Rząd Mateusza Morawieckiego próbuje ratować zagrożony program szczepień, a minister Michał Dworczyk przedstawia optymistyczny plan, jak zaszczepić trzy czwarte osób dorosłych (dwie trzecie populacji). Ma dobre pomysły, m.in. współpracy z samorządami, ale środki są więcej niż skromne – 140 mln. To się nie może udać.
PiS, który wydaje rocznie ponad 40 mld na samo 500 plus, przeznaczył na promocję szczepień, która może decydować o naszym bezpieczeństwie 0,3 proc. tej sumy.
Apelujemy do rządu PiS, by działał jak rząd PiS i rzucił porządne pieniądze, które przekonają niezdecydowanych (konkretna propozycja ze „szczepiennym” 50 zł dla każdego i każdej, i potężną loterią – na końcu tekstu). To się opłaci, także finansowo, bo koszty IV fali byłyby trudne do wytrzymania. A z powstrzymaniem wirusa trzeba się spieszyć, wyprzedzając kolejne mutacje SARS-CoV-2.
Dworczyk: Tempo jest OK. Na pewno?
„W ostatnich tygodniach notujemy szczepienia na poziomie ponad 2 milionów tygodniowo i to jest dobre, satysfakcjonujące tempo” – powiedział 25 maja 2021 roku odpowiedzialny w rządzie za szczepienia przeciw COVID-19 minister Dworczyk. Dodał, że „około 70 procent Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się. 70 procent to dużo, ale jest to cały czas niewystarczający, niesatysfakcjonujący nas odsetek”.
W ostatnich tygodniach notujemy szczepienia na poziomie ponad 2 milionów tygodniowo i to jest dobre, satysfakcjonujące tempo (...) ok. 70 proc. Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się. To dużo, ale jest to cały czas niesatysfakcjonujący nas odsetek
blisko prawdy. Dworczyk chciałby zaszczepić 75 proc. dorosłych (62 proc. całej populacji). W tempie 2 mln szczepień tygodniowo potrwałoby to do 5 września, co byłoby niezłym wynikiem, choć padały deklaracje, że uda się to do wakacji
Sprawdzamy po kolei.
Tempo 2 mln szczepień tygodniowo (286 tys. średniodziennie) osiągnęliśmy 11-12 maja, czyli dwa tygodnie temu (a nie parę – ale nie czepiajmy się słów). Problem w tym, że to tempo się nie utrzymuje, ale osiągnąwszy szczepionkowy szczyt 17 maja, powoli spada ( o tym dalej).
Ale gdyby je utrzymać, czy byłoby satysfakcjonujące?
Dworczyk deklaruje, że 70 proc. zaszczepionych Polaków to „dużo, ale za mało”. Nie jest przy tym jasne, co to za odsetki (szkoda, powinien być precyzyjny), ale prawie na pewno ma na myśli procent dorosłych obywateli i obywatelek (18 i więcej lat). Liczymy zatem: 70 proc. z 31,6 mln dorosłych osób to 22,1 mln osób.
Z wypowiedzi Dworczyka wynika jednak, że rządowi marzy się ok. 75 proc. (bo takie wymaganie stawia samorządom, które miałyby dostać nagrodę). To by dawało 23,7 mln osób, co oznacza w przybliżeniu 47 mln szczepionek (odliczamy kilkaset szczepionek jednorazowych Johnson& Johnson).
Do 25 maja wykonaliśmy 18 mln szczepień, do 47 mln brakuje zatem jeszcze 29 mln szczepień (nie mylić z osobami). W tempie 2 mln tygodniowo potrwa to 14,5 tygodnia, czyli do 5 września.
Czy to „satysfakcjonujące” tempo? Odpowiedź brzmi: raczej tak, choć padały też deklaracje, że bezpieczeństwo osiągniemy wcześniej, a Mateusz Morawiecki z właściwą sobie pogardą dla liczb fantazjował o… połowie maja.
