Trudno zrozumieć wiele posunięć amerykańskiej administracji. Ale to wydaje się wyjątkowo okrutne i głupie: Ameryka „utylizuje” jedzenie i leki dla potrzebujących. Za pieniądze własnych podatników
„Pięć miesięcy po bezprecedensowym demontażu programów pomocy zagranicznej administracja Trumpa wydała rozkaz spalenia żywności zamiast przekazania jej potrzebującym za granicą” – napisała kilka tygodni temu Hana Kiros na łamach „The Atlantic”.
I dalej: „Prawie 500 ton żywności ratunkowej, wystarczającej do wyżywienia przez tydzień ok. 1,5 mln dzieci, ma jutro [15 lipca 2025 r.] stracić ważność. W ciągu kilku tygodni żywność przeznaczona dla dzieci w Afganistanie i Pakistanie zamieni się w popiół”.
Ten szalony, niezrozumiały ruch jest konsekwencją wstrzymania niemal całej dotychczasowej pomocy humanitarnej, jakiej od lat udzielały Stany Zjednoczone.
Była to jedna z pierwszych decyzji Donalda Trumpa po objęciu urzędu prezydenta w styczniu 2025 r. Gros tej pomocy szło poprzez Amerykańską Agencję ds. Rozwoju Międzynarodowego, w skrócie USAID. Nowa administracja wzięła pod lupę wszystkie dotychczasowe programy USAID (było ich 5341). Po audycie utrzymano zaledwie 898 z nich.
Pod koniec prezydentury Joe Bidena USAID zakupiła za ok. 800 tys. dolarów wysokokaloryczne herbatniki. Herbatniki te, jak pisze „The Atlantic”, zawierające skoncentrowane składniki odżywcze, są środkiem awaryjnym, wykorzystywanym często w sytuacjach, gdy ludzie tracili domy w wyniku klęski żywiołowej albo uciekali przed wojną szybciej, niż organizacje pomocowe mogły uruchomić kuchnie polowe.
Żywność ta była przechowywana w magazynie w Dubaju i miała w tym roku trafić do dzieci.
Po drastycznym ograniczeniu działalności USAID, po zwolnieniu większości pracowników agencji, niektórzy spośród pozostałych wielokrotnie słali prośby do swoich nowopowołanych szefów o przekazanie herbatników ONZ-owskiemu Światowemu Programowi Żywnościowemu [World Food Programme], zanim stracą one przydatność.
Na próżno. Prośby te pozostały bez odpowiedzi. Nie wiadomo, czy w ogóle trafiły do adresatów.
W maju 2025 r. sekretarz stanu Marco Rubio zapewniał przedstawicieli Izby Reprezentantów, że dopilnuje, by żywność dotarła w porę do odbiorców. Tymczasem już w tym czasie został wydany rozkaz spalenia herbatników — pisze Hana Kiros.
W kwietniu 2025 r. rząd USA zastopował całą pomoc humanitarną dla Afganistanu i Jemenu, argumentując, że dostarczanie tam żywności oznacza ryzyko wspierania terrorystów.
Jeśli jednak administracja nie zamierzała wysyłać herbatników do pierwotnie wyznaczonych krajów, z pewnością mogłoby skorzystać inne państwo, choćby zmagający się z głodem Sudan (od kwietnia 2023 r. trwa tam wojna domowa).
Wiosną 2025 r. nic takiego jednak nie nastąpiło.
Według obowiązujących w Zjednoczonych Emiratach Arabskich przepisów nie wolno przeznaczyć tych herbatników nawet jako paszy dla zwierząt. Dlatego po wygaśnięciu daty przydatności nie ma żadnej legalnej możliwości ich dalszego użycia — muszą być zutylizowane.
Zniszczenie żywności wiąże się z dodatkowymi kosztami. Trzeba będzie za nie zapłacić ok. 130 tys. dolarów – oceniał „The Atlantic”.
Ostatecznie zniszczeniu uległo ok. 500 ton herbatników, o których pisał tygodnik. Udało się natomiast ocalić pozostałe 622 tony i przekazać je Światowemu Programowi Żywnościowemu na potrzeby Syrii, Bangladeszu i Mjanmy.
To, co wydarzyło się w Dubaju, nie jest wyjątkiem. W innych amerykańskich magazynach na całym świecie nadal zalega ogromna ilość zapasów, którym również grozi przeterminowanie i zniszczenie.
Zgodnie z danymi USAID ze stycznia 2025 r. przechowywano w nich ponad 60 tys. ton żywności wyprodukowanej w większości w USA i opłaconej już przez amerykański rząd. W tym np. 36 tys. funtów grochu, oleju i zbóż składowanych w Dżibuti, a przeznaczonych do dystrybucji w Sudanie i innych krajach Rogu Afryki [Półwyspu Somalijskiego].
W odpowiedzi na krytykę, Departament Stanu zatwierdził grant w wysokości 52 mln dolarów na transport 12 tys. ton żywności z magazynów w Dżibuti i Houston do krajów afrykańskich i na Haiti. Jak podaje „The Washington Post”, z pomocy wyłączona jest strefa Gazy, miejsce, w którym byłaby ona dziś szczególnie potrzebna.
Według wyliczeń jednego z obecnych pracowników USAID żywność, która już została zniszczona, mogłaby pokryć tygodniowe potrzeby żywieniowe wszystkich dzieci w Gazie.
Światowy Program Żywnościowy szacuje, iż w 2025 r. skrajnym głodem lub śmiercią głodową zagrożonych jest 58 mln ludzi.
Innym niepokojącym przejawem działań administracji Trumpa jest decyzja o spaleniu środków antykoncepcyjnych przeznaczonych dla Afryki. Ich wartość sięga 9,7 mln dolarów.
O sprawie pisał ostatnio szczegółowo „The New York Times”.
Tabletki, wkładki domaciczne i implanty hormonalne zakupione przez USAID utknęły w magazynach w belgijskim Geel. „The Washington Post” precyzował, iż chodzi o 50 tys. wkładek domacicznych, niemal 2 mln dawek zastrzyków, 900 tys. implantów i 2 mln opakowań tabletek. Miały one trafić do klinik w najbiedniejszych afrykańskich krajach.
Zdaniem amerykańskiego dziennika niszczenie środków prawdopodobnie już się rozpoczęło.
Dlaczego znalazły się one akurat w Belgii? Ponieważ z kraju tego można szybko wysyłać towary drogą morską i lotniczą do Afryki Subsaharyjskiej.
USAID od lat korzystała z magazynów w Belgii i Holandii jako punktów przeładunkowych dla pomocy humanitarnej.
Normalnie procedura trwałaby kilka tygodni. Ale zablokowanie programów pomocowych przez administrację USA spowodowało, że środki antykoncepcyjne nie opuściły Europy.
Firma zarządzająca dostawami zaczęła szukać możliwości sprzedaży ich innym organizacjom, w tym głównej agencji ONZ ds. zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego — Funduszowi Ludnościowemu Narodów Zjednoczonych (UNFPA). Organizacje non-profit, takie jak MSI Reproductive Choices czy The International Planned Parenthood Federation (IPPF) oferowały, iż przekażą zapasy charytatywnie — opłacą przewóz, przepakowanie, usuną branding USAID. Wszystkie te propozycje zostały odrzucone.
Fundusz Ludnościowy próbował odkupić środki od Amerykanów. Do spotkania w tej kwestii miało dojść najpierw 25 kwietnia, potem 30 kwietnia 2025 r. Żadnego z nich nie udało się jednak zorganizować.
Zamiast tego w lipcu wyszło na jaw, że rząd USA zdecydował się spalić zapasy. Mają one być przewiezione w tym celu do Francji. Koszt utylizacji oszacowano na 167 tys. dolarów.
„USAID rzekomo zostało zlikwidowane, aby zapobiegać przyszłym stratom i zapewniać efektywne wykorzystanie pieniędzy amerykańskich podatników” – powiedziała dziennikarkom „The New York Times” Sarah Shaw z MSI Reproductive Choices. „To wręcz skandaliczne, że [Amerykanie] są gotowi zmarnować środki antykoncepcyjne warte [ponad] 9 mln dolarów, które są tak rozpaczliwie potrzebne.
Kobiety będą umierać, ponieważ nie będą miały do nich dostępu” – dodała Shaw.
Siobhan Perkins z USAID oceniła, że produkty przeznaczone do zniszczenia wystarczyłyby, by zapobiec
Zdaniem Sarah Shaw środki antykoncepcyjne zgromadzone w belgijskim magazynie wystarczyłyby na zaopatrzenie Senegalu na 3 lata.
IPPF szacuje z kolei, iż zapasy przeznaczone były dla ponad 1,4 mln kobiet i dziewcząt. W tym wypadku nie chodziło o ich przeterminowanie. Większość środków miała bowiem terminy ważności sięgające lat 2027-2029.
„Decyzja o zniszczeniu antykoncepcji wywołała niepokój w Brukseli i we Francji, gdzie politycy gorączkowo starają się ustalić, czy zapasy opuściły już magazyn i jak można powstrzymać ich utylizację” – pisał 7 sierpnia „The New York Times”.
I dalej: „Departament Stanu potwierdził w oświadczeniu, że »podjęto wstępną decyzję o zniszczeniu niektórych« produktów antykoncepcyjnych. Odmówił jednak podania dokładnego powodu tej decyzji ani sprecyzowania obecnej lokalizacji lub statusu produktów”.
Decyzja Departamentu Stanu ma podłoże ściśle ideologiczne. Urząd uznał, że środki przeznaczone do zniszczenia działały poprzez wywoływanie aborcji. Tymczasem żaden z produktów przechowywanych w belgijskim magazynie nie spełniał tej definicji. Co więcej, prawo zabraniało już wcześniej kupowania przez USAID takich środków.
Paradoksalnie więc działanie, które miało jakoby chronić przed aborcją, do wielu aborcji doprowadzi.
Departament Stanu powołuje się tu na politykę „Mexico City Policy”, która zabrania finansowania podmiotów związanych z aborcją lub udzielających takiej pomocy. Wprowadził ją w roku 1984 Ronald Reagan. Od tego czasu wycofywano się z niej często za rządów Demokratów, po czym Republikanie wprowadzali ją od nowa.
We Francji podniosły się liczne głosy, że tamtejsi politycy nie powinni zgodzić się na utylizację środków na własnym terytorium. Jak doniósł „Le Monde”, 5 organizacji pozarządowych zaapelowało, aby nie dopuścić, by Francja stała się wykonawcą polityki amerykańskiej sprzecznej z prawami reprodukcyjnymi kobiet.
1 sierpnia „Le Monde” poinformował również o liście wystosowanym do prezydenta Macrona przez Charlesa Dallarę, zastępcę burmistrza Saint-Etienne. Dallara wzywał w nim do interwencji i możliwości wykupienia tych środków.
Dodajmy, że ich utylizacja z pewnością nie jest obojętna dla środowiska, dziwi więc, że Francja i na tę kwestię przymyka oko.
WeMove Europe — powstały w 2015 r. ruch społeczny reklamujący się jako „prowadzący kampanie, by budować lepszą Europę” – rozsyła, również w Polsce, maile nakłaniające do podpisania petycji w kwestii ratowania środków przeznaczonych na zniszczenie.
„W Europie za kilka dni spłonie antykoncepcja o wartości 10 mln dolarów z rozkazu Trumpa” – głosił niedawny mail. „Pod wpływem presji społecznej nasi przywódcy zaczynają działać. Jeśli będzie nas wystarczająco dużo, możemy zatrzymać to okrutne marnotrawstwo i stanąć w obronie zdrowia i godności kobiet” – czytamy we wspomnianej wiadomości.
I dalej: „Już ponad 70 tys. osób dołączyło do apelu, by powstrzymać to bezsensowne zniszczenie. (...) To już nie jest tylko decyzja USA. Skoro zapasy znajdują się w Europie, to teraz Europa ponosi odpowiedzialność”.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze