0:000:00

0:00

Prawa autorskie: fot. AFPfot. AFP

„Talibowie nie są zainteresowani postępem i cywilizacją. Gdyby tak było, niepotrzebna by była cała ta wojna. Już dawno temu wydalibyśmy Osamę bin Ladena [Amerykanom] i pozwolilibyśmy kobietom być wolnymi, tak jak się tego teraz domagają”.

Ta rozbrajająco szczera deklaracja pochodzi z ostatnio opublikowanego nagrania mułły Nedy Mohammada Nadima, ministra szkolnictwa wyższego w rządzie afgańskich talibów. Jeszcze chyba żaden z talibskich urzędników tak wprost nie przyznał się publicznie do tego, że reprezentuje siły reakcji, która za nic ma rozwój afgańskiego społeczeństwa.

Na zdjęciu: uczennica szkoły podstawowej w Kandaharze, 1 stycznia 2023 roku.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

Wykładowcy (i wykładowczynie) uciekają

Kiedy półtora roku temu talibowie przejmowali władzę w Afganistanie, próbowali udawać, że zmienili się od czasu, kiedy w 2001 roku ich pierwszy rząd obalili Amerykanie. Jeden z ówczesnych rzeczników ruchu Suhil Szahin, biegły w angielskim i nawykły do dyplomatycznych kontaktów (był też rzecznikiem talibów w czasie negocjacji pokojowych w katarskiej Dausze) jeszcze w sierpniu 2021 roku obiecał, że „szkoły pozostaną otwarte, a dziewczynki i kobiety będą tam chodzić, jako uczennice i nauczycielki”.

Jednak po kilku tygodniach od obalenia Islamskiej Republiki talibowie opublikowali dekret o ponownym otwarciu szkół i do tych ponad podstawowych zaprosili tylko chłopców. Ale jednocześnie uniwersytety działały nadal, choć ich funkcjonowanie zostało mocno zaburzone. Niektóre straciły finansowanie, brakowało kadry, bo wielu akademickich wykładowców i wykładowczyń wyjechało z Afganistanu. Decydowali się na los uchodźców w obawie o własne bezpieczeństwo, a ich kapitał społeczny i kulturowy ułatwił im emigrację.

Jak podaje Radio Ozodi, na przykład uniwersytet w Heracie stracił 70 proc. pracowników naukowych.

Na dodatek talibowie zakazali koedukacyjnych wykładów. Gdyby zorganizowanie osobnych zajęć dla każdej płci okazało się niemożliwe, studentki miały siedzieć oddzielone kotarą od studentów. Kobietom zabroniono też studiów na niektórych kierunkach (m.in. inżynieria, dziennikarstwo).

Uniwersytety zamknięte dla kobiet

Mimo wszystko, zarówno jesienią 2021 roku, jak i jesienią 2022 roku, dopuszczono kobiety do egzaminu wstępnego na wyższe uczelnie, tak zwanego Kankoru. Za każdym razem, pomimo niemożności uczęszczania do szkół średnich, przystąpiły do niego tysiące kobiet. W 2021 roku kobieta – Selgoi Boron – uzyskała nawet najlepszy wynik wśród zdających. Nie było to zresztą zaskoczeniem. Jeszcze za poprzednich rządów dziewczyny zawsze plasowały się w ścisłej czołówce zdających i często wygrywały Kankor.

W 2022 roku kobiet nie było już wśród 10 najlepszych wyników egzaminu, ale wciąż pozwolono im studiować. Wyniki Kankoru opublikowano na początku listopada. W grudniu studentki, tak samo jak studenci z wyższych roczników szykowali się do sesji przed przerwą zimową.

I wtedy właśnie, 20 grudnia, Neda Mohammad Nadim ogłosił, że koniec ze studiami dla kobiet. Następnego dnia talibskie służby nie pozwoliły już studentkom wejść na uczelnie. Wiele z kobiet zostało zatrzymanych na ostatniej prostej. Do zdobycia dyplomu brakło im tylko egzaminów końcowych, które lada dzień miały się zacząć.

To cios nie tylko w same uczące się, także w ich rodziny. Afganistan jest biednym krajem. Studia jednego członka rodziny to często wyrzeczenie dla całej reszty. Wiele oszczędności życia zostało wydanych, by zapewnić edukację dzieciom, a przez to dać szanse na lepszą pracę. Te marzenia talibski ukaz pogrzebał w jeden dzień.

Przeczytaj także:

Edukacyjny awans kobiet

W ciągu 20 lat istnienia Islamskiej Republiki Afganistanu liczba kobiet z wyższym wykształceniem wzrosła 20-krotnie. Studentki w ostatnich latach republiki stanowiły, w zależności od regionu, od 30 do nawet ponad 50 proc. studiujących. Edukacja, a zwłaszcza edukacja dziewcząt i kobiet, mogą być zaliczone do niewątpliwych sukcesów prozachodniego rządu, któremu na innych polach można faktycznie wiele zarzucić. Jego krytycy oburzali się, że w ostatnich latach do szkół chodziło „tylko” około 30-40 proc. dziewczynek, a analfabetyzm wśród kobiet nadal przekraczał 60 proc. Gdy się jednak porówna to z sytuacją sprzed amerykańskiej inwazji, wynik jest imponujący.

W 2001 roku, kiedy upadał pierwszy rząd talibów, kobiety w Afganistanie mogły pracować jedynie jako lekarki,

wszystkie inne zawody były dla nich formalnie zakazane. Analfabetyzm wśród kobiet wynosił około 90 proc. i poza nielicznym wyjątkami w kilku dystryktach, takich jak np. Dżaghori w prowincji Ghazni, nie działały żadne placówki edukacyjne dla kobiet.

Talibowie gotują żabę

To, że swoje obecne drakońskie zarządzenia talibowie wprowadzają stopniowo, udając, przynajmniej na ogół, że ich celem nie jest ostatecznie i nieodwracalne zamkniecie kobiet w domach, wynika z dwóch rzeczy. Pierwszą są skrupuły wobec światowej opinii publicznej, od której zależy napływ zagranicznych pieniędzy, bez których tak rząd, jak i zwykli Afgańczycy, po prostu by nie przeżyli. Drugą - opór, jaki dyskryminacji stawiają same Afganki.

Podejmowane przez rząd talibów często absurdalne decyzje, czy wzajemnie sprzeczne oświadczenia wynikają z tego, że wśród nich samych brakuje jedności, tak co do przesłanek ideologicznych, jak i sposobu prowadzenia polityki informacyjnej. W rezultacie tego chaosu, w marcu 2022 roku szumnie ogłoszono otwarcie szkół średnich dla dziewcząt, po czym poinformowano o ich zamknięciu zanim końca dobiegła pierwsza lekcja.

Nadim w grudniu 2022 roku oznajmił, że talibowie uniwersytetów dla kobiet nie otworzą ponownie, choćby na Afganistan miała spaść bomba atomowa. W tym samym czasie kilku innych talibskich urzędników, nawet z jego własnego ministerstwa, zapewniało, że zamkniecie jest czasowe i uczelnie znów staną się dostępne dla kobiet, jak tylko program nauczania zostanie dostosowany do wymogów islamu.

Praca nie dla kobiet

Podobnie jak z edukacją sprawa ma się z pracą dla kobiet. Po wejściu do Kabulu talibowie zapewniali zachodnich dziennikarzy, że kobiety nadal będą mogły pracować. Jednocześnie do pracowniczek ministerstw i innych urzędów (kobiety stanowiły nawet do 30 proc. kadry urzędniczej w Afganistanie) wysyłano informacje, żeby na swoje miejsca pracy wysyłały męskich krewnych. Żadna z kilkunastu moich afgańskich rozmówczyń, które przed 15 sierpnia 2021 roku pracowały dla rządu, nie odzyskała swojego stanowiska.

Pracę straciło także wiele nauczycielek i te nieliczne z wykładowczyń akademickich, które zostały w kraju.

W sektorze prywatnym talibowie teoretycznie nie wprowadzili ograniczeń, ale aktywność zawodową utrudniły kobietom ich inne zarządzenia: zakaz podróżowania bez męskiego opiekuna, wymóg nie tylko hidżabu (czyli skromnego muzułmańskiego stroju, w praktyce sprowadzający się do chustki na głowie, zasłoniętych kończyn oraz luźnego żakietu), który choć niepisany, obowiązywał także za Islamskiej Republiki, ale także zasłaniania twarzy.

W rezultacie kobiety straciły nie tylko pracę na państwowych posadach, ale też miały ograniczoną możliwość prowadzenia własnych interesów.

Długo ich jedynym azylem były niosące pomoc humanitarną NGO-sy.

Tam kobiety były po prostu niezbędne, tylko one mogły dotrzeć do potrzebujących pomocy innych kobiet i dlatego stanowiły średnio około jednej trzeciej pracowników.

Odcięte od pomagania i pomocy

Talibowie jednak i w ten czuły punkt postanowili uderzyć. Równo cztery dni po zakazie studiowania, gdy zachodni świat szykował się do wigilii Bożego Narodzenia, minister gospodarki Kari Din Mohammad Hanif ogłosił, że kobiety nie mogą pracować w organizacjach pomocowych. Jako pretekst podał rzekomo liczne skargi na to, że ich pracowniczki nie przestrzegają zarządzonego przez talibów dress code’u, co wydaje się wyjątkowym absurdem.

Jeszcze przed przejęciem władzy przez talibów organizacje świadczące pomoc humanitarną przywiązywały ogromną wagę do tego, by pracujące tam kobiety ubierały się zgodnie z najbardziej konserwatywnymi wymogami. Na wyjazdy na prowincję woziło się burki w czasach, gdy ich noszenie wcale nie było obowiązkowe. A w afgańskich miastach jedynymi kobietami je przywdziewającymi były miejskie żebraczki.

Tę decyzję talibów oprotestowały najważniejsze organizacje świadczące pomoc w Afganistanie, z ONZ, International Rescue Committee, Norwegian Refugee Council, Save the Children, czy Islamic Relief włącznie. Rozmowy między organizacjami i talibami trwają, ale na razie nic nie wskazuje na to, by zakaz został cofnięty.

Talibowie nie tylko pozbawili pracy i dochodu tysiące kobiet zatrudnionych w NGO-sach, ale także odcięli zatrudniającym je organizacjom bezpośredni dostęp do najbardziej potrzebujących, którymi także są kobiety. W konserwatywnym Afganistanie, na obszarach wiejskich, męski pracownik organizacji rzadko kiedy jest dopuszczony do bezpośredniej rozmowy z kobietami. A tylko tak można wysondować rzeczywiste potrzeby lokalnych społeczności.

Kobietom wstęp wzbroniony

Sohailo Mughol, jak miliony afgańskich kobiet, na własnej skórze doświadczyła okrutnych skutków wszystkich talibskich zakazów. Jest absolwentką nauk społecznych na Uniwersytecie Balchu (Mazar-e Szarif). Skończyła studia w 2014 roku. Potem przez wiele lat pracowała dla różnych działających w Afganistanie organizacjach pozarządowych. Bywała też nauczycielką, prowadziła badania.

Kiedy talibowie przejęli władzę, była zaangażowana w projekt dotyczący praw kobiet w organizacji Moore Afghanistan. Niestety, ze względu na wprowadzone przez nowy rząd restrykcje, projekt nie mógł być kontynuowany. Sohailo została nauczycielką-wolontariuszką w prywatnej szkole. Uczyła w klasach 1-6, do których chodziły też dziewczynki. Jednak i to zajęcie jej odebrano. Z końcem grudnia, tuż przed zimowymi feriami, szkoła dostała zakaz prowadzenia lekcji przez kobiety.

Szkoła, w której uczyła Sohailo nadał działa. Ale dla wielu placówek taki zakaz łączy się z koniecznością wstrzymania zajęć. Nie mają wystarczającej liczby nauczycieli mężczyzn do prowadzenia lekcji.

Formalnie edukacja dziewcząt na poziomie podstawowym jest dozwolona, ale za talibów wiele prywatnych szkół przestało działać. Właściciele części z nich, nie mogąc kształcić dziewczynek na wyższym poziomie, doświadczając braków kadrowych i problemów z finansowaniem nie wytrzymują presji i bankrutują lub zwijają interes, by minimalizować starty.

Żeby czymś się zająć, Sohailo zapisała się na kurs przygotowawczy do egzaminu TOEFL z angielskiego. Kurs opłacał bogaty Afgańczyk, filantrop, który w ten sposób pomaga wielu rodakom w trudnej sytuacji finansowej.

– Kiedy w grudniu talibowie wprowadzili zakaz studiowania dla kobiet, okazało się, że obejmuje on też tego typu kursy – opowiedziała mi. – Już po ogłoszeniu ich decyzji, ja i inne studentki przyszłyśmy jak zawsze na zajęcia. Nie wpuszczono nas nawet do środka. Już nigdzie nie mogę pójść. Do szkoły, do parku, na siłownię, wszędzie kobietom talibowie zakazali wstępu.

Teraz prawie nie wychodzę z domu, na ulicach jest coraz mniej kobiet.

Nawet na bazarach, gdzie kiedyś było sporo sklepów i stoisk prowadzonych przez kobiety, widać samych mężczyzn.

Straszna bezczynność

Sohailo mieszka w Kabulu. Z mamą i bratem, który już założył własną rodzinę i obecnie jest jedynym żywicielem całej ich gromadki. Kiedyś wynajmowali dom w Daszte Barczi, hazarskiej dzielnicy na zachodzie miasta. Teraz musieli przenieść się do tańszego lokum w Korte Se.

– Najgorsze jest chyba to, że dawniej miałam własne pieniądze, mogłam się utrzymać, byłam samodzielna. Jak coś było mi potrzebne, kupowałam to – mówiła mi. – Dziś muszę o wszystko prosić brata. To bardzo krepujące, źle się z tym czuję.

W podobnej sytuacji jak Sohailo są setki tysięcy kobiet w Afganistanie. Wiele z tych, które za Islamskiej Republiki doświadczyło emancypacji – zdobyły wykształcenie, pracę, a dzięki zarabianym pieniądzom niezależność, dziś z powrotem zależy w stu procentach od rodziny. Mnóstwo z nich musiało opuścić duże miasta, gdzie dłużej bez pracy i perspektyw nie mogły się utrzymać. Wróciły na wieś, do swoich rodzinnych miejscowości, z których wiele lat temu z takim trudem udało im się wyrwać.

– Straszna jest ta bezczynność. Próbuję czytać, ale nie jestem w stanie się skupić. Co otwieram jakąś książkę, natychmiast do głowy napływają mi myśli o mojej przyszłości. Co ze mną będzie, zastanawiam się. Zewsząd napływają tylko złe wiadomości. Talibowie mnożą kolejne zakazy, aż strach włączyć telewizor czy zajrzeć na media społecznościowe. Jak można połowę społeczeństwa pozbawić najbardziej podstawowych praw? – głos Sohailo się załamał. W słuchawce telefonu usłyszałam jej cichy, nerwowy płacz. Po chwili wróciła do mnie: – Przepraszam, nie mogę o tym mówić, nie jestem w stanie tego znieść. Tracę nadzieję.

„Kobieta, życie, wolność”

Mimo to Sohailo wciąż próbuje coś robić. Należy do stowarzyszenia Pen Path, które w Afganistanie zajmuje się walką o podstawowe prawa, takie jak edukacja i równość płci. Stowarzyszenie wciąż organizuje protesty, apeluje do światowej opinii publicznej.

Kilka dni temu zrobili dużą akcję informacyjną. Sohailo też brała w niej udział. Do domu, który wynajmuje jeden z członków stowarzyszenia, zaprosili aktywistów i aktywistki oraz kilkoro zagranicznych dziennikarzy, głównie niemieckich. Opowiadali im o trudnej sytuacji afgańskich kobiet. Fotografowali się z hasłami, takimi jak „edukacja dla wszystkich”, czy zaczerpnięte od irańskich demonstrantów „Kobieta, życie, wolność”.

Wiele protestów w Afganistanie teraz tak wygląda. Otwarta konfrontacja z talibami jest bardzo niebezpieczna. Kobiety, które odważały się protestować normalnie, na ulicach, a takich też nie brakuje, były bite i obrażane przez talibów, czasem aresztowane.

Afganki wychodzą na dachy

Po zakazie studiowania dla kobiet do protestów dołączyło wielu mężczyzn. Nawet na uczelniach w najbardziej konserwatywnych regionach kraju, jak Kandahar czy Helmand, studenci przeprowadzili akcje solidarności z koleżankami. Wielu przypłaciło to ciężkim pobiciem.

Wiralem w afgańskich mediach społecznościowych stał się protest jednego z wykładowców akademickich i założyciela prywatnego uniwersytetu Ismaila Maszala. Zaproszony do studia Tolo TV, w czasie prowadzonej na żywo rozmowy, podarł swoje dyplomy tłumacząc, że więcej ich nie potrzebuje, bo Afganistan nie jest przyjaznym krajem dla ludzi wykształconych. – Po co mi te wszystkie papiery w czasie, kiedy ani moja matka, ani moja siostra nie mogą studiować? - krzyczał wyraźnie poruszony mężczyzna na wizji.

Afgańskie społeczeństwo nie może przeboleć ciosów zadawanych mu przez reżim talibów.

Każdego wieczora Afganki w różnych miejscowościach kraju wychodzą na dachy swoich domów i krzyczą Allahu Akbar – Bóg jest wielki.

To bardzo stara i bogata w znaczenia forma protestu. Rozpowszechniała się w czasie ostatnich lat reżimu szacha w Iranie. Później praktykowali ją Irańczycy, protestującym przeciw okrucieństwom teokratycznej Islamskiej Republiki Iranu. Demonstrujące tak dziś Afganki mają pełną świadomość, że ich protesty wpisują się w długą historię walki muzułmańskich społeczeństw z zabobonem i zacofaniem, które nieraz przyjmują twarz islamskiego fundamentalizmu.

Talibowie podają się za jedynych prawdziwych obrońców wiary. Tymczasem ich ostatnie decyzje – zakazanie kobietom studiów i pracy w organizacjach pomocowych – potępiły nawet najbardziej konserwatywne muzułmańskie rządy, z Katarem, Turcją i Arabią Saudyjską na czele.

W żadnym innym kraju na świecie nie odmawia się kobietom prawa do edukacji w imię islamu.

Zaprzepaszczone reformy Amanullaha

Rządy talibów to rządy reakcji. O ministrze szkolnictwa wyższego afgański komentator i analityk Ismat Kane, mieszkający teraz poza Afganistanem, powiedział, że ten „nie ma pojęcia ani o religii ani o kulturze afgańskiej. Nie wie też nic o potrzebach afgańskiego społeczeństwa i kraju. Wychował się i mieszkał w pakistańskiej Kwecie i jedynym jego atutem jest zaufanie mułły Hebatullaha Achundzody [przywódcy talibów i premiera tamtejszego rządu]”.

Wspomniany minister, Neda Mohammad Nadim, w tym samym filmiku, w którym przyznał, że talibowie nie chcą postępu i cywilizacji, oznajmił, że edukacja kobiet to jest zachodni wymysł, który został sprowadzony do Afganistanu za czasów szacha Amanullaha.

Amanullah był wielkim afgańskim reformatorem, zwolennikiem modernizacji. Rządził Afganistanem w latach 1919-1929. W tym czasie wprowadził w kraju szkoły dla dziewcząt, ustanowił konstytucję, dającą kobietom prawa wyborcze, ograniczył poligamię. Jednocześnie był ojcem afgańskiej niezależności. Na samym początku swoich rządów pozbył się brytyjskiego protektoratu. Za rządów Aszrafa Ghaniego, prezydenta Islamskiej Republiki Afganistanu, Amanullah był bohaterem narodowym. Jego portrety zdobiły afgańskie lotniska i ulice, a setna rocznica jego wstąpienia na tron, w 2019 roku była fetowana przez wiele dni.

Szach Amanullah, mimo swoich licznych zasług w popularyzacji praw kobiet, nie był jednak popularnym władcą. Wielu Afgańczyków uważało, że na jego reformach korzystają tylko najbardziej uprzywilejowani, a finansują je chłopi z horrendalnie podniesionych przez władcę podatków. Miał też przeciwników wśród konserwatywnych muzułmańskich uczonych i części arystokracji. Został obalony przez siły reakcji, a wprowadzone przez niego liberalne zmiany cofnięto.

Czy minister umie czytać?

Analogie pomiędzy rokiem 1929 a 2021 w Afganistanie są aż nadto oczywiste. Talibowie, którzy po 20 latach wrócili do władzy, robią wszystko by wymazać skutki reform poprzednich rządów. Ich przywódcy wywodzą się z plemiennego środowiska konserwatywnych mułłów, którzy za nic mają takie wartości jak wykształcenie. A z własnej zaściankowości robią cnotę.

Obecny minister oświaty Afganistanu maulałi (tytuł religijny) Habibullah Ogho wcześniej był szefem rady ulemów (muzułmańskich uczonych) w Kandaharze. W czasie pierwszych rządów talibów był sędzią sądu religijnego. Poza bardzo podstawowym religijnym, nie ma żadnego formalnego wykształcenia. Krążą nawet plotki, że jest analfabetą.

Dla takich ludzi wykształcone, niezależne kobiety to zło i źródło wszelkiego zepsucia.

Zrobią wszystko, by się ich pozbyć. Bo, jak powiedziała jedna z kobiet, protestujących przeciwko zakazowi studiowania dla kobiet i nagranych przez Radio Free Europe, doskonale wiedzą, że wykształcona kobieta nigdy nie wychowa dzieci, które będą ich zwolennikami.

Dla talibów wyeliminowanie kobiet z systemu edukacji i z rynku pracy oraz zamkniecie ich w domach, bez pieniędzy i jakichkolwiek praw, jest na dłuższą metę kwestią ich własnego być albo nie być. Tylko tak będą w stanie utrzymać się u władzy.

;

Udostępnij:

Ludwika Włodek

Dziennikarka, socjolożka, adiunktka w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego, autorka m.in. zbioru reportaży z Azji Środkowej „Wystarczy przejść przez rzekę" i „Buntowniczek z Afganistanu" (WAB 2022).

Komentarze