0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Genya SAVILOV / AFPFoto Genya SAVILOV /...

Tuż przed drugą rocznicą rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, widać jak znaczące jest określenie tej wojny mianem pełnoskalowej, a więc toczonej z wykorzystaniem wszystkich składników potencjału, jaki mają do dyspozycji walczące strony. Jest to szczególnie widoczne od strony zaplecza przemysłowego i dostaw amunicji.

Co jest amunicją

Amunicja jest terminem tak ogólnym, że określa dosłownie wszystko, czym strzela dana armia – od nabojów do broni piechoty, poprzez pociski do dział aż po rakiety dalekiego zasięgu. W tym zbiorze mieszczą się także niektóre aparaty bezzałogowe – będące pociskami jednorazowego użytku jak popularne na froncie proste drony modelarskie FPV [First Person View], czy polskie Warmate nazywane amunicją krążącą.

A Ukrainian FPV (first-person view) drone operator trains not far from the front line in Donetsk region on November 16, 2023, amid the Russian invasion of Ukraine. (Photo by Anatolii STEPANOV / AFP)
Ukraiński dron FPV na froncie w okolicach Doniecka. 16 listopada 2023. Foto Anatolii STEPANOV/AFP

Amunicją są też mniej widoczne elementy systemów walki jak choćby granaty dymne czy miny przeciwczołgowe, wreszcie swoje znaczenie ma też amunicja ćwiczebna niezbędna dla szkolenia żołnierzy.

To ilustruje pierwszy problem z tymi zasobami: jest ich wiele kategorii.

Nawet we względnie niewielkiej strukturze, jaką jest kompania lekkiej piechoty, potrzebna będzie amunicja do karabinków piechoty, karabinów maszynowych, granaty oraz pociski do broni przeciwpancernej piechoty (z reguły granatników przeciwpancernych).

Jeśli mowa o piechocie zmechanizowanej, dochodzi amunicja dla wozów bojowych – pociski do armat, przeciwpancerne pociski kierowane, granaty dymne. Idąc wyżej w strukturach, pojawiają się siły wsparcia – choćby artyleria różnych typów. A to cały czas tylko problem asortymentu.

Przeczytaj także:

Wschodnie i zachodnie kalibry

Gdy mowa o broni piechoty czy artylerii, amunicja określonego rodzaju występuje bowiem w różnych kalibrach. Stąd też mowa o amunicji kalibru 23, 81 czy 155 milimetrów. Ale sam kaliber – czyli średnica przewodu lufy – to tylko jeden parametr. O ile w czasie Zimnej Wojny obie strony stosowały najczęściej różne kalibry – stąd też na przykład działa 122 mm były „wschodnie” a 155 mm – „zachodnie”, to już obie strony stosowały amunicję karabinową czy artyleryjską 30 mm – ale były to odmienne konstrukcyjnie naboje.

Nawet w prostej broni, jaką jest karabin czy pistolet, jeśli zmiana naboju na inny jest w ogóle możliwa – to wymaga zamontowania wykonanych od nowa istotnych części broni (na przykład lufy i zamka).

Podobne wyzwania dotyczą broni lotniczej czy rakiet, nawet niekierowanych – zachodnie i wschodnie węzły podwieszeń zwyczajnie nie pasują do siebie. Gdy mowa o broni kierowanej, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdyż pocisk i nosiciel muszą się wzajemnie „widzieć” – tak jak komputer z drukarką czy monitorem. Ma to odczuwalne teraz konsekwencje.

W państwach byłego bloku wschodniego najłatwiej dostępna, gdyż produkowana podczas zimnej wojny i magazynowana w dużych ilościach, była amunicja pasująca do broni pochodzącej z ZSRR. Stąd też tak cenne były w pierwszych miesiącach wojny dostawy z Polski.

Zarówno czołgi PT-91, jak i haubice 2S1 Goździk potrzebują amunicji wschodnich typów. Gdy rozpoczęły się dostawy nowszego uzbrojenia, pojawiła się konieczność dostaw amunicji zachodniej, której Ukraina nie posiadała. To doprowadziło do kolejnych komplikacji. Przykładowo Niemcy przekazały dużą partię zestawów przeciwlotniczych Gepard i amunicję 35 mm z własnych magazynów. Gdy zaszła potrzeba dalszych dostaw, okazało się, że linia produkcyjna tej amunicji znajduje się w Szwajcarii. Szwajcarskie weto w sprawie transferu amunicji na Ukrainę zmusiło Niemców, by uruchomić produkcję na własnym terytorium.

Wracając do wspomnianej już amunicji artyleryjskiej kalibru 155 mm, z uwagi na natężenie walk i znaczenie, jakie odgrywa w tym konflikcie artyleria, zapotrzebowanie na nią jest jednym z kluczowych elementów wsparcia dla Ukrainy.

Ponad trzy miliony pocisków z USA

Same tylko dostawy ze Stanów Zjednoczonych do grudnia 2023 roku obejmowały ponad dwa miliony sztuk amunicji 155 milimetrów, 800 tysięcy sztuk amunicji 105 mm oraz łącznie co najmniej 280 tysięcy sztuk amunicji radzieckich kalibrów – 122, 152 i 130 mm, pozyskiwanych od państw trzecich. Wizualnie potwierdzona została między innymi dostawa amunicji z Pakistanu.

By uzmysłowić sobie skalę, wystarczy wspomnieć, że zapotrzebowanie na tego typu amunicję to około siedmiu tysięcy sztuk dziennie, a strona ukraińska informowała, że z uwagi na braki, zużycie tej zimy wynosiło około dwóch tysięcy sztuk, a więc dwie trzecie mniej – a intensywność walk nie zmniejszyła się.

Anegdotycznym, choć symbolicznym, przykładem był pokazany przez CNN w styczniu tego roku przypadek załogi haubicy M 109, dostarczonej z Zachodu, która na skutek ograniczeń w dostawach otrzymała tylko cztery pociski – i to jedynie dymne.

Braki amunicyjne nie dotyczyły tylko artylerii. W toku wojny zauważalne były także bardziej subtelne objawy problemów. Przykładowo, w dostawach z USA znalazły się niekierowane pociski rakietowe – co wymusiło adaptację ukraińskich samolotów i śmigłowców, by mogły ich używać.

FrankenSAM-y

W zakresie obrony przeciwlotniczej dostarczano oprócz polskich Piorunów czy nowoczesnych amerykańskich Patriotów także znacznie starsze rakiety Hawk oraz sięgano po rozwiązania improwizowane. Wiadomo o dostawach pocisków powietrze-powietrze (a więc używanych przez samoloty) takich jak AIM-9 czy AIM-132. W przypadku tego drugiego systemu potwierdzone jest, że wykorzystywane są na improwizowanych wyrzutniach naziemnych.

Do tego dodać należy krążące pogłoski o innych łączących wschodnie wyrzutnie i zachodnie rakiety rozwiązaniach, które doczekały się już nieoficjalnego określenia FrankenSAM (SAM – Surface to Air Missile, pocisk przeciwlotniczy).

Powód takich, czasem desperackich działań jest prosty – zapasy amunicji się wyczerpują. Te dostawy, które trafiały na Ukrainę na początku wojny, pochodziły przede wszystkim z zasobów magazynowych armii państw zachodnich. Było to źródło najłatwiejsze i najszybsze do wykorzystania, wystarczyło „zaledwie” wyjąć z magazynów amunicję i dostarczyć ją na Ukrainę.

Tak wzmacniano ukraińską obronę tuż przed wybuchem wojny poprzez dostawy lekkiej broni przeciwpancernej (pociski Javelin i NLAW), tak odbywało się też przekazywanie cięższego uzbrojenia (w tym choćby polskich Krabów) w kolejnych miesiącach wojny, gdy zapadały polityczne decyzje w tej sprawie.

This photograph on April 4, 2023, shows shells at the workshop of the "Forges de Tarbes" which produces 155mm shells, the munition for French Caesar artillery guns in use by the Ukrainian armed forces, in Tarbes, southwestern France. Nearly two years after financial hardships which saw The Forges de Tarbes restructure mutliple times and go into receivership, the factory has seen its activity revitalized by the conflict in Ukraine, as demand for 155mm shells outstrips available supply. (Photo by Lionel BONAVENTURE / AFP)
Zakłady Forges de Tarbes we Francji, produkcja amunicji 155 mm dla zestawów Ceasar dla Ukrainy, 4 kwietnia 2023. Foto Lionel BONAVENTURE/AFP

Magazyny wyczyszczone

Zapasy magazynowe jednak nie są nieskończone, a dodatkowo z ich użyciem wiąże się kilka problemów. Ich wielkość zależy od wcześniej prowadzonej polityki obronnej poszczególnych państw, a więc kształtu ich sił zbrojnych i przyznawanych priorytetów.

Te państwa, które posiadały ciężką artylerię – jak USA, Polska czy Niemcy mogły przekazywać zarówno działa, jak i amunicję do nich. Ale w NATO są też państwa, które znacząco ograniczyły lub wręcz zupełnie wyeliminowały ten sprzęt, w zamian budując zdolności do działań ekspedycyjnych.

Ponadto nie jest możliwe, aby całe stany magazynowe przekazać Ukrainie. Armie państw zachodnich potrzebują amunicji, zarówno do bieżącego szkolenia, jak i na wypadek dalszej eskalacji napięcia i ewentualnego konfliktu Rosji z państwami NATO.

Ma też miejsce stopniowa rozbudowa armii, a większe armie będą potrzebować więcej amunicji.

W przypadku Stanów Zjednoczonych kolejnym wyzwaniem jest szykowanie zapasów na wypadek wojny z Chinami lub innych konfliktów, a i pomoc wojskowa udzielana jest także innym państwom, w tym Izraelowi.

W rezultacie podaż okazała się niewystarczająca wobec rosnącego popytu. Odpowiedzią na to były programy zwiększenia produkcji oraz inne działania.

Rosja dostała milion sztuk amunicji z Korei Płn.

Skala zapotrzebowania wyraźnie przerosła także plany rosyjskie – w końcu pierwotnie miała to być trzydniowa operacja specjalna. Rosja dokonała więc zakupu miliona sztuk amunicji w Korei Północnej. Mimo że można to odczytywać na poziomie politycznym jako dla Rosji upokarzające – to wciąż oznacza to milion sztuk amunicji na froncie.

Dla porównania, w Stanach Zjednoczonych deklarowany cel to zwiększenie produkcji pocisków 155 mm. Z 14 tysięcy miesięcznie do 28 tysięcy jeszcze w roku 2023. Ten cel został osiągnięty w październiku. Zamiary są jeszcze ambitniejsze – aż do 100 tysięcy miesięcznie w październiku 2025 roku. Wzrost produkcji będzie wiązać się z budową nowych zakładów produkujących amunicję.

UE tylko 60 tys. z bieżącej produkcji

W marcu 2023 roku sformułowany przez Unię Europejską plan zakładał wydatkowanie 500 mln euro, co miało pozwolić na dostawę w ciągu roku miliona sztuk amunicji. Efekt był jednak poniżej oczekiwań. Do początku stycznia 2024 dostarczono zaledwie 330 tysięcy pocisków, z czego tylko 60 tysięcy pochodziło według agencji Reuters – z bieżącej produkcji

Trzeba mieć przy tym na uwadze, że zwiększenie produkcji amunicji wymaga pieniędzy i czasu. Istniejące zakłady produkcyjne wymagają w nowej sytuacji rozbudowy, zatrudnienia większej liczby osób, większe staje się zapotrzebowanie na surowce i podzespoły. Większa staje się podatność na zakłócenia w łańcuchach dostaw. Te zaś mogą być zakłócane także intencjonalnie.

Rosyjski sabotaż

Znane są bowiem przypadki działań sabotażowych rosyjskich służb specjalnych, które doprowadziły między innymi do dwóch eksplozji składów amunicji w Czechach, jeszcze w roku 2014. W roku 2022 doszło z kolei do dużego pożaru we francuskich zakładach produkujących nitrocelulozę, będącą jednym z kluczowych komponentów do produkcji amunicji.

Skutki tego zdarzenia były w bardzo poważnym stopniu odczuwalne na rynku zbrojeniowym – podaż jednego z kluczowych komponentów zmniejszyła się zauważalnie.

Nawet bez wypadków i aktów sabotażu, zwiększenie produkcji jest wyzwaniem, zwłaszcza że obecnie państwa NATO funkcjonują w ramach prawnych czasu pokoju, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Paradoksalnie, stereotypowo kojarzone z wolnorynkowymi mechanizmami Stany Zjednoczone mają państwowe – a dokładniej wojskowe, podległe armii zakłady amunicyjne (choć ich zarządcami są przedsiębiorstwa zbrojeniowe).

Europejskie zdolności wytwórcze są w rękach przedsiębiorstw, nawet jeśli większość lub całość udziałów w nich należy do skarbu państwa, lub regionu i można wykorzystywać specjalne ścieżki przewidziane dla ważnych zamówień.

Sytuację komplikuje także rozproszenie przemysłu pomiędzy przedsiębiorstwa z różnych państw. Wspominany już program zakupu miliona pocisków jest zwiastunem nowego podejścia, pozwalającego na synergiczne wykorzystanie potencjału państw członkowskich – ale jak widać, jego realizacja przebiega z problemami.

Czy Kongres zatwierdzi pieniądze dla Ukrainy

Ponownie, w lepszej sytuacji są Amerykanie. Teoretycznie, gdyż problemy związane z uchwaleniem finansowania pomocy dla Ukrainy w Kongresie oraz widmo powrotu Trumpa do władzy wskazują wyraźnie na istotny czynnik ryzyka.

Ameryka podczas drugiej wojny światowej i zimnej wojny była arsenałem demokracji – ale jeśli pojawi się nowy zarządca, może ten arsenał dla demokracji zamknąć.

W krótkoterminowej perspektywie, problemy z dostawami amunicji dla Ukrainy mogą występować i będą miały wpływ na przebieg działań na froncie. Próby zastępowania artylerii innymi narzędziami, jak choćby dronami FPV są tylko półśrodkiem – ponadto same drony potrzebują ładunków bojowych.

Zasadniczym wnioskiem płynącym z obserwowanego kryzysu jest konieczność rozbudowy europejskiego potencjału produkcyjnego. Istotne są zarówno same zdolności przemysłowe, jak i wola inwestowania w przemysł zbrojeniowy.

Chodzi tu zarówno o produkcję końcową – samej amunicji, jak i poszczególnych komponentów. W tym kontekście powraca kwestia choćby wspomnianej już nitrocelulozy. Jeśli podaż danego komponentu jest za mała, automatycznie będzie to oznaczać ograniczoną podaż amunicji.

Pronit upadł, brak prochu

Problem rozbudowy zdolności dotyczy także Polski. Wojna w Ukrainie pokazuje znaczenie posiadania własnych zdolności przemysłowych w branży zbrojeniowej.

Polska budowała swój potencjał w tym zakresie jeszcze w czasie II Rzeczypospolitej, zaś okres PRL przyniósł znaczącą rozbudowę. Przedsiębiorstwa często znane opinii publicznej z zupełnie niemilitarnej produkcji jak „Predom – Mesko” „Niewiadów” czy „Dezamet” miały swoje działy produkcji „specjalnej”.

W Polsce produkowano amunicję artyleryjską, niekierowane pociski rakietowe oraz szereg innych typów amunicji, w tym polskie granatniki przeciwpancerne RPG-76 Komar (które po 2022 roku trafiły na Ukrainę).

Podjęto także licencyjną produkcję rakiet przeciwlotniczych Strzała. W okresie transformacji ustrojowej produkcja amunicji podobnie jak całość przemian sektora obronnego miała charakter wyspowy.

Z jednej strony wdrażano amunicję standardów NATO (np. 5,56 mm dla karabinków piechoty), usiłowano kontynuować własne prace rozwojowe (jak pociski przeciwlotnicze – efektem tych prac są rakiety Grom i Piorun).

Z drugiej strony zdolności były ograniczane, przykładowo w roku 2000 ogłoszono upadłość zakładów Pronit, produkujących proch i materiały wybuchowe. Na skutek tego doszło do utraty krajowych zdolności do produkcji prochów strzelniczych i ten kluczowy komponent amunicji musiał być importowany. Podjęto próby zmiany tego stanu rzeczy w ostatnich latach, jednak pojawiły się informacje o problemach z realizacją tego programu i poważnych opóźnieniach.

300 tys. kalibru 155 mm do 2029 roku

Jednocześnie, wraz z kolejnymi programami zbrojeniowymi zapadały także decyzje dotyczące amunicji. W roku 2010 Polska zakupiła licencję na produkcję amunicji kalibru 155 mm – na potrzeby reaktywowanego w 2008 programu haubic Krab. Program polonizacji był stopniowy, podobnie jak zamówienia. Pierwszy kontrakt z roku 2014 opiewał na 2000 sztuk, kolejny z 2016 (wraz z aneksem) – 11 000 pocisków, w roku 2019 podpisano kolejny na 24 000 sztuk amunicji.

Dopiero po agresji Rosji na Ukrainę, w roku 2023 ogłoszono program „narodowej rezerwy amunicyjnej”, który zakładał znaczne zwiększenie zakupów, jednak w czerwcu 2023 podpisano jedynie umowę ramową. Umowę wykonawczą podpisano dopiero w grudniu 2023 – według dostępnych informacji do roku 2029 wojsko ma otrzymać prawie 300 tysięcy pocisków 155 mm.

Czas przyspieszyć

To jednak tylko częściowe rozwiązanie. Do tej pory wdrożenia nie doczekał się choćby kierowany laserowo pocisk dla Krabów (APR 155 mm). Podobnie sytuacja wygląda w innych programach zbrojeniowych. Niektóre obejmują produkcję amunicji w kraju (jak choćby przeciwlotnicza Narew), inne zaś sprowadzają się do prostego zakupu uzbrojenia za granicą. Dotyczy to na przykład lekkiej broni przeciwpancernej piechoty (zakupione dla WOT granatniki M72 i pociski kierowane Javelin).

Mając na uwadze, że, zapotrzebowanie na tego rodzaju uzbrojenie jest w skali sił zbrojnych ogromne (uwzględniając zwłaszcza zapasy na czas wojny) – obowiązkowo powinno być realizowane albo poprzez zakup rodzimych konstrukcji, albo produkcję w Polsce, w najszerszym możliwym zakresie.

Własne programy zbrojeniowe i potencjał przemysłowy pozwalają bowiem budować zarówno własny potencjał obronny, jak i również wspomagać sojuszników. W tym kontekście posiadanie własnych zasobów, zarówno w zakresie produkcji amunicji, jak i komponentów do niej jest żywotnie ważne.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Piekarski
Michał Piekarski

Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego

Komentarze