0:00
0:00

0:00

Agnieszka Rodowicz została nominowana w kategorii „Reportaż prasowy/internetowy” za cykl reporterski o „Azylu Kościelnym”, instytucji, dzięki której migranci w Niemczech znajdują schronienie i pomoc, także migranci z granicy polsko-białoruskiej.

Skąd wziął się niemiecki azyl kościelny? Jak pisze autorka, wiosną 1983 roku Cemal Altun, 23-letni kurdyjski aktywista, który ubiegał się o ochronę w Niemczech, otrzymał odmowę i decyzję o deportacji. Wszedł na parapet szóstego piętra w budynku sądu administracyjnego w Berlinie i skoczył. Jego śmierć wstrząsnęła Niemcami. Kilka miesięcy później w parafii Świętego Krzyża w Berlinie schronienie znalazły trzy palestyńskie rodziny. Za tym przykładem poszły inne niemieckie parafie, głównie ewangelickie i katolickie. Po 40 latach liczba osób w azylu kościelnym ciągle rośnie.

„W toalecie ekspresu Warszawa-Berlin siedział Mohamed. Zamknął się kilka kilometrów przed granicą, założył słuchawki na uszy i puścił na cały głos iracki rap” – pisze Rodowicz w jednym z wyróżnionych reportaży.

"Policjanci na stacji Frankfurt Oder walili w drzwi, „Otwierać”. A on tylko podkręcał głośniej i głośniej muzykę. W końcu odpuścili, pociąg ruszył i po pół godziny Mohamed był w Berlinie.

Próbowałam się z nim umówić tam, gdzie mieszka. W końcu odpisał: „Jestem w ostatnich miesiącach Dublina [Rozporządzenie Dublin III – akt prawa unijnego ustalający kryteria przejmowania odpowiedzialności przez państwa członkowskie UE za rozpatrywanie wniosków o udzielenie ochrony międzynarodowej. Pół roku po uruchomieniu procedury dublińskiej następuje »reset« i można od nowa aplikować ochronę w innym kraju.– red.] i pod opieką kościoła. Nie mam swojego miejsca”. Po kilku dniach wysłał mi zdjęcie kampera.

Wyobraziłam sobie zdjęcie uchodźcy z polskiego lasu, który koczuje w kamperze na terenie kościoła. Zaproponowałam, by tam się spotkać. Mohamed obiecał spytać o zgodę właściciela i już do sprawy nie wrócił.

Na nasze spotkanie wybrał dawną płytę lotniska Tempelhof, dziś ulubione miejsce spacerów Berlińczyków. Przyjechał na rowerze. Niewysoki, dżinsy, adidasy, tiszert i mała torebka przewieszona przez ramię. Uściskał mnie serdecznie, jakbyśmy znali się od dawna. I jakby przed nikim nie musiał się chować".

Przeczytaj także:

Regina Skibińska została nominowana w kategorii „Dziennikarstwo specjalistyczne i nowe formy dziennikarstwa” za tekst „Najdłuższe polskie wnyki zabijają setki dzikich zwierząt”.

„Drut żyletkowy w piętrowych zwojach, mający zabezpieczać granicę z Białorusią przed imigrantami, to śmiertelna pułapka dla saren, łosi i jeleni. Zwierzę, które wpada w ten drut, umiera powoli i jest to śmierć bolesna. Przeważnie nie ma nikogo, by mu pomóc albo skrócić cierpienia” – pisze w swoim tekście Skibińska.

"Mały się boi. Każde zbliżenie pogranicznika z nożycami do cięcia drutu sprawia, że gwałtownie próbuje wyrwać się ze spiralnej pułapki, a wtedy żyletki wbijają mu się w ciało. Leżąca dwa metry dalej matka, z ranami, przez które widać kości, podnosi głowę i próbuje czołgać się w jego stronę, jednak concertina działająca jak wnyki zatrzymuje ją na miejscu.

Ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt Dzika Inicjatywa w Wiejkach w listopadową sobotnią noc otrzymał telefon o dwóch łosiach, które wpadły w concertinę. Marek Michałowski, właściciel ośrodka, zadzwonił do mnie. Pięć minut później byliśmy w drodze.

Do zwierząt idziemy przez błoto sięgające kolan. Okolice granicznej rzeki Świsłocz są podmokłe, grunt zapada się tak mocno, że nie da się tu wjechać nawet terenówką. Na miejsce widzimy dwa łosie: matkę z dzieckiem, pośrodku zwojów drutu ostrzowego. Zwoje są wysokie na ok. 3 metry i na tyle samo szerokie. Za nimi płynie Świsłocz, za którą jest już Białoruś, przed nimi rozciągnięta jest leśna siatka, która ma zabezpieczać zwierzęta przed wpadnięciem na drut kolczasty. Jak skutecznie zabezpiecza, właśnie widzimy. Łosie prawdopodobnie przeskoczyły przez siatkę i wpadły w sam środek żylet na spiralnie zwiniętym drucie.

Przerażone tkwią teraz pośrodku pułapki".

Wcześniej informowaliśmy o nominacji dla dziennikarki OKO.press Marii Pankowskiej w kategorii „Dziennikarstwo śledcze”. Pankowska została wyróżniona wraz z Sebastianem Klauzińskim z TVN24 za cykl tekstów ujawniających kulisy dotacji z Funduszu Sprawiedliwości dla Fundacji Profeto księdza Michała O.

Jednocześnie przypominamy, że po ujawnieniu przez “Gazetę Wyborczą” w maju 2023 roku przemocowych zachowań redaktora naczelnego magazynu „Press” i ówczesnego przewodniczącego jury nagród Grand Press Andrzeja Skworza, OKO.press jako redakcja nie zgłasza tekstów do nagrody Grand Press, nie uczestniczy w głosowaniu na Dziennikarza Roku, przedstawiciele redakcji nie uczestniczą również w pracach jury nagrody Grand Press.

;
Na zdjęciu Redakcja OKO.press
Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze