Reżim nie próżnuje. 24 grudnia aktywistka Nasta Loika usłyszała zarzuty m.in. naruszenia porządku publicznego, za co może grozić jej nawet kilkanaście lat w kolonii karnej. Jest jedną z około 1700 więźniarek i więźniów politycznych Łukaszenki
Wizyta Władimira Putina w Mińsku 19 grudnia 2022 i spotkanie z Alaksandrem Łukaszenką skupiły uwagę świata – i nic dziwnego. Wszak od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę Łukaszenka Putina wspiera. Słusznie więc stawiane są pytania, czy po tej wizycie, pierwszej od trzech lat zresztą, Białoruś bardziej zaangażuje się w wojnę Rosji. Ale w cieniu tych pytań kryją się dwa niemniej ważne problemy – to kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej, w którym Łukaszenka od początku macza palce oraz los więźniów politycznych w Białorusi.
Na oba te problemy – jeszcze przed spotkaniem dwóch dyktatorów – zwracała uwagę Jana Shostak, białoruska aktywistka mieszkająca w Polsce, i to w bardzo symbolicznym geście. Podczas spotkania (8 grudnia) Andrzeja Dudy w Pałacu Prezydenckim ze Swietłaną Cichanouską oraz innymi przedstawicielkami i przedstawicielami białoruskiej opozycji na uchodźstwie, Shostak wręczyła prezydentowi Polski dwa prezenty. Szal z portretami białoruskich więźniów politycznych oraz pinezkę – symbol niesienia pomocy humanitarnej osobom migrującym przez granicę polsko-białoruską.
Shostak relacjonowała przekazanie prezentów w mediach społecznościowych. O samej pinezce miała powiedzieć, że jest to podarunek w intencji tego, aby polski orzeł nie musiał się wstydzić – w domyśle – za to, jak Straż Graniczna oraz państwo łamią prawa człowieka na granicy z Białorusią dokonując push-backów osób migrujących tym szlakiem do Europy. Jeśli chodzi zaś o sam szal – ma on przypominać o losie więźniów politycznych.
Shostak upomniała się nie tylko o więźniów osadzonych, ale także o tych zwalnianych. „Jest potrzebne kompleksowe wsparcie dla byłych więźniów politycznych. Co miesiąc w ciągu następnych 15 lat 20-30 takich osób [będzie wychodzić – red] z więzień. Będziemy wdzięczni, jeżeli Polska może wesprzeć w taki sposób walczącą o wolność Białoruś” – napisała na Facebooku relacjonując krótką rozmowę z prezydentem. A więcej światła na los więźniów zwalnianych rzuciła w ostatnim wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
"Dziś oceniamy ich [więźniów politycznych; poniżej podajemy wyższe szacunki organizacji Disident.by - red.] liczbę na około 1600. To liczba niedoszacowana, bo niektórzy boją się zgłaszać. I też nie każda rodzina jest zgodna w swoich poglądach.
Cały czas się zdarza, choć coraz rzadziej, że nikt w domu na »politycznego« po wyjściu nie czeka, nikt nie uważa go za bohatera”
– mówiła Shostak
A skoro na osadzonego nikt nie czeka – to znaczy, że nie czeka na niego żadne wsparcie, materialne, prawne, czy psychologiczne. Tym bardziej że dziś oficjalnie w Białorusi nie działają żadne organizacje pozarządowe – na fali tłumienia rewolucji roku 2020 po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach reżim sukcesywnie wszystkie pozamykał, wielu działaczy wtrącając właśnie do więzień. A wielu z nich, by ratować się przed więzieniem wybrało uchodźstwo, najcześciej do krajów ościennych, w tym do Polski.
Shostak podziękowała prezydentowi za wsparcie dla uchodźców politycznych, choć jak zaznaczyła w swoim komentarzu na Facebooku, w praktyce działaniu państwa polskiego można było zarzucić co najmniej kilka zaniedbań. Jednym z nich, o którym aktywistka mówi od dawna, jest brak infolinii dla uchodźców z Białorusi, gdzie mogliby uzyskać wszelkie informacje oraz szerzej kampanii informacyjnej w punktach granicznych. Te zaniedbania odbiły się solidną czkawką wraz z pojawieniem się na granicach Polski milionów uchodźców z Ukrainy. Nawiasem mówiąc, Shostak działała także i na tej granicy, wraz ze Stewardesami pokoju wspierając, lub wyręczając, jak chcą niektórzy, kulejące od pierwszych dni wojny w Ukrainie państwo polskie.
"My chcemy mieć granicę z wolną, suwerenną, niepodległą Białorusią, której społeczeństwo, bratni naród, sam decyduje o sobie. Nie chcemy mieć granicy z terytorium okupowanym, gdzie jest rosyjska armia, która zwalcza wolne, suwerenne społeczeństwo. Wspieramy was i będziemy was nadal wspierać w tym, żebyście swoją wolną, suwerenną, niepodległą ojczyznę odzyskali, ale póki to się nie stanie, zawsze jesteście tutaj u nas mili widziani i niech to zawsze będzie wasz drugi dom" - mówił podczas spotkania ze Swiatłaną Cichanouską Andrzej Duda.
Ale dla Białorusinów Rosja nie jest jedynym zagrożeniem – takim zagrożeniem jest przede wszystkim sam Łukaszenka.
Jak słusznie zauważyła podczas spotkania Shostak, dzisiaj Białoruś "jest zakładnikiem dwóch dyktatorów - Alaksandra Łukaszenki i Władimira Putina".
"Bardzo mnie boli, jak widzę, że Ukraina jest ostrzeliwana z naszego terytorium, ale od pierwszych dni tej wojny, która trwa, nasz naród pokazał, że nigdy się z tym nie pogodzi i będzie walczył do końca" - podkreśliła.
Civic Solidarity, platforma zrzeszająca ponad 90 organizacji pozarządowych działających na rzecz praw człowieka w Europie, Azji i Stanach Zjednoczonych w swoim ostatnim badaniu z grudnia 2022 roku wskazuje, że Białoruś, wraz z Rosją zanotowały najpotężniejszy spadek w rankingu państw walczących z torturami. Civic Solidarity badała oprócz Białorusi, Rosję – również potężny spadek, a także Armenię, Kazachstan, Kirgistan, Mołdawię i Ukrainę.
W części poświęconej Białorusi czytamy:
„28 lutego 2022 roku na dworcach kolejowych w Mińsku i niektórych innych miastach Białorusi odbyły się protesty antywojenne. W sumie tego dnia aresztowano ponad 70 osób. Jedną z nich była młoda kobieta, która następnie była przetrzymywana w areszcie śledczym w Okrestinie przez 72 godziny. Opowiedziała ona Centrum Praw Człowieka Wiasna o tym, że inna zatrzymana została brutalnie pobita przez strażnika oraz o tym, że mężczyźni i kobiety byli przetrzymywani razem w przepełnionej celi - 35 mężczyzn w celi przeznaczonej dla pięciu osób. Kobiety aresztowane 27 lutego 2022 roku otrzymały jedzenie dopiero 1 marca”.
Ten opis jako żywo przypomina doniesienia z pierwszych dni rewolucji roku 2020, czyli masowych protestów po sfałszowanych przez Łukaszenkę wyborach prezydenckich.
„Władze białoruskie celowo działają na rzecz pogłębienia kryzysu w zakresie praw człowieka i tłumienia wszelkiej aktywności społecznej nie tylko w celu wzmocnienia i utrzymania własnej władzy, ale także w celu stworzenia warunków dla obecności wojsk rosyjskich na Białorusi i wykorzystania terytorium białoruskiego jako punktu zaczepienia dla operacji wojskowych” – ocenia Civic Platform.
„Sytuacja w zakresie praw człowieka uległa znacznemu pogorszeniu i nie widać żadnych tendencji do poprawy”
– stwierdzają badacze.
Według białoruskiej organizacji pozarządowej Disident.by aktualna liczna więźniów politycznych dziś to 1720 osób, w tym 204 kobiety. Disident.by stosuje szerszą definicję więźnia politycznego niż ta opisana w prawie międzynarodowym, która zakłada m.in. stosowanie zasady non-violent w ramach protestu politycznego. Disident.by argumentuje, że ta definicja jest nieadekwatna do sytuacji w Białorusi, gdzie obecnie niemal wszystkie procesy odbywają się za zamkniętymi drzwiami, a oskarżenia są często fabrykowane. Z kolei Centrum Praw Człowieka Wiasna ocenia liczbę więźniów politycznych na 1442. Obie organizacje aktualizują liczbę skazanych niemalże codziennie.
Wiasna informuje, że w ostatnim czasie rośnie liczba wyroków wydawanych za znieważenie państwa, symboli państwowych, urzędników oraz samego prezydenta. Prezydent Łukaszenka znieważany być nie lubi i niewykluczone, że po prostu boi się pozwalać na prowadzenie spraw przy otwartych drzwiach. Co by to było, gdyby ludzie zaczęli powtarzać treść zarzutów, a zwłaszcza treść obelg kierowanych pod jego adresem?
Nie brakuje też głosów, że zamykanie spraw ma na celu jeszcze jedno – ukrycie przed opinią publiczną absurdu samych oskarżeń. I jeśli przejrzymy ostanie doniesienia Centrum Praw Człowieka Wiasna – którego szef i założyciel Aleś Bialecki został ostatnio, wraz z obrońcami praw człowieka z Rosji i Ukrainy wyróżniony nagroda Nobla – to faktycznie coś może być na rzeczy. Ale za tą absurdalnością, rodem ze Związku Radzieckiego, stoją konkretne wyroki – również rodem ze Związku Radzieckiego.
Według Wiasny w tygodniu między 12 a 18 grudnia przybyło aż 11 nowych więźniów politycznych, skazanych za wyrażanie własnych opinii oraz poglądów. Kary? Od aresztu w oczekiwaniu na proces, po dwanaście miesięcy do – nawet – sześciu lat kolonii karnej.
Wśród zatrzymanych znalazła się była dziennikarka Larysa Szczyrakowa. Została aresztowana po przeszukaniu jej domu 6 grudnia. Tego samego dnia jej syn został zabrany do domu dziecka. To częsta praktyka reżimu Łukaszenki, gdy jedno z rodziców lub oboje są w areszcie lub więzieniu. Szczyrakowa będzie odpowiadać za „znieważenie republiki Białorusi”. A ile może jej grozić – możemy się tylko domyślać zerkając na listę ostatnich wyroków:
W ostatnim czasie zatrzymano także Nadzieję Astapczuk – jak na razie nie wiadomo, jakie zarzuty zostały jej przedstawione. O Astapczuk Wiasna pisze: „Srebrna medalistka mistrzostw świata w pchnięciu kulą otwarcie krytykowała reżim Łukaszenki i wojnę na Ukrainie. Znalazła się wśród sygnatariuszy listu otwartego białoruskich sportowców, domagających się uczciwych wyborów i zaprzestania przemocy po wyborach prezydenckich w 2020 roku”.
Wiasna donosi także o ruszającym w grudniu procesie obywatela Łotwy Dmitrijsa Mihailovsa, zatrzymanego w marcu pod podobnymi zarzutami. Dopisano do nich podburzanie nastrojów społecznych oraz wzniecanie zagrożenia dla bezpieczeństwa Białorusi. W październiku Mihailovs został trafił więc na listę osób oskarżonych o działalność terrorystyczną. A za to w Białorusi grozi nawet kara śmierci – zgodnie ze znowelizowanym w tym roku, w odpowiedzi na antywojenne protesty, kodeksem karnym.
"Sprawdzono jego telefon i władzom nie spodobały się wiadomości potępiające reżim Łukaszenki. Został umieszczony w areszcie" - powiedziała sekretarz parlamentarna łotewskiego MSZ Zanda Kalniņa-Lukaševica."Chociaż urzędnicy konsularni niezwłocznie przybyli na spotkanie z zatrzymanym, nie było go już tam, ponieważ został umieszczony w zamkniętym szpitalu psychiatrycznym na miesiąc, aby przejść badania specjalistyczne".
W areszcie cały czas przebywa Nasta Loika – aktywistka działająca m.in. w organizacji Human Constanta. Niosła ona pomoc m.in. uchodćzyniom i uchodźcom z Czeczenii, którzy w wyniku stosowanych od lat push-backów przez Polskę na przejściu granicznym w Terespolu byli zmuszeni do wielomiesięcznego koczowania na dworcu kolejowym w przygranicznym Brześciu. Ten proceder był wielokrotnie opisywany, zapadały także przeciw Polsce wyroki na arenie międzynarodowej.
Loika miała zostać zwolniona z aresztu 14 grudnia, tak się jednak nie stało – 15-dniowy areszt został przedłużony po raz czwarty z rzędu, a Human Constanta poinformowała, że Loika usłyszała zarzuty, m.in. za naruszenie porządku publicznego.
Wysokie wyroki więzienia odsiadują też białoruscy anarchiści oraz aktywiści w ten, czy inny sposób powiązani z ruchem anarchistycznym. Szóstego września na karę 15 lat pozbawienia wolności skazana została Marfa Rabkova, pracowniczka Wiasny. Rabkova sympatyzowała z ruchem anarchistycznym i była oskarżona wraz z innymi anarchistami. Także ona usłyszała zarzuty m.in. naruszenia porządku publicznego. Wyroki, jakie zapadły w procesie 10 aktywistek i aktywistów wahaja się od 15 do 17 lat więzienia.
Rabkova obecnie jest kobietą odsiadująca najwyższy wyrok w sprawie politycznej, wyższy niż wyrok Marii Kalesnikawej.
Kalesnikawa została skazana w ubiegłym roku na 11 lat więzienia za „wezwania do działań na szkodę bezpieczeństwa narodowego, zmowę w celu przejęcia władzy w kraju, utworzenie organizacji ekstremistycznej” – czyli za pracę w sztabie wyborczym Wiktora Babaryki. Po jego aresztowaniu i skazaniu na 14 lat więzienia za rzekome malwersacje finansowe, Kalesnikawa dołączyła do sztabu Świetlany Cichaonuskiej, dziś prezydentki Białorusi na uchodźstwie.
Na początku grudnia Kalesnikawa została w ciężkim stanie zabrana z kolonii karnej, gdzie odbywa wyrok, do szpitala w Homlu. Tam przeszła operację wrzodów żołądka, a jej ojcu pozwolono odbyć dziesięciominutowy spotkanie z córką. „Masza schudła, jest osłabiona” – przekazali na telegramowym kanale współpracownicy Kalesnikawej.
Maria Kalesnikawa ma 40 lat. Skazana na 15 lat więzienia Rabkova – 27.
Komentarze