10 kwietnia 1525 roku książe Albert Hohenzollern złożył hołd królowi Zygmuntowi Staremu. Prusy Książęce znalazły się pod kontrolą Rzeczpospolitej. Czy to był strategiczny sukces, czy dowód na krótkowzroczność ówczesnych elit?
10 kwietnia 2025 roku mija 500 lat od hołdu, który książę Albrecht Hohenzollern złożył królowi Zygmuntowi Staremu. To wydarzenie, utrwalone w zbiorowej świadomości Polaków przez słynny obraz Jana Matejki, budzi żywe emocje – zwykle antyniemieckie.
Wszak Krzyżacy to Prusacy, Prusacy to rozbiory, germanizacja i zjednoczenie Niemiec, a marząca o wielkości Rzesza to Hitler i ludobójstwo Polaków. Rozumując w ten sposób, należałoby uznać Zygmunta Starego za krótkowzrocznego nieudacznika, który zgotował Polsce wielowiekowy problem. Sęk w tym, że takie uproszczone myślenie pomija wiele istotnych szczegółów i punktów zwrotnych historii.
Nie byłoby hołdu pruskiego, gdyby nie sprowadzenie na ziemie polskie Zakonu Krzyżackiego. Często ocenia się tę decyzję – za którą stał przede wszystkim książę Konrad Mazowiecki – jako kolosalny błąd, który tragicznie zaważył na przyszłości naszego kraju.
Tyle że historycy wcale nie są tego pewni. Zwracają uwagę, że rozbita dzielnicowo Polska miała wówczas spore problemy z sąsiadami na północy i wschodzie. Za wojnami z nimi stała nie tylko polska chęć ekspansji.
Pogańscy Prusowie kontratakowali, ale i wyprawiali się po łupy. Litwini (też jeszcze nieochrzczeni) chcieli poszerzyć swoją strefę wpływów. W 1166 roku w walce z plemionami pruskimi poległ książę Henryk Sandomierski, a Bolesław Kędzierzawy ledwo uszedł z życiem.
W 1262 roku Litwini wraz z Rusinami spalili Płock, zajęli Jazdów – dawny gród na terenie obecnej Warszawy – i zabili księcia mazowieckiego Siemowita I. Z kolei książę Kazimierz II Łęczycki zginął w 1294 roku w bitwie pod Trojanowem, nad Bzurą, podczas walki oddziałami litewskimi, które najechały Łęczycę.
Ataki Prusów dotknęły też Pomorze – w 1226 roku zniszczyli klasztor w Oliwie, w tym samym roku zajęli ziemię chełmińską. Z kolei Lublin najeżdżali w XIII wieku kilkakrotnie: Prusowie, Litwini wraz z pruskim plemieniem Jaćwingów, nie wspominając nawet o Tatarach i Rusinach.
Bez wsparcia zakonów rycerskich polscy książęta mogliby sobie nie poradzić. Groziło nam, że najeźdźcy z sąsiedztwa zajmą część Mazowsza, a na północy przez Kujawy dotrą aż do Wielkopolski, co jeszcze bardziej utrudniłoby proces jednoczenia ziem polskich.
Warto przy tym zaznaczyć, że kiedy mowa o sprowadzonych zakonach rycerskich, myślimy głównie o Krzyżakach. Tymczasem piastowscy książęta podjęli kilka prób. Zainstalowali nad Wisłą także tzw. Braci Dobrzyńskich i sprowadzili do Tymawy koło Gniewu hiszpański zakon rycerski kalatrawensów, znanych z walk z Maurami. Rycerze z półwyspu Iberyjskiego się nie sprawdzili, a Bracia Dobrzyńscy częściowo dołączyli do Krzyżaków, a częściowo przyjęli regułę templariuszy.
Krzyżacy z pewnością mieli rozbuchane ambicje. Po tym, jak utracili siedziby w Ziemi Świętej, pozostały im już tylko podboje na wschodzie Europy. Ich stosunki z polskimi władcami były skomplikowane.
Nim doszło do otwartego konfliktu, pomagali Piastom na północy, prawdopodobnie wzięli też udział w pechowej bitwie z Tatarami pod Legnicą (1241). Poszczególni polscy książęta pozostali z Zakonem w rozmaitych relacjach – niektórzy walczyli po stronie krzyżackiej jeszcze w bitwie pod Grunwaldem! Nie uważali siebie za zdrajców: dziś powiedzieliby, że mieli interesy polityczne inne niż Jagiełło, a wizję Polski odmienną od unii z Litwą. W średniowieczu nie funkcjonowało dzisiejsze pojęcie „narodu”. Liczył się interes dynastii, rodu, Kościoła.
Z tego samego powodu nie można patrzeć na Zakon Krzyżacki tylko jak na forpocztę Niemiec i germanizacji. Owszem, byli zakonem niemieckim, sprowadzali niemieckich osadników, pochodzili z niemieckiego kręgu kulturowego i mieli wsparcie cesarza – władcy tworu zwanego Świętym Cesarstwem Rzymskim (Narodu Niemieckiego) lub po prostu I Rzeszą.
Lecz ich interesy nie zawsze się pokrywały z księstwami wchodzącymi w skład Cesarstwa, np. z Brandenburgią. Poza tym Krzyżacy byli zarazem wojownikami Kościoła katolickiego i kolejnych papieży. A ci nie byli tylko Niemcami i marionetkami w rękach cesarza.
Hołd pruski w 1525 roku oznaczał koniec państwa zakonnego, zerwanie z cesarzem i z papieżem. Teoretycznie wyglądało więc to na wielki sukces Polski! Jak do tego doszło?
XV wiek przyniósł Krzyżakom liczne porażki i straty terytorialne w walce z państwem polsko-litewskim. Najpierw Grunwald, potem wojna golubska, wspólna walka Polaków z husytami przeciw Krzyżakom, a na koniec wojna trzynastoletnia. Na mocy tej ostatniej, od 1466 roku wielcy mistrzowie krzyżaccy mieli składać hołd lenny królowi Polski. Bardzo ich to uwierało. Na dodatek formalnie Krzyżacy podlegali też papieżowi oraz cesarzom – ci zaś mieli na pieńku z Jagiellonami i nakłaniali wielkich mistrzów, by jako książęta Rzeszy nic nie ślubowali jagiellońskim władcom.
Za panowania Zygmunta I Starego doszło do politycznego spisku Krzyżaków, Wielkiego Księstwa Moskiewskiego oraz cesarza Maksymiliana I Habsburga. Zamierzali oni ni mniej, ni więcej tylko wspólnie uderzyć na państwo polsko-litewskie i dokonać rozbioru jego ziem. Na szczęście hetman wielki litewski Konstanty Ostrogski rozbił Moskali pod Orszą (1514), a cesarz zmienił ton i niebawem zmarł (1519).
Wielki mistrz krzyżacki Albrecht Hohenzollern, przy wsparciu Moskwy, rozpoczął jednak wojnę. Chociaż Polskę poparły stany pruskie, zmęczone zakonnymi porządkami, to wspierane posiłkami i najemnikami wojska krzyżackie odniosły sporo sukcesów. Ostatecznie po dwóch latach walk, w 1521 roku doszło jednak do zawieszenia broni. Albrecht Hohenzollern stwierdził wówczas, że sojuszników mu nie przybywa, natomiast gromadził siły i środki Zygmunt Stary. W tej sytuacji Albrecht wpadł na pomysł jak uratować swoje państwo. Kluczem był Marcin Luter i rosnąca fala reformacji w Kościele.
„W 1517 roku Marcin Luter ogłosił lub przybił 95 tez na drzwiach kościoła zamkowego w Wittenberdze. Nawet on nie mógł jednak przewidzieć, że spotkają się one ze szczególnym zainteresowaniem od dawna znanych z wojowniczego katolicyzmu Krzyżaków. Po zaledwie kilku latach Albrecht von Hohenzollern przekonał się, że niezbędne są radykalne zmiany. Po konsultacjach z samym Lutrem zdecydował się przekształcić katolickie Ordensstaat w wyznaniowe państwo oparte na zasadach, które wkrótce nazwano protestanckimi.
Oznaczało to, że wielki mistrz będzie musiał złożyć urząd i przyjąć tytuł świecki, a sam zakon zostanie rozwiązany, pojedynczy rycerze staną zaś przed wyborem, czy chcą wziąć udział w nowym projekcie, czy też wyjechać. Co najważniejsze, niezbędna była aprobata Rzeczypospolitej. Gdyby się nie zgodziła, najbardziej prawdopodobnym scenariuszem byłoby przyłączenie zakonnej części Prus lub wysłanie braci-rycerzy do walki z wrogami Korony i Litwy na ich najodleglejszych granicach, gdyż Rzeczpospolita była wówczas niepokojona zagonami tatarskich czambułów”, pisze Norman Davies w książce „Zaginione miasta”.
Zygmunt Stary zaakceptował rozwiązanie z sekularyzacją Państwa Zakonnego. Było łatwiejsze niż wojna – przy ciągłych pustkach w kasie, sejmowych przepychankach i narzekaniach szlachty. Zawarł więc w 1525 roku traktat krakowski, na mocy którego doszło do hołdu pruskiego. Zakon Krzyżacki przestawał niniejszym stanowić zagrożenie. Przechodząc na protestantyzm, Albrecht Hohenzollern tracił protekcję papiestwa i cesarstwa. W zsekularyzowanych Prusach Książęcych, które miały wyłonić się z Państwa Zakonnego, mieli rządzić jego męscy potomkowie.
Zygmunt Stary miał prawo uważać, że to sensowne i perspektywiczne rozwiązanie. Nie wiedział tego, co dopiero się wydarzy. „W większości akademickich komentarzy dotyczących 1525 roku pobrzmiewa wiedza o późniejszych wydarzeniach. Zakłada się w nich, że Rzeczpospolita osłabnie, a Hohenzollernowie będą triumfować. Nikt jednak nie mógł wtedy tego wiedzieć. Król Polski był o wiele silniejszym graczem (...) Sukces lub niepowodzenie zależały od rozwoju późniejszych stosunków między katolikami i protestantami, od niepewnych losów rodu Hohenzollernów, a przede wszystkim od zmian układu sił. Jeżeli Królestwo Polskie byłoby nadal stroną dominującą, Księstwo Pruskie pozostałoby mu podporządkowane” – tłumaczy Norman Davies.
Na obrazie Jana Matejki scenie hołdu przygląda się z zatroskaną miną Stańczyk. Lecz to refleksja post factum, z XIX wieku, z epoki zaborów. W wieku XVI natomiast uznawano traktat krakowski za sukces naszej dyplomacji.
Nikt nie mógł wówczas przewidzieć, ja bardzo w przyszłości osłabnie państwo polsko-litewskie. Sam Albrecht Hohenzollern nie budził podejrzeń: nie reprezentował interesów stricte niemieckich, lecz własne; nie wydawał się obcy, a wręcz bliski władcom Rzeczpospolitej. Jego matka wywodziła się z Jagiellonów, Zygmunt Stary był jego wujem, a Zygmunt August – kuzynem. Albrecht nie walczył z językiem polskim, lecz go popierał. Miał przyjaciół wśród polskich mężów stanu. Cieszył się szacunkiem na królewskim dworze.
„Traktat krakowski otworzył granice Prus dla polskiego handlu, osadnictwa i kultury. Książę pruski miał zbrojnie wspierać Polskę w prowadzonych przez nią wojnach. Poddani księstwa otrzymali prawo odwoływania się od wyroków sądów książęcych do króla” – wymieniali osiągnięcia traktatu historycy w stanowisku przyjętym przez sejmik województwa warmińsko-mazurskiego w związku z obchodami 500-lecia hołdu pruskiego. – „Za zgodą króla Zygmunta Augusta uniwersytet królewiecki otrzymał w 1560 roku prawa równe Akademii Krakowskiej. Królewiec zaś stał się ośrodkiem polskich wydawnictw, gdzie stworzono zasady polskiej ortografii i gramatyki. Na potrzeby polskich osadników napływających licznie po 1525 roku z Mazowsza, Podlasia i ziemi chełmińskiej powstały tam liczne publikacje w ich ojczystym języku. Całe południe Prus Książęcych aż po Pregołę zamieszkiwała ludność mówiąca po polsku, także w nowych miastach”.
Pomysł musiał wydawać się udany i obustronnie korzystny, skoro w 1561 roku doszło do podobnej sekularyzacji inflanckiej gałęzi zakonu krzyżackiego (dawni Kawalerowie Mieczowi). Powstało tam Księstwo Kurlandii i Semigalii, stanowiące lenno Polski. To były sukcesy, należało je tylko odpowiednio wykorzystać!
Po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów syn Albrechta Hohenzollerna – Albrecht Fryderyk – stał się kandydatem do polskiego tronu, wysuwanym przez luteranów z Rzeczypospolitej. W końcu to prawnuk króla Kazimierza Jagiellończyka, znający biegle język polski!
Jako protestant nie miał jednak większych szans na wygraną podczas wolnej elekcji. Ponadto Albrecht Fryderyk zaczął zdradzać objawy choroby umysłowej. Wymagał kurateli, nie miał męskiego potomka. Według traktatu krakowskiego, w takim przypadku lenno w Prusach Książęcych mogło zostać cofnięte przez suwerena, czyli polskiego króla.
Wówczas do gry wkroczyła linia Hohenzollernów z Berlina, z Elektoratu Brandenburskiego. Przekonali króla Polski Zygmunta III Wazę, by zgodził się przekazać im prawa do lenna pruskiego. Pomogli Wazie w wojnie z Rosją, a potem – w 1611 roku – elektor brandenburski Jan Zygmunt Hohenzollern złożył hołd lenny z Prus Książęcych przed gmachem kościoła św. Anny w Warszawie.
Nawet wówczas nie wydawało się, że został przepalony bezpiecznik, chroniący Polskę przed powrotem wrogiej potęgi na północy, przed Brandenburgią-Prusami (połączonym Elektoratem Brandenburskim i Księstwem Prus). Zwłaszcza w świetle wydarzeń rozgrywających się za rządów kolejnego Hohenzollerna – Jerzego Wilhelma. Doszło wtedy nad Bałtykiem do walk ze Szwedami, podczas których w 1635 roku namiestnikiem królewskim został w Prusach Jerzy Ossoliński, a w księstwie panowały nastroje sprzyjające przyłączeniu go do Polski. Wydawało się, że może to być trwały trend.
Dopiero rządy kolejnego Hohenzollerna – Fryderyka Wilhelma I, zwanego Wielkim Elektorem – oraz potop szwedzki przyniosły zmianę sytuacji. Zdradzając i klucząc, obiecując Rzeczypospolitej sojusz w walce ze Szwedami, na mocy traktatów welawsko-bydgoskich (1657) Hohenzollern zyskał suwerenność w Prusach Książęcych.
Ale nawet tu zostawiono pewne bezpieczniki: hołd królowi polskiemu i Rzeczypospolitej miały wciąż składać stany pruskie, zaś po wymarciu męskiej linii Hohenzollernów Prusy Książęce miały wrócić do Polski.
Temat był żywy. Jeszcze król Jan III Sobieski rozważał atak na Prusy Książęce i osadzenie tam własnego syna w miejsce Hohenzollernów. Dopiero XVIII wiek przyniósł kres polskim złudzeniom.
Chociaż rzadko o tym pamiętamy, początkowo Prusy Książęce były państwem mającym więcej związków z Polską niż z cesarstwem. Nie walczono tam z językiem polskim, zaś pruskie stany bardzo ceniły sobie wolności gwarantowane przez króla Polski. Społeczeństwo stanowili i Niemcy, i potomkowie dawnych Prusów, oraz osadnicy pochodzący z ziem polskich i litewskich. Dopiero Wielki Elektor zerwał z Rzeczpospolitą, w usamodzielnionych Prusach wykształcił się militaryzm, a po zjednoczeniu przez Hohenzollernów całych Niemiec – chorobliwy nacjonalizm i ambicje imperialne.
Zygmunt Stary pięćset lat temu nie mógł przewidzieć ani Bismarcka, ani I wojny światowej, ani Hitlera. Nie przyszło mu do głowy, że państwo polsko-litewskie, przeżywające pod berłem Jagiellonów złoty okres, rozbiją w XVIII wieku rozbiory. Nie mógł nawet przewidzieć, że jego następcy zmarnują wszelkie możliwe okazje, by nie wypuszczać z polskich rąk kontroli nad Prusami Książęcymi.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.
Komentarze