0:000:00

0:00

W wywiadzie dla "Gazety Polskiej" (4 kwietnia 2018) prezes PiS Jarosław Kaczyński kreśli obraz reform, które jego partia i rząd powinny przeprowadzić. Program jest ogólnikowy, trudno znaleźć w nim jakąkolwiek konkretną deklarację. Prezes chce naprawić opiekę zdrowotną, ale mówi tylko o stworzeniu “mapy drogowej”, lepiej wykorzystać środki unijne, poprawić los seniorów...

“No i wreszcie sam program 500+ można rozbudowywać” - dodaje Kaczyński. “Na przykład przymierzyć się do tego, żeby obowiązywał również na pierwsze dziecko”.

Wywiad Kaczyńskiego stanowi z pewnością odpowiedź na kryzys wizerunkowy PiS, związany z ujawnieniem nagród dla rządu Beaty Szydło, porażkę polityki historycznej realizowanej przy pomocy ustawy o IPN, głośne żądania UE wycofania się z reform sądowniczych. Wszystko to razem wywołuje spadki notowań PiS w sondażach, a coraz bliżej do jesiennych wyborów samorządowych. Program 500 plus pomógł wygrać PiS wybory 2015, być może Kaczyński liczy na powtórzenie tego efektu.

Kaczyński nie ma głowy do liczb. Postanowiliśmy więc prezesa PiS wyręczyć i policzyć, ile by takie "500++" kosztowało oraz sprawdzić, czy taki wydatek ma sens. Już raz pomogliśmy w podobny sposób Beacie Szydło, chętnie zrobimy to jeszcze raz, posiłkując się bardziej aktualnymi danymi.

500 plus plus na każde dziecko: ile by to kosztowało?

500 plus – czyli 500 zł miesięcznie (netto) – przysługuje na każde drugie i kolejne dziecko. Rodziny dostają też to świadczenie na pierwsze dziecko, o ile dochód nie przekroczy 800 zł na członka rodziny (1200 zł w przypadku dziecka z niepełnosprawnością).

W połowie 2017 roku w programie uczestniczyło 2,62 mln rodzin i 3,992 mln dzieci do osiemnastu lat. To ok. 58 proc. wszystkich dzieci w Polsce. Bez świadczenia jest ok. 2,89 mln dzieci.

W budżecie na 2018 rok na wypłatę świadczeń zarezerwowano ok. 24,5 mld złotych.

Pierwszym krokiem do reformy 500 plus powinno być wprowadzenie „zasady złotówka za złotówkę” postulowane m.in. przez PSL – rodzice otrzymywaliby świadczenie pomniejszone o kwotę, o jaką przekroczyli kryterium. W OKO.press pisała o tym Irena Wóycicka.

Przeczytaj także:

Dzięki takiej zasadzie świadczenie trafiłoby, przynajmniej w części, do tych rodzin, które mają niskie dochody, ale nieznacznie przekraczają kryterium. A to problem szczególnie trudny w niepełnych rodzinach, gdzie o przekroczenie progu jest łatwiej. "Złotówka za złotówkę" powinna także przeciwdziałać dezaktywizacji - podjęcie pracy nie musi wówczas oznaczać utraty całego świadczenia.

Bartosz Marczuk, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej szacował koszty wprowadzenia zasady „złotówka za złotówkę” na ok. 2 miliardy złotych.

Minister Elżbieta Rafalska jest jednak przeciwna pomysłowi, więc przynajmniej na razie nie ma co liczyć na taką zmianę.

A co gdyby w ogóle zlikwidować kryterium? Innymi słowy: dać 500 złotych miesięcznie na każde dziecko w Polsce tak jak spekulował Kaczyński, a przed nim Beata Szydło.

Marczuk szacował koszt takiego rozwiązania na ok. 19,5 mld więcej niż 500 plus kosztuje obecnie. Być może odrobinę przesadził, ale szacunki mniej więcej się zgadzają. Według danych GUS w Polsce w czerwcu 2017 roku było 6908 tys. dzieci w wieku 0-17 lat.

Gdyby przyznać 500 plus na każde dziecko bez kryterium dochodowego całkowity koszt programu wyniósłby 41,5 mld zł rocznie. Plus koszty obsługi programu, obecnie - 397 mln.

Gdyby 500 plus na każde dziecko wprowadzić w 2019 roku, program stanowiłoby mniej więcej jedną dziesiątą centralnych wydatków państwa (zaplanowane wydatki budżetowe w 2018 to 397,5 mld zł).

Czy warto wydawać aż tyle? To zależy od tego, jak oceniamy skutki programu w porównaniu z innym przeznaczeniem tak ogromnych pieniędzy.

Zmniejszenie ubóstwa na dużą skalę, ale...

Ogromnym osiągnięciem programu jest zmniejszenie ubóstwa. Według danych GUS za 2016 rok pełne rodziny wielodzietne wychodzą z ubóstwa w rekordowym tempie. Wśród tych z trójką i większą liczbą dzieci wskaźnik skrajnego ubóstwa zmniejszył się z ok. 17 proc. do 10 proc. Ale wskaźnik ubóstwa zmniejszył się też w najmniejszych pełnych rodzinach.

Niestety nie dotyczy to niepełnych rodzin, one wręcz biednieją, co jest wyrazem uderzającej niesprawiedliwości. Pisaliśmy o tym we wrześniu 2017 roku.

Ubóstwo wg typu rodziny 2016
Ubóstwo wg typu rodziny 2016

Wskaźnik pogłębionej deprywacji materialnej to odsetek osób w gospodarstwach domowych, deklarujących niemożność zaspokojenia (ze względów finansowych) przynajmniej czterech z dziewięciu ustalonych przez badaczy potrzeb materialnych. W 2016 roku w takiej sytuacji znajdowało się 6,7 proc. mieszkańców Polski.

  1. Opłacenie tygodniowego wyjazdu wszystkich członków gospodarstwa domowego na wypoczynek raz w roku;
  2. spożywanie mięsa, ryb (lub wegetariańskiego odpowiednika) co drugi dzień;
  3. ogrzewanie mieszkania odpowiednio do potrzeb;
  4. pokrycie niespodziewanego wydatku (w wysokości odpowiadającej miesięcznej wartości granicy ubóstwa relatywnego, przyjętej w danym kraju, w roku poprzedzającym badanie);
  5. terminowe regulowanie opłat związanych z mieszkaniem, spłatą rat i kredytów;
  6. posiadanie telewizora kolorowego;
  7. posiadanie samochodu;
  8. posiadanie pralki;
  9. posiadanie telefonu (stacjonarnego lub komórkowego).

Najczęstszy w 2016 roku był brak pieniędzy na tygodniowy wyjazd wszystkich członków gospodarstwa na wypoczynek raz w roku. Problem ten deklarowało 41 proc. osób. Drugim najczęściej deklarowanym (38 proc. osób) z symptomów deprywacji był brak możliwości pokrycia przez gospodarstwo domowe niespodziewanego wydatku w wysokości 1150 zł (próg ubóstwa relatywnego). Kolejnym były zaległości w terminowych opłatach (11, 6 proc.).

...dyskryminacja rodzin niepełnych się pogłębia

W październiku 2017 roku Europejska Sieć Przeciwdziałania Ubóstwu opublikowała raport na temat skrajnego ubóstwa i pogłębionej deprywacji materialnej w Polsce w latach 2014-2016, który potwierdza ten obraz. Wskaźnik ubóstwa skrajnego w niepełnych rodzinach pozostaje na podobnym co wcześniej poziomie (podczas gdy w pełnych rodzinach znacząco spada). Rośnie odsetek rodzin z jednym opiekunem deklarującym określone trudności materialne.

Źródło: Raport EAPN Polska

W 2017 roku Sejm przegłosował zmiany w programie 500 plus. Od lipca 2017, aby samotny rodzic mógł otrzymać 500 zł na swoje dziecko musi udowodnić, że faktycznie jest samotnym rodzicem. W tym celu musi przynieść dokumenty, że wystąpił do sądu o alimenty od drugiego rodzica. Zmiana zaskoczyła wielu samodzielnych opiekunów, którzy wcześniej otrzymywali 500 złotych wyłącznie na podstawie zaświadczenia o dochodach.

To problem zwłaszcza dla kobiet-ofiar przemocy domowej, które chciały zerwać wszelkie związki z ojcami dzieci.

Zasądzone i płacone alimenty są wliczane do dochodu i mogą go podnieść. Jeśli matka z dzieckiem przekracza kryterium dochodowe na pierwsze dziecko, może stanąć przed wyborem: albo alimenty, albo 500 złotych.

Dziennik Gazeta Prawna ustalił, że w wyniku tych zmian prawnych oraz zwiększania się dochodów Polek i Polaków przy niezmienionym kryterium dochodowym na pierwsze dziecko (co oznacza, że sporo rodzin zaczyna je przekraczać i nie dostaje świadczenia),

liczba "pierwszych" dzieci, na które przyznano świadczenie spadła aż o 18 proc.

Całkowita kwota wypłacanych świadczeń (na wszystkie, nie tylko pierwsze dzieci) spadła o ok. 5 proc. "Uszczelniając" program i nie podnosząc kryterium dochodowego rząd może zaoszczędzić nawet miliard złotych.

Na razie więc - wbrew temu, co marzy się Kaczyńskiemu - PiS raczej ogranicza zasięg programu.

Z powodu 500 plus kobiety rezygnują z pracy?

Inny problem związany z 500 plus - szczególnie głośny w mediach - to wycofanie się pewnej liczby kobiet z rynku pracy. Skala tego zjawiska została niedawno oszacowana przez Instytut Badań Strukturalnych i OECD.

Według badań Igi Magdy (IBS), Anety Kiełczewskiej (IBS) i Nicoli Brandt (OECD) między III kwartałem 2016 roku a II kwartałem 2017 roku 91-103 tys. kobiet zrezygnowało z zatrudnienia lub poszukiwania pracy na skutek programu „Rodzina 500+”.

Gdyby program nie został wdrożony, aktywność zawodowa kobiet z dziećmi byłaby wyższa o ok. 2,4 punktu procentowego.

Silniejsze zmiany dotyczyły kobiet o niższym poziomie wykształcenia i tych mieszkających w miastach od 20 do 100 tys. mieszkańców. W jakimś stopniu oznacza to ograniczenie aspiracji zawodowych kobiet i utwierdza tradycyjny, patriarchalny model rodziny, gdzie tylko (męska) głowa rodziny pracuje zarobkowo. Z drugiej strony fakt, że niewielkie w gruncie rzeczy świadczenie sprawia, że część kobiet wycofuje się z rynku pracy, nie świadczy dobrze o naszym rynku pracy i zarobkach kobiet.

Autorki raportu podkreślają, że skala wycofywania się kobiet z rynku pracy na skutek innych czynników, m.in. konieczności opieki nad dzieckiem lub inną osobą, złej jakości miejsc pracy czy trudności z dojazdem, jest dużo wyższa.

O złożoności problemu dezaktywizacji pisał też dla OKO.press ekspert rynku pracy Łukasz Komuda.

"Od 2007 roku wskaźnik aktywności w przypadku pań w wieku 55-59 lat skoczył z ok. 25 proc. do ok. 60 proc., a w grupie wiekowej 60-74 lata: z 4,5 proc. do 8,8 proc. - pisze Komuda. - Ilu z czytelników przekonanych do tego, że konieczna jest reforma 500 plus, gdyż program zagraża aktywności zawodowej kobiet, ma świadomość tej gigantycznej zmiany? I że ciągle mamy do zrobienia bardzo wiele – także w przypadku mężczyzn w wieku około emerytalnym?".

Wszystko dla "rodziny"? Bez przesady

"Rodzina" to ulubione słowo polityków PiS. Kłopot w tym, że 17-18 mld złotych więcej na rodzinę sprawiłoby, że

w odstawkę poszłyby inne wydatki. Już w tej chwili ogromna większość środków ministerstwa Elżbiety Rafalskiej wydawanych jest na „rodzinę”, nie starcza choćby na politykę senioralną, czy wsparcie niezależnego życia osób z niepełnosprawnością.

Tworzenie nowych miejsc w żłobkach też idzie tak sobie, a choć rząd zwiększył wydatki na ten cel, to potrzeby wciąż są ogromne.

A to tylko jedno ministerstwo. Tymczasem w samym środku naszego państwa jest ogromna ziejąca dziura: niedofinansowanej opieki zdrowotnej.

Aby przeznaczyć na zdrowie 6,8 proc. PKB, jak domagali się wyjściowo protestujący lekarze-rezydenci, potrzeba rocznie 38 mld zł., a przecież europejska średnia wydatków na zdrowie wynosi 8 proc. PKB!

To jest kryzys, z którym rząd musi się uporać i raczej tego nie zrobi bez podniesienia wyjątkowo niskiej w Polsce składki zdrowotnej. Tymczasem Kaczyński mówi o opiece zdrowotnej wyłącznie ogólnikami. Zapowiada stworzenie planu, jakby jego partia nie miała milionów z budżetu na fundusz ekspercki, by stworzyć ten plan nieco wcześniej niż w trzecim roku samodzielnych rządów.

"Cudów nie należy się spodziewać" - konkluduje Kaczyński o służbie zdrowia. To samo mógłby powiedzieć, o programie 500 plus na każde dziecko.
;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze