0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Na zdjęciu: Ukraiński żołnierz z ręczną wyrzutnią przeciwpancerną w Irpinie, na północ od Kijowa, 12 marca 2022. (Foto Sergei Supinsky / AFP)

Aktualizacja:

Nie żyje reporter

O godzinie 14:00 brytyjski dziennik "The Guardian" potwierdził informacje o zabiciu amerykańskiego dokumentalisty, dziennikarza. 51-letni Brent Renaud został zastrzelony pod Kijowem, gdy siły rosyjskie otworzyły ogień do samochodu w pobliżu Irpienia. Inny dziennikarz, który był z nim w samochodzie, został ranny i zabrany do szpitala.

Najpierw w mediach zagranicznych pojawiły się informacje, że był on korespondentem "The New York Times". Redakcja wydała jednak oświadczenie, w którym zaprzecza, że był ich wysłannikiem. NYT współpracował z Renaudem, ale w przeszłości. W momencie śmierci Renaud miał na szyi starą legitymację prasową wydaną przed redakcję.

"Pan Renaud zapłacił życiem za próbę zdemaskowania podstępności, okrucieństwa i bezwzględności agresora”, oświadczył doradca ministra spraw wewnętrznych Ukrainy Anton Geraszczenko.

W swojej karierze, poza NYT, Renaud współpracował też z NBC, HBO, Vice NEWS.

To była kolejna niespokojna noc w Ukrainie. O godzinie 2. (1. czasu polskiego) w Kijowie, Lwowie i Połtawie rozległy się syreny przeciwlotnicze. Na ranem celem ataku stały się obiekty wojskowe w zachodniej części kraju. Władze lwowskiej administracji obwodowej poinformowały, że przed godziną szóstą zaatakowano Międzynarodowe Centrum Operacji Pokojowych i Bezpieczeństwa (IPSC) w Jaworowie.

Poligon położony 29 km od granicy z Polską i 59 km od zabytkowego centrum Lwowa, od 2007 roku pełni kluczowe funkcje logistyczne i szkoleniowe dla ukraińskiej armii. Przed wojną stacjonowali tam żołnierze NATO, którzy pomagali w szkoleniu Sił Zbrojnych Ukrainy, w tym żołnierzy misji pokojowych. IPSC to do tej pory najdalej wysunięty na zachód cel rosyjskiej agresji, podaje Reuters.

Według wstępnych informacji lokalnych władz, w kierunku Jaworowa wystrzelono w sumie trzydzieści rakiet. Część z nich udało się przechwycić, ale niektóre trafiły w cel. Po godzinie 9 polskiego czasu zagraniczne agencje prasowe podały, że do okolicznych szpitali przewożeni są żołnierze. Reuters, powołując się na szefa lwowskiej administracji obwodowej przekazał, że w wyniku bombardowań zginęło 35 osób, a 134 zostało rannych (dane z godz. 11.45).

W bazie, poza ukraińskimi siłami zbrojnymi, znajdowali się też ochotnicy Legionu Międzynarodowego, do którego miało zgłosić się ok. 20 tys. żołnierzy z całego świata. Dwa dni przed atakiem rzecznik ukraińskiego wojska, w wywiadzie dla The New York Times, powiedział, że w jednostce przebywa "do tysiąca obcokrajowców, którzy są w trakcie szkolenia".

Baza ma strategiczne znaczenie dla łańcucha dostaw broni z UE.

Wczoraj, 12 marca, Rosja ostrzegała, że broń wysyłana na Ukrainę będzie uważana za "uprawniony cel" dla rosyjskich ataków. Ukraiński minister obrony Oleg Reznikow bombardowanie IPSC nazwał "atakiem terrorystycznym".

Mer Iwano-Frankiwska, Rusłan Marcinkiw, poinformował też o drugim w ciągu trzech dni bombardowaniu lotniska w mieście. Jak zauważają komentatorzy, ataki w cele strategiczne położone blisko polskiej granicy zwiększają napięcie pomiędzy Rosją a NATO.

Nad ranem podsumowanie sytuacji na froncie opublikowało brytyjskie ministerstwo obrony. "Rosyjskie siły na wschodzie kraju, posuwają się od Charkowa na północy i Mariupola na południu. (...) Siły rosyjskie, które zaatakowały Ukrainę z Krymu, próbują wyminąć Mikołajów i kierują się na zachód w kierunku Odessy" — czytamy w raporcie. Według brytyjskiego wywiadu, siły rosyjskie płacą wysoką cenę za każde posunięcie naprzód, a siły ukraińskie wciąż stawiają zacięty opór w całym kraju.

Przeczytaj także:

Przed południem znów w największych ukraińskich miastach zawyły syreny przeciwlotnicze. W Berdiańsku, mieście portowym na południu Ukrainy, mieszkańcy wyszli tłumnie na ulice, by zaprotestować przeciwko rosyjskiej inwazji i okupacji miasta. "Berdiańsk to Ukraina", skandowali. Manifestacje trwają także w Chersoniu, gdzie rosyjskie siły zamierzają dziś przeprowadzić referendum ws. powołania Chersońskiej Republiki Ludowej (na kształt separatystycznych parapaństewek w Doniecku i Ługańsku).

View post on Twitter

Rosyjskie siły terroryzują cywilów

Rosjanie, którzy z trudem zdobywają teren i kontrolę nad miastami, wciąż uciekają się do zbrodni wojennych wymierzonych w cywilów. W niedzielę nad ranem, Państwowa Kolej Ukraińska poinformowała, że pod ostrzałem znalazł się pociąg ewakuacyjny pełen uchodźców ze wschodniej Ukrainy. W ataku, do którego doszło w obwodzie donieckim, miał zginąć konduktor. Państwowy przewoźnik poinformował, że próbuje podstawić nowy skład, by ewakuować załogę i pasażerów, w tym ok. 100 dzieci.

Szef władz obwodu donieckiego Pawło Kyryłenko przekazał, że celem ataków w regionie były też: sanatorium dziecięce Perła Donbasu i klasztor w Swiatohirsku, w którym przebywało tysiąc osób. Obrażenia odniosło trzydzieści osób. Całkowitemu zniszczeniu miało ulec też miasto Wołonowacha. Ostrzelano miejscowy szpital, ale ludzie w strachu przed prorosyjskimi separatystami, ukryli się w piwnicach.

W nocy rosyjskie siły kontynuowały też ostrzał Czernihowa, w północnej części Ukrainy. "W wyniku ataku lotniczego bomba trafiła w blok wielopiętrowy na prospekcie Mira. Według wstępnych ustaleń zginęła jedna osoba, dwie uratowano" — poinformował szef władz obwodowych Wiaczysław Czaus.

Akcja ratownicza trwa też w Basztance, w obwodzie mikołajowskim. Spod gruzów zawalonych budynków mieszkalnych, służby wyciągają rannych i zmarłych. Liczba ofiar nie jest znana.

W rezultacie rosyjskiej agresji na Ukrainie zginęło dotąd 85 dzieci, a niemal 100 zostało rannych — podało biuro prokuratora generalnego w Ukrainie. Agencja Ukrinform podaje, że w wyniku ostrzałów zniszczeniu uległo już 369 placówek edukacyjnych, w tym 57 to ruiny. Najwięcej strat notuje się w obwodzie donieckim, ale w samym Kijowie zniszczono już 17 szkół.

Mariupol czeka na korytarz humanitarny

W sobotę, 12 marca, blisko 13 tysięcy osób opuściło ostrzeliwane przez rosyjskie wojska ukraińskie miasta, poinformowała wicepremier Iryna Wereszczuk.

Dziś korytarze humanitarne mają zostać uruchomione w Mariupolu, gdzie od czternastu dni ponad 300 tys. mieszkańców żyje w gehennie. Nie mają dostępu do wody, elektryczności, gazu, a także żywności i leków. Mer miasta alarmował, że matki nie mają czym karmić dzieci, a ludzie są zmuszeni, by "pić śnieg".

Skalę dramatu najlepiej pokazuje informacja, którą już kilka dni temu podały władze miasta: z powodu odwodnienia zmarło dziecko. To pierwszy taki przypadek od czasów II Wojny Światowej

Władze Kijowa informują, że miasto jest przygotowane do ewentualnego oblężenia, a łańcuchy dostaw są nienaruszona. Jest zapas wszystkich niezbędnych produktów na dwa tygodnie, działają transport publiczny i sklepy - poinformował szef administracji miejskiej Mykoła Poworoznyk tuż po zakończeniu godziny policyjnej.

"Miasto przystosowało się do funkcjonowania w takich warunkach. Służby komunalne działają. Światło, woda, ogrzewanie, łączność – wszystko jest", mówił. Nie brakuje artykułów spożywczych, środków do mycia, czy pampersów. Jedynym wyzwaniem jest funkcjonowanie w godzinach 8-20. "W tym czasie trzeba zdążyć, zorganizować dostawę produktów i wszystkich innych niezbędnych rzeczy ze sklepów", tłumaczył.

Od początku wojny wiele mówi się o szczególnie trudnej sytuacji oddziałów położniczych, które w obawie przed nalotami i bombardowaniem zmuszone są funkcjonować w schronach. The New York Times zwrócił uwagę na szczególnie trudną sytuację dzieci urodzonych przez matki zastępcze.

W kijowskich piwnicach całodobową opiekę nad nimi sprawują pielęgniarki. Ukraina jest jednym z nielicznych państw w Europie, które oferuje legalne usługi surogacji. Z powodu wybuchu wojny obywatelstwo dzieci, a także status prawny ich opiekunów jest niejasny.

Zgodnie z ukraińskim prawem, biologiczni rodzice muszą być fizycznie obecni, by móc potwierdzić ich rodzicielstwo. W sytuacji nieustannego ostrzału i zażartych walk na przedmieściach stolicy, ewakuacja noworodków jest ogromnym wyzwaniem.

Albo relokacja, albo pękniemy

Polska Straż Graniczna poinformowała w niedzielę rano, że od początku wojny na Ukrainie do Polski uciekło już 1,675 mln osób. Tylko wczoraj przyjechało prawie 80 tys. osób.

View post on Twitter

Duże miasta od kilku dni alarmują, że są na skraju wydolności. Warszawa przyjęła już 300 tys. osób, a to oznacza, że powiększyła się o cały Lublin. W Krakowie i Wrocławiu jest ponad 100 tys. uciekinierów.

Zapewnienie w tej sytuacji podstawowych potrzeb, takich jak nocleg, wyżywienie, opieka medyczna jest olbrzymim wyzwaniem. Dlatego samorządowcy domagają się mechanizmu relokacji. "Wrocław nie będzie w stanie obsłużyć wszystkich przyjeżdżających. Nie jesteśmy w stanie sobie ze wszystkim poradzić, bo pękniemy", stwierdził prezydent miasta Jacek Sutryk.

Polski MSZ wciąż upiera się, że mechanizm relokacji może oczywiście funkcjonować, ale tylko na zasadach dobrowolności. " Chcę zapewnić, że żaden ukraiński uchodźca nie zostanie pozostawiony samemu sobie w Polsce", przekonywał szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau.

Problem w tym, że wiele inicjatyw pomocowych działa dziś dzięki tytanicznej pracy organizacji społecznych i wolontariuszy, czyli zwykłych ludzi, którzy organizują pomoc: od pierwszej informacji na dworcach, po zakwaterowanie i pomoc w integracji.

Niektórych ograniczeń, takich jak baza lokali, nie da się jednak przeskoczyć. Samorządy alarmują też, że kończą im się fundusze. Kraków z rezerwy na działania kryzysowe wydał już 14 mln zł. Cały budżet na rok wynosi...19 mln zł.

"Rzeczpospolita", powołując się na źródła w rządzie, twierdzi, że politycy PiS liczą na samoistną relokację. Gdy życie w tłocznych halach, w poczuciu tymczasowości, stanie się nie do zniesienia, uchodźcy mają sami stwierdzić, że trzeba przenieść się gdzieś indziej.

Relokacja nie musiałaby od razu oznaczać wyjazdu do innego kraju. Wiele mniejszych gmin przygotowało miejsca do przyjęcia uchodźców. Przekierowanie ruchu mogłoby odciążyć takie miasta jak Warszawa, Kraków i Wrocław, które dochodzą do granic swojej wytrzymałości.

Duda: Nie będzie przekazania MIG-29

Prezydent Andrzej Duda w porannym wywiadzie dla stacji BBC odniósł się do kontrowersji związanych z przekazaniem Ukrainie odrzutowców MIG-29. Kategorycznie stwierdził, że nie jest to możliwe, bo byłoby aktem nielojalności wobec partnerów z NATO.

Według prezydenta Dudy, utworzenie strefy zakazu lotów (no-fly zone) nad Ukrainą byłoby za to równoznaczne z rozpoczęciem trzeciej wojny światowej. „Transfer samolotów, czyli próba obrony nieba nad Ukrainą przed rosyjskimi samolotami bojowymi, no cóż, jest to decyzja stricte wojskowa i poważna, bo oznacza, że samoloty NATO będą musiały zostać wysłane w ukraińską przestrzeń powietrzną i tam byłaby konfrontacja między samolotami NATO a samolotami rosyjskimi i oznaczałaby otwarcie trzeciej wojny światowej", mówił Duda.

Pytany o możliwość użycia broni biologicznej przez Rosję odpowiedział: "To coś, czego świat nie widział na taką skalę od czasów II wojny światowej. Jeśli pytacie mnie, czy Putin może użyć broni chemicznej, to myślę, że Putin może teraz użyć wszystkiego, zwłaszcza w tak trudnej sytuacji. Politycznie już przegrał tę wojnę, a militarnie nie jest w stanie jej wygrać".

Poseł KO Michał Szczerba rozpoczął za to kontrolę poselską na granicy z Białorusią i Rosją. Szczerba sugeruje, że polskie służby celne celowo ignorują sankcje i nie sprawdzają, jakie wyroby i towary są wywożone do państw zaangażowanych w inwazję na Ukrainę

View post on Twitter
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze