„Kilka miesięcy temu biegłem na salę operacyjną do pacjentki, która miała krwotok dootrzewnowy z powodu pękniętej ciąży pozamacicznej. Koleżanka powiedziała, że musimy coś wpisać w dokumentację, bo przecież ciągle bije serce płodu. Zapytałem, czy oszalała, przecież pacjentka zaraz umrze. Odparła, że możemy mieć kłopoty.
Biegliśmy dalej i nawet ja, z moimi ugruntowanymi poglądami, w tak dramatycznej sytuacji, zacząłem się zastanawiać, czy może nie powinienem, tak szybciutko, wpisać jakiegoś zdania w dokumentach i poprosić kolegów lekarzy o potwierdzenie wskazań do ratowania życia ciężarnej i usunięcia z jajowodu sześciotygodniowego płodu. Żeby nikt się nie przyczepił” – mówi dr Maciej Socha, ginekolog-położnik, onkolog, perinatolog, ordynator słynnego oddziału położniczego gdańskiego Szpitala na Zaspie.
„Na szpitalnych korytarzach oddychamy innym powietrzem. Już nie tylko medycznym, ale też politycznym” – tłumaczy Socha.
Julia Theus, OKO.press: Cała Polska mówi o kobiecie w 22. tygodniu ciąży, która zmarła 22 września 2021 roku w Szpitalu Powiatowym w Pszczynie z powodu wstrząsu septycznego. Zgłosiła się z żywą ciążą z bezwodziem, lekarze potwierdzili wady płodu, ale nie przerywali ciąży dopóki płód nie obumarł, bo uznali, że po wyroku TK Julii Przyłębskiej prawo im tego zabrania. Czy jako doświadczony ginekolog i położnik może pan nam objaśnić tę sytuację od strony medycznej, prawnej i etycznej? Może najpierw, co to jest bezwodzie?
Dr Maciej Socha, ginekolog- położnik, onkolog, perinatolog*: To stan, w którym brak płynu owodniowego, czyli tak zwanych wód płodowych, w worku owodniowym, który otacza płód w ciężarnej macicy. Płyn owodniowy umożliwia prawidłowy rozwój płodu i chroni go przed zewnętrznymi bodźcami.
Bezwodzie może towarzyszyć zaburzeniom związanym z nieprawidłowym funkcjonowaniem łożyska, z zaburzonym rozwojem płodu lub być następstwem wad płodu. Najbardziej charakterystyczną wadą płodu, której towarzyszy małowodzie i bezwodzie jest agenezja nerek czyli stan, w którym nie doszło do wytworzenia prawidłowo funkcjonujących nerek. W praktyce klinicznej najczęstszą przyczyną bezwodzia jest przedwczesne pęknięcie błon płodowych z wtórnym odpłynięciem płynu owodniowego.
Jak zmarła w Pszczynie kobieta mogła odczuwać takie bezwodzie?
Jeżeli dziecko nie ma nerek wytwarzających mocz, kobieta tego nie czuje. Może zauważyć zmniejszony obwód brzucha, ale jest to zależne od tego, na jakim jest etapie ciąży. Zazwyczaj bezwodzie, jako skrajna postać agenezji nerek, diagnozowane jest około 20. tygodnia ciąży i nie towarzyszą mu żadne objawy.
Inaczej jest w przypadku kiedy dochodzi do pęknięcia błon płodowych, ponieważ wypływający z jamy macicy płyn, przedostaje się na zewnątrz przez szyjkę macicy i pochwę. Kobieta ma wtedy mokrą bieliznę lub wkładkę intymną i dlatego zgłasza się do szpitala. Potwierdzamy nieprawidłową ilość płynu owodniowego w badaniu ultrasonograficznym. Bezwodzie stwierdza się, kiedy indeks płynu owodniowego (AFI) wynosi zero.
Co oznacza taka diagnoza?
Jeżeli płód nie ma nerek, to wiemy, że nie ma realnej szansy na leczenie i prawdopodobnie umrze kilka dni po urodzeniu. Dodatkowo, bezwodzie powoduje, że nawet jeżeli kobieta donosi ciążę, to u dziecka dojdzie do zaburzeń oddychania, które też najprawdopodobniej zakończą się zgonem. Zaburzenia te wynikają z nieprawidłowego rozwoju drzewa oskrzelowego, co spowodowane jest brakiem tak zwanych ruchów oddechowych klatki piersiowej.
Jeśli przyczyną bezwodzia jest przedwczesne odpłynięcie płynu owodniowego, to po pierwsze wiemy, że płuca nie mogą się rozwijać, a po drugie, że płód nie jest chroniony przed środowiskiem