0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Jim WATSON / AFPFoto Jim WATSON / AF...

Na zdjęciu: Prezydent Biden na pikiecie członków jednego z największych związków zawodowych Ameryki, United Auto Workers, przed zakładami General Motors w Belleville, w stanie Michigan, 26 września 2023. Ponad 5,5 tys. członków UAW zastrajkowało w 38 centrach dystrybucji części należących do General Motors. Foto Jim WATSON/AFP

Stany Zjednoczone od dawna mają moc narzucania trendów w światowej gospodarce. Na początku XX wieku były jednym z tych krajów, które stały na czele socjalnej korekty kapitalizmu. Progresywne podatki, silne związki zawodowe, regulacje rynkowe – to rozwiązania charakterystyczne dla Stanów Zjednoczonych tamtego okresu.

Z kolei od lat 80. XX wieku, czyli mniej więcej od czasów prezydentury Ronalda Reagana, USA promowały politykę nazywaną dziś często „neoliberalizmem”: niskie podatki dla najzamożniejszych, znoszenie regulacji rynkowych, utrudnianie działalności związkowej.

Ostatnie dwie dekady obfitowały w globalne wstrząsy: od kryzysu finansowego w 2008 roku, przez pandemię, po coraz wyraźniejszy kryzys klimatyczny.

Eksperyment Bidena

Co rodzi pytanie: czy doprowadziło to do jakichś głębszych zmian w amerykańskiej polityce gospodarczej?

Na pozór administracja Joe Bidena jest ostatnim miejscem, w którym można by szukać przykładów rewolucji. On sam budował swoją kampanię wyborczą wokół wizerunku umiarkowanego, przewidywalnego reprezentanta starej szkoły amerykańskiej polityki.

Kiedy zaś objął prezydenturę, wiele z jego co ambitniejszych pomysłów albo zostało porzuconych (jak podniesienie płacy minimalnej), albo jest w stanie zawieszenia (np. likwidacja części długów studenckich, zastopowana przez decyzję Sądu Najwyższego).

A jednak rację ma Robinson Meyer, dziennikarz specjalizujący się w tematach ekologicznych, gdy pisze:

„Na razie niewielu Amerykanów zdaje sobie z tego sprawę, ale triada nowych praw uchwalonych za kadencji Bidena to w tym pokoleniu jeden z największych eksperymentów w dziedzinie kierowania gospodarką. Jeśli ten eksperyment się powiedzie, na długie lata zmieni sposób myślenia polityków o zarządzaniu rynkiem”.

Przeczytaj także:

Inwestycje, inwestycje, inwestycje

Gdyby chcieć sprowadzić politykę ekonomiczną Joe Bidena do jednego słowa, to byłoby nim słowo „inwestycje”. Mówiąc dokładniej, chodzi o inwestycje państwowe. Administracja Bidena podjęła bowiem kilka strategicznych decyzji, których skutkiem jest wpompowanie do amerykańskiej gospodarki setek miliardów dolarów.

Co więcej, plany inwestycyjne są połączone z szeregiem regulacji i wymagań wobec firm prywatnych, które chcą skorzystać z publicznych środków. Najczęściej te regulacje i wymagania dotyczą dwóch kwestii: ekologii i praw pracowniczych.

Administracji Bidena udało się przeprowadzić przez amerykański kongres trzy duże projekty, to jest właśnie ta „triada nowych praw”, o której wspomina Meyer:

  • W listopadzie 2021 roku Biden podpisał (a tym samym zatwierdził) „The Infrastructure Investment and Jobs Act”. Jest to pakiet inwestycji dotyczący amerykańskiej infrastruktury, między innymi dróg, mostów, wodociągów, linii kolejowych i sieci energetycznych. Sumę inwestycji szacuje się na 1,2 biliona dolarów, przy czym 650 miliardów dotyczy już wcześniej rozplanowanych wydatków, a 550 miliardów to nowe środki.
  • W sierpniu 2022 roku Biden podpisał się pod „CHIPS and Science Act” – ustawą, której celem jest zwiększenie możliwości produkcyjnych USA w zakresie półprzewodników. Kryzys pandemiczny pokazał, jak istotne są półprzewodniki we współczesnej gospodarce. Wykorzystuje się je np. w samochodach i smartfonach – więc Amerykanie chcą się częściowo uniezależnić od zewnętrznych dostawców. Koszt ustawy szacuje się na 200 miliardów dolarów.
  • Również w sierpniu 2022 roku Biden zatwierdził „Inflation Reduction Act”. Chociaż ustawa była reklamowana jako polityka antyinflacyjna, to wynikało to głównie z chęci zdobycia poparcia konserwatywnego senatora Partii Demokratycznej Joe Manchina, którego głos był niezbędny do jej uchwalenia. W rzeczywistości jest to kolejny pakiet inwestycyjny. Inwestycje te obejmują wiele sfer, np. system ochrony zdrowia i administrację podatkową (od lat niedofinansowaną i nieradzącą sobie z najbogatszymi podatnikami). Zdecydowanie najważniejszą częścią ustawy są środki przeznaczone na politykę klimatyczną – według pierwotnych szacunków: 369 miliardów dolarów.

Ostatecznie skala tych inwestycji będzie najprawdopodobniej jeszcze większa, niż wynikało to z pierwszych oszacowań.

1,2 bln dolarów na program klimatyczny

Widać to głównie na przykładzie polityki klimatycznej. Te blisko 400 miliardów dolarów to były szacunki administracji Bidena poczynione na podstawie przewidywań, ile firm zgłosi się po pomoc rządową. Wygląda na to, że nie doceniła ona skali zainteresowania sektora prywatnego.

Credit Suisse oszacował rządowe wydatki związane z programem klimatycznym na 800 miliardów dolarów. Goldman Sachs Group Inc podaje nawet wyższą kwotę – 1,2 biliona dolarów.

Ważne, że to nie są środki tylko na papierze. „New York Times” opublikował jakiś czas temu reportaż, z którego wynika, że pakiety klimatyczne i infrastrukturalne Bidena już przekładają się na konkretne inwestycje.

W Georgie powstaje elektrownia słoneczna za 2,5 miliarda dolarów, w Nevadzie fabryka elektrycznych ciężarówek za 3,6 miliarda dolarów, w Oklahomie nowa fabryka akumulatorów za 4,4 miliarda dolarów.

„Dzięki tej ustawie pojawił się duży apetyt na inwestycje w Stanach Zjednoczonych” – powiedział „New York Timesowi” Giovanni Bertolino, dyrektor firmy Enel.

Coś za coś, czyli prawa pracownicze

Polityka gospodarcza Bidena nie sprowadza się tylko do inwestowania potężnych sum pieniędzy. To też próba wprowadzenia nowych zasad dotyczących pracowników, środowiska i biedniejszych rejonów kraju.

Dobrym przykładem jest „CHIPS and Science Act”. Każda prywatna firma, która chce skorzystać z rządowej pomocy, musi spełnić szereg wymagań narzucanych przed rząd:

  • Zapewnić opiekę dla dzieci pracowników. Ten wymóg można spełnić na kilka sposobów. Od wybudowania centrum opieki w pobliżu fabryk, przez dofinansowanie funkcjonujących już centrów, po zwracanie pracownikom części kosztów związanych z wychowywaniem dziecka.
  • Opierać pracę swoich fabryk na niskoemisyjnych źródłach energii.
  • Płacić pracownikom budowlanym wynagrodzenia wynegocjowane przez związki zawodowe.
  • Powstrzymać się przed skupywaniem własnych akcji (firmy robią to zazwyczaj, by zwiększyć cenę akcji, a tym samym wpływy swoich akcjonariuszy).
  • Podzielić się nadplanowymi zyskami z państwem.

Innymi słowy, pomysł administracji Bidena sprowadza się do propozycji „coś za coś”. Prywatne firmy dostają pomoc rządu, ale w zamian muszą wdrożyć rozwiązania, które ten rząd uważa za korzystne z perspektywy celów społecznych i środowiskowych.

Wprowadzanie takich drobnych, ale potencjalnie dalekosiężnych regulacji wydaje się ulubioną taktyką ekipy obecnego prezydenta – szczególnie w dziedzinie praw pracowniczych.

Najprawdopodobniej ma to przynajmniej częściowo zrekompensować brak zmian na większą skalę – jak podwyższenie płacy minimalnej. Przykładowo, Departament Pracy zgłosił niedawno projekt zmian, który uprawniłby dodatkowe 3,5 miliona pracowników do pobierania wynagrodzenia za nadgodziny.

Podobnie mają się sprawy w dziedzinie pomocy społecznej. Administracji Bidena nie udało się przedłużyć programu dopłat dla dzieci, The Child Tax Credit, ale wpisała wsparcie dla najuboższych społeczności – opiewające na sumę 60 mld dolarów – do pakietu klimatycznego w ramach „Inflation Reduction Act”.

Zerwanie z neoliberalnym konsensusem

Za wszystkimi tymi inwestycjami i zmianami kryje się głębszy pomysł. Wykorzystanie potęgi państwa do przestawienia gospodarki na nowe tory: odejście od paliw kopalnych, zwiększenie możliwości produkcyjnych kraju, zapewnienie większej ochrony pracownikom.

Jeśli ten kurs zostanie utrzymany, to Bidenomika – jak niektórzy nazywają politykę gospodarczą Bidena – może okazać się pierwszym krokiem do zerwania z neoliberalnym konsensusem ostatnich dekad. Gdy postrzegano państwo jako aktora, który ma przede wszystkim „nie przeszkadzać” i zdać się na siły rynkowe.

Co wpłynęło na to, że to właśnie „umiarkowany” Biden stanął na czele tych zmian? Kilka czynników.

Jednym z nich jest pogłębiający się kryzys klimatyczny. Po latach stagnacji dla coraz większej liczby polityków i ekspertów stało się jasne, że rynek sam z siebie nie rozwiąże tego problemu. Potrzebny jest bodziec ze strony państwa: w postaci zarówno kija (regulacje i kary), jak i marchewki (dotacje, ulgi podatkowe, pożyczki).

Naciski lewego skrzydła

Innym powodem jest progresywne skrzydło partii, które znacząco urosło w siłę od czasów prezydentury Baracka Obamy.

Bernie Sanders, nieformalny lider tego skrzydła, przegrał wprawdzie z Bidenem w prawyborach, ale zanim to się stało, zdążył zgromadzić niemal 10 milionów głosów wyborców Partii Demokratycznej.

Niespełna trzy miliony głosów dołożyła do tego Elizabeth Warren – uważana za prawie tak samo lewicową, jak Sanders. To niebagatelne poparcie, którego Biden nie mógł tak po prostu zlekceważyć, musiał więc uwzględnić przynajmniej elementy progresywnego programu.

Czy to zadziała?

Najważniejsze pytanie dziś brzmi: czy polityka gospodarcza Bidena okaże się skuteczna?

Jej zwolennicy wskazują na to, że gospodarka USA jest w zadziwiająco dobrym stanie jak na postpandemiczny okres. Inflacja wydaje się w większości opanowana, a co najważniejsze – stało się to bez przewidywanego wzrostu bezrobocia.

Na początku tego roku stopa bezrobocia wynosiła około 3,4 proc. – najniższy wynik w Stanach Zjednoczonych od 1969 roku.

Wciąż jednak otwartą kwestią pozostaje to, jakie będą długofalowe skutki polityki Bidena. Sceptycyzm płynie z dwóch przeciwnych stron.

Konserwatyści uważają, że Biden skręcił za mocno w stronę „socjalizmu” i zdusi prywatną przedsiębiorczość nadmiarem ingerencji rynkowych.

Z progresywnej strony słychać z kolei przestrogi, że prezydent wciąż zrobił zbyt mało, by zaradzić największym problemom USA: ogromnym nierównościom społecznym, kryzysowi klimatycznemu, rosnącej potędze korporacyjnej władzy.

Biden śmielszy od Obamy, Busha i Clintona

Nie wiadomo też, czy Biden będzie w stanie utrzymać Biały Dom w przyszłorocznych wyborach. A jego rywale z Partii Republikańskiej mają znacząco odmienną wizję polityki gospodarczej, przede wszystkim chcą się pozbyć dużej części regulacji i inwestycji klimatycznych.

Niemniej na dziś można powiedzieć przynajmniej tyle, że „umiarkowany” czy też „centrystyczny” Biden prowadzi śmielszą politykę gospodarczą nie tylko od Trumpa, ale też Obamy, Busha i Clintona.

Pierwszy raz od wielu dekad Amerykanie, a wraz z nimi reszta świata, mogą na serio zadawać sobie pytanie, czy na głębszym poziomie coś się zmienia w dominującym podejściu do gospodarki.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują.

Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Tomasz Markiewka

Filozof, autor książek „Język Neoliberalizmu” (Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017) i "Gniew" (Wydawnictwo Czarne, 2020)

Komentarze