Powtórzmy: celem rządu jest zaszczepienie 23,7 mln osób, czyli 75 proc. dorosłych. Inaczej licząc – 63 proc. całej polskiej populacji 37,8 mln. To będzie bardzo trudno uzyskać.
63 proc. zaszczepionej populacji? Tyle, co w Izraelu. Bardzo ambitnie!
Skąd wiemy, że będzie trudno?
Po pierwsze, z danych porównawczych, czyli wskaźnika zaszczepień (przynajmniej jedną dawką) trzech krajów-prymusów: Izraela, Wielkiej Brytanii i nieoczekiwanie Węgier:
Odsetek zaszczepionych w Izraelu osiągnął poziom 60,02 proc. już 22 marca, przez następne ponad dwa miesiące podniósł się już tylko o niecałe 3 pkt. proc. (do 62,9 proc. 24 maja). A jest to kraj podawany na całym świecie jako wzorcowy. Szybkie tempo szczepień na Węgrzech (dzięki Sputnikowi) jest o tyle zaskakujące, że ten kraj przodował do tej pory – i to na całym świecie – w najtragiczniejszej statystyce liczby zgonów od COVID-19 na milion mieszkańców – aż 3069 osób.
(Polska jest tu 16. ze 1 993 osobami na milion, dominują kraje Europy postsowieckiej, pierwsza spoza naszego regionu jest 10. Belgia – 2 136 osób na milion).
Optymizmem nie napawa też porównanie stanu szczepień z krajami UE. Polska wystartowała nieźle, ale z odsetkiem 33,7 proc. zaszczepionych minimum jedną dawką spadła już poniżej średniej UE, która wynosi 35,2 proc. Do krajów UE dołączyliśmy też Izrael i Wielką Brytanię.
W Polsce I dawkę dostało 12,8 mln osób, w tym ok. 7,2 mln kobiet (56,5 proc.) i 5,6 mln mężczyzn (43,5 proc.).
Słabnie dynamika szczepień, czyli argument nr 2
Średnia liczba szczepień w ostatnich siedmiu dniach spada. 17 maja przekroczyła 302 tys., ale od tego czasu powoli, ale równo się obniża – do 291 tys. 25 maja. To niekorzystny trend.
Paradoksalnie, działa tu zasada im lepiej, tym gorzej, czyli im bardziej spada zagrożenie, tym mniejsza jest motywacja do szczepienia się. Przez jakiś czas rząd próbował zwalić winę na zbyt wolne dostawy szczepionek, co demaskowaliśmy, teraz przyznaje, że tempo spada. Michał Dworczyk powiedział 21 maja w radiowej Jedynce, że zostało zaszczepionych lub zarejestrowało się na szczepienie 15 mln 200 tys. osób, czyli tylko ok 48 proc. pełnoletnich uprawnionych do szczepienia. Półtora raza mniej niż plany rządu.
Poniższy wykres – liczby nowych zakażeń – może faktycznie działać uspokajająco. Średnia tygodniowa spadła do 1,5 tys. dziennie, a przypomnijmy, że 1 kwietnia było prawie 28 tys.
Wobec powiewu „fałszywego optymizmu” utrzymanie tempa 2 mln szczepień tygodniowo będzie bardzo trudne.
Po trzecie, sondaże rządowe trochę zbyt optymistyczne
Około 70 procent Polaków deklaruje chęć zaszczepienia się przeciw COVID-19 – powiedział Dworczyk.
Jak wynika z sondażu Ipsos dla OKO.press z końca kwietnia 2021 roku, grupa pewniaków (czyli tych, którzy już się zaszczepili i deklarują taką chęć „zdecydowanie”) liczy tylko 55 proc. Głosów „raczej tak” jest 16 proc., ale ci ludzie się wahają. Równo 25 proc. nie chce się szczepić.
Jak pokazało inne pytanie tego samego sondażu, Polacy i Polki są podatni na antyszczepionkowe „argumenty” (mity, stereotypy, pseudofakty etc.). Tylko 24 proc. odpowiedziało, że nie zgadza się z żadnym z sześciu antyszczepionkowych argumentów.
Sondaż OKO.press pokazał zatem, że jedna czwarta Polaków to zdecydowani antyszczepionkowcy, jedna czwarta to zdecydowani zwolennicy szczepień, do których nie trafiają żadne argumenty przeciwne szczepionkom, a pozostała połowa sytuuje się gdzieś pomiędzy – chce się zaszczepić, ale ma wątpliwości.
Rząd zaprasza samorządy, ale też wydaje im polecenia
Zaskoczeniem (pozytywnym) ogłoszonego przez Dworczyka programu jest fakt, że rząd szuka współpracy w promocji szczepień z samorządami. Dworczyk zapowiedział, że
- każda gmina, która osiągnie najwyższy wskaźnik zaszczepienia (75 proc.), otrzyma 1 mln zł na dowolny cel;
- każda gmina dostanie między 10 a 30 tys. złotych na akcje promocyjne szczepień.
Dodatkowo rząd chce nadrobić skandaliczne zaniedbanie, jakim było niedostateczne wyszczepienie seniorów, ale tym razem trudno mówić o współpracy:
„Wojewodowie będą wystawiać decyzje administracyjne dla samorządów, które będą zobowiązywały te samorządy do nawiązania kontaktu telefonicznego z wszystkimi mieszkańcami gminy powyżej 70. roku życia. Rozmowy maja prowadzić pracownicy GOPS i MOPS” – dysponował Dworczyk samorządowymi ośrodkami pomocy społecznej (gminnymi i miejskimi).
Senior czy seniorka „będzie mogła wyrazić chęć zaszczepiania w domu. Będzie realizowane przez wyjazdowy zespół szczepień” – Dworczyk nie wspomniał o finansowaniu tej operacji.
Na konferencji 25 maja poinformowano także, że około 100 grup i organizacji młodzieżowych chce się włączyć w promocję szczepień wśród młodych. Taka współpraca z rządem to także pozytywne zaskoczenie, nie bardzo w stylu PiS.
Loteria według rządu: 500 plus raz na 2000 osób. Słabe!
Dworczyk zapowiedział szczepionkową loterię od 1 lipca z Totalizatorem Sportowym. Szczegóły poda „za dwa tygodnie” (czyli ok. 10 czerwca). Na razie poinformował, że
- mniej więcej co dwutysięczna osoba, która się zaszczepiła, dostanie 500 złotych. „To nagroda gwarantowana” – nazwał ją na wyrost, co daje koszt 6 mln zł (przy założeniu, że loteria działa też wstecz);
- co tydzień będą losowane nagrody po 50 tysięcy złotych, do tego nagrody rzeczowe, jak hulajnogi elektryczne, vouchery na paliwo czy ubezpieczeniowe (nie wiadomo, ile tych nagród, więc nie sposób oszacować kosztów);
- co miesiąc będą dwie nagrody po 100 tysięcy złotych plus samochód hybrydowy (trzy miesiące x ok. 300 tys., czyli razem ok. 1 mln, przy założeniu taniej hybrydy z ew. upustem od producenta);
- w finale dwa razy po milion złotych i również samochód hybrydowy 3 mln zł).
Jak wyjaśnił Dworczyk, osoby, które już się zaszczepiły, także będą mogły brać udział w loterii programu szczepień. Nie jest jasne, czy – jak założyliśmy – dotyczy to losowania 500 plus.
„Na te wszystkie działania, w pierwszym rzędzie ze środkami dla samorządów, wydamy 140 milionów złotych. To jest bardzo dużo pieniędzy”.
Z tym stwierdzeniem trudno się zgodzić. Jak na rangę sprawy i trudność operacji – kasa jest mała. Za mała.
Loteria według OKO.press. To musi być duża kasa!
System zaproponowany przez Dworczyka ma zasadniczą wadę wszelkich loterii: będzie budził słabszy odzew ze względu na stosunkowo niskie prawdopodobieństwo wygranej (1 do 2000 w przypadku najniższej nagrody 500 zł, 1 do 6 mln w przypadku hybrydy), w dodatku kojarzyć się będzie z Totolotkiem, zwłaszcza, że organizuje go Totalizator Sportowy.
Osoby niechętne szczepieniom – pamiętajmy – żeby przyjąć szczepionkę będą musiały pokonać opór, w tym pokłady nieufności do władz i w ogóle systemu szczepień, „loteryjność” znacznie wzmocni te obawy i osłabi skuteczność programu.
Zwłaszcza że – powiedzmy to sobie szczerze – nagrody są marne.
Dlatego OKO.press zachęca rząd do programu, który naprawdę mógłby być skuteczny, zwłaszcza jeżeli chcemy osiągnąć gigantyczny odsetek blisko dwóch trzecich zaszczepionej populacji.
Namawiałbym rząd i nas wszystkich (opinię publiczną) na większy rozmach. Gdyby tak wydać miliard złotych, co w skali kosztów covidowych nie jest sumą zawrotną, starczyłoby na potężną akcję.
Kluczowe jest wprowadzenie bonusu, który będzie pewny, a nie losowany.
Szczepienne 50 plus. Dla każdego i każdej
Byłaby to swego rodzaju nagroda, czy nawet zapłata dla obywatela czy obywatelki za to, że zadbała o zdrowie swoje i i innych.
Jak sądzę, wystarczyłaby suma 50 zł dla osoby, która zaszczepi się drugą dawką od 1 lipca. Takich osób będzie – przy założeniu, że zaszczepi się łącznie 23,7 mln, a II dawkę do końca czerwca dostanie ok. 10 mln osób, około 14 mln.
Koszt takiego 50 plus wyniósłby zatem aż 700 mln złotych, ale jego skuteczność byłaby piorunująca.
Do tego potężna loteria z 11 111 nagrodami od 10 milionów do tysiąca zł
Loteria szczepionkowa musi robić wrażenie potężnej. Pociągać gigantycznymi nagrodami i zachęcać dużą liczbą drobniejszych. Gdyby przeznaczyć na nią 50 mln złotych mogłaby wyglądać tak:
- 1 nagroda – 10 mln
- 10 nagród po milionie
- 100 nagród po 100 tys.
- 1000 nagród po 10 tys.
- 10 000 nagród po 1 tys.
Losowanie nagród co tydzień, zaczynając od niższych, 10 mln losowane na sam koniec akcji. Robi wrażenie, prawda? Także dlatego, że propozycja jest wyrazista, po prostu gotówka zamiast skomplikowanego zestawu nagród rzeczowych.
Wsparcie samorządów. Milion na budżet obywatelski dla prymusów
Pozostałe 250 mln można by przeznaczyć na wsparcie samorządów.
Gmin w Polsce jest 2 477. Trzeba by właściwie oszacować próg nagrody, powiedzmy na 80-85 proc. Gmina, która uzyskałaby taki poziom zaszczepień, dostaje nagrodę miliona zł, a jeśli nie będzie ich 250 (a na pewno nie będzie), nagradzane są kolejne.
Dobrym pomysłem byłoby urządzenie w gminach obywatelskiej debaty, na co przeznaczyć ten milion, coś na kształt debat o budżecie obywatelskim.
Inna rzecz, że lepiej, żebyśmy wszyscy, co do obywatela i obywatelki, chcieli się zaszczepić kierując się zdrowym rozsądkiem i dbałością o zdrowie własne i innych. Ale skoro tak nie jest…
Muszę przyznać, że to faktycznie mógłby być dobry pomysł. Im prostsze zasady, tym lepiej. Nagroda gwarantowana, niech to będzie nawet 100 zł, to już mogłoby być coś, co część osób by zachęciło. Oczywiście zatwardziałych antyszczepionkowców to nie przekona, ale to będzie już coś. Podobna loteria w stanach faktycznie dała rezultat wzrostu chętnych do szczepień, więc możliwe, że tędy droga. Trochę taki efekt 500+, który też na samym początku dał pożądany efekt (mini-boom dziecięcy), by potem ten efekt zanikł, ale w tym przypadku im szybszy efekt, tym lepiej. Smutne, że jesteśmy aż takimi materialistami jako społeczeństwo i nie potrafimy dbać o siebie nawzajem i tego nie chcemy, ale innego wyjścia na szybko nie ma. Zgadzam się, że samo promowanie wielkiego efektu nie da, bo teraz trzeba trafiać do nieprzekonanych, a do tych zwykłe argumenty "promocyjne" nie trafią.
Trzeba też zauważyć, że chyba w końcu zaczęło docierać do rządu, że uczciwsza komunikacja niż do tej pory jest lepsza niż nieustająca propaganda sukcesu. Parę miesięcy temu ten sam rząd w życiu by się nie przyznał, że tempo szczepień spada, tylko wymyślałby kolejne argumenty, że winni są dostawcy, strajk kobiet itd. Chciałbym wierzyć, że na tym polu coś zrozumieli.
NIE! Nie będę płacił z moich podatków debilowi, żeby łaskawie na mój koszt się zaszczepił. Tu nie trzeba marchewki: tu trzeba kija. Kto odmówi zaszczepienia się (nie okazując zaświadczenia o przeciwwskazaniach) wylatuje z systemu ochrony zdrowia, aż się zaszczepi. Proste, tanie i skuteczne. Na szczęście wszystko o naszym zdrowiu jest w bazie danych, więc nie byłoby z tym problemu. Bez zaświadczenia o szczepieniu (albo o przeciwwskazaniach) nie pośle taki dziecka do przedszkola, nie wsiądzie do autobusu, nie wejdzie do kina czy restauracji (bo do teatru ani do muzeów tacy idioci raczej nie chodzą).
Tez jestem za takimi konsekwencjami. Polak uczy sie tylko, gdy sie boi i gdy wisi nad nim kara pieniezna
Mysle, ze 100 zl do reki przekonaloby nawet najzacieklejszych antyszczepionkowcow. Moze szczepiliby sie w miejscach, gdzie nikt ich nie zna, ale by sie zaszczepili. Na 1000%! Kasa to kasa.
Firmy organizujące szczepienia wśród swoich pracowników dostają po 1000zł za każdego zaszczepionego.
Ostatni akapit… xD
Niezmiennie bawią mnie takie sformułowania, podobnie jak wrzucanie blisko 1/4 Polaków do worka z napisem "antyszczepionkowcy" xD
A co do kwot… ja bym wolała, gdyby rząd zamiast na durne loterie i wypłaty przeznaczył pieniądze na ochronę zdrowia. Mocno ją dofinansował i to pilnie. To może część osób przestałaby tak świrować na punkcie szczepienia wszystkich obywateli. Bo to nie tyle zabija koronawirus, co niewydolna ochrona zdrowia. Inaczej w Szwecji obecnie umierałoby dziennie po minimum kilkadziesiąt osób, a nie po kilka.
Bawi Panią określanie terminem "antyszczepionkowiec" osób, które jawnie i wprost deklarują brak uznania dla szczepień? To jest dopiero zabawne 😀
Oj, ktoś nowy na oko… Witam 🙂
Uprzejmie informuję, że jest mnóstwo osób, które uznają szczepienia za ważne osiągnięcie medycyny, mają też wszystkie obowiązkowe za sobą, a mimo to nie zamierzają się póki co szczepić przeciwko covid. A teraz proszę szybciutko poszukać sobie definicji antyszczepionkowca. Gdyby faktycznie 1/4 Polaków była w tej grupie… Więc tak, to nadal mnie bawi.
"Niezmiennie bawią mnie takie sformułowania, podobnie jak wrzucanie blisko 1/4 Polaków do worka z napisem "antyszczepionkowcy" xD"
Niestety to nie jest zabawne 🙁 Nie tylko "miłościwie nam rządzący" polaryzują społeczeństwo, a polaryzacja niestety szkodzi społeczeństwu tak samo, niezależnie kto ją wywołuje. A najgożej chyba mają ci po środku, bo walą w nich z obu stron…
Tu muszę się zgodzić. Bawi mnie to raczej dlatego, że jest absurdalnym i głupim sformułowaniem, nie mającym nic wspólnego z prawdą. Dam głowę, że większość z tych 24% to właśnie takie osoby pośrodku, smutne to.
Pomysł z jakimiś nagrodami, loteriami itp. w zamian za zaszczepienie się jest tak żenujący, że czytać się nie da.
Może i żenujący, ale przynajmniej lepszy niż paszporty covidowe i obostrzenia dla niezaszczepionych, czy też pomysły obowiązkowych szczepień.
Jedyny problem, że płacić za to będziemy my – podatnicy, a zarabiać nadal będą koncerny farmaceutyczne. Ale pal licho, już wolę im zapłacić za odczepienie się ode mnie niż za wmuszanie we mnie na siłę tej szczepionki.
Ja bym wolała, żeby moje pieniądze poszły na dofinansowanie ochrony zdrowia, ale z dwojga złego też wolę, by wprowadzili loterię i się odczepili od reszty ^^'
Na tak propagandowy tekst p. Pacewicza moge tylko powiedzieć, że słowo „dziennikarz” powinno brzmieć Dumnie. A nie brzmi.
Żadnej refleksji, żadnych wątpliwości, żadnych pytań dot. eliksiru, żadnego odwołania się do licznych już naukowych badań potwierdzających nieskuteczność i brak bezpieczeństwa tych preparatów medycznych wciskanych ludziom na całym świecie. Szerzycie ściemę propagandową i powieka wam nie drgnie. Żal, że tyle lat was finansowałam. Bezmyślne wpisanie się w propagandę głównego nurtu to wstyd, drodzy Państwo.
To, że brakuje Pani palców u jednej dłoni do policzenia czegoś, nie kwalifikuje od razu owej liczebności do określenia "liczny".
To, ze brakuje Panu intelektualnej wydolności aby temat ogarnąć merytorycznie kwalifikuje Pana do grupy osób,które powinny się ciągle uczyć, za przykładem Pana Prezydenta. Trzymam kciuki za Pan dalszy rozwój .
Ciśnienie na szczepienia niezależnego portalu okopress mnie zadziwia!
Tymczasem ukazały się wyniki badań Dr Ali Ellebedy z Washington University School of Medicine w St. Louis, które zostały opublikowane w czasopiśmie Nature. Pokazują one, że ozdrowieńcy nabywają długotrwałą odporność na ponowne zachorowanie na Covid. Nie na kilka miesięcy, nawet nie na kilkanaście, ale na całe lata, a może na zawsze!
W czasie pandemii pojawiło się wiele naukowych publikacji, które sugerowały, że przeciwciała przeciwko SARS-CoV-2 znikają niedługo po przebyciu COVID-19. Wirusolodzy wskazywali, że to dowód na to, że odporność na zakażenie koronawirusem nie jest długotrwała.
Cytowany dr z Waszyngtonu uważa, że dotychczasowe dane były źle interpretowane. "To normalne, że poziom przeciwciał spada po ostrej infekcji. Nie spada on jednak do zera, ale stabilizuje się. W naszym badaniu wykazaliśmy obecność komórek produkujących przeciwciała 11 miesięcy po wystąpieniu pierwszych objawów. Te komórki będą żyły i produkowały przeciwciała przez resztę życia tych osób. To silny dowód na długotrwałą odporność" – ocenił dr Ellebedy (cytuję za wp.pl).
I dalej: "Jak tłumaczył ekspert, podczas infekcji wirusowej komórki odpornościowe produkujące przeciwciała szybko się dzielą i krążą we krwi. To sprawia, że ich poziom gwałtownie rośnie. Większość z tych komórek obumiera, gdy mija infekcja, a mierzalny poziom przeciwciał spada. Jednak niewielka liczba komórek odpornościowych – tzw. długo żyjące komórki plazmatyczne – migruje do szpiku kostnego, osiedla się tam i stale produkuje niewielką liczbę przeciwciał."
Tymczasem okopress za innymi niezależnymi mediami i rządem powtarza jak mantrę, że jedynym ratunkiem dla ludzkości są masowe szczepienia, że nie można nabrać długotrwałej odporności populacyjnej w oparciu o naturalny system odporności człowieka i powrót do normalności gwarantują jedynie paszporty poszczepienne.
Ciekawa ta niezależność.
Jak zatem ci eksperci z artykułu w Nature interpretują przypadki wielokrotnego zachorowania na COVID-19? 😉
Inną rzeczą jest kwestia nabywania odporności stadnej – tu chyba rzeczywiście metodą jest szczepienie, a nie zakażanie ludzi? Nie sądzisz? COVID-19, to nie katar, aby ryzykować jeszcze większym rozprzestrzenianiem się choroby.
W artykule jest wyjaśnione, że naturalną długotrwałą odporność nabywa się przede wszystkim po łagodnym przechorowaniu Covid-19, czyli jak system immunologiczny prawidłowo zareagował, wytworzył przeciwciała i zwalczył infekcję (a warto zauważyć że to jest znacząca większość!!!), co do umiarkowanych i ciężkich zachorowań to jeszcze badają, ale według mnie takie ciężkie przechorowanie może świadczyć, że z jakiegoś powodu organizm z tym wirusem sobie nie radzi, nie potrafi wykształcić odporności i tak samo będzie za pierwszym, drugim, trzecim, razem, czy nawet po zaszczepieniu.
Pamiętajmy jeszcze, że są osoby, u których po zakażeniu nie rozwinie się w ogóle choroba, a one też pomagają w odporności stadnej 🙂
nie wiem jak interpretują, ale na zdrowy rozum szczepionki też nie dają 100% populacji odporności na zachorowanie. Tak czy inaczej ciężki przebieg po reinfekcji jest raczej sporadyczny, a ponowne zakażenie jest oczywiście możliwe tak samo, jak w wypadku innych wirusów (niektóre zostają w nas na całe życie). Wygląda też na to, że przechodzenie Covid w jego pierwotnej wersji zabezpiecza też przed ciężkim przebiegiem infekcji mutacjami wirusa, co prowadzi mnie do wniosku, że za szczęściarzy należy uznać 40-to i 50-ciolatków, którym dane było przejść Covid zanim pojawiła się w Polsce wersja brytyjska. I tu szukaj odpowiedzi na swoje drugie i trzecie pytanie.
Dowodem jest Szwecja. Tzw. media nadal pompują czarny piar wokół ich podejścia do nabrania odporności populacyjnej i podkreślają, że w Szwecji nadal jest bardzo dużo nowych przypadków pozytywnych testów. I co z tego?! Masowo badają, to dużo wykrywają. Ale od lutego śmiertelność dzienna utrzymuje się tam na średnim poziomie poniżej 20, co już konsekwentnie pomijają krytycy modelu szwedzkiego.
"Na zdrowy rozum" świat biorą chłopi, nie naukowcy, i dobrze jest w rozważaniach epidemiologicznych pożytkować się jednak opiniami i consensusem tych drugich.
Cała wypowiedź bazuje jednak na podejściu pierwszym, które opiera się na tylu założeniach i przeświadczeniach wyssanych z palca, że aż głowa boli.
A o którym consensusie Pan pisze? Może o tym, który doprowadził do zamknięcia lasów i parków wiosną 2020? A może o tym, które nakazywał noszenie maseczek na świeżym powietrzu pomimo dowodów naukowych na brak wpływu tego nakazu na poziom transmisji wirusa? Może chodzi o ten consensus między Prof. Simonem i jego portfelem, a koncernem produkującym maseczki? Mam wrażenie, że może chodzić o taki sam rodzaj konsensusu, jak wśród managerów sektora bankowego w kwestii kredytów frankowych, którzy jednomyślnie i konsekwentnie mówili o swoich klientach, że "widziały gały, co brały".
Całe szczęście, że z tych konsensusów potrafią się wyłamywać ludzie prawi i nie sprzedajni, dla których misja pomagania innym nakazuje naukową uczciwość i korzystanie ze zdrowego rozumu.
Jakoś to Twoje komentarze brzmią bardziej na oparte wyłącznie na przeświadczeniach…
Ale proszę, naukowo dla Ciebie – do 10% osób to non-responders. Żadna też szczepionka nie daje 100% pewności, że się nie zachoruje i to jest nawet w charakterystyce produktu.
Ogólnie to ronin szogun ma znacznie mocniejsze argumenty niż Ty 🙂
.
P.S. Znalazłam wypowiedź naszego "specjalisty", więc z dedykacją dla Ciebie, Tomaszu:
"Im więcej szczepimy, tym więcej pytań – przybywa pacjentów, którzy mają mało albo brak przeciwciał. Jakie dalsze kroki będziemy podejmować? Czy szukać odporności komórkowej, czy szczepić kolejnymi dawkami innego producenta? Musimy pamiętać, że nie każdy zaszczepiony = odporny" – pisał na Twitterze dr Paweł Grzesiowski.
Zapewne zupełnie normalnie. Są osoby, które nie wytwarzają odporności i to dotyczy nie tylko covida (miałam kontakt z panią, która ma podobny problem z różyczką). A raczej: odporność ta jest niezwykle krótkotrwała. I to akurat jest niezależne, czy się przechoruje czy zaszczepi.
Poza tym nie zapominaj o istnieniu non-responders (do 10% wśród osób zaszczepionych) w swoich rozważaniach.
I od ponad roku mam taką samą odpowiedź w kwestii szczepienie czy przechorowanie, akurat pasuje tutaj. Grupy ryzyka – szczepienie. Reszta – przechorowanie. Zamykanie młodych osób w domach było jednym z największych błędów na początku pandemii, kiedy ochrona zdrowia była całkowicie wydolna, a osoby z grup ryzyka faktycznie siedziałyby z dala od tłumów.
…a pierwszych 100 osób dostanie choinkę o zapachu kokosowym do samochodu…
28 stanów USA wprowadziło już zakaz dyskryminacji za pośrednictwem Covid.
Mamy do czynienia z największym, bardzo niebezpiecznym eksperymentem medycznym na skalę światową.
Oficjalna liczba zgonów na całym świecie w wyniku przyjmowania tych substancji przekroczyła już 10 000. Poważne powikłania, takie jak paraliż lub utrata wzroku, mogą sięgać setek tysięcy. Szacuje się, że tylko 1% wszystkich przypadków trafia do tej statystyki.
Dobrze, że są odważni politycy, przynajmniej w USA, którzy sprzeciwiają się temu medycznemu apartheidowi.
Więcej na ten temat: https://www.world-scam.com
Przecież to są bzdety, co Ty piszesz!…
Bardzo przepraszam! Najpierw spieprzyli całą akcję szczepień; Duda publicznie mówił, że się nie zaszczepi, i że nie szczepi się nawet na zwykła grypę; system informatyczny szczepień jest beznadziejny; a teraz będą w głupi sposób "ratować" sytuację, rozdając moje pieniądze?!!! 🙁
W przychodniach brakuje szczepionek i przekładane są terminy szczepień! Ja na 2 dawkę czekam 12 tygodni!
Czy ktoś odpowiedział za ten cały bałagan?!
pis – to banda nieudaczników, którzy niczego nie potrafią rozsądnie zrobić!
pis – to okupant!
I tyle…
Dwa tygodnie to jak w mordę strzelił parę tygodni. Ale trzeba się przyczepić.
Jeśli chcieli zaszczepić 22 mln, a zaszczepili 15, to nie półtora raza mniej niż planowali, tylko ~33%. To, że jest się humanistą nie zwalnia z podstaw matematyki.