0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Mikołaj MaluchnikFot. Mikołaj Maluchn...

Aktualizacja z godziny 20.00 30 maja: Europejski Trybunał Praw Człowieka oddalił wniosek o zabezpieczenie tymczasowe (ang. interim measures), które zabrania wydalenia cudzoziemca z kraju do momentu rozpatrzenia jego wniosku o azyl. To zabezpieczenie było ostatnią nadzieją rodzin, które od 27 maja przebywały pod metalowym płotem dzielącym Polskę i Białoruś.

Grupa, licząca 25-30 osób, do granicy dotarła w sobotę 27 maja 2023. To co najmniej cztery rodziny z Syrii i Iraku. Są wśród nich dzieci, nawet bardzo małe. Straż Graniczna nie chce ich wpuścić, a białoruskie służby nie pozwalają się im wycofać. W poniedziałek 29 maja pojechaliśmy do Białowieży, żeby z nimi porozmawiać.

Przeczytaj także:

Wśród osób błagających przez metalową słupy granicznej zapory o wpuszczenie do Polski jest 25-letnia Munira (na zdjęciu u góry jej rodzina). Jej historię poznaliśmy dzięki aktywistce Dominice Ożyńskiej, która zna arabski.

Jest inaczej niż w Usnarzu, gdzie uchodźcy byli w odległości 100 metrów, trzeba było używać megafonu, tutaj jesteśmy od nich o 15 metrów, więc rozmowa jest trudna, ale możliwa.

Dominika zadaje pytania z odległości dozwolonych przez SG 15 metrów, Munira odkrzykuje odpowiedź (stąd historia, którą przedstawiamy niżej, jest w kilku momentach niepełna).

Pochodzi z Syrii, jej mąż z Iraku. Mają dwoje dzieci, sześcio- i trzylatka, które podróżują z nimi. Do granicy UE dotarła przez Irak, Iran, Rosję i potem Białoruś. Życie w Syrii stało się dla nich za trudne z powodu wojny i ostatnio trzęsienia ziemi, które miało miejsce w lutym 2023 roku Nie ma także – poza mężem – rodziny, która mogłaby ją wesprzeć.

Jest na polsko-białoruskiej granicy od listopada 2022 roku. Próbowała przejść kilka razy, raz spadła z wybudowanej przez stronę polską zapory i złamała nogę. Kolejny raz w drogę mogła zatem wyruszyć dopiero po kilku miesiącach. Wyjeżdżając z Syrii nie spodziewali się, że droga jest tak trudna. Teraz utknęli. Boją się wrócić do Białorusi, bo tam – jak mówi Munira – już doświadczyli przemocy, m.in. ze strony białoruskich strażników. Teraz utknęli po białoruskiej stronie płotu (aktywiści mówią, że to już polska ziemia, SG twierdzi, że to Białoruś). Są opuchnięci od ugryzień komarów i mokrzy, bo idąc wpadli w bagno.

Grupa prosi o azyl w Polsce.

Fot. Mikołaj Maluchnik/OKO.press

Będziemy tu do skutku

Od 27 maja 15 metrów od metalowego płotu siedzą też aktywistki i aktywiści. Nie ruszają się z miejsca ani na chwilę. Co jakiś czas rozmawiają z grupą lub bawią się z dziećmi. "Próbujemy odciągnąć ich myśli od tego, co się dzieje. Ćwiczymy jogę, gramy na płocie udając, że to perkusja, uczymy się arabskiego i kurmandżi, bo w grupie są Kurdowie, który mówią w tym języku", relacjonuje OKO.press Marta Staniszewska z Grupy Granica.

Twarze dorosłych i dzieci są ledwie widoczne przez metalowe sztachety, ale drugiego dnia pobytu zaczynam je rozpoznawać. Aktywistki nawiązują z nimi relacje, znają imiona, pozdrawiają. Wszyscy próbujemy udawać, że nie jest tak źle, jak naprawdę jest.

Zobacz film:

Marta Staniszewska wybija rytm na barierce, a dzieci z drugiej strony płotu odpowiadają. Fot. Mikołaj Maluchnik/OKO.press

Pierwszego dnia grupa nie dostała nawet wody. Od niedzieli, jak mówią aktywistki, strażnicy graniczni zaczęli im przekazywać wodę i jakieś jedzenie, ale tylko z myślą o kobietach i dzieciach. Udało się także zapewnić pomoc medyczną (przez płot) jednej z osób.

Dominika Ożyńska: „Są w lesie od 12 dni, w tym miejscu od czterech dni. Rodziny w obecności funkcjonariuszy, aktywistów, mieszkańców i dziennikarzy, nieustannie proszą o azyl i przede wszystkim o bezpieczeństwo. Gdy prosili o azyl, znajdowali się już na terenie Polski. Od metra do trzech metrów [od płotu – red.] jest to jeszcze terytorium Polski. (...)

Te rodziny potrzebują jedzenia, ubrań dla dzieci, butów, kurtek. Ubrania mają przemoczone i zniszczone. Część wymaga opieki medycznej. Przez pierwszą noc nie udało im się nic dostarczyć, my jako aktywiści i aktywistki nie możemy tego robić. Ale teraz strażnicy i strażniczki przekazują wodę kobietom i dzieciom". Aktywistka podkreśla, że rodziny boją się bardzo strażników białoruskich. „Wczoraj usłyszeli od nich, że jak do 19:00 nie przejdą przez granicę, zostaną poszczuci psami".

Aktywistka zapowiada, że będzie na miejscu do skutku, czyli do rozwiązania tej sytuacji.

Zobacz film:

Ruch przy płocie

Na miejscu jest coraz więcej dziennikarzy i fotoreporterów, także zagranicznych. Przyjechał m.in. Brian J. Dooley, działacz na rzecz praw człowieka z organizacji Human Right First.

View post on Twitter

Pod metalową zaporę na granicy podchodzą także lokalnie mieszkańcy, a nawet turyści. Wracając do samochodu spotkaliśmy grupę turystek z odległego zakątka Polski, które przyjechały na Podlasie na wakacje. Pod płot podeszły, bo „słyszały, co się dzieje". Uchodźcom, szczególnie dzieciom, bardzo współczują i są przekonane, że należy im pomóc. Czy wpuszczając do Polski? Trudno powiedzieć. Podziękowały jednak aktywistkom za ich pracę i poszły.

Pożyteczni idioci, jak Ochojska

Grupa Granica liczy na to, że wnioski o azyl zostaną przyjęte. Aktywiści są przekonani, że grupa znajduje się już na terenie Polski - słupek graniczny Białorusi faktycznie znajduje się 1-2 metry od płotu.

Innego zdania jest Straż Graniczna. Mjr Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczka podlaskiego oddziału Straży Granicznej w oświadczeniu przesłanym PAP zapowiedziała, że cudzoziemcy nie zostaną wpuszczeni, a ich wnioski przyjęte. Przekonywała, że nic nie można zrobić, bo grupa jest „poza polską jurysdykcją". „Grupa kobiet i dzieci celowo i nieprzypadkowo została zgrupowana przez służby białoruskie w okresie pomiędzy Dniem Matki i Dniem Dziecka" – napisała Zdanowicz. Pisaliśmy o tym tutaj:

Tego samego dnia wiceszef MSWiA Maciej Wąsik w rozmowie z PAP stwierdził: „To jest prowokacja służb białoruskich. To próba stworzenia nowego Usnarza [miejscowości, gdzie latem 2021 roku pojawiła się pierwsza grupa migrantów – red.]. Prowokacja będzie trwała tak długo, jak długo po stronie polskiej będą na nią reagować pożyteczni idioci tacy jak pani Ochojska, czy pan Sterczewski". Jak rozumiemy, chodzi o osoby, które apelują o pomoc dla uchodźców.

Interwencja RPO

W niedzielę 28 maja w sprawie interweniował zastępca RPO, Wojciech Brzozowski, a jego przedstawiciele (naczelniczka Wydziału Praw Migrantów i Mniejszości Narodowych w Zespole Równego Traktowania Agnieszka Szmajdzińska i główny koordynator ds. współpracy strategicznej Maciej Grześkowiak) pojechali na granicę. Brzozowski rozmawiał z szefem podlaskiej SG, gen. Andrzejem Jakubaszkiem i poprosił o wyjaśnienie sytuacji na piśmie. Pytał m.in. o:

  • „status cudzoziemców, a w szczególności, czy znajdują się oni lub znajdowali na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, w jurysdykcji Straży Granicznej;
  • czy deklarowali chęć ubiegania się w Polsce o ochronę międzynarodową, a jeśli tak, to jakie kroki zostały podjęte przez Straż Graniczną w celu umożliwienia im złożenia odpowiednich wniosków;
  • czy rozważono prawne możliwości udzielenia cudzoziemcom, wchodzącym w skład grupy, pomocy humanitarnej".

Wiemy od zastępcy RPO, że odpowiedź od gen. Jakubaszka przyszła i była do przewidzenia: grupa nie zostanie wpuszczona, bo nie znajduje się na terytorium Polski.

Zdjęcia z granicy znajdziecie w galerii tutaj:

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze