Sąd nakazał diecezjom wrocławskiej i bydgoskiej wypłacenie 300 tys. zł ofierze ks. Pawła Kani. Tamtejsi biskupi przenosili księdza z parafii do parafii, choć wiedzieli o jego skłonnościach pedofilskich. Wyrok jest prawomocny
Biskupi byli świadomi pedofilii swojego podopiecznego księdza Pawła Kani - mówiła sędzia Barbara Rączka-Sekścińska, uzasadniając wyrok Sądu Apelacyjnego w Gdańsku. Sąd dzisiaj rano oddalił apelacje diecezji wrocławskiej oraz bydgoskiej, które odwoływały się od wyroku I instancji z lutego 2019 roku - poinformowała “Wyborcza”.
Obie diecezje próbowały przekonywać, że nie są odpowiedzialne za gwałt, którego ksiądz Kania dopuścił się w 2009 roku na 14-letnim wówczas Arku (imię zmienione).
„W realiach niniejszej sprawy należy jednoznacznie stwierdzić, że gdyby powód nie zdecydował się na prywatny wyjazd z Pawłem Kanią, to nie doszłoby do powstania szkody”
- napisał do sądu reprezentujący Archidiecezję Wrocławską mec. Damian Czekaj. Podważał też opinie biegłych wykazujące, że gwałt miał konsekwencje dla zdrowia psychicznego Arka i żądał, by to on zapłacił za koszty procesu.
Po zapadnięciu wyroku rzecznik archidiecezji wrocławskiej ks. Rafał Kowalski powiedział “Wyborczej”, że zastosuje się do niego.
To już trzecie w Polsce prawomocne orzeczenie sądu, które uznaje odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej za szkody wyrządzone przez przestępstwa seksualne podległego jej księdza. We wcześniejszych sprawach zasądzono nawet wyższe kwoty. Milion złotych zadośćuczynienia i osiemset złotych comiesięcznej renty od Towarzystwa Chrystusowego dostała Katarzyna gwałcona przez ks. Romana B. (wyrok podtrzymał Sąd Najwyższy), a 400 tys. zł dostał Marek Mielewczyk, jeden z założycieli fundacji “Nie lękajcie się”, od diecezji pelplińskiej, parafii w Kartuzach i jej byłego wikarego Andrzeja S.
Polski episkopat uparcie kwestionuje podstawę do ponoszenia odpowiedzialności w takich sprawach, a nawet zapisał to w swoich wytycznych, dotyczących przestępstw seksualnych popełnianych przez duchownych.
Sprawa Arka jest jednak wyjątkowa, ponieważ w jej toku udało się udowodnić, że biskupi z Wrocławia i Bydgoszczy nie tylko nie dopilnowali księdza Kani, ale też doskonale wiedzieli o jego przestępstwach pedofilskich, a mimo to pozwalali mu na kontakt z dziećmi i sprawowanie sakramentów. W rezultacie ich zaniedbań ks. Kania skrzywdził kolejne osoby.
“Sąd uznał, że biskupi wrocławski i bydgoski bezpośrednio przyczynili się do wyrządzenia szkody mojemu klientowi przez lekkomyślne powstrzymanie się przed ograniczeniem mu kontaktów z dziećmi” – tłumaczył OKO.press reprezentujący Arka, mec. Janusz Mazur.
Proces ks. Kani pokazał, że w jego sprawę było zaangażowanych aż czterech biskupów i jeden kardynał:
Dwóch z powyższych hierarchów zostało ukaranych przez Watykan za tuszowanie przestępstw seksualnych lub ich popełnianie. Biskup Janiak, bohater reportaży śledczych braci Sekielskich i “Więzi”, do niedawna kierujący diecezją kaliską, podał się do dymisji jeszcze w trakcie kościelnego śledztwa. Kardynał Gulbinowicz tuż przed śmiercią został ukarany m.in. zakazem pochówku we wrocławskiej katedrze.
Poniżej przypominamy, czym ta piątka hierarchów zawiniła w sprawie księdza Kani.
Biskupi z Wrocławia i Bydgoszczy o pedofilskich skłonnościach ks. Kani wiedzieli co najmniej od 2005 roku. Został wtedy zatrzymany po złożeniu dwóm nieletnim chłopcom propozycji seksu oralnego. Jak pisze “Wyborcza”, policja znalazła przy nim dwie prezerwatywy, a na jego plebanii materiały z dziecięcą pornografią. Prokuratura wszczęła śledztwo, w wyniku którego zarzuciła Kani posiadanie nielegalnej pornografii oraz nakłanianie nieletnich do innych czynności seksualnych.
“Moi przełożeni z Wrocławia od początku wiedzieli, czego dotyczy moja sprawa. Interesowały się nią media, ja sam też z nimi rozmawiałem”
- mówił przed sądem Kania według relacji “Wyborczej”.
Musiał to wiedzieć kardynał Henryk Gulbinowicz, arcybiskup senior archidiecezji wrocławskiej, bo osobiście poręczył w piśmie do prokuratury, że Kania nie będzie utrudniał postępowania.
Jak zapewnił OKO.press mec. Mazur, o śledztwie w sprawie Kani wiedział też ówczesny arcybiskup wrocławski Marian Gołębiewski oraz biskup bydgoski Jan Tyrawa.
Abp Gołębiewski przekazał Kanię pod jego opiekę w lipcu 2006 roku mimo wciąż toczącego się śledztwa.
W Bydgoszczy bp Tyrawa polecił Kani opiekę nad ministrantami. Ksiądz dostał też stanowisko katechety w gimnazjum.
Kania zabierał swoich uczniów m.in. do kina i na basen. Próbował ich dotykać i przytulać, komplementował ich pośladki. W tamtym czasie poznał 11-letniego Arka, który po osiągnięciu pełnoletniości złożył pozew przeciwko kuriom.
Dyrektor gimnazjum napisał w liście do bp. Tyrawy, że księdza “relacje z uczniami są zbyt swobodne, wręcz poufałe”. Reakcją było przeniesienie Kani z powrotem do diecezji wrocławskiej, gdzie trafił do parafii w Miliczu.
Tamtejszy wikary oraz jeden z ministrantów na próby molestowania przez Kanię osobiście poskarżyli się wrocławskiemu biskupowi pomocniczemu Edwardowi Janiakowi (później biskupowi kaliskiemu, z której to funkcji zrezygnował po ujawnieniu przypadków wykorzystywania seksualnego w diecezji kaliskiej). Bezskutecznie.
Abp Gołębiewski zawiesił Kanię w obowiązkach dopiero w 2010 roku, gdy uprawomocnił się jego wyrok za posiadanie pornografii, za co został zatrzymany w 2005 roku. Prokuraturze nie udało się udowodnić, że nakłaniał nieletnich do seksu.
Po kilku miesiącach przerwy abp Gołębiewski przeniósł Kanię do Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego dla Dorosłych Sióstr Boromeuszek we Wrocławiu. Dostał od biskupa zakaz kontaktu z dziećmi, ale wciąż mógł odprawiać msze i udzielać sakramentów.
W 2012 roku Kania wpadł w hotelu, w którym zameldował się z Arkiem. Policja znalazła w pokoju pornograficzne filmy z udziałem ich obu.
W trakcie procesu karnego wyszło na jaw, że Kania wcześniej gwałcił Arka, w samym klasztorze boromeuszek oraz na egzotycznej wycieczce. Groził chłopcu, że jeśli będzie się sprzeciwiał, zastąpi go jego młodszy brat.
Okazało się także, że na początku lat 2000 miał już zmusić do seksu oralnego innego chłopca, gdy był wikariuszem w parafii pw. Świętego Ducha we Wrocławiu. O tym, że Kania miał się zachowywać wtedy niestosownie wobec chłopców, abp. Gołębiewskiemu donosił w 2004 roku proboszcz parafii. Arcybiskup nie zareagował.
Jakie zarzuty - z perspektywy prawa kościelnego - można by na podstawie tych faktów sformułować przeciwko biskupom? List apostolski papieża z 2019 roku mówi o “zakłócaniu lub unikaniu” m.in. postępowań kanonicznych i cywilnych i karnych. W przypadku obu biskupi mają coś na sumieniu.
Zgodnie z przepisami papieskiego listu apostolskiego, z 2001 roku, jeśli biskup “otrzyma wiadomość, przynajmniej prawdopodobną, o popełnieniu przestępstwa przeciw szóstemu przykazaniu Dekalogu, popełnionego przez duchownego z osobą nieletnią poniżej osiemnastego roku życia” po przeprowadzeniu wstępnego badania powinien powiadomić watykańską Kongregację Nauki Wiary.
Abp Gołębiewski powinien to zrobić już w 2005 roku, gdy ks. Kania został zatrzymany za proponowanie seksu nastolatkom. Do wszczęcia postępowania kanonicznego miał też powody bp Tyrawa, który wiedział o tym śledztwie.
Kolejnym powodem do zainicjowania procedury kanonicznej było zgłoszenie od molestowanego ministranta, które przyjął bp Janiak.
Tymczasem - jak mówi OKO.press mec. Mazur - postępowanie wstępne rozpoczęło się dopiero w 2012 roku po aresztowaniu Kani, a jego akta zostały przekazane Watykanowi w 2015 roku. Ostatecznie Kania został wydalony z kapłaństwa dopiero w 2019 roku. Tuż przed filmem braci Sekielskich, którego był jednym z bohaterów.
Z kolei za utrudnianie postępowania cywilnego mogą być uznane działania mec. Michała Kelma. W 2015 roku w imieniu archidiecezji wrocławskiej, gdy kierował nią abp Józef Kupny, zaproponował Arkowi ugodę, w ramach której w zamian za odstąpienie od roszczeń miał dostać 40 tysięcy złotych. Zaproponował też, że w jego imieniu pozwie diecezję na 250 tys. zł. Na dodatek reprezentował także samego ks. Kanię.
W jednym czasie zebrał pełnomocnictwa od wszystkich trzech stron sporu, za co w 2019 roku Okręgowa Rada Adwokacka ukarała go rocznym zakazem wykonywania zawodu. Postępowanie toczy się także wobec jego żony, która przejęła od niego pełnomocnictwa.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze