0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Wlodek / Agencja Wyborcza.plJakub Wlodek / Agenc...

Minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk [jako 19-latek wstąpił do PiS, następnie był członkiem partii Polska Jest Najważniejsza, następnie Porozumienia, obecnie jeden z liderów Partii Republikańskiej] 18 lipca 2022 wystąpił w radio RMF.

Zapowiedział dwie ważne zmiany. Pierwsza z nich dotyczy unikania przez uczniów lekcji WF. Prowadzący audycję zwrócił uwagę, że aż 30 proc. dzieci i młodzieży w Polsce nie chodzi na te zajęcia.

„Te statystyki zostaną radykalnie zmniejszone” – odparł minister. Ponieważ tzw. zwolnienia z lekcji WF, semestralne czy dłuższe, będą respektowane tylko wówczas, kiedy wystawi je lekarz specjalista, a nie tak jak dotychczas po prostu lekarz rodzinny” – dodał.

„Drugą potężną zmianą, którą wprowadzamy od 1 września - na razie w dwóch województwach pilotażowo, na Lubelszczyźnie, skąd pochodzi pan minister [Przemysław Czarnek] i na Opolszczyźnie, skąd pochodzę ja, ponieważ chcemy wziąć odpowiedzialność za powodzenie lub nie tego programu".

Przeczytaj także:

"A w planach od 1 września 2023 r. już w całej Polsce wprowadzamy absolutnie unikatowy program Narodowa Baza Talentów (…), w ramach którego każdy nauczyciel WF będzie zobowiązany do przeprowadzenia szeregu testów w każdym semestrze, które po pierwsze pozwolą na wyłowienie talentów sportowych” – oznajmił Bortniczuk. (…)

„To będzie również świetne narzędzie do monitorowania, ile dzieciaków uczęszcza na WF, ile nie poddaje się tym testom, ile dzieciaków ma problemy z BMI, czyli z podstawowym wskaźnikiem określającym stosunek wagi do wzrostu – wymieniał minister. „Jeśli chodzi o rozruszanie, czy diagnozowanie, uda nam się od września zrobić bardzo dużo” - dodał.

Smutne... Panie Ministrze

Pomysł z aktywizacją polskich dzieci z pewnością zasługuje na uznanie, tylko czy nie lepiej byłoby się zastanowić, dlaczego tak wielu uczniów unika lekcji WF i spróbować działać w tym kierunku, by to zmienić? A już z pewnością nie należy przy okazji obrażać lekarzy rodzinnych uznając, że wystawione przez nich zaświadczenia są nie miarodajne.

Lekarze bardzo źle przyjęli słowa ministra.

Konsultant krajowa lekarzy rodzinnych, prof. Agnieszka Mastalerz-Migas napisała na Twitterze:

„Smutne... Panie Ministrze.

  1. Lekarz rodzinny to specjalista
  2. Pomysł nic nie poprawi - ewentualnie zwiększy liczbę wizyt w prywatnych gabinetach lekarskich
  3. Nie tędy droga - proszę poznać przyczyny: dlaczego dzieci nie chcą ćwiczyć na WF?
  4. BMI nie jest dobrym wskaźnikiem u dzieci (dynamiczne zmiany), są siatki centylowe m.c. [masy ciała] i wzrostu
  5. Dlaczego dzieci tyją? Reklamy fast foodów, brak edukacji zdrowotnej od przedszkola, brak nawyku aktywności fizycznej, nieatrakcyjne zajęcia WF w szkołach, etc...."

W podobnym tonie wypowiedział się lek. Jakub Kosikowski, rezydent onkologii klinicznej, członek Lubelskiej i Naczelnej Izby Lekarskiej.

„Zacznijmy od podstaw: Lekarz rodzinny to specjalista. Specjalista z interny/pediatrii/rodzinnej. By rozwiązać jedną patologię, zrobimy drugą: zapchamy do końca poradnie typu ortopedyczna czy medycyny sportowej (nie od zwolnień ona jest). Ktoś z MZ [Ministerstwa Zdrowia] to konsultował?”

Znacznie bardziej dobitnie pomysł ministra Bortniczuka skwitował prof. Wojciech Szczeklik, anestezjolog, internista i immunolog, kierownik Kliniki Intensywnej Terapii i Anestezjologii w 5 Wojskowym Szpitalu Klinicznym z Polikliniką w Krakowie.

„Co za bzdury – zamiast zastanowić się, jak poprawić lekcje wf @SPORT_GOV_PL [Ministerstwo Sportu i Turystyki] chce kontrolować kwalifikacje lekarzy do wystawiania zwolnień. Minister za przykład lekarza NIE-specjalisty podaje lekarza rodzinnego… (czyli specjalistę z szeroką wiedzą pediatryczną).”

To nie są "zaświadczeniolodzy"

Lek. Szymon Suwała, endokrynolog, edukator medyczny z Bydgoszczy pisze na FB tak: „Panie Ministrze, wstyd. Ten »po prostu lekarz rodzinny« to też bardzo często specjalista - medycyny rodzinnej właśnie. To nie są »zaświadczeniolodzy« czy »byle-jacy-lekarze«, jak się często ich opisuje, tylko lekarze stanowiący filar działania polskiego systemu ochrony zdrowia”.

Jak donosi Rynek Zdrowia, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie dr n. med. Hubert Bogacki wystosował w tej sprawie list do szefa resortu sportu i turystyki. Pisze m.in.:

„Chciałbym Pana poinformować, że medycyna rodzina to jedna z 77 specjalizacji lekarskich znajdujących się w wykazie specjalizacji lekarskich (Rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 31 sierpnia 2020 r. w sprawie specjalizacji lekarzy i lekarzy dentystów, Dz.U. 2020.1566). (...) Wypowiedź Pana autorstwa jest krzywdząca dla środowiska lekarzy rodzinnych, umniejsza ich wiedzy oraz doświadczeniu”.

Dr Bogacki dodał, iż oczekuje od ministra Bortniczuka przeprosin skierowanych do całego środowiska lekarzy rodzinnych.

I jeszcze trzy głosy spośród komentarzy na Twitterze:

Łukasz Kwapisz: „To lekarz rodzinny podczas każdego bilansu zdrowia dziecka określa grupę na zajęciach W-F. Ma wiedzę czy dziecko powinno ćwiczyć i jakie ma ograniczenia”.

Łukasz Pietrzak: „Medycyna rodzinna jest jedną ze specjalizacji lekarskich. Kolejny raz politycy biorą się za coś, czego nie rozumieją. Co jeszcze bardziej zabawne, w drugiej części [wypowiedzi ministra] jest mowa, że po roku trwania pilotażu program ma być rozszerzony na cały kraj, czyli już wiadomo, że pilotaż się udał”.

Marcin Zasadowski: „Zastanawiam się czy ministerstwo, jakiekolwiek, może podważyć orzeczenie lekarskie”.

Propozycja ministra sportu jest ciekawą propozycją

Przychylniej na temat zmiany zapowiedzianej przez Kamila Bortniczuka wypowiedział się wiceminister edukacji i nauki Dariusz Pionktowski, aczkolwiek wydawał się nią nieco zaskoczony:

„Propozycja ministra sportu, zgodnie z którą długoterminowe zwolnienie z WF będzie respektowane tylko, gdy wystawi je lekarz specjalista, jest ciekawą propozycją - ocenił Piontkowski. Będziemy nad nią pracowali” - zapowiedział.

Na razie kwestię zwolnienia uczniów z zajęć WF regulują rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 10 czerwca 2015 r. oraz rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z 3 sierpnia 2017 r. Zgodnie z nimi opinię o braku możliwości uczestniczenia ucznia w tych zajęciach wydaje lekarz, a na tej podstawie dyrektor szkoły zwalnia ucznia z tego obowiązku. Maksymalny okres zwolnienia to jeden rok szkolny.

Przepisy nie regulują, z jakiego powodu i przez jakiego specjalistę może zostać wystawione zwolnienie. Na podstawie wytycznych Instytutu Matki i Dziecka powodem mogą być wszystkie choroby uniemożliwiające udział w zajęciach - np. epilepsja, porażenie mózgowe, choroby układu krążenia czy też zaburzenia psychiczne.

Lekarz może wnioskować o zwolnienie ze wszystkich zajęć WF lub o zwolnienie w wykonywania określonych ćwiczeń.

NIK kontroluje WF

Problem unikania przez dzieci i młodzież nie jest w Polsce nowy. Wskazywały na to chociażby dwie kontrole NIK. We wnioskach pierwszej z nich z roku 2010 czytamy: „Ogólna ocena kontrolowanej działalności Najwyższa Izba Kontroli oceniła negatywnie kształcenie uczniów w skontrolowanych szkołach w zakresie wychowania fizycznego i zapewnianie warunków do uprawiania sportu szkolnego”…

I dalej: „Ocena negatywna wynika z zakresu i rosnącej skali stwierdzonych nieprawidłowości”.

Jedną z tych nieprawidłowości było zdaniem kontrolerów „niepodejmowanie, w trzech czwartych szkół, działań zapobiegających spadkowej tendencji aktywnego uczestnictwa uczniów w zajęciach wychowania fizycznego; Jedna trzecia ankietowanych przez NIK uczniów skontrolowanych szkół oświadczyła, że zajęcia wychowania fizycznego nie są dla nich interesujące, a udział w nich nie pomaga w osiągnięciu większej sprawności fizycznej”.

Poziom zajęć się nie poprawia

We wstępie do opisu wyników kolejnej kontroli z roku 2013 czytamy z kolei:

„Nie poprawia się poziom zajęć wychowania fizycznego w szkołach. W konsekwencji wciąż spada zainteresowanie uczniów sportową edukacją. W latach szkolnych 2009/10-2011/2012 absencja uczniów na lekcjach WF-u wynosiła: 10 proc. w szkołach podstawowych, 13 proc. w gimnazjach i 17 proc. w szkołach ponadgimnazjalnych.

Praktyka pokazuje jednak, że odsetek uczniów nieobecnych na zajęciach i niećwiczących - z powodu braku stroju, zwolnień lekarskich i usprawiedliwień od rodziców - jest o wiele większy.

W roku szkolnym 2012/2013 NIK przyjrzała się przez tydzień, w wybranych szkołach, zajęciom WF-u. Okazało się, że w klasach IV-VI nie brało w nich czynnego udziału 15 proc. uczniów, w gimnazjach 23 proc., a w szkołach ponadgimnazjalnych aż 30 proc. uczniów. Dzieci i młodzież jako główne powody unikania ćwiczeń wymieniały względy zdrowotne (35 proc.) oraz nieatrakcyjny sposób prowadzenia zajęć (31 proc.)”.

I dalej: „Z badań NIK wynika, że szkoły nie potrafią stworzyć ciekawej oferty programowej dla uczniów. Uczniowie wskazują, że nauczyciele nadmiernie preferują gry zespołowe (28 proc.) oraz ćwiczenia gimnastyczne (20 proc.). Z kolei inne formy zajęć - np. bieganie, taniec, aerobik, jazda na łyżwach, pływanie lub jazda na nartach, czy też aktywna turystyka - stanowią zaledwie margines wszystkich prowadzonych zajęć.

Uczniowie w ograniczonym stopniu mają też możliwość wyboru rodzaju ćwiczeń. Takie rozwiązania wprowadzono zaledwie w trzech podstawówkach w klasach IV-VI (15 proc. skontrolowanych szkół), niespełna połowie gimnazjów (44 proc.) i dwóch szkołach ponadgimnazjalnych (9 proc.). Nic dziwnego, że w ankiecie 25 proc. uczniów i rodziców uznało, że zajęcia z wychowania fizycznego nie przyczyniają się do zwiększenia sprawności fizycznej”.

Metoda nakazów i zakazów tu nie zadziała

W styczniu 2021 wiceminister zdrowia Waldemar Kraska podczas dyskusji w Sejmie mówił, że „zwolnienia [z WF] na pewno są wystawiane w nieadekwatnej liczbie”. Ministerstwo Zdrowia jest więc z pewnością świadome problemu, ale nie wydaje się, by jego urzędnicy byli za odebraniem uprawnień do wypisywania zwolnień lekarzom pierwszego kontaktu.

Zadbanie o to, by dzieci i młodzież lubiły WF, jest z pewnością znacznie trudniejsze niż wydanie rozporządzenia utrudniającego w znacznym stopniu zwalnianie z zajęć. Trzeba by zadbać o zmotywowane, lepiej opłacane kadry, o infrastrukturę, o lepszą organizację zajęć.

Warto by było przemyśleć czy zajęcia z WF muszą być oceniane w formie stopni. A jeśli już muszą, to może powinny być to stopnie za postęp w ćwiczeniach, a nie za osiągnięcia. Warto by też było pochylić się na tymi mniej wysportowanymi uczniami, by zachęcić ich do takich form ruchu, które sprawiają im przyjemność, a nie zniechęcić raz na zawsze do jakiegokolwiek wysiłku fizycznego.

Danuta Kozakiewicz, dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 103 w Warszawie, jest przekonana, że pomysł Ministerstwa Sportu nie zachęci uczniów do uczestnictwa w lekcjach WF. Wręcz przeciwnie. „Metoda nakazów i zakazów na pewno tu nie zadziała. Raczej doprowadzi do sytuacji, w której dziecko będzie jeszcze bardziej unikało WF. To zrodzi bunt. Ruch stanie się czymś, co dziecko musi, a nie chce. Rodzice i uczniowie są sprytni i zawsze znajdą sposób, by obejść takie zalecenia” – powiedziała Danuta Kozakiewicz „Gazecie Wyborczej”.

Wszystko zależy od pasji nauczyciela

Na facebookowej grupie Twoja OKOlica zapytaliśmy naszych regularnych czytelników o to, co sądzą o pomyśle ministra Bortniczuka (link do grupy - https://www.facebook.com/groups/750410339317905).

„Przymus daje odwrotny skutek do zamierzonego” – napisał jeden z nich. „Mój przykład z liceum: pierwszy rok koszmarne ćwiczenia gimnastyczne i przymus, skutek liczne nieobecności i zwolnienia. Po zmienię wuefisty w drugiej klasie - byliśmy najlepsi w atletyce i w sportach zespołowych mieście! Na SKS nie było miejsca wolnego w szatni.

Wszystko zależy od pasji nauczyciela i kontaktu z młodzieżą. Tyle w temacie”.

Inny głos: „Czy konieczne jest, żeby na wf uczniowie osiągali jakieś wyniki, minima itp. rywalizacja? Może wystarczy sam fakt, żeby coś ćwiczyć, bez nastawiania się na rezultat? Skoro w igrzyskach i maratonach podobno liczy się szlachetne uczestnictwo, a nie wynik, to po co na wf rozliczanie z wyników? Piszę na podstawie realiów z własnej edukacji, a to było dość dawno, może się coś zmieniło, w każdym razie były jakieś skoki przez konia czy kozła, skoki wzwyż. Nie do końca wiem, po co, przecież nastoletnie chuchro czy klasowy grubas przez żadnego konia nie przeskoczy, a nabawi się do sportu urazu na całe życie”.

I jeszcze jeden:

„W szkole nauczyłam się niechęci do sportu i ruchu. Nie przepadałam za latającymi piłkami, którymi czasem obrywałam. Od przewrotów w przód i tył kręciło mi się w głowie. Czasem nauczycielka kazała coś robić na ocenę, ale nie uczyła, jak to zrobić prawidłowo".

"Za to komentować, że komuś coś nie wychodzi, to wszyscy umieli. Do tego komentarze rówieśników, kto ma jaki biust, owłosienie, non stop oceniania wyglądu ciała. Horror.

Miałam w szkolnych czasach depresję i dzięki pani psycholog byłam zwolniona na jakiś czas z wf, który był dla mnie nie do zniesienia. Na szczęście w ostatniej klasie trafiła się inna nauczycielka. Pokazywała, objaśniała. Jeśli ktoś miał słabszy dzień, to mógł robić ćwiczenia w swoim tempie, na tyle ile może. Oceniała bardziej zaangażowanie, aktywność niż same wyniki. Byle się choć trochę poruszać. I nagle okazało się, że uczniowie rzadziej przynoszą zwolnienia”.

Za wszystkie wpisy bardzo dziękujemy.

;

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze