nie mają dziś swojej reprezentacji, a „rządzący chcą sięgać do ich kieszeni”. „Widać, jakie mają non stop pomysły, zaraz nie będzie liniowego podatku, widać, że chcą opodatkowywać wielokrotnie tych, którzy pracują ciężko za granicą” – mówił prezydent Warszawy.
Związek ma reprezentować „tych wszystkich, którzy mają poczucie, że państwo tylko od nich bierze i każe płacić”.
W tej krótkiej zapowiedzi jest całe spektrum wątków: od dobrych chęci, przez niewiedzę, po demagogię. Opiszemy je po kolei.
Związki nie takie najgorsze
„Nikt nie troszczy się zwłaszcza o samozatrudnionych” – mówił Rafał Trzaskowski.
Henryka Krzywonos, z którą prezydent Warszawy połączył się zdalnie, sprecyzowała, że nie troszczy się o nich w szczególności NSZZ „Solidarność”, związek-przystawka partii rządzącej.
„Osoby pracujące na umowę o pracę mają swój związek zawodowy. A co z samozatrudnionymi, co z ludźmi na umowach śmieciowych, co z ludźmi na zleceniach?” – pytał retorycznie prezydent stolicy.
Trzaskowski i Krzywonos plączą tutaj wątki i fakty.
W Polsce jest ok 1,3 mln samozatrudnionych i drugie tyle osób pracujących na podstawie umowy zlecenie lub umowy o dzieło. (Dla porównania liczba zatrudnionych na podstawie stosunku pracy to ponad 13 mln). To różnorodna grupa o zróżnicowanych interesach – od zamożnych wielkomiejskich specjalistów, których często nieźle reprezentują organizacje branżowe, po ludzi skazanych na najciemniejsze zaułki polskiego rynku pracy, gdzie każdy dodatkowy grosz stawki godzinowej jest na wagę przetrwania.
To nieprawda, że tych ostatnich nikt nie reprezentuje. Związki zawodowe próbują to robić – to dzięki ich zabiegom takie osoby w ogóle mają możliwość zrzeszania się w związkach.
Jest tak dopiero od niedawna. Trybunał Konstytucyjny w czerwcu 2015 roku orzekł, że osoby samozatrudnione, na zleceniach i umowach o dzieło mogą się zrzeszać w związkach zawodowych. Sejm dostosował przepisy do wyroku TK dopiero w 2018 roku.
„Możliwość zorganizowania samozatrudnionych i osoby zatrudnione na umowach cywilnoprawne została wywalczona m.in. przez NSZZ »Solidarność«”
– przypomina Dominik Owczarek, dyrektor programu polityki społecznej w Instytucie Spraw Publicznych, badacz stosunków pracy.
„Wbrew interpretacji prawa, która była stosowana przed decyzją Trybunału Konstytucyjnego. To dopiero interwencja NSZZ »Solidarność«, później również OPZZ doprowadziła do tej interpretacji, którą mamy obecnie”.
Związki zawodowe, korzystając z wywalczonego przez siebie prawa, próbują więc organizować takie osoby. Jest z tym jednak problem. Dlaczego?
„Każdy związek zawodowy funkcjonujący w Polsce powie, że to jest zadanie niemal niewykonalne” – mówi OKO.press Owczarek. „To są osoby, które są nietrwale zatrudnione: szybko tracą pracę lub zmieniają pracodawcę. Często pracują w firmach, które nie spełniają ustawowego progu zatrudniania 10 pracowników, co umożliwia założenie zakładowej organizacji związkowej”.
Zresztą nie tylko w Polsce są takie trudności.
„To jest wyzwanie także w krajach, gdzie jest większa stabilność zatrudnienia. Organizowanie freelancerów i pracowników zatrudnionych na tzw. zero hours contracts jest skrajnie ciężkie – mówi Owczarek. – Więc jeśli Rafał Trzaskowski lub Henryka Krzywonos znajdą sposób na dotarcie do tych pracowników, to – mówię zupełnie bez ironii – trzymam kciuki”.
Czy jednak Trzaskowskiemu na pewno chodzi o reprezentowanie ludzi, którzy na rynku pracy mają najsłabszą pozycję? Tematy, którymi miałby się zajmować związek wskazują, że niekoniecznie.
Gdzie ta solidarność?
„Widać jakie mają non stop pomysły” – mówił o rządzących Rafał Trzaskowski – „zaraz nie będzie liniowego podatku, widać, że chcą opodatkowywać wielokrotnie tych, którzy pracują ciężko za granicą”.
Podatek, którego chce bronić Trzaskowski, to wprowadzony przez rząd Leszka Millera 19-procentowy liniowy podatek dla samozatrudnionych. Mogą oni, jeśli chcą, uniknąć w ten sposób płacenia podatku dochodowego według skali.
To jeden z absurdów polskiego systemu podatkowego. Dzięki temu przywilejowi ogromna część osób o wysokich dochodach płaci bardzo niski podatek dochodowy. Przejście na „liniowiec” opłaca się samozatrudnionym już od ok. 100 tys. zł dochodu rocznie. Liniowo rozlicza się dziś około 630 tys. podatników – najzamożniejszy segment społeczeństwa.
Kto korzysta z liniowca, widać na poniższym wykresie, przedstawiającym sposób rozliczania podatków przez 10 proc. najzamożniejszych podatników. Po prawej stronie górny centyl – 1 proc. osób o najwyższych dochodach. PIT-37 to deklaracja dla pracowników opodatkowanych według skali podatkowej, PIT 36 to działalność gospodarcza opodatkowana na ogólnych zasadach przy zastosowaniu skali podatkowej, oznaczony granatowym kolorem PIT-36L – formularz dla przedsiębiorców, którzy korzystają z przywileju liniowca. Widać, że „liniowiec” króluje w górnym centylu dochodowym. I nic dziwnego – pozwala on najzamożniejszym płacić niższy podatek.

Opcja podatku liniowego dla samozatrudnionych to jeden kluczowych z czynników regresywności polskiego systemu podatkowego. Eksperci od lat zwracają uwagę, że taka konstrukcja jest niesprawiedliwa – dodatkowo uprzywilejowuje ludzi, którzy i tak już są w dobrej sytuacji.
Do tego budżet państwa traci przez to miliardy złotych, których potem brakuje na usługi publiczne. Tracą też tak bliskie Trzaskowskiemu samorządy, do których trafia ogromna część odprowadzanych przez nas podatków dochodowych. W 2016 roku „Dziennik Gazeta Prawna” szacował, że finanse publiczne na zlikwidowaniu liniowca zyskałyby od 10 do 16 mld zł. Zapewne część samozatrudnionych o podjęłaby próby alternatywnej „optymalizacji”, np. przez sztuczne zawyżanie kosztów działalności, ale warto podkreślić – i tak bylibyśmy bardzo daleko od maksymalnego poziomu, na jaki można podnieść podatek dochodowy bez negatywnego wpływu na budżet.
Mówiąc wprost: na likwidacji przywileju podatkowego, jakim jest liniowiec, zyskałoby całe społeczeństwo, straciła doraźnie jedynie wąska grupa bardzo zamożnych podatników. Trzaskowski sięga tu więc po podatkowy populizm godny Konfederacji – tym bardziej, że rząd PiS nie planuje w tej chwili likwidacji liniowca.
„Jeśli interes samozatrudnionych ma się wyrażać tym, że mają utrzymywać podatek liniowy i niski poziom składek na ubezpieczenie społeczne w porównaniu do pracowników etatowych, to nie są postulaty, które idą w parze z troską o państwo dobrobytu” – komentuje Owczarek.
Na stronie ruchu Wspólna Polska czytamy, że ruchowi chodzi o Polskę, „w której silniejsi pomagają słabszym (…), a bogatsi tym, którzy potrzebują wsparcia”. Obrona samozatrudnionych przed likwidacją podatku liniowego jest krokiem w przeciwnym kierunku.
NSZZ „Przesiębiorczość”?
W krótkim segmencie o związku zawodowym podczas inauguracji „Wspólnej Polski” padło jeszcze kilka frapujących stwierdzeń. „Samozatrudnieni nie mogą liczyć na emeryturę czy rentę” – mówiła Henryka Krzywonos, a Rafał Trzaskowski przytakiwał.
To nieprawda – samozatrudnieni odprowadzają składki i mają prawo do świadczeń tak samo jak pracownicy etatowi. Ich emerytury często są niższe, bo ogromna większość samozatrudnionych odprowadza składki minimalnej wysokości (podstawą wymiaru składek 60 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia miesięcznego w gospodarce narodowej), nawet przy wysokich dochodach – pracownicy nie mają takiej możliwości.
„Tę propozycję należy traktować w kategoriach politycznych, a nie w kategoriach obrony praw pracowniczych” – podsumowuje pomysł na nowy związek Dominik Owczarek. – Polska scena polityczna jest organizowana przez oś sporu między dwiema formacjami postsolidarnościowymi. Jedna z nich jest wspierana przez NSZZ »Solidarność«, a druga nie ma tego symbolicznego kapitału – ta luka ma być wypełniona przez nowy związek zawodowy, który nazwą też nawiązuje wprost do tradycji solidarności z lat 80”.
Samozatrudnienie ma w Polsce różne oblicza, a problemy osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą zasługują na uwagę polityków – zaczynając od tego, że ok 10 proc. jest samozatrudniona fikcyjnie (osoby te często w ogóle nie chcą prowadzić działalności gospodarczej, a są zmuszane do tego przez faktycznych pracodawców).
Ale w wystąpieniu Trzaskowskiego i Krzywonos rozpoznania faktycznych problemów właściwie nie było: zamiast tego etos solidarności skleił się z internetowymi memami o ciężkiej doli przedsiębiorców.
Program Trzaskowskiego ciąglę wlewa się do Wisły. Aromat idealnie pasuje do tej osoby – w pełni oddaje głębie jego charakteru, pracowitość, uczciwość i zaradność.
Samozatrudnienie, czyli działalność gospodarczą to nie "śmieciowi", czyli umowy cywilno prawne (zlecenia i o dzieło). Autor nie ma pojęcia o czym pisze albo też Trzaskowski nie ma pojęcia w jakim żyje świecie. Szkoda czesu na czytanie tych bzdur.
O takim związku myślimy już od wielu lat: https://www.facebook.com/groups/pigsip
Oprócz (niedorzecznej) obrony podatku liniowego jest parę innych problemów. Do związku zawodowego mogą należeć pracownicy i od niedawna zleceniobiorcy, więc trzeba by raczej powołać izbę gospodarczą. Z kolei do izby gospodarczej mogą należeć tylko przedsiębiorcy, a ci – prawidłowo zdefiniowani – to właściciele przedsiębiorstw, a nie samozatrudnieni.
Kolejny problem to CEIDG, instytucja wzorcowo zbędna, istniejąca wyłącznie w Polsce…
Naprawdę nie rozumiem tego natarcia na każdego, kto próbuje być przedsiębiorcą i zarabia więcej. Limit podatku 18% jest bardzo niski, dlatego podatek liniowy jak najbardziej ma sens.
W jakich krajach są podatki liniowe i jak się ma ich gospodarka? Podpowiem: gospodarcze potęgi z podatkiem liniowym to np. Rosja, Bułgaria, Kazachstan, Albania, Gruzja, Abchazja, Kirgistan, Mongolia, Seszele, Turkmenistan.
Dla porównania, złe socjalistyczne miejsca ucisku przedsiębiorców z podatkiem progresywnym: USA, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Singapur, Szwajcaria, Japonia, Finlandia, Kanada, Norwegia, Szwecja itp
Gdzie jest lepiej być przedsiębiorcą?
Tylko, że u nas progresja zaczełaby się już bardzo nisko. Niech progresja zacznie się od 1 mln rocznie a nie od 100 tyś. W Polsce bogaczem nazywa się osoby zarabiające po 25 tysięcy euro rocznie czyli tyle, co niemiecki robotnik.
@Leszek Karlik
Zgoda co do tego gdzie są "złe socjalistyczne miejsca ucisku przedsiębiorców" ale nie żyjmy mitami. Np. takimi jakie mamy w Polsce na temat Skandynawii, gdzie są pobierane DWA pity. Państwowy i powiatowy. Państwowy rzeczywiście jest progresywny ale np. w Szwecji ten 20% podatek pobierany jest tylko od osób z dochodem netto (t.j. po przysługujących odliczenia i ulgach) od ca 232 K rocznie. Ten podatek płaci w Szwecji jedynie ca 20% podatników. Do 2019 dla zarabiających powyżej ca 325 K obowiązywał państwowy podatek 25% ale został zniesiony. Co ważne, wszyscy niezależnie od dochodu płacą LINIOWY. I co jeszcze ważniejsze, w biedniejszych powiatach płaci się znacznie więcej podatku. Najniżny PIT powiatowy (kommunalskatt) wynosi 29,18% a najwyższy 35,15%. Poniżej tabelka ze szwedzkiego urzędu statystycznego.
https://www.scb.se/en/finding-statistics/statistics-by-subject-area/public-finances/local-government-finances/local-taxes/pong/tables-and-graphs/municipalities-with-highest-and-lowest-tax-rates-2020/. W praktyce, ponieważ dochody poniżej ca 9000 PLN/rocznie są nieopodatkowane, mniej zarabiający mają zniżkę podatkową ale jest ona niewielka. Powiaty są odpowiedzialne za zdrowie, szkoły, drogi i zbiorkom co kosztuje i za co obywatele muszą płacić w postaci podatków. Pamiętajmy, że dochodzą do nich jeszcze najróżnorodniejsze tkz user fees. Np. wizyty lekarskie kosztują (w Sztokholmie min 70 PLN). Systemy innych krajów skandynawskich są niemal identyczne. Nie wiem jak inne kraje, ale np. w Kanadzie podatki tylko dlatego nie są tak wysokie jak w Szwecji i nie są liniowe bo przemysł wydobywczy (minerały, ropa etc) płaci tkz "royalties". Generalnie w Polsce płacimy niskie podatki a do tego je marnujemy i jeszcze dofinansowujemy państwowe przedsiębiorstwa na mld PLN.
Podatek progresywny to kara za dobrą pracę. Tylko socjalista, który zazdrości drugiemu że ma więcej, kombinuje żeby mu dowalić, zamiast samemu wziąć się do pracy. Jakie to polskie… Zazdrościcie? Sami możecie założyć firmę i też mieć taką formę opodatkowania. Proste. Progresja podatkowa to zwykła kradzież a każdy, kto popiera takie rozwiązanie to zwykły złodziej i tyle. Moim zdaniem podatek powinien być taki sam dla wszystkich, jedna stawka. 19% od 1000 pln to 190 pln, te same 19% od miliona to już 190 tys pln – mało?
To powtarzanie neoliberalnych bzdur z lat 80 ubiegłego wieku. Podatek progresywny nie jest żadną karą, czy kradzieżą. Jest elementem ogólnej polityki redystrybucyjnej. wynikającej z solidaryzmu i klasycznej empatii. Nikt nie jest na świecie sam i sam dla siebie rzepki nie skrobie. Nawet bogaci, zanim takimi się stali, korzystali z dobrodziejstw redystrybucji, których, przy tak skrajnie pojmowanym systemie społecznym jaki prezentujesz, nie mogliby skorzystać. A Twój ostatni, matematyczny argument jest czystą demagogią. 19% nie zawsze jest tylko matematyczną stałą. Zależy od kontekstu. czym innym jest odprowadzić 200 zł przy zarobku 1000 zł, a czym innym 200 000 przy zarobku miliona.
Bełkot, nic więcej. Redystrybucja czyli kradzież. Do każdego gówna można dorobić piękna ideologię
Doskonały przykład problemów opozycji. Obrona samozatrudnionych nie bierze się z jakichś ideałów (ciężko to argumentować przedsiębiorczością, skoro chodzi o etatowców, którzy chcą płacić mniejsze podatki) tylko z oportunizmu. Jest grupa wyborców, która można zagarnąć – to bierzemy. Nawet OKO, które ciężko posądzić o sprzyjanie rządowi widzi z tym duży problem – bo próbuje analizować sens. Dopóki nie pojawi się opozycja z ideałami (przykładowo KO usunęła to słowo ze słownika bo kolidowało z głosowaniem za podwyżką) to PiS ma spokój na jeszcze wiele kadencji.
W dzisiejszych czasach OKOPRESS jest jednym z ostatnich bastionów wolnej prasy (dziennikarstwa). Tym bardziej BŁAGAM, niech o kwestiach gospodarczych piszą osoby po studiach ekonomicznych. Brońcie demokracji, a nie budujcie nową komunę. Przydałoby się teraz okopress2 gdzie jakiś ekonomista celnie wypunktowałby półprawdy i ekonomiczne herezje w tym tekście. Nie idźcie tą drogą.
W Polsce większość ludzi myśląc o ekonomii myśli o ekonomii neoliberalnej, która jest dawno sfalsyfikowana, to nie jest nauka, to jest propaganda w służbie 1% najbogatszych. Polecam posłuchanie sobie np. podcastu "Pitchfork Economics" amerykańskiego multimilionera Nicka Hanauera, 75% tego co mówią jest prosto z programu partii Razem, a przecież amerykańskiego kapitalistę wierzącego w wolne rynki trudno nazwać "lewakiem".
Mało istotne co "ludzie myślą", ważne co wiedzą naukowcy. Jak na razie naukowcy nie wspierają programowo ani partii razem ani konfederacji. Jedno i drugie to wynurzenia ekonomicznych laików.
Faktycznie w dobie ekstremalnie rozregulowanych socjalnie gospodarek – powstały dziesiątki "nowych ekonomii", które służą tylko jednemu – jak dociągnąć rządzących do kolejnych wyborów. Ekonomia jako nauka ścisła pozostała już jedynie w rozważaniach teoretycznych. Większość zajmuje się urzeczywistnianiem populistycznych zachcianek, którymi rządzący "kupili" wyborców. Rzeczywistość jest taka że 1% najbogatszych to służą rozdęte zachłanne państwa zabierające ponad połowę wartości tego co zarobili uczciwą pracą, bo globalny, międzynarodowy biznes może taką asankcjonowaną państwową bandyterkę omijać. Płaci klasa średnia, średni i mały biznes.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Trzaskowski to niestety w pierwszej kolejności POwiec, a w drugiej dopiero człowiek.
Kontynuuje "piękną" tradycję PO, tj. sabotowanie praw człowieka, mniejszości, stawianie interesów własnych i partyjnych nad ludzką przyzwoitość. Stąd spuszczenie karty LGBT w kanale. WŁASNORĘCZNIE PODPISANEJ KARTY. Dla tego człowieka nawet własny podpis nic nie znaczy.
1. Związki gospodarcze już są. 2.CEIDG przy obecnej skłonności Polaków do wszelkiego rodzaju oszustw to instytucja pożyteczna. 3. Trudno byłoby ustalić, kto z samozatrudnionych w rzeczywistości nie prowadzi działalności gosp. Byłby to proces uznaniowy, pole do korupcji i kolesiostwa. W obecnym ujęciu jest kwalifikacja pobudzająca do inicjatywy i usamodzielnienia.
Jest jedna partia – Razem – która mówi o tym m.in. od dawna. Niestety koledzy Trzaskowskiego krzykną "komuniści", płatni trolle podchwycą i tak to leci. Do zwykłego Zachodu Polska już nie ma szans dociągnąć.
19% to podatek niesprawiedliwy? Co jest niesprawiedliwego w tym, że wszscy płacą taką samą cześć od zarobku?
Pierwsze zdanie i błąd logiczny – "budżet państwa i samorządów traci miliardy złotych". Nie traci, tylko nie ma wpływu. Stracić to ja bym stracił po likwidacji podatku liniowego, a zgodnie z tą logiką to miliony Polaków tracą pieniądze, bo 500+ jest tylko dla ludźmi z dziećmi a nie dla każdego.
Ja płacąc podatek liniowy i tak odprowadzam do budżetu więcej niż większość ludzi na podatku progresywnym.
A jednocześnie wydaje więcej, bo kiszenie pieniędzy na koncie to głupota.
Wiecie kto straci na likwidacji liniowego? Pani w sklepie pod blokiem, bo będę się zastanawiał czy nie lepiej pójść do biedronki gdzie jest parę złotych taniej. Sprzedawcy w sklepach hobbystycznych bo będę musiał zrezygnować z kupowania rzeczy, które nie są mi potrzebne. Prowadzący prywatne przedszkola bo może lepiej będzie posłać dziecko do publicznego.
Budżet państwa na tym nie traci, bo to czego nie zapłacę w dodatkowym podatku zapłacę w VAT od wydanych pieniędzy.
Druga sprawa jest taka, że podatek liniowy nie płaci "wąskie grono najzamożniejszych" a wyższa klasa średnia – opłacalność tego rozwiązania w obecnym systemie podatkowym zaczyna się od 2-krotności średniej krajowej, a nie od jakiś mitycznych kwot zarabianych tylko przez 5 najbogatszych w Polsce.
Używanie haseł o "wąskim gronie najzamożniejszych" w tym wypadku jest populizmem i manipulacja a nie rzetelnym przedstawieniem sytuacji.
Bartosz Kocejko, naprawdę wyciągasz zbyt dużo wniosków, z jak sam napisałeś kilku zdań wypowiedzianych na prezentacji ruchu. Jaki to ma być związek zobaczymy, szczegóły okażą się, gdy propozycja wejdzie w życie. jak sam napisałeś samozatrudnionych jest ok. 1,3 miliona i drugie tyle na umowach zleceniach. To duża grupa osób, która jest wykluczona z różnych świadczeń pracowniczych obejmujących osoby na etatach. Samozatrudnieni to nie tylko osoby na liniowym podatku. Widzicie tylko mało liczną grupę menadżerów na wysokich pozycjach, które żeby więcej zarabiać przechodzą na kontrakty. Ale większość, to małe firmy, przedstawiciele wolnych zawodów, którzy prowadzą księgi przychodów i rozchodów i rozliczają się z podatku wg. PiT. Często też właściciele małych firm zatrudniając pracowników niejako wymuszają na nich założenie działalności, żeby nie musieć płacić za nich składek ZUS. Hasło Związek zawodowy jakie padło na prezentacji jak rozumiem ma obejmować właśnie tych wszystkich ludzi, którzy ledwo łączą koniec z końcem, pomimo ciężkiej codziennej pracy. I ze względu na rozproszenie tych ludzi, łatwiej będzie się im spotkać w takim związku, który niejako zawiąże się odgórnie.
Szukam miłego i kulturalnego faceta na spotkania
Mam na imię Monia 24 wiosny….
wiecej moich fotek i kontakt do mnie tu- http://www.frircikvip.com.pl
Znajdź mnie- Monikj- napisz do mnie i spotkajmy sie!
I kolejny durny pomysł PO… oni na prawdę nie mają sensownego pomysłu na nic. liniowy to jest głupota i powinno się go zlikwidować w Polsce… ale w tym samym momencie powinno się zdecydowanie poprawić progi podatku progresywnego (i zrobić ich więcej)