0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Maciek Jazwiecki / Agencja GazetaMaciek Jazwiecki / A...

10 stycznia 2019 po kilku godzinach spotkania — przerwanego kuluarowymi negocjacjami z oświatową "S" (o tym niżej) - minister edukacji Anna Zalewska wyszła do dziennikarzy, by podzielić się "rozwiązaniami" konfliktu w oświacie.

Niestety unikała liczb. Chwaliła się, co prawda, ile już zostało wydane na podwyżki - mityczne 6,5 mld zł, kwota, która jak wyliczyło OKO.press jest przynajmniej trzykrotnie wyższa niż rzeczywisty koszt groszowej waloryzacji z 2017 roku i wzrost wynagrodzeń w roku 2018.

Minister w swoim stylu ucięła wątpliwości dziennikarzy dotyczące wyliczeń MEN. Stwierdziła, że jest "jedynym dysponentem właściwych, ostatecznych i wiarygodnych danych".

Przeczytaj także:

Minister zaproponowała nauczycielom:

  • dodatek na start dla stażystów — miałby obowiązywać od września 2019, ale nie wiadomo ile miałby wynosić. Minister powiedziała, że stażystów jest tylko 4 proc., ale nie dodała, że to właśnie brak młodych nauczycieli już dziś jest ogromnym wyzwaniem kadrowym dla polskich szkół;
  • comiesięczny dodatek do pensji dla tych z wyróżniającą oceną pracy — również bez konkretnej kwoty. Ta propozycja nie jest niczym nowym, nauczyciele o dodatku słyszą już od dwóch lat;
  • negocjowanie wysokości uposażeń z samorządami — minister kilka razy powtarzała, że MEN odpowiada tylko za ustalenie minimalnego wynagrodzenia, a to samorządy są odpowiedzialne za pensje nauczycieli. Pytanie: skąd samorządy mają wziąć pieniądze na podwyżki? Nie wiadomo;
  • rozmowy o zmianach w strukturze wynagrodzeń nauczycieli — według minister frustracje nauczycieli wynikają z tego, że jedni dostają dodatki do pensji zasadniczej, a inni nie. Dlatego zaproponowała, by razem z Instytutem Badań Edukacyjnych przyjrzeć się obowiązującemu systemowi i zaproponować zmiany legislacyjne do września 2019 roku;
  • odbiurokratyzowanie ich pracy.

Minister podkreśliła, że do 28 stycznia trwają konsultacje ws. rozporządzenia płacowego. Do nowych propozycji MEN związki zawodowe mają odnieść się na piśmie. Kolejne spotkanie zaplanowano na 22 stycznia.

"Jesteśmy w trakcie rozmów" - w zasadzie tyle miała do powiedzenia minister Zalewska. Przynajmniej oficjalnie, bo oświatowa "S" poinformowała kilka godzin po spotkaniu z szefową MEN, że otrzymała dziś "wstępną zgodę na 15 proc. podwyżkę od stycznia 2019 roku". Śladu takich ustaleń próżno szukać gdzieś indziej.

ZNP: nie posunęliśmy się w rozmowach ani o złotówkę

ZNP nie zamierza czekać na kolejne rozmowy. Zarząd Główny Związku poinformował, że dziś - 10 stycznia 2019 - rozpoczyna procedury zmierzające do wszczęcia sporu zbiorowego. Jednocześnie zobowiązał wszystkich członków związku do wysunięcia wobec pracodawców w terminie do 8 lutego żądania podwyższenia wynagrodzeń o 1000 zł z wyrównaniem od stycznia.

Harmonogram strajku jest utajniony. Wszystko po to, by MEN rękami kuratoriów nie sabotował działań nauczycieli.

Prezes ZNP Sławomir Broniarz na konferencji prasowej nie potwierdził rewelacji oświatowej "S" na temat 15 proc. podwyżek.

Strajk przeciw dyrektorowi

Jak pisało OKO.press, strajk generalny w oświacie to organizacyjny wyczyn. Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP wyjaśniała: „Każda szkoła, czy placówka oświatowa, która chce zastrajkować, musi wejść w spór zbiorowy z pracodawcą.

I to jest największe utrudnienie w oświacie: nie można do strajku dołączyć, tylko trzeba wejść w spór zbiorowy z pracodawcą, czyli z dyrektorem szkoły lub placówki oświatowej.

Należy wystosować żądania, prowadzić negocjacje, mediacje i rokowania i dopiero w przypadku niepowodzenia na zakończenie przystąpić do strajku”.

Ta karkołomna konstrukcja stanowi też psychologiczną barierę dla nauczycieli przystępujących do strajku:

muszą formalnie wystąpić przeciw ludziom ze swojego bliskiego otoczenia, których nie obarczają winą za niskie płace. Bo odpowiedzialny jest rząd i to on powinien być stroną sporu.

Dialog według Anny Zalewskiej

Zaplanowane na 11:00 negocjacje w Centrum Dialogu Społecznego po pół godziny zostały przerwane, bo minister nie spodobało się, że stawił się na nim cały zarząd główny ZNP - 70 osób. I to w żółtych, strajkowych kamizelkach.

Powiedziała, że jej zdaniem na sali "jest za dużo osób, żeby rozmawiać" i wyszła. A za nią reprezentacja oświatowej "Solidarności".

Prezes ZNP Sławomir Broniarz w rozmowie z dziennikarzami podkreślał, że choć dla nauczycieli jest to "być albo nie być w zawodzie", minister nie chce rozwiązać konfliktu. "Próbuje różnego rodzaju manewrami, manipulacjami wpłynąć na to, żeby partnerzy społeczni reagowali na ich warunkach" - mówił.

Młode nauczycielki z Warszawy pokazywały dziennikarzom swoje wynagrodzenia - 2171 zł netto. "Robimy wszystko, by dalej pracować w szkole" - mówiły.

W przerwie spotkania dziennikarka "Gazety Wyborczej" Justyna Suchecka na twitterze informowała, że minister na pokątnym spotkaniu z "Solidarnością" również nie przedstawiła konkretnych propozycji płacowych. Zamiast tego poprosiła o kilka dni na rozmowy z Ministerstwem Finansów.

Ryszard Proksa, przewodniczący "S", twierdził wtedy, że dzięki temu podwyżki w 2019 roku mogą być wyższe niż planowane 5 proc. Absurd gonił absurd. A zwieńczeniem tego "dialogu" jest właśnie komunikat "S" ws. kuluarowych negocjacji z minister, do których nie przyznała się nawet ona sama.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze