Policyjne tortury są drastycznym złamaniem zaufania do państwa. Każdy, kto zna ofiarę, albo się o torturach dowiedział, będzie nieufny w relacjach z państwem. Odbudowa zaufania będzie niezwykle trudna — mówi Rafał Kulas, nowy dyrektor Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.
Jarosław Kaczyński 25 stycznia w kuluarach Sejmu mówił dziennikarzom, że Mariusz Kamiński był w więzieniu torturowany – bo sąd nakazał jego przymusowe dokarmianie w drugim tygodniu głodówki protestacyjnej.
Szef PiS zapowiedział skargę do „Unii Europejskiej i Rady Europejskiej”, myląc pojęcia – co pokażemy niżej – i, co gorsza, zupełnie ignorując fakt, że w Polsce, w Biurze RPO działa instytucja specjalizująca się w problemie tortur – Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur.
W czasach, gdy Jarosław Kaczyński miał wpływ na rząd, twardo ignorował rekomendacje tej instytucji jak ograniczać zagrożenie torturami.
A zagrożenie to naprawdę istnieje – tylko nie tam, gdzie doszukuje się go Kaczyński.
Na tę rozmowę OKO.press umawiało się jednak nie z powodu komentarzy Jarosława Kaczyńskiego, ale po to, by dowiedzieć się, jak nasze państwo powinno zareagować na falę przemocy i tortur na policji.
Jak pisaliśmy, wiadomo już o ponad stu przypadkach śmierci w wyniku albo po interwencji policji w ciągu ostatnich pięciu lat.
Eksperci, których OKO.press pytało o systemowe przyczyny tej eksplozji policyjnej przemocy, mówili, że policja stała się niebezpieczna, bo władza polityczna PiS wymontowała bezpieczniki.
Ważna była dyspozycyjność wobec władzy, a nie służba społeczeństwu. Zwierzchnicy nie powstrzymywali policjantów przed nieuzasadnionym użyciem przemocy, nie było też odpowiednich szkoleń.
Kiedy dochodziło do nieszczęścia, system chronił sprawców. Policja chowała dowody, a podporządkowana władzy prokuratura umarzała sprawy.
Kolejna tragedia wydarzyła się w grudniu 2023 roku – w Wołominie zmarł młody człowiek. Rodzinie powiedział przed śmiercią, że był bity na policji. Trwa śledztwo. Jak widać, sama zmiana władzy przemocy nie zatrzymuje.
Co powinno się zrobić? – zapytaliśmy o to Rafała Kulasa, od 25 stycznia nowego szefa Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.
KMPT działa w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich od 15 lat i cały czas wskazuje, że Polska ma systemowy problem z torturami.
Każdy kraj ma problemy z torturami – o ile aktywnie im nie przeciwdziała. Miejscami, którym trzeba się szczególnie uważnie przyglądać, są
Tam nie działa zwykły mechanizm społecznej kontroli.
Policyjna przemoc jest więc elementem przemocy państwa. „Policja jest formacją naprawdę podatną na przeciążenie. Dotyka zła, ma kontakt z najgorszymi rzeczami, które robi człowiek. To budzi naturalne emocje. My też podczas wizytacji, kiedy nam o tym policjanci opowiadają, te emocje odczuwamy. To jest naturalne. Ale czym innym je odczuwać, a czym innym im ulegać. System musi to uwzględniać” – mówi dyrektor Kulas.
Do czasu masowych demonstracji i brutalnych interwencji policji w 2020 roku KMPT zdiagnozował problem:
bicia i tortur na policji nie doświadczali biznesmeni, członkowie grup przestępczych czy osoby zamożne, ale zwykli ludzie, niezamożni ludzie, często za błahe czyny.
Albo za podejrzenie błahych czynów.
“Ludzie zamożni znają swoje prawa, stać ich na adwokatów, wiedzą, że mogą złożyć skargę na czynności policyjne. W gorszej sytuacji są wszyscy ci, którzy tej wiedzy i pieniędzy nie mają. Oni są szczególnie podatni na przemoc i funkcjonariusze są tego świadomi. To rodzi ryzyko.
Obowiązkiem państwa jest zapewnić im ochronę. Niestety nie robi tego skutecznie. Policja wie, że może tu pozwolić sobie na więcej, bo te osoby nie będą upominać o swoje prawa. Powinno je chronić nasze państwo, ale tego nie robi wystarczająco” – mówi Rafał Kulas.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Reagujemy już na opowieści o brutalnym akcjach policji. I to dobrze, bo wcześniej informacje o śmierci na komisariacie nie wzburzały opinii publicznej. Ofiarami padali bowiem „inni” – słabsi, będący pod wpływem alkoholu lub narkotyków, mniej wykształceni, biedniejsi. Dobrą lekcją – jak podkreślała mec. Karolina Gierdal z prawniczego Kolektywu Szpila – były czasy obywatelskich protestów kobiet z 2020 roku. Wtedy okazało się, że oberwać może w zasadzie każdy.
Pora jednak ma lekcję drugą: gwarancją bezpieczeństwa nas wszystkich jest nie tylko wrażliwość policjantów, ale skuteczna prewencja. KMPT tym się zajmuje. Was nie interesuje rozliczenie, znalezienie winnych, kiedy policja nadużyje przemocy. Sprawdzacie, co sprawiło, że do przemocy doszło.
Rafał Kulas, KMPT: Nie tylko. My zapobiegamy. Prewencja to przewidywanie zagrożeń, pokazywanie, gdzie system zawodzi i jakie warunki mogą doprowadzić do poniżenia człowieka.
Chodzi o to, by złe rzeczy na komisariatach i w policyjnych aresztach w ogóle się nie zdarzały. To odróżnia prewencję od następczej reakcji na naruszenia. Oczywiście, jeżeli stwierdzamy przypadki przemocy, przyglądamy się, co zawiodło i co poprawić. Działamy w ramach konwencji ONZ o zakazie tortur.
I dlatego nazwa Waszej instytucji jest taka dziwna. “Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur".
Działamy na podstawie protokołu dodatkowego do konwencji – OPCAT (Optional Protocol to the Convention against Torture and other Cruel, Inhuman or Degrading Treatment or Punishment).
Każde państwo-sygnatariusz zobowiązuje się do powołania krajowej instytucji, której celem jest zapobieganie torturom, okrutnemu i poniżającemu traktowaniu – “National Preventive Mechanism”. Po polsku – Krajowy Mechanizm Prewencji. “T” do naszej nazwy dodaliśmy kilka lat temu, żeby łatwiej było zrozumieć, o co nam chodzi.
To “T” przypomina też, że tortury mogą się zdarzyć również w Polsce i musimy im skutecznie przeciwdziałać.
Postanowienia OPCAT wynikają z wiedzy, że tortury, okrutne i poniżające traktowanie po prostu się zdarzają, o ile nie będzie się im aktywnie zapobiegać.
I my to robimy – wizytujemy te miejsca bez zapowiedzi, sprawdzamy dokumenty, rozmawiamy z ludźmi. Analizujemy przepisy i procedury. A jeśli dojdzie do nieszczęścia, sprawdzamy, czy doprowadziły do tego warunki systemowe.
Chodzi nam o minimalizowanie albo eliminowanie ryzyka tortur i przemocy policyjnej. By człowiek nie był zależny wyłącznie od woli przedstawiciela państwa.
W 2018 roku w ramach takiej prewencyjnej wizytacji na komisariacie w Rykach znaleźliście pobitego człowieka. Pobili go policjanci i nawet się z tym nie kryli. Mówili "to nie jest człowiek”. Mieli z nim na pieńku – sądzili, że zdewastował grób ich kolegi-policjanta. To było dosyć wstrząsające wydarzenie: pojechaliście upewnić się, czy procedury działają, a zobaczyliście na własne oczy, jak dramatyczny mamy w Polsce problem.
Policja jest formacja naprawdę podatną na przeciążenie. Dotyka zła, ma kontakt z najgorszymi rzeczami, które robi człowiek. To budzi naturalne emocje. My też podczas wizytacji, kiedy nam o tym policjanci opowiadają, te emocje odczuwamy. To jest naturalne.
Ale czym innym je odczuwać a czym innym im ulegać. System musi to uwzględniać.
I nie ma co tu wyważać otwartych drzwi. OPCAT to opisuje: skuteczne zapobieganie torturom wymaga edukacji oraz środków legislacyjnych, sądowych, administracyjnych i innych. Wymaga współpracy i wymiany informacji.
Więc nie da się zadekretować, że policjanci mają interweniować bez użycia tortur.
Podstawą działań KMPT i całego systemu OPCAT jest dialog i zaufanie. Musimy wymieniać się doświadczeniami z władzami. My, KMPT i nasz partner z ONZ – SPT (Subcommittee on prevention of torture), zgłaszamy uwagi. Państwo powinno na nie odpowiedzieć.
Jesteśmy trochę jak lekarz, który mówi: zmień styl życia, bo zachorujesz.
To jakie są te minimalne gwarancje zdrowego życia dla państwa? Co ma zrobić, żeby przy zatrzymaniu przez policję i na komisariatach nie dochodzi do tortur, okaleczania ludzi i do przypadków śmierci?
Mówi pani o przypadkach tak drastycznych, że nadzwyczajne działania wydają się niezbędne. Ale recepta jest jedna: trzeba poprawić procedury i trzymać się ich.
Pod warunkiem, że państwo przyjmie wasze uwagi. Możecie wykryć, że czyjeś prawo zostało naruszone, a policja tylko wzruszy ramionami. Tak się działo w ostatnich latach – to wynika z całej korespondencji RPO z policją i MSWiA.
Co mogę powiedzieć? Podstawą skutecznej prewencji jest dialog. System prewencyjny stworzony przez OPCAT działa tylko wtedy, gdy druga strona jest gotowa rozmawiać o ulepszeniach i eliminować potencjalne ryzyko.
To działanie także w interesie policji i zaufania do instytucji państwa
Zatrzymali mnie, zawiadomiłam bliskich, zrozumiałam, w jakiej jestem sytuacji. Co dalej?
Musi mieć pani dostęp do prawnika od momentu zatrzymania. Dziś niestety prawo do prawnika przysługuje pani, dopiero kiedy zostanie pani uznana za podejrzaną. Wcześniej nie, a wtedy też mogą zdarzyć się złe rzeczy.
Ale przecież mogę domagać się prawnika?
Jeśli pani o tym wie i zna swoje prawa, ma telefon do tego prawnika i stać panią na usługę prawną. A powinniśmy doprowadzić do tego, że pomoc prawnika, bezstronnego obserwatora zdarzeń, ma każdy. Po prostu na komisariacie jest lista przygotowana przez samorząd adwokacki, pani wskazuje nazwisko, prawnik się pojawia.
Dokładnie tak to działało w czasie Strajku Kobiet. Kolektyw Szpila rozdawał telefon kontaktowy, prawnicy dyżurowali, byli gotowi do pomocy. Ale policji zdarzało się wywozić osoby zatrzymane do dalekich komisariatów, by prawnik z pomocą nie dotarł na czas.
Gdybyśmy zmienili przepisy, to w takiej sytuacji adwokat musiałby być powiadamiany o miejscu pobytu klienta.
Adwokat od momentu zatrzymania to fundamentalna gwarancja zapobiegawcza.
Chodzi o to, by policja nie mogła działać w szarej strefie, gdzie słowo policjanta staje przeciw słowu zatrzymanego.
Wiemy też dobrze, że złe traktowanie i tortury zdarzają się na samym początku, po zatrzymaniu. Policja się spieszy, może nie mieć dowodów i próbuje je zdobyć. A człowiek w sytuacji stresowej nie ma dostatecznego rozeznania swojej sytuacji, może nie wiedzieć, które słowa mu zaszkodzą, a które pomogą.
Obecność prawnika pomaga też zrównoważyć układ sił między policją a zatrzymanym. Sprzyja też pracy policyjnej i jakości postępowania karnego. Gdy prawnika nie ma, powstaje ryzyko, że policja zachowa się w niewłaściwy sposób. Zwłaszcza gdy jest presja społeczna lub medialna na wykrycie sprawcy. Wtedy policja...
“Dociska”? Więc może zakazać wykonywania czynności prawnych bez adwokata?
Techniczne niuanse zmiany prawa trzeba omówić z policją i samorządami adwokackimi i radcowskimi. One wiedzą, jak i gdzie policja może manipulować przepisami.
Ważny jest też dostęp do lekarza. Dziś przepisy są tak skonstruowane, że badać po przyjęciu na komisariat trzeba kobietę w ciąży i karmiącą piersią, osobę chorą zakaźnie lub z zaburzeniami psychicznymi, nieletniego po spożyciu alkoholu lub innego podobnego środka.
Tymczasem, gdyby każdy zatrzymany był badany przez lekarza, chroniłoby to zarówno policję, jak i osobę zatrzymaną. Łatwiej byłoby ustalić, że na komisariacie nic złego się nie przytrafiło.
Albo odwrotnie, gdyby coś złego się zadziało i człowiek miał obrażenia, to lekarz przeszkolony z Protokołu stambulskiego (podręcznika skutecznego badania i dokumentowania tortur) wiedziałby, jak je opisać. Odnotowałby medyczne dowody przemocy. Opisał stan psychiczny. Mógłby ustalić, czy obrażenia pasują do tego, co mówi mu pacjent.
To mogą być kluczowe dowody w sprawie karnej. A policjanci, wiedząc, że człowiek będzie zbadany, powstrzymywaliby się od robienia krzywdy. To działa też odstraszająco.
Zawsze mogę sobie zrobić sobie obdukcję po wyjściu na wolność?
Można to zrobić. Ale człowiek może przebywać pod nadzorem policji nawet 72 godziny. Po opuszczeniu aresztu policyjnego pewne obrażenia mogą już nie być widoczne.
Są też tortury, które nie zostawiają śladów, tortury psychiczne. Lekarz może udokumentować wszelkie niepokojące obawy, w tym psychiczne. Zapisać oświadczenia pacjenta. Dokonać wstępnej oceny medycznej, zlecić dodatkowe badania.
O tym wszystkim mówi Protokół stambulski. Jeśli człowiek opuszcza komisariat policji, a nie było badania medycznego, trudno udowodnić przekroczenie uprawnień. Pojawiają się wątpliwości co do czasu, kiedy powstały obrażenia. Czy powstały przed zatrzymaniem, czy były efektem stosowanych środków przymusu.
Wątpliwości rodzą ryzyko bezkarności.
Poza tym prywatna obdukcja lekarska sporządzona przez biegłego sądowego z zakresu medycyny sądowej jest płatna. Dla wielu osób może to być istota bariera. System identyfikacji i dokumentowania obrażeń wymaga w tym zakresie zmian
Kolejna rzecz to kamery nasobne.
Rejestrujące sam moment zatrzymania?
W Polsce nie są stosowane powszechnie. Tylko w Warszawie i wybranych jednostkach w kraju. Są włączane tylko na czas interwencji. A przecież lepiej byłoby wiedzieć, co się działo przed. Nie byłoby też sytuacji takich, że policjanci zostali nagle zaatakowani, więc nie włączyli kamerki. I nie ma dowodu na to, co się stało.
Zatrzymanie czy interwencja jest stresujące także dla policjanta. Istnienie nagrania zwróciłoby uwagę policji na technikę pracy. Pozwoliłoby też ocenić, czy policjanci nie potrzebują szkoleń w zakresie komunikacji interpersonalnej, takiej rozmowy z obywatelem, by rozładować konflikt.
Byłem raz na szkoleniu z użycia tasera (paralizatora) przez policję. Organizowało je Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR). Pokazywali, jak policjanci brytyjscy reagują na to, że awanturujący się człowiek nie reaguje na ich polecenia.
Pierwszy policjant cały czas próbuje tego człowieka uspokoić. Rozmawia z nim, próbuje uspokoić. Nie używa środków przymusu. Ale obok stoi policjant z widocznym taserem.
Nie ma tu więc mowy o przyzwoleniu na niewykonanie polecenia policji. To fachowe działanie, które zapobiega eskalacji. Ale policjanci muszą zostać w tym zakresie przeszkoleni. Szkolenia też zapobiegają torturom.
Potrzebne są też nagrania z przesłuchań. To by naprawdę posłużyło policji.
Czyli jeśli mam być przesłuchana z obecności adwokata, to mało?
Nagranie rejestruje nie tylko słowa, ale ton, gesty, czas trwania przesłuchania. Daje więcej niż protokół, bo ten jest tylko literacką interpretacją zdarzeń.
Na nagraniu widać, jak długo trwało przesłuchanie? Czy dostałam wodę? Mogłam pójść do toalety? Czy płakałam?
Do wielu nieszczęść by nie doszło, gdyby policjanci wiedzieli, że są nagrywani także w czasie przesłuchania. Ostatnio Chorwacja wprowadziła taki obowiązek w przypadku osób podejrzanych. I już widać spadek skarg na zachowanie policji.
I to jest stały postulat Rzecznika Praw Obywatelskich: żeby przesłuchanie odbywało się w monitorowanych pokoju przesłuchań, a nie przy biurkach, w wieloosobowym pomieszczeniu.
Europejski Komitet ds. Zapobiegania Torturom (CPT), druga nasza partnerska instytucja, opracowała zresztą kodeks przesłuchań policyjnych. Jak długie mają być, kiedy przerwy, ilu policjantów powinno w tym uczestniczyć.
Komitet opublikował też standardy odnoszące się do prewencji tortur w policji, które powinny zostać wdrożone w państwach Rady Europy. Problem przemocy policyjnej dotyczy bowiem nie tylko Polski.
Najlepiej, by przesłuchania odbywały się w pokojach przesłuchań. Taki pokój pewnie widziała pani na filmach.
Z jednej strony mielibyśmy kamerę, która nagrywa wypowiedź podejrzanego. Monitorowany jest też sam pokój, nawet gdy są przerwy w przesłuchaniu. Wtedy wiadomo, jak zachowują się policjanci, jakie gesty wykonują. Co się dzieje z przesłuchiwanym między sesjami.
Taki monitoring umożliwia też innym osobom obserwację przesłuchania. Policjant nie wie, czy całej czynności nie obserwuje jego przełożony.
Z filmów wiem jednak, że policjanci mogą znaleźć się w dramatycznej sytuacji: oto przestępca wie, gdzie i o której wybuchnie bomba, która może zabić tysiące ludzi. I oni muszą tę informację wydobyć.
Tylko że doświadczenie KMPT pokazuje, że tortury nie zdarzają się w sprawie o bombę, ale w drobnych sprawach kryminalnych.
Pamiętam wyroki za torturowanie ludzi, bo podejrzewano ich o kradzież roweru, krążków od sztangi. Bo próbowano zmusić do przyjęcia mandatu.
Tortury są też sposobem policjantów na odreagowanie frustracji. Nie ma to jednak nic wspólnego z dobrej jakości pracą policyjną i na pewno nie doprowadzi śledczych do prawdy
Dobrej policyjnej pracy nie da się wykonać, torturując człowieka.
Człowiek torturowany przyzna się do wszystkiego. Jak mówił Tomasz Komenda, skazany na 25 lat za zbrodnię, której nie popełnił, “bili mnie tak, że przyznałbym się do zabicia papieża”.
Badania pokazują, że techniki przymusu zakłócają zdolność mózgu do odzyskiwania pamięci i mogą ją uszkodzić. Przesłuchiwany poda fałszywe informacje tylko po to, by zadowolić przesłuchującego. Zatrzymać cierpienie.
Sprzyja to gromadzeniu fałszywych informacji i pomyłek sądowych. A pewnych dowodów po czasie można nie da się zebrać.
Konieczna jest zmiana podejścia i zapoznanie funkcjonariuszy z nowoczesnymi metodami przesłuchań.
Reguły Méndeza?
W 2016 roku Juan E. Méndez, specjalny sprawozdawca ONZ ds. tortur i innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania, przedstawił zgromadzeniu Narodów Zjednoczonych raport tematyczny, w którym wezwał do stworzenia uniwersalnych wytycznych przesłuchać.
Teraz musi Pan wyjaśnić, czym są tortury. Bo chyba nie chodzi po przypalanie rozżarzonymi szczypcami?
Tortury są wtedy, kiedy funkcjonariusz publiczny lub prywatna osoba za przyzwoleniem funkcjonariusza, działa umyślne i zadaje ostry ból lub cierpienie (fizyczne lub psychiczne), w określonym celu.
Tym celem może być między innymi chęć uzyskania informacji, wyznania, ukarania, zastraszenia, wywarcia nacisku. I to nie tylko wobec torturowanego, ale także osoby trzeciej
W dzisiejszym świecie to bicie, przypalanie papierosami, duszenie, skuwanie na wiele godzin, rozebranie do naga, bicie po stopach – bardzo bolesne i nie zostawia śladów.
Wiele tortur nie zostawia śladów...
A Méndez?
Wezwał społeczność międzynarodową do stworzenia wytycznych dotyczących przesłuchań i zbierania informacji. Miały one uwzględniać doświadczenia praktyków i najnowszą wiedzę naukową. Chodziło o to, by przesłuchania były maksymalnie skuteczne a zebrane informacje i dowody wiarygodne.
Powstała grupa robocza, składająca się z praktyków-śledczych, lekarzy, psychologów. I oni przygotowali konkretne wytyczne, reguły Mendeza. Są przeznaczone nie tylko do policji, ale dla wojska, wywiadu, prokuratorów, sędziów. Przedstawicieli tych zawodów, gdzie dochodzi do interakcji, rozmowy w celu zbierania informacji. CIA to nie policja. ABW też nie.
Reguły Mendeza są rewolucyjne. Mówią, że dobre przesłuchanie musi być prowadzone w warunkach komfortowych. Bo to komfort, a nie cierpienie pozwala ustalić fakty.
Człowiek po prostu mówi więcej. A jeśli zrozumie, że źle, nieprecyzyjnie się wyraził albo zagalopował (to ważne w przypadku świadków), to może się poprawić – i nic złego się nie stanie. Przesłuchujący zaś łatwiej wyłapie nieścisłości.
“Skoro pani mówi tak i tak, to jak pani wytłumaczy to, że... “
Nie potrzeba przemocy, sama taktyka w konfrontacji z dowodami pokaże, że człowiek kłamie. Albo zauważymy, że świadek nie jest pewien tego, co widział. Zapobiegamy w ten sposób temu, że do sądu trafia sprawa, która tam trafić nie powinna. Albo co gorsza – dochodzi do niesłusznego skazania.
CPT rekomenduje dwie metodologie przesłuchań. Brytyjski model PEACE i norweski KREATIV.
Obie metody opierają się na podobnych założeniach. Chodzi o budowanie w czasie przesłuchania komfortowych warunków. Dopiero poprzez odpowiednią metodologię, zadawanie pytań i taktyczną prezentację dowodów, uzyskuje się określone zeznanie.
Systemy te pomagają w odtworzeniu przebiegu zdarzeń i wyłapaniu niespójności. Zostały wprowadzone po serii niesłusznych skazań, gdy zaczęto przyglądać się pracy policyjnej. Okazało się, że śledczy nie są dobrze przygotowani do tych czynności.
Dużą rolę odegrało też nagrywanie przesłuchań, bo pokazało braki w taktyce i wyszkoleniu. Warto uczyć się od najlepszych,
No to może wprowadźmy to w polskiej policji?
RPO apelował o wdrożenie tych metod. Apelował też do Komendanta Głównego Policji o opracowanie wytycznych dotyczących sposobu realizacji przesłuchań. Niestety policja nie widzi potrzeby jakiś szerszych działań w tym zakresie.
Z odpowiedzi KGP, jaką otrzymaliśmy w 2021 roku, wynikało, że tylko jeden funkcjonariusz uczestniczył w szkoleniu on-line, na którym była między innymi omawiana brytyjska metoda PEACE.
Trudno uznać to za pełnowymiarowe szkolenie. Moim zdaniem należałoby zorganizować cały cykl szkoleń dla policjantów z zakresu metodologii PEACE lub KREATIV. Nauczyć ich tych metod.
Podejrzewam, że takich szkoleń nie mamy nie dlatego, że polscy policjanci ich nie chcą.
To jest istota problemu. Nasi policjanci pracują w naprawdę trudnych warunkach. Sytuacja kadrowa jest zła. Już przed pandemią wizytowaliśmy jednostki, gdzie w wydziałach dochodzeniowo-śledczych brakowało połowy obsady. Czyli na jednego policjanta przypadało dwa razy więcej spraw, niż powinno.
Byli też komendanci, którzy mówili nam, że część policjantów w ogóle nie nadaje się do tej pracy, ale nie ma ich kim zastąpić.
Tu dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii. Jeśli praca w policji jest atrakcyjna, to jest z kogo wybierać.
Jeśli policja budzi zaufanie, to ma dobre kontakty ze społecznością lokalną. Będzie miała świadków – praca policyjna pójdzie łatwiej.
Dziś zaś człowiek boi się zgłosić, że sąsiad bije dziecko za ścianą. Bo przyjadą i mnie skują. To, co policja wyrabiała w ostatnich latach, skutecznie zrujnowało jej reputację.
Jest jeszcze jedna rzecz, o której nie możemy zapomnieć: skutki tortur. To krzywda konkretnego człowieka i ale i trauma społeczna. Ofiara tortur może potem stosować przemoc w życiu prywatnym, ma kłopoty adaptacyjne, trudności w znalezieniu pracy. To zaś ma skutki dla jego bliskich.
Widziałem pobitego człowieka. W czasie strajków kobiet, kiedy KMPT zorganizował wizyty kontrolne w komisariatach i policyjnych aresztach. Ten człowiek miał całą twarz w siniakach. Płakał. Mówił, że był bity w radiowozie. Leżał na ziemi z rękami skutymi za plecami. Policjanci mieli się z niego śmiać, wyzywać go.
System naprawdę nie chroni obywateli w sposób wystarczający.
Zastosowano wobec niego [Kamińskiego] tortury. My się oczywiście, bo jest taka instytucja w Unii Europejskiej, do niej zwrócimy z oskarżeniem polskich władz o stosowanie tortur, bo decyzja na pewno zapadła na samej górze
Mówi Pan, że to, co się stało, tak łatwo się nie odstanie?
Tortury są drastycznym złamaniem zaufania do państwa i wymiaru sprawiedliwości. Każdy, kto zna ofiarę, albo się o torturach dowiedział, będzie nieufny w relacjach z państwem.
A odbudowa tego zaufania będzie niezwykle trudna. Także ze względu na samą policję.
Kilka lat temu byłem na ogłoszeniu wyroku sądu w sprawie znęcania się przez funkcjonariuszy nad osobami podejrzewanymi o włamanie do sklepu jubilerskiego. Zostali bardzo brutalnie potraktowani, jedna z ofiar popełniła potem samobójstwo.
Zapadł wyrok skazujący. To, co zapadło mi w pamięć, to oczekiwanie na ogłoszenie orzeczenia na korytarzu.
W towarzystwie oskarżonych stali ich koledzy policjanci, w mundurach. Nie dystansowali się od nich.
Co ma sobie pomyśleć w takiej chwili obywatel? Że to oznaka solidarności?
Ta sprawa znajdzie swój finał w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. ETPCz zakomunikował bowiem rządowi sprawę Kryszkiewicz przeciwko Polsce (skarga nr 17912/21).
CPT zwracał już w 2013 roku uwagę Polsce, że „należy propagować kulturę policyjną, która będzie jasno dawać do zrozumienia, że praca i obcowanie z osobami uciekającymi się do [różnych form] niewłaściwego traktowania powinny być postrzegane jako brak profesjonalizmu. (...). Musi być jasne dla wszystkich, że odpowiedzialność za niewłaściwe traktowanie ponoszą nie tylko faktyczni sprawcy, lecz wszyscy, którzy wiedzieli lub powinni byli wiedzieć, że takie traktowanie ma miejsce i mimo to nie podjęli żadnych kroków”.
Rozumiem, że ci koledzy-policjanci odpowiadali z art. 246 KK (o karze za wymuszanie zeznań m.in. przemocą). W sumie – w opinii policjantów – za pewne niedociągnięcie profesjonalne, nadużycie, a nie za coś tak strasznego, że należałoby się od nich odciąć. Polskie prawo karne nie zna przestępstwa tortur.
Przestępstwo tortur powinno być odrębnym przestępstwem.
Art. 246 przewiduje karę od roku do dziesięciu. Tortury powinny być zbrodnią, zagrożoną karą pozbawienia wolności adekwatną do wagi tego przestępstwa.
Standardy międzynarodowe mówią, że
kara za tortury powinna wynosić minimum 6 lat pozbawienia wolności. To powinna być zbrodnia w kodeksie karnym.
I to przestępstwo nie powinno podlegać przedawnieniu. Przecież nie da się go porównać np. z rozbojem.
W przypadku tortur człowiek jest we władzy państwa, funkcjonariusz torturując wykorzystuje narzędzia, które mu dało państwo. Krzywda dzieje się w imieniu państwa.
Dlatego potrzebny jest nam przepis chroniący i godność człowieka, i wizerunek państwa. Dający szansę na przywrócenie zaufanie do organów państwa, bo to zaufanie przestaje istnieć w momencie tortur.
Ministerstwo Sprawiedliwości pod kierownictwem Zbigniewa Ziobry na wszystkie wystąpienia Rzecznika Praw Obywatelskich w tej sprawie odpowiadało, że osobny przepis o torturach nie jest potrzebny. Zakaz tortur wynika z innych przepisów.
Tu nie tyle chodzi o to, co jest zakazane, ale o wartości ważne dla państwa. Wprowadzenie przestępstwa tortur miałoby też znaczenie symboliczne. Pokazałoby funkcjonariuszom, że państwo dystansuje się od takich zachowań i będzie na nie odpowiednio reagować. To też wyraz nadania priorytetu walki z tym zjawiskiem
O tym, żeby wprowadzić przestępstwo tortur, bo to będzie miało znaczenie prewencyjne, od lat mówi KMPT, ONZ-owski Komitet Przeciwko Torturom i Podkomitet ONZ ds. Prewencji Tortur (SPT). Więc dlaczego tego nie zrobić?
Jaka jest skala problemu?
Interwencji policji jest bardzo, bardzo dużo. Jednak każdy przypadek zgonu w wyniku interwencji policji jest dramatem. Statystyką nie możemy się zasłonić.
Belgowie stworzyli osobną, niezależną od władzy wykonawczej a podległą tylko parlamentowi, instytucję od analizowania skarg na policję. Nie w celu karania, ale w celu wykrywania systemowych źródeł przemocy. Nazywa się to Komitet P.
To ciekawe rozwiązanie, na pewno warte rozważenia. Komitet P analizuje wykonywanie usług policyjnych. To zewnętrzny audyt i rekomendacje dla parlamentu.
Są też inne rozwiązania. W Irlandii Północnej jest ombudsman ds. policji, w Anglii i Walii – Inspektorat Policji, Straży Pożarnej i Ratownictwa Jego Królewskiej Mości, w Nowej Zelandii – IPCA (Independent Police Conduct Authority) – niezależny organ badania postępowania policji,
One monitorują usługi policyjne, robią audyt procesów zachodzących w policji, sprawdzają, jak policjanci są przygotowani do przeciwdziałania zorganizowanej przestępczości, do prowadzenia spraw zaginięć, do transportowania osób pozbawionych wolności itd.
Te instytucje stanowią dodatkowy element zabezpieczający. Policja w tych krajach ma bowiem także audyty wewnętrzne.
Po czym mogłabym poznać, że nasze państwo zaczyna brać się za problem poważnie?
Zmiana praktyk policyjnych zaczyna się od silnego komunikatu kierownictwa, że coś nie jest dopuszczalne. I to nie tylko dotyczy sprawców należących do policji, ale i tych, którzy ich działania widzieli i nie zareagowali.
Oczekujemy takiego komunikatu.
Ważny jest też skuteczny nadzór wewnętrzny i postępowania dyscyplinarne. Po protestach 2020 roku mieliśmy masowe wyroki sądów stwierdzające nielegalność policyjnych zatrzymań.
Postępowań dyscyplinarnych jednak nie było, a to jest wyraźny znak przyzwolenia na przemoc
– nawet jeśli nie było takich intencji.
Dobrze byłoby wprowadzić znaki identyfikacyjne funkcjonariuszy. Policja zapowiedziała uregulowanie kwestii zasłaniania twarzy przez policjantów. To dobrze. Jednak z doniesień medialnych wynika, że kominiarki i kominy będą nadal mogli stosować m.in. policjanci z pododdziałów zwartych (interweniujących przy masowym naruszaniu porządku) i kontrterroryści.
A to już sprzyja anonimowości i bezkarności, gdy nie ma indywidualnych oznaczeń identyfikacyjnych. Mówimy o grupach policjantów, gdzie ryzyko poniżającego traktowania jest bardzo wysokie
Niedawno analizowałem postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa dotyczącego interwencji policji na stacji PKP Stadion 11 listopada 2020 roku.
Policjanci zaatakowali niewinne osoby, w tym dziennikarzy. Bili pałkami, używali miotaczy gazu, zrobili „ścieżkę zdrowia”. Prokurator ustalił, że osoby, które doświadczyły przemocy, były niewinnymi gapiami. Nie było podstaw do interwencji.
W wystąpieniu do MSWiA Rzecznik Praw Obywatelskich przytacza cytaty z postanowienia prokuratora, które mówią o przebiegu tych zdarzeń.
Prokurator ustalił wprawdzie numery identyfikacyjne na kaskach, ale oznaczenia te wskazywały jedynie numer kompanii, pluton oraz drużynę. Co najmniej kilku funkcjonariuszy miało te same numery. Nie dało się ich zidentyfikować. Tymczasem taki pododdział zwarty z pałkami działa pod dowództwem.
Jeśli dochodzi do masowej przemocy – jak w tej sprawie – to na czyjeś polecenie. I tego nie udało się ustalić!
A czy oznaczanie policjantów w sposób umożliwiający ich identyfikację jest dla nich bezpieczne?
O sposobie identyfikacji funkcjonariusza można rozmawiać. Ale taki system jest np. w Hiszpanii i Niemczech. Hiszpanie ostatnio dyskutowali, że numery na plecach i na kaskach policjantów nie są dostatecznie wyraźne z większej odległości.
W Niemczech policjanci noszą na mundurach dodatkowe oznaczenia indywidualne. I nie są to policjanci pododdziałów zwartych. To jest mechanizm prewencyjny.
Jeśli policjant wie, że nie pozostanie anonimowy, pewnych rzeczy nie zrobi.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze