0:00
0:00

0:00

Trzydziestojednoletni Raman Bandarenka zmarł w czwartek 12 listopada szpitalu w Mińsku, dokąd został przewieziony w stanie śpiączki z aresztu śledczego, do którego trafił w środę po zatrzymaniu na osiedlu otaczającym Plac Przemian. Był aktywnym członkiem społeczności, współtworzył murale na okolicznych budynkach i uczył sąsiedzkie dzieci rysunku.

Mieszkańcy tego osiedla znani są w całej Białorusi z aktywizmu. Od miesięcy odnawiają mural przedstawiający DJ-ów, którzy jeszcze przed wyborami w symboliczny sposób sprzeciwili się władzy i w konsekwencji musieli potem uciekać z kraju. Regularnie zawiązują na osiedlowych płotach wstążki tworzące wzór biało-czerwono-białej flagi, które równie konsekwentnie zrywają przychylni władzy „aktywiści” zwani drużynnikami, nierzadko identyfikowani jako funkcjonariusze resortów siłowych.

Przeczytaj także:

Przy zrywaniu wstążek między „aktywistami” i mieszkańcami często dochodzi do sprzeczek słownych. W wyjaśnieniu jednej z nich chciał pomóc Bandarenka. Powiedział do matki: „wychodzę” i zszedł na plac zabaw, na którym zaogniał się konflikt mieszkańców z drużynnikami. Słowo to stało się nowym hasłem rewolucji.

Bandarenka znalazł się w pewnym momencie w centrum wydarzeń. Doszło do przepychanki, po której do akcji szybko wkroczył znajdujący nieopodal OMON. Funkcjonariusze przewieźli Romę do jednego ze stołecznych aresztów. Z niego mężczyzna bezpośrednio trafił do szpitala, w którym przebywał w stanie śpiączki i po kilkunastu godzinach zmarł.

Władze nie chcą wydać rodzinie ciała, dlatego trudno teraz jednoznacznie określić bezpośrednią przyczynę zgonu. Ale jeśli zatrzymanie Romy realizowało schemat taktyki stosowanej od miesięcy przez milicję, to pobicie na placu zabaw było tylko zapowiedzią tego, co musiał przeżyć w drodze na komisariat i w areszcie. Bandarenka był prawdopodobnie przez kilka godzin katowany – bity pałkami, kopany w twarz, w nerki i w krocze. Pobiciu temu – jak tysiącom innych – bez wątpienia towarzyszyły wulgarne krzyki i poniżanie.

„Ja wychodzę”: 99. dzień rewolucji

Wściekłość, którą zrodziła tragedia Bandarenki, wzmocnił sam Łukaszenka. Dyktator ogłosił po śmierci Romy, że ten zmarł w konsekwencji osiedlowej bójki i że w momencie śmierci był pijany. Łukaszenka twierdził, że milicja próbowała pomóc ofierze i niezwłocznie odwiozła ją szpitala.

Zabójstwo Ramana Banaderenki poruszyło całą Białoruś. Emocje wzbierały już od środy 11 listopada, kiedy wiadomość o jego śmierci rozniosła się po kraju. Ludzie masowo wyszli z domów, żeby uczcić go minutą ciszy. Skierowane do matki „wychodzę” stało się dla całego kraju bodźcem do ponownego wyjścia na ulicę. Na czele protestów jak zwykle stanęli lekarze, studenci i robotnicy.

Kolejny przejaw systemowego terroru zmobilizował Białorusinów do następnych tygodni aktywnej walki.

Do strajku, mozolnie rozrastającego od upływu terminu Narodowego Ultimatum 25 października, przyłączyli się przedstawiciele kilku kolejnych zakładów, a ponadto poszczególni robotnicy tych przedsiębiorstw, w których już od jakiegoś czasu funkcjonują komitety strajkowe.

Na 15 listopada zaplanowano w Białorusi kolejne marsze, tym razem pod hasłem „Ja wychodzę” w celu uczczenia pamięci Bandarenki. W Mińsku o poranku odłączono internet pół godziny wcześniej niż w poprzednią niedzielę. To sygnał, że władze spodziewały się dużej mobilizacji Białorusinów.

Od rana zaczęły się również niezmiennie brutalne zatrzymania – do 13:30 miejscowego czasu potwierdzono już zatrzymania kilkudziesięciu osób. Od rana słychać też było wybuchy granatów hukowo-błyskowych. Protest na Placu Zmian został brutalnie spacyfikowany przez milicję – wiele osób zatrzymano, wiele pobito.

View post on Twitter

Śmierć Bandarenki ponownie poruszyła ludzi w całym kraju. Kanały społecznościowe mediów potwierdzają doniesienia o marszach w przynajmniej kilkunastu białoruskich miastach. Ludzie na marszach skandują „ja wychodzę” i „ja/my Roma”.

Jednostka wojskowa sił specjalnych nr 3214

Oświadczenia o treści „nie zapomnimy, nie wybaczymy” zamieścili też nieliczni żołnierze Specnazu. Bandarenka odsłużył w jednej z jednostek tej formacji rok przymusowego poboru. Wielu jej żołnierzy niezwykle silnie utożsamia się z elitarną jednostką, dlatego przynajmniej część z nich musiała bardzo osobiście potraktować bestialskie pobicie Romy.

Powiązany ze Specnazem mógł być również jeden z mężczyzn, którzy doprowadzili do zatrzymania Bandarenki. Białorusini na podstawie licznych materiałów wideo rejestrujących całe wydarzenie wywnioskowali, że sylwetka, ubiór i głos oprawcy pasują do Dmitrija Szakuty, wielokrotnego mistrza świata w boksie tajskim oraz kick-boxingu, który prowadzi w Mińsku swój klub sztuk walki oraz szkoli w walce wręcz właśnie żołnierzy Specnazu.

Jak okazało się niedługo po powiązaniu Szakuty z wtorkowymi wydarzeniami, obaj mężczyźni mogli spotkać się na szkoleniach prowadzonych przez boksera. Bandarenka służył bowiem w jednostce wojskowej nr 3214, która zatrudnia Szakutę. Według znajomych Romy nawet jeśli mężczyźni się spotkali, to w praktyce się nie znali.

Szakuta bez wątpienia nie był jedynym sprawcą śmierci Banadarenki. Ale zidentyfikowanie przynajmniej jednego kata zrodziło w Białorusinach nadzieję, że chociaż częściowo uda się pociągnąć go do odpowiedzialności za bestialską zbrodnię. Jeśli nie w ramach oficjalnego, dysfunkcyjnego systemu sprawiedliwości, to może w ramach tego równoległego, obywatelskiego.

Narodowy Urząd Antykryzysowy

W odpowiedzi na zabójstwo Bandarenki Swiatłana Cichanouska wraz z przedstawicielami Rady Koordynacyjnej, głównego ośrodka białoruskiej opozycji, ogłosiła utworzenie Narodowego Urzędu Antykryzysowego (NAU, Narodnoje Antikrizisnoje Uprawlenije) – organu, który wobec panującego w kraju bezprawia ma stać się dla Białorusinów równoległym systemem sprawiedliwości i proponuje prawnie umocowane rozwiązania przekazania władzy w kraju.

NAU udało się dotrzeć do wewnętrznych raportów białoruskiego MSW, z których wynika, że od 9 sierpnia do 9 listopada 2020 roku zatrzymano w kraju 25 800 osób. Większości interwencji towarzyszyły dotkliwe pobicia.

Te liczby nie uwzględniają marszu z 8 listopada, na którym padł nowy rekord zatrzymań wynoszący według różnych szacunków 1 052 do 1 500 osób.

Raport wskazuje też, że sporządzono ponad 24 tysiące notatek bezpośrednio wiążących te zatrzymania z niesławnym artykułem 23.34 białoruskiego kodeksu karnego, który za „nielegalne zbiorowiska i masowe rozruchy” grozi karą od dwóch do 15 lat więzienia.

Ten sam raport potwierdza też złożenie do organów ścigania ponad 4 tysięcy wniosków o wszczęcie spraw dotyczących tortur lub naruszeń ze strony funkcjonariuszy resortów siłowych. Żadnej sprawie nie nadano biegu. Białorusini, którzy składają skargi, najczęściej są zbywani niejednoznacznymi deklaracjami ze strony osób przyjmujących zgłoszenia. Co gorsza, nierzadko władze traktują skargę jako przyznanie się do uczestnictwa w protestach, a więc pretekst do założenia skarżącemu sprawy sądowej.

Według założeń NAU ma wykonać pracę, której oficjalny system sprawiedliwości wykonać nie chce: umożliwić pociągnięcie do odpowiedzialności winnych terroru i przygotowywać dokumentację dającą możliwość ukarania ich w ramach prawa. Cichanouska bezpośrednio wezwała też do zatrzymania Łukaszenki jako osoby odpowiedzialnej za terror i tortury. Zadeklarowała również, że każdy, kto przyczyni się do zatrzymania Łukaszenki będzie objęty amnestią.

Czy powstanie NAU coś zmieni?

Opozycja utworzyła NAU również po to, by otworzyć nowy rozdział prób pokojowego odsunięcia Łukaszenki od władzy. Bazując na obecnym białoruskim prawie, którego podlegające Łukaszence resorty siłowe ewidentnie nie zamierzają respektować, NAU rozrysowuje dwa teoretycznie możliwe do zrealizowania scenariusze przekazania władzy w kraju.

Jeden ze scenariuszy zakłada posiłkowanie się obecnie (w teorii) funkcjonującą konstytucją, drugi natomiast znacznie większy ciężar kładzie na działaniach opozycji. Oba rozpisane są na kilka przejrzystych kroków i oba mają zakończyć się przeprowadzeniem nowych wyborów, za których przebieg odpowiadałby odnowiony Centralny Komitet Wyborczy.

Trudno określić, czy utworzenie NAU, rozpisanie scenariuszy przekazania władzy i coraz bardziej bezpośrednie wezwania do aktywnego sprzeciwu wobec Łukaszenki przyniosą efekty lepsze od tych, które dotychczas udało się osiągnąć opozycji. Niełatwo jest skutecznie działać pokojowo, kiedy reżim nie cofa się już przed niczym.

Po raz kolejny jednak Rada Koordynacyjna i Cichanouska pokazują, że chcą próbować dalej i wykorzystają każdy kolejny moment mobilizacji w kraju, by zaproponować nowe, zadziwiająco konkretne rozwiązania. Niemal każde z nich zakłada jednak, że w pewnym momencie ktoś z systemu zdecyduje się wyłamać i że od tego wyłomu pęknie tama. A jak pokazują na razie doświadczenia Białorusinów za każdym wyłomem czeka jedynie powódź przemocy.

Niemniej opozycja coraz silniej stoi na nogach, dając Białorusinom nadzieję na lepsze jutro. I tą nadzieją muszą żyć Białorusini w codzienności przynoszącej każdego dnia nowe traumy. Ludzie zaangażowani w prace NAU to po części właśnie byli pracownicy systemu, którzy nie chcieli przykładać ręki do funkcjonowania reżimu, gdy w sierpniu rozpoczął się w Białorusi okres państwowego terroru.

Z nowym organem opozycji współpracuje też wspierany przez warszawskie Centrum Białoruskiej Solidarności BYpol, fundusz wsparcia dla funkcjonariuszy, którzy po złożeniu rezygnacji spotkali się z represjami, na przykład musieli ze względów bezpieczeństwa uciekać z kraju. Z pomocy BYpol skorzystało dotychczas niemal 500 osób, z których większość wspiera obecnie białoruski ruch obywatelski. W porównaniu do kilku tysięcy pracujących OMON-owców ta liczba zaczyna być zauważalna.

Krople, którymi są przypadki tych sprawiedliwych, bez wątpienia drążą skałę systemu. Pytanie tylko, jak wiele będzie ich potrzeba, by go ostatecznie przebić. I ilu chłopaków z osiedla, takich jak Roma Bandarenka, będzie jeszcze musiało nie przeżyć katowania.

;
Na zdjęciu Nikita Grekowicz
Nikita Grekowicz

Niezależny dziennikarz specjalizujący się w tematach Białorusi i Europy Wschodniej. Od 2022 pracuje w Dziale Edukacji Międzynarodowej Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2009 roku związany ze Stowarzyszeniem Inicjatywa Wolna Białoruś, członek Zarządu Stowarzyszenia w latach 2019-2021. Absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych UW z dyplomem zrealizowanym na kierunku Artes Liberales. Grafik i ilustrator. Z pochodzenia Białorusin.

Komentarze