„Czy Pana/Pani zdaniem kobieta powinna mieć prawo do przerwania ciąży do 12. tygodnia jej trwania?” – takie pytanie na zlecenie OKO.press zadał Polakom Ipsos. Poprzednio pytaliśmy o to w lutym 2019 roku. Już wtedy wydawało się, że wynik jest spektakularny – aż 53 proc. badanych opowiedziało się za prawem do aborcji.
Tymczasem w ciągu niespełna dwóch lat ten wynik wzrósł o kolejne 13 pkt proc. W najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press aż 66 proc. badanych opowiedziało się za prawem kobiety do aborcji do 12. tygodnia ciąży. 26 proc. jest przeciwnych. To o 9 pkt proc. mniej niż w 2019 roku.
W stosunku do 2019 roku spadła też liczba osób niezdecydowanych – z 12 proc. do 8 proc. A także, co ciekawe, zmniejszyły się różnice między kobietami i mężczyznami. Teraz 68 proc. kobiet i 64 proc. mężczyzn wskazało odpowiedź „tak”, w 2019 było to odpowiednio 57 i 49 proc.
Wyniki sondażu z 2019 roku opublikowaliśmy tutaj:
Tak wysokie poparcie dla prawa do aborcji to częściowo zapewne wynik protestów ulicznych, które wywołało orzeczenie TK Julii Przyłębskiej z 22 października 2020. W pierwszych tygodniach demonstracje były bardzo liczne – 30 października na ulice Warszawy wyszło 100 tys. osób. Później manifestacje osłabły, ale trwają nadal, a orzeczenie Trybunału wciąż nie zostało opublikowane.
Podczas demonstracji mocno wybrzmiały hasła popierające prawo do aborcji, gdy to kobieta decyduje, czy przerwać ciążę. To zdecydowana zmiana w stosunku do ubiegłych lat, gdy więcej mówiło się o obronie tzw. „kompromisu aborcyjnego”, czyli ustawy z 1993 roku zakazującej aborcji z trzeba wyjątkami. Także w 2016 roku, podczas Czarnych Protestów głównym postulatem było zachowanie status quo.
Tak duże poparcie dla prawa do aborcji to niejako powrót do lat 90., gdy – z przerwami – takie właśnie było poparcie dla liberalnego prawa dotyczącego przerywania ciąży.
Młodzi – 30 pkt różnicy!
W protestach po decyzji TK Julii Przyłębskiej brali udział głównie młodzi ludzie. Częściowo zapewne dlatego, że mniej niż ich rodzice i dziadkowie bali się zakażenia koronawirusem w czasie pandemii. Ale – jak widać – nie tylko dlatego.
W najnowszym sondażu spodziewaliśmy się zmiany postaw najmłodszej grupy badanych w kierunku poparcia dla liberalizacji prawa aborcyjnego. Nie sądziliśmy jednak, że wzrost aprobaty dla prawa do aborcji będzie tak duży. W listopadzie 2020 aż 79 proc. osób w wieku 18-29 odpowiedziało „tak” na pytanie o prawo do aborcji do 12. tygodnia. W 2019 było to tylko 48 proc.
Ale liberalizacja postaw nastąpiła także wśród starszych grup badanych:
Najrzadziej prawo do aborcji popierają osoby 60 plus i w tej grupie postawy nie zmieniły bardzo od 2019 roku – poparcie dla prawa do aborcji wzrosło z 47 proc. do 52 proc. Wyniki dla pozostałych grup z 2019 roku zobacz tutaj.
KO, Wasi wyborcy są zdecydowanie za!
Wzrost postaw liberalnych widać także w elektoratach partyjnych. Nawet w PiS, chociaż tam minimalny – z 21 proc. do 24 proc. Bardziej zdecydowanie spadł jednak odsetek odpowiedzi „nie” – z 67 proc. do 60 proc. Niezmiennie wysokie poparcie dla prawa do aborcji obserwujemy na lewicy:
„Nie chcę aborcji na życzenie”, mówił w listopadzie 2020 Grzegorz Schetyna, były lider PO. W 2019 roku wyborcy PO w 80 proc. opowiedzieli się za prawem kobiety do aborcji. W 2020 aż 91 proc. wyborców KO wybrało taką odpowiedź. Widać zatem (nie po raz pierwszy), że unikanie przez liderów PO tematu aborcji, lub przekonywanie, że należy pozostać przy tzw. „kompromisie aborcyjnym” już dawno nie odpowiada na potrzeby elektoratu tej formacji.
Zwolenników prawa do aborcji przybyło także w PSL (z 60 do 77 proc.), ale tutaj porównanie nie jest proste – w sondażu z listopada 2020 o zdanie pytaliśmy wyborców PSL-Kukiz’15, podczas gdy w lutym 2019 roku taka koalicja jeszcze nie istniała, a w grudniu 2020 już przestała istnieć. Co więcej, w sondażu z 2020 roku liczba osób wybierających PSL była tak mała (4 proc.), że wnioskowanie na tej podstawie obarczone jest ryzykiem dużego błędu.
Warto jednocześnie zwrócić uwagę na postawę elektoratu nowej siły politycznej na polskiej scenie – ruchu Polska 2050 Szymona Hołowni, który w naszym sondażu uzyskał aż 20 proc. poparcia. Szymon Hołownia, lider ruchu i jednocześnie lider rankingów zaufania, jest zdecydowanym przeciwnikiem prawa do aborcji. W przeszłości kilkakrotnie deklarował, że jest za całkowitym zakazem przerywania ciąży. Prywatnie, bo odkąd został politykiem, opowiada się za pozostawieniem ustawy w kształcie sprzed wyroku TK Przyłębskiej.
W jego elektoracie aż 85 proc. badanych opowiada się za prawem do aborcji. 12 proc. jest przeciw.
Wykształcenie i miejsce zamieszkania
Inaczej niż w sondażu np. z 2018 roku poparcie dla prawa do aborcji wzrasta wraz z wykształceniem. Dziś najrzadziej za prawem do aborcji opowiadają się osoby z wykształceniem podstawowym – 60 proc. To jednak i tak dużo więcej niż w 2019 roku (38 proc.).
Protesty po wyroku TK Przyłębskiej – inaczej niż do tej pory – odbywały się także w małych miastach i na wsiach. Stąd zapewne stosunkowo duże poparcie dla prawa do aborcji w małych ośrodkach.
Referendum to kiepski pomysł
W naszym sondażu zadaliśmy również inne pytanie o aborcję. Brzmiało tak: „W dyskusji nad prawem dopuszczającym aborcję pada 5 opinii. Do której jest Panu/Pani najbliżej?”. Należało wybrać jedną z poniższych odpowiedzi:
- Należy całkowicie zakazać przerywania ciąży
- Należy zakazać z wyjątkiem przypadków, gdyby dziecko miało urodzić się martwe lub umrzeć po urodzeniu
- Należy zakazać z wyjątkiem przypadków, gdy płód jest ciężko upośledzony albo nieuleczalnie chory
- Przerywanie ciąży powinno być dopuszczane, gdy kobieta znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub trudnej sytuacji
- Przerwanie ciąży powinno być dopuszczane, gdy kobieta podejmie taką decyzję
Jak widać, przy tak zadanym pytaniu 52 proc. badanych opowiada się za jakąś formą zakazu aborcji, a 43 proc. opowiada się za rozwiązaniem, gdy to kobieta w mniejszym lub większym stopniu samodzielnie decyduje o przerwaniu ciąży.
Skąd tak duża różnica w odpowiedziach między pierwszym a drugim pytaniem?
Po pierwsze, prawdopodobna wydaje się hipoteza, że ze względu na przesuniętą daleko w prawo debatę publiczną o aborcji, Polacy różnie interpretują samo pojęcie prawa do przerwania ciąży. Pewien odsetek badanych może traktować ustawę z 1993 roku – zakazującą aborcji – jako prawo, które dopuszcza przerywanie ciąży i pozostawia wybór kobiecie.
Po drugie, jak pisaliśmy już w OKO.press, kwestia aborcji jest sondażowo bardzo wrażliwa – wynik badania w dużym stopniu zależy od sposobu zadania pytania. Proporcje zmieniają się w zależności od tego, czy zapytamy respondentów o techniczne, ustawowe rozwiązania, osobistą perspektywę, czy nasycimy pytanie językiem ideologicznym („dziecko nienarodzone”, „życie poczęte”, etc.).
Ten sam problem mielibyśmy, układając pytanie referendalne. W możliwym głosowaniu Polacy mogliby odpowiedzieć równie dobrze na pierwsze, jak i na drugie pytanie zadane ankietowanym przez Ipsos, a wynik referendum poznalibyśmy właściwie jeszcze przed jego rozpoczęciem – zależałby od tego, która siła polityczna przeforsowałaby swoją wersję pytania.
To najsilniejszy argument przeciwko referendum aborcyjnemu, za którym opowiadają się niektóre środowiska polityczne. Mówili o nim m.in. Grzegorz Schetyna i Jarosław Gowin. Wydaje się, że obecnie trudno byłoby znaleźć sposób, by pytanie było jednoznaczne (rozumiane tak samo przez wszystkich) i jednocześnie neutralne, by mieć pewność, że wynik będzie odzwierciedlał poglądy społeczne.
Sondaż telefoniczny CATI Ipsos dla OKO.press, na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków N = 1000 osób, 23-25 listopada 2020. Losowanie próby miało charakter warstwowo-proporcjonalny. Kontrolowano miejsce zamieszkania respondenta pod względem województwa i wielkości miejscowości. Około 70 proc. spośród 1000 wywiadów zrealizowano pod wylosowanymi numerami telefonów komórkowych.
Takich "Polaków" jak Szechter "Myhnyk", Gebert "Warszawski", Passentstein "Passent", Abrahamer "Grabowski" i Berman "Borowski"?
Polacy bez " nie chcą mordować dzieci nienarodzonych. Nie mają tej żądzy mordu, która szechteremici pokazali na polskich sąsiadach w latach 1939-41, 1944-56.
Sondaż robiony w redakcji gazety żydowskiej dla Polaków, ale na szczęście niedługo będzie repolonizacja i w końcu te szczekaczki się zamkną.
Czas najwyższy aby twoja szczekaczka trolla się zamknęła. Moje życzenie na nowy rok.
Społeczeństwo normalnieje, jeszcze 10 lat i tacy jak Ty będą nic nieznaczącą mniejszością
zarodek=dziecko=człowiek, rzadam kar dla mordercow!!!
Żądam, by na San Escobarze nie wymagano zasad gramatyki.
Łatwiej będzie tam się "rządającym" dostać…
Zarodek to nie człowiek ani dziecko. Nawet klecha nie pochowa. Podstawy biologii nieopanowane. Zalecam powrót do podstawówki.
a zarodek ludzki to czego jest? słonia, kota, sosny? to czlowiek i to samo dziecko co sie urodzi
Powinieneś posłuchać swojego episkopatu, Mądry (inaczej). Grono tych starców w ostatniej wydalonej opinii na temat "czy się szczepić" użyło sformułowania cyt. "abortowane płody". "Szczepionka z abortowanych PŁODÓW". Nie z jakichś tam "dzieci (na)poczętych", ale właśnie z płodów, czyli zarodków! Tyle episkopat dictit. Zarodek nie jest słoniem, kotem, sosną ani istotą ludzką.
Królewiczu – dlaczego nie żądasz dla tego zarodka w minutę po poczęciu – 500+ ?? Wszak twój PiS ci obiecał (cyt.) "500+ NA KAŻDE DZIECKO!!!" Zapomniałeś.. hehehe
Za 10 lat pierwsze kościoły będą sprzedawane. Kler straci na znaczeniu. Społeczeństwo zdrowieje od zepsucia klerykalną hipokryzją i podwójną moralnością.
A Jerzy Zakolski był takim prawym i szlachetnym człowiekiem…..
Aż się zdziwisz… hehehe
A może respondenci różnie interpretują pierwsze pytanie? Czy dla każdego jest oczywiste, że "prawo kobiety … do 12 tygodnia" = niezależnie od przyczyny?
Kobieta ma prawo pod warunkiem, że mężczyzna (niedoszły ojciec, ksiądz, biskup, polityk i wreszcie lekarz) wyda zgodę.
Jak xiądz każe, to kobieta musi.
Fajne argumenty macie, dlatego w Polsce aborcja legalna nie bedzie juz nigdy 🙂
Bardzo się zdziwisz jak jednak będzie?
Zresztą zakazy kaczyzny, dziadersów z episkopatu, bandy Wolfgangowej Przyłębskiej czy sekty ordo juris są praktycznie bez znaczenia, z powodu że aborcja inwazyjna, chirurgiczna odchodzi do przeszłości, wypierana przez aborcję farmakologiczną. Współczesne środki poronne mają tzw. skuteczność gwarantowaną na poziomie 90+ % do 8 tygodnia, a latem 2021 spodziewana jest ich nowa generacja ze skutecznością 100% do 12 tygodnia i 80% do 15 tygodnia. Zatem wymienione gremia kaczyzny, dziadersów z episkopatu, bandy Wolfgangowej Przyłębskiej czy sekty ordo juris mogą tylko kobiety w piękne tyłeczki pocałować.
Spoko, tylko mój komentarz był akurat o interpretacji sondażu, a nie o poglądach na aborcję. Też bym sobie życzyła, by sformułowanie "prawo kobiety" było dla wszystkich jasne.
kobieta nie ma prawa zabijac innej kobiety, mezczyzny rowniez, prawo wyboru to zwykle zabijanie. nie da sie wmowic ze abrocja jest normalna, nawet jak kiedys, byla czy jest to margines i oznacza zabijanie, pomimo iz lewactwo chce porownac to do zdrapania strupa, nikt jej miec nie chce, nawet wiekszosc nazifeministek.
Już? To teraz idź poszukaj mózgu.
Kup mu latarkę, bo na prostej ulicy już błądzi.
I znowu grzeszysz strasznie i dajesz fałszywe świadectwo. Całkowite zakazy aborcji wprowadzały tylko ohydne reżimy, w zasadzie same lewackie: Stalina, Hitlera, Ceaucescu, Polpota, Pinoszeta itp., z wyjątkiem lewackiego ale pragmatycznego reżimu ChRL. Nawet u Franco aborcja nie była całkowicie zakazana.
"Referendum to kiepski pomysł" – ręce opadają. Demokracja w Polsce nie działa, ale ludzie, którzy chcieliby ją naprawić, od lewa do prawa, nadal nie rozumieją, że problemem nie jest konkretna jedna partia wodzowska, lecz system, który daje partiom pełnię władzy.
Obecne rządy PiS-u są jedynie symptomem choroby, której źródło jest w systemie politycznym Polski.
Opozycja chciałaby nadal prowadzić z PiS-em wojnę manewrową, w której przegrywa od 5 lat, zamiast w końcu pójść po rozum do głowy i zażądać zmiany reguł gry.
W dzisiejszych czasach, kiedy każdy ma taki sam dostęp do informacji, demokracja przedstawicielska ma coraz mniej zalet. Jeśli zależy nam na utrzymaniu i odnowie demokracji w Polsce, to należy dążyć do jak najbardziej bezpośredniego zaangażowania obywateli w stanowienie decyzji politycznych.
Owszem, obecne przepisy dotyczące referendów w Polsce czynią z nich karykaturę. Powinniśmy w związku z tym odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: czy zależy nam bardziej na ochronie porządku ustrojowego, który doprowadził do rządów PiS-u, czy wolelibyśmy mieć funkcjonującą demokrację?
Jako obywatele powinniśmy zawsze i wszędzie domagać się bezpośredniego wpływu na stanowienie prawa. Co z tego, że wyjdziemy tłumnie na demonstrację, jeśli później Sejm i tak zrobi, co zechcą liderzy partyjni? Tylko funkcjonujący system referendalny sprawi, że z przedmiotu polityki staniemy się, jako naród, podmiotem. Taki system to nie mrzonka, wystarczy przyjrzeć się, jak to działa w Szwajcarii.
Referendum w tej akurat kwestii to kiepski pomysł. To jest kwestia do indywidualnej decyzji każdej kobiety.
Żeby każda kobieta mogła podjąć decyzję samodzielnie, to państwo musi zrezygnować z narzucania tego, co wolno robić, czyli trzeba zmienić prawo w tej kwestii. Albo to prawo będą zmieniać – koniunkturalnie – partie polityczne, albo obywatele w referendach.
Oczywiście. Referendum w sprawie niewolnictwa to także byłby kiepski pomysł – w końcu posiadanie lub nieposiadanie niewolnika to jest kwestia do indywidualnej decyzji każdego właściciela plantacji bawełny, a ktoś, kto nie ma plantacji, w ogóle nie powinien się na ten temat wypowiadać. Uważasz, że niewolnictwo jet złe? To nie trzymaj niewolników, ale nie mówi innym, jak mają żyć.
Co, że demagogia? Dokładnie taka sama jak to, co wyżej stoi o aborcji.
Szwajcaria to jedno z ostatnich państw, które przyznało prawo wyborcze kobietom. Przypuszczam że system referendalny do tego zacofania się przyczynił.
Być może, ale co to za argument? "Jeśli jesteś za prawami kobiet, to powinieneś/powinnaś być przeciw referendom", czy tak to należy rozumieć? Gdzie tu logika?
Niektóre prawa i zasady nie podlegają głosowaniu. Zróbmy referendum w sprawie przywrócenia tortur. Zadający pytanie dobrze je umotywuje i wrócimy do czasów z przed Oświecenia.
Dlatego referenda powinny dotyczyć przyjęcia albo odrzucenia konkretnego aktu prawnego. Z drugiej strony, kto decyduje, jakie rzeczy nie podlegają głosowaniu?
Referendum w sprawach życia nie może mieć miejsca. Nie może być referendum w sprawie zabijanie starych, dorosłych, dzieci ani płodów ludzkich.
Kto o tym decyduje? W takiej Irlandii było referendum w kwestii legalności aborcji, ludzie zdecydowali, że aborcja może być legalna i jakoś Irlandia istnieje nadal i ma się relatywnie dobrze.
Szajca, …i kur. Życie to życie.
Nieszczęsny Kukiz pytany przez Stokrotkę jak ma być skonstruowany ten wyśniony przez niego system w którym "decydują ludzie" odpowiedział :"To ja mam powiedzieć? To LUDZIE powinni zdecydować". Rence opadajom! Tak zwana demokracja bezpośrednia (nawet w wersji dziadzi Habermasa) NIE JEST MOŻLIWA, awruk! Referendum to jest rosyjska ruletka. Kiedy się wie, ze się przegra, to sie przed nim broni. Jak wiadomo, że będzie wygrana, to nie ma sensu pytać. Wybory to jest takie właśnie referendum, z ukrytym pytaniem "jaka ma być większoiść parlamentarna". I się godzimy na przypadkowy wynik, tak, równie dobrze można by rzucać kością, zresztą ta nieosnaczoność jest właśnie postulowana. Tymczasem w tej sprawie, tak istotnej, co będzie oznaczać, że 0.07 % więcej biorących w referendum opowiedziało sie za wolnym wyborem? Przy frekwencji 24%? Przy innej pogodzie, o innej porze roku, w okolicznościach politycznych zdominowanych przez jakąś duszaczypatielną kwestię polityczną,albo w martwym sezonie ogórkowym frekwencja byłaby wyższa o 3% lub jeszcze mniejsza, o 2%, przy wyniku za lub przeciw wciąż z granicach 3% ró≥żnicy. Takie referendum można urządzać co niedziela z równie mętnym rozstrzygnięciem. I to jest problem. Lepiej, zeby debata publiczna trwała. A kwestia skrobankowa niech się znajdzie w programach partii. Z wyborów na wybory bedzie się jakiś trynd ujawniał. Aż w końcu jakaś strona wyraźnie weźmie górę i prawo tylko przyklepie konkretny, dokonany przez LUDZI wybór. Kto pedział, ze to ma być zaraz? Pomęczmy się trochę.
Równie dobrze można powiedzieć, że decyzja pojedynczego polityka to też rosyjska ruletka – zależy od tego, z jakimi doradcami akurat rozmawiał i co od nich usłyszał, co sobie przypomniał, co zapomniał, jaki miał humor, co zjadł na śniadanie i jak mu przebiegły impulsy między neuronami.
A system referendalny – wcale nie musi być czysta demokracja bezpośrednia – może być np. taki:
– Referenda dotyczą przyjęcia bądź odrzucenia konkretnych aktów prawnych. Może to być inicjatywa własna grupy obywateli (w tym przypadku projekt aktu prawnego powinien podlegać wstępnej ocenie formalnej przez odpowiednią instytucję) albo referendum dotyczące zawetowania ustawy przyjętej przez Sejm.
– Referenda są organizowane obligatoryjnie po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów.
– Głosowanie odbywa się po kilku miesiącach od ogłoszenia referendum, żeby każdy chętny miał czas wyrobić sobie zdanie.
– Wynik referendum obowiązuje niezależnie od frekwencji.
Odpadają glosowania co niedzielę na ten sam temat. A co najważniejsze, ludzie szybko się nauczą, że ich głosowanie ma realne przełożenie na funkcjonowanie państwa. Człowiek, który współdecyduje, ma zupełnie inny stosunek do państwa i prawa od kogoś, za kogo podejmowane są wszystkie decyzje.
Politycy są spętani ograniczeniami które próbują przeniknąć. Sa maszynkami do wyczuwania tego, co im się opłaci. I odpowiadają głowa. Stąd się bierze przekonanie, że nic nie robią, że sa kunktatorami. Szczególnie w demokracji. Szczególnie populiści. Odnoszą sukcesy do czasu kiedy dar wyczuwania strachów ciemnego ludu ich opuszcza. A ciemny lud odwrotnie – żadnej odpowiedzialności nie ponosi. W manichejskiej wizji świata dobro wciela sie w "zwyczajnego człowieka pracy który nie chce niczego nadzwyczajnego, tylko być sprawiedliwie wynagradzanym", a wcielone zło reprezentują "lo[x] rico[x]", fonetycznie loch rikoch, w języku Nacos. Gdyby tylko zcpkncnntbsw przejęli wladzę, świat stałby się rajem. Demokracja referendalna to inna nazwa dyktatury proletariatu. Wariaci w rodzaju Godek, wspierani moskiewską kasą, mogliby w prponowanym przez ciebie systemie przejąć władzę. Wariaci inni mogliby zakazać szczepień, Szczedgólnie w Polsce, gdzie większość głosuje od ściany do ściany, raz na SLD, raz na PiS. Szczególnie marzenie o tym, ze referendum ma być źródłem prawa niezależnie od frekwencji, jest absolutnie absurdalne. Wolę ludu, jego suwerenność, najlepiej broni porządnie zorganizowane państwo prawa, trójpodział władz, nieobecnosc korupcji, neutralność światopoglądowa władzy wykonawczej. Ino tylko, ze na to trzeba zapracować, trza się starać z pokolenia na pokolenie, mozolnie budować instytucje i w pocie czoła edukować kolejne generacje. Tymczasem zastąpienie tego wszystkiego wiecem, gdzie wola ludu się objawia bezpośrednio jest do zrobienia od zaraz. Wystarczy powołać rady robotników, żołnierzy i chłopów i dac im całą wladę. Cała władza w ręce rad. Kukiz jest naiwnym staruszkiem. A Wołodia Ulianow owszem, władzę rad kochał, ale to on i jego mianowańcy mieli decydować kogo postawić pad stienku.
Początek dobry, później chyba Twoje lęki wzięły górę. "Ciemny lud nie ponosi odpowiedzialności" – tak, pełna zgoda, tak to działa. "Ciemny lud" wybiera sobie zbawców, którzy mają podejmować decyzje za niego. Jeśli podejmą złe decyzje, to będzie to ich wina i ze zbawców staną się szybko w oczach ciemnego ludu zdrajcami. W ten sposób ciemny lud nigdy nie jest winien niczemu, winni są zawsze jacyś "oni".
Ale w takim systemie nie ma miejsca na referenda. Bo głosując w referendum, uczestnicząc w podejmowaniu konkretnych decyzji o losach państwa, człowiek przestaje być ciemnym ludem, a staje się obywatelem.
I nie chodzi o żadne rady-sowiety, żadne wiece, nie chodzi o dyktat tłumu. Przeczytaj jeszcze raz, co napisałem wcześniej, a jeszcze lepiej poczytaj o ustroju Szwajcarii.
Owszem, zdaję sobie sprawę, że sprawnie funkcjonujące państwo buduje się mozolną pracą. Że niezbędna jest edukacja, bo demokracja działa tylko wtedy, jeśli ludzie ją rozumieją i w nią wierzą. I oczywiste jest, że w referendach ludzie będą czasami podejmować głupie decyzje. Ale ponieważ będą robić to na własny rachunek, to jest większa szansa, że będą wyciągać wnioski, niż gdy jako ciemny lud zawierzają swój los kolejnemu zbawcy-demagowowi. Tylko tyle i aż tyle.
Referendum musi być ważne niezależnie od frekwencji, bo progi frekwencyjne są antydemokratyczne. W przypadku obowiązywania progu frekwencyjnego przeciwnicy rozwiązania, które ma poparcie większości, będą zawsze namawiać do nieuczestniczenia w referendum. W takim systemie o losach państwa de facto decydują osoby bierne, leniwe i takie, którym "wszystko jedno", a nie świadomi i aktywni obywatele. Jeżeli propozycja poddana pod głosowanie Ci się nie podoba, to Twoim obywatelskim obowiązkiem powinno być głosowanie przeciwko, a nie bojkot referendum.
Zacytuję poprzednika:
"Referendum to kiepski pomysł" – ręce opadają.
bo się całkowicie zgadzam z tym stwierdzeniem. Referendum to zły pomysł bo wyniki mogą być trochę mniej korzystne, niż by się niektórym podobało??? Litości! Referendum to jest najsensowniejsza opcja, żeby jej wynik był powszechnie społecznie zaakceptowany. Tyle, że oczywiście największym wyzwaniem będzie w nim przygotowanie pytań, tego nie może robić samodzielnie partia obecnie rządząca. Dlatego najpierw odzyskanie rządu z łap PiSu, odpolitycznienie mediów publicznych, potem rzetelnie przygotowane referendum, z pytaniami opracowanymi przez grono ekspertów na bazie debaty publicznej.
Ale niektórym widzę, tak samo jak tym z drugiego końca, zależy bardziej na tym, żeby postawić na swoim, niż żeby działać tak jak się powinno w demokratycznym kraju. Szanuję OKO.press, ale tego typu komentarze mnie niestety zniechęcają.
Przegłosujmy w referendum, czy rudym wolno siedzieć w autobusie razem z nami (zaznaczam: nie jestem rudy).
Uważa Pan, że referenda polegają na tym, że ktoś proponuje dowolny idiotyzm, a potem ludzie głosują za? To tak nie działa.
"Za" lub "Przeciw". Są dwie opcje w referendach. Do przeprowadzenia referendum (nawet w Szwajcarii) potrzebna jest pewna liczba głosów.
Dajcie spokój z tym spędem wściekłych macic. O ile powrót do kompromisu jest dobrym pomysłem, o tyle reszta propozycji brzydkiej jak noc Lemperzycy jest nie do przyjęcia. Normalni ludzie nie chcą lewactwa, które to wszędzie gdzie się pojawi stwarza syf i upadek.
To jest dokładnie jak z Sinéad O'Connor. Kobieta się buntuje przeciwko fikcyjnemu "patriarchatowi", atakuje zachodnie wartości, porządek świata, atakuje chrześcijaństwo itd. … A potem przechodzi na Islam lub się z nim identyfikuje. Czego to dowodzi? Ano, że lewackie kobiety gardzą miękkimi facetami, rurkami. Taka baba chce twardej ręki, co dowodzi przykład np. lewackiej propagandystki z Australii, która ożeniła się z Arabem i przyjęła Islam. Teraz nawet bez pozwolenia nie może wyjść z domu hahahahaha
To wszystko kobiety robią zupełnie podświadomie, bo tak skonstruowała je natura. Kobieta podświadomie szuka silnego, stanowczego samca, który na jej agresję psychiczną zareaguje agresją fizyczną. Szuka kogoś kto jej nie ulegnie. Mężczyznę, który pokaże jej, że to on jest silny, a ona słaba i że to on będzie nad nią dominować. Tylko pod opieką takiego mężczyzny poczuje się w stu procentach dobrze, znając swoje miejsce w hierarchii.
Jeśli trafi na pipersa w rurkach, który pójdzie z nią na manifę trzymając jej transparent z napisem "jej brożka, nie moja sprawa", to tak naprawdę podświadomie będzie ona nim gardzić. Kobiety mają bardzo silny mechanizm wyparcia dotykający głęboko ich sfery seksualnej i same nie są tego w pełni świadome.
Dlatego właśnie te radykalne feministki bardzo często po prostu wariują, popadają w choroby psychiczne. Nie potrafią się odnaleźć w świecie, w którym to one dominują. Szukają sobie problemów na siłę i stękają jak mogą i rozczulają się, by tylko ktoś silniejszy przyszedł i te problemy rozwiązał.
Brakuje wciąż badania z pytaniem:
CZY KSIĘŻA KATOLICCY POWINNI DYKTOWAĆ OBOWIĄZUJĄCE W POLSCE PRAWA? (warto by zrobić na ten temat referendum, hi hi!)
Jednośnie, w tym samym czasie, żeby poziom emocji ciemnego ludu był ten sam, zapytać
CZY OBOWIĄZUJĄCE W POLSCE PRAWO POWINNO BYĆ W 100% ZGODNE Z POGLĄDAMI KSIĘŻY KATOLICKICH?
i dla pełnego obrazu trzecią grupę zapytać
CZY PRAWO DOPUSZCZAJĄCE/ZAKAZUJĄCE ABORCJĘ POWINNO BYĆ UZGODNIE Z KSIĘŻMI KATOLICKIMI?
Idę o zakład, ze ciemny lud, odpowiadając na te trzy pytania, sam by sobie zaprzeczył. Na dyktowanie prawa nie zgodziliby się prawie wszyscy, na drugie już by na "tak" odpowiedziała połowa. A na trzecie afirnatywnie pewnie by zareagowała znacząca większość.
W polsce, bez narażania się na masowe protesty, można zlikwidować trójpodział władz i podporządkować sądy partii która o włos wygrała wybory. Wystarczy powiedzieć ciemniakom, ze wprowadza się "społeczną kontrolę nad sądami". Można też twierdzuć, że jednokomórkowa zygota jest człowiekiem. A nawet posiada duszę. (Uwaga: zygotą jest też każdy z nas, aż do śmierci, naturalnej czy nie). Jaki procent Polaków wie mniej więcej co się dzieje między owolucja a zagnieżdżeniem się zygoty w macicy? Jak działa piguła "dzień po"? Jak wygląda "człowiek" w pierszym tygodniu ciąży i czym się różni poronienie spontaniczne od wywołanego farmakologicznie? Jaka część ludzkich zygot na poszczególnych etapach swego rozwoju opuszcza ciało potencjalnej matki i z jakich powodów? Czy tego się uczy w szkole? Taka wiedza na najbardziej świętojebliwych i tak by nie robiła wrażenia, ale przynajmniej część bredni opowiadanych przez księży (w tym na "lekcjach" religii, nie padałaby by na podatny grunt.
Uwagi słuszne, podobnie zresztą jak obserwacja w artykule: odpowiedzi zależą od sposobu sformułowania pytania. Niepotrzebne jest jedynie nazywanie ludzi "ciemniakami", bo tak już jest, że poszczególni ludzie róznie interpretują pojedyncze zdania. Dlatego żeby referenda miały sens, to powinny być głosowaniem za przyjęciem bądź odrzuceniem KONKRETNEGO AKTU PRAWNEGO, a nie kolejną formą sondażu opinii publicznej.
To nie ja nazywam ludzi ciemniakami tylko Jacek "Kura" Kurski. Jakoś jenak trzeba nazywać różne stadia rozwoju ludzkiego intelektu. Można wprowadzić jakąś, np 10' skalę. Puchatkowi dalibyśmy 1', Prosiaczkowi 2', Kłapouchemu koniecznie 10'.
Zadaliście kiedyś pytanie: "A właściwie dlaczego akurat do 12. tygodnia ciąży, a nie 11., czy 13."?
W Belgii próbowano dozwolic aborcję do 16-go tygodnia; nie przeszło… Dlaczego? Szesnastotygodniowy płod już bardzo przypomina noworodka, mimo, że nie czuje. Ja wiem (ze szczegółami) jak wygląda zarodek pod koniec pierwszego trymestru, czyli dwunasty tydzień – bo wtedy poroniłam. Jak ktoś jest wrażliwy – to po obejrzeniu takiego uroczego zarodka – wszystko się w nim będzie burzyło przeciwko "zabijaniu dzieci nienarodzonych". Nawet jeśli na codzień jest zwolennikiem możliwości wyboru i – dajmy na to – ateistą. Wystarczy być miłośnikiem zwierząt. I wtedy, podejrzewam, automatycznie strasznie też jest szkoda takich zarodków i płodów, którym nie dane było doczekać zdolności do przeżycia poza macicą – de facto małych zwierzątek. Przepraszam bardzo za infantylny język.
Zostawmy problem moralny (czy estetyczny) sumieniom kobiet. Niegdyś Zygmunt miał powiedzieć: nie jestem królem sumień. Dziś rządzący zapomnieli tamtej mądrości, albo co bardziej prawdopodobne, z wiedzy szkolnej nie potrafią wyciągać jakichkolwiek samodzielnych wniosków.
"Jak ktoś jest wrażliwy – to po obejrzeniu takiego uroczego zarodka – wszystko się w nim będzie burzyło przeciwko "zabijaniu dzieci nienarodzonych"."
Nie byłbym tak pochopny, żeby na podstawie jednego przypadku, choćby własnego, wyciągać wnioski o wszystkich ludziach. Poronienie to jednak, poronienie, a aborcja, to aborcja. To może zmieniać spojrzenie na 12-tygodnioniowy zarodek.
zarodek=dziecko=człowiek, rzadam kar dla mordercow!!!
Płód niepełnosprawny, z wadami letalnymi, uniemożliwiającymi życie, nie może być wg. mnie nazwany człowiekiem. Jest to istota żywa, która człowiekiem stać się miała, ale nie stała.
Największym mordercą jest Pan Bóg Stworzyciel, bo 2 na 3 zarodki lądują w toalecie/ustępie/wychodku czy pod krzaczkiem. Jest to ludobójstwo tak potworne, że Holocaust umywa się.
Dokończ podstawówkę.
Żądaj tego!
Nie trzeba nawet kary, wystarczy że prawo bez kary nazwie to zabójstwem i polegną do końca życia na wyrzutach sumienia. Nazwijmy to po imieniu w tym niby jeszcze normalnym nieeuropejskim kraju.
Wyniki sondażu są malutkim światełkiem w tunelu, ale jeszcze trochę nam brakuje. Widać to zresztą po komentarzach. Świetny eksperyment z tym, by ktoś wybrał, do którego zdania jest mu najbliżej – to dobrze obrazuje, dlaczego referendum jest niedopuszczalne. Prawa człowieka nie są debatowalne. Żądamy powszechnego dostęp do aborcji.
Referendum nie jest akceptowalne, ale narzucanie własnego zdania innym już tak? Rzeczywiście trochę nam brakuje.
Referendum to jest brutalne narzucanie mniejszościom woli większości. Mów za siebie, gdy mówisz o brakach.
Spróbuję wyjaśnić to tak: referendum, w którym głosują przecież nie tylko ludzie całkowicie przekonani o słuszności swojego stanowiska, zmusza obie strony do debaty. Im konkretniejsza decyzja ma być podjęta, tym bardziej rzeczowa będzie debata. W przypadku gdy decyzję podejmują liderzy partyjni, zasadniczo wystarczy, że obie strony sporu okopią się na swoich stanowiskach. Im bardziej będą nieustępliwi, tym bardziej liderzy partyjni będą musieli się z nimi liczyć w swoich kalkulacjach politycznych. Co więcej, ponieważ kontrowersyjnych tematów jest dużo, a miejsc na scenie politycznej mało, liderzy partyjni tak tymi tematami żonglują, żeby jak najbardziej rozgrzać emocje i przyciągnąć jak najwięcej zwolenników do swojego obozu. Innymi słowy, grają na jak najsilniejsze spolaryzowanie społeczeństwa. Z kolei gdy regularnie organizowane referenda stają się normą, zmniejsza się temperatura sporu i polaryzacja – wzajemna wrogość – w społeczeństwie, bo starcie kompletnych i zamkniętych na argumenty światopoglądów zostaje zastąpione przez podejmowanie konkretnych decyzji w konkretnych – często stosunkowo drobnych – sprawach.
Referenda petryfikują przywileje większości. Taka gimnastyka umysłowa: Gdyby w szlacheckiej Polsce przeprowadzono referendum w sprawie przyznania praw mieszczanom i chłopom, jaki byłby jego wynik? Nie przeczę, że czasami referendum jest korzystnym rozwiązaniem (np. gdy jakieś kontrowersyjne rozwiązanie, mające poparcie w narodzie, spotyka się z ostrą opozycją parlamentarną/populistyczną (przywołam znów czasy szlacheckie, gdy już oczywistym dla większości była szkodliwość liberum veto – referendum niewątpliwie rozwiązałoby ten problem)), ale trzeba być naprawdę ostrożnym.
Przykład, który podajesz, podobnie jak kwestia praw wyborczych kobiet, to nie "petryfikacja przywilejów większości", tylko odmawianie praw politycznych grupom, które tych praw dotychczas nie miały. Jak miałoby się to odnosić do współczesnych społeczeństw, w których nastąpił i nadal trwa proces zgoła odwrotny? W Polsce mamy obecnie w zasadzie tylko dwie grupy ludzi pozbawionych praw politycznych: niepełnoletni i cudzoziemcy, ci drudzy z pewnymi wyjątkami. Możemy wyobrazić sobie głosowanie nad dalszym rozszerzaniem praw politycznych, np. nad nadaniem praw wyborczych od 16 roku życia, ale czy referendum oznaczałoby automatycznie większe szanse zachowania status quo? Niekoniecznie. Pewne jest za to, że politycy rządzącej partii będą przede wszystkim patrzeć na sondaże w tej grupie wiekowej i gdyby zdecydowali się na taki krok, to czysto koniunkturalnie.
Inna rzecz to ograniczanie praw mniejszości – przykład z rudymi. Historycznie rzecz biorąc dotyczyło to głównie mniejszości religijnych, a obecnie możemy mówić przede wszystkim o prawach osób LGBT. Tu można podać kilka przykładów, które wskazują, że niekoniecznie referendum oznacza ograniczanie praw tych osób: Szwajcaria w 2005 roku zaaprobowała w referendum związki partnerskie osób tej samej płci (58% za), a obecnie parlament przegłosował prawo dotyczące małżeństw i referendum raczej się nie odbędzie, bo według sondaży około 80% Szwajacarów popiera taki krok (w Szwajcarii referenda dotyczą albo zmian w konstytucji, albo ewentualnego weta wobec ustaw przyjętych przez parlament). W Irlandii w 2015 roku przyjęto w referendum poprawkę do konstytucji wprowadzającą explicite możliwość zawarcia małżeństwa przez osoby tej samej płci (62% za). Z kolei na Tajwanie sytuacja jest zgoła inna: w 2017 roku tamtejszy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie można zabraniać małżeństw jednopciowych. W 2018 roku odbyło się (na podstawie nowowprowadzonych przepisów) referendum, w którym ok. 70% głosujących opowiedziało się przeciw takim małżeństwom (było kilka pytań dotyczących tej kwestii). Jednak tajwańskie referendum nie oznaczało zmiany wyroku Trybunału Konstytucyjnego i w efekcie jego wynik został zignorowany i prawo dotyczące małżeństw jednopłciowych weszło w życie (to pokazuje przy okazji, że referenda, które nie dotyczą przyjęcia bądź odrzucenia konkretnego prawa, nie mają sensu). Inny przykład to Slowenia, gdzie w 2015 wyborcy opowiedzieli się w referendum przeciw wprowadzeniu małżeństw jednopłciowych (63% przeciw). Czy można z tych sprzecznych przykładów wyciagać wnioski? Może taki: istnieje tendencja do rosnącej akceptacji nadania osobom homoseksualnym tych samych praw co heteroseksualnym, ale aktualnie to poparcie jest na różnym poziomie w różnych krajach. Samo istnienie bądź nieistnienie systemu referendalnego nie oznacza, że prawa mniejszości będą albo nie będą ograniczane.
Czytam uważnie ten sondaż (dane pełen są na samym końcu).
8 proc. badanych jest za "całkowitym zakazem".
20 proc. – za legalną aborcją tylko w przypadku gdyby dziecko miało się urodzin martwe lub umrzeć po urodzeniu.
24 proc. – za legalną aborcją także w przypadku gdy płód jest ciężko upośledzony albo nieuleczalnie chory.
9 proc. – za legalną aborcją także w przypadku gdy kobieta "znajduje się w ciężkich warunkach życiowych lub w trudnej sytuacji".
34 proc. – za legalną aborcją "na żądanie".
Czyli de facto zmieniło się niewiele: zwolennicy aborcji "na żądanie" nadal stanowią ok. 1/3 społeczeństwa.
Reszta z tych "66 proc." o których piszecie to są osoby uzależniające legalną aborcję od sytuacji. Z czego tylko 9 proc. mówi o każdej "trudnej sytuacji" – nawet jeśli dodamy to do tych 34 proc. razem daje to 43 proc.
Cała reszta to ludzie, którzy albo chcą całkowitego zakazu, albo de facto są zwolennikami dotychczasowego kompromisu.
W tej sytuacji mówienie, że "66 proc. badanych popiera prawo kobiety do aborcji do 12. tygodnia ciąży" to po prostu duża nieuczciwość, bo to sugeruje, że te 66 proc. popiera "aborcję na życzenie" do 12. tygodnia.
Brawo. Jak widać nawet przy okazji tak "gorącego" tematu jak aborcja można pokusić się o racjonalną analizę wyników sondażu.
Te "pełne dane" to jest drugie pytanie z róznymi opcjami do wyboru. A 66 procent badanych odpowiedziało twierdząco na pytanie pierwsze, które brzmiało "Czy kobieta powinna mieć prawo do przerwania ciąży do 12 tygodnia jej trwania?"
Asz tyle wyznawców szatana w Polsce? Oczywiście sondaż z pupy, gdybym ja go przeprowadził byłoby 75% przeciw aborcji, uczciwie bo kto jak nie ja jestem uczciwy.
Prawdziwy szatan z piekła rodem nosi czarną kieckę do ziemi i ma brewiarz w ręku. O ile wiemy co roku mniej jest chętnych na tą posadkę, bo ludzie są coraz bardziej światli i wolą widzieć świat z pomocą nauki a nie idiotycznych dogmatów, które nie sposób udowodnić.
Wasze sondaże mówią, że w Polsce 95 % to katolicy i jak to się ma do rzeczywistości kolego? W niektórych seminariach jest więcej nauczycieli niż studentów i to w proporcji 28 do 13 na przykład. I co ty na to? To są fakty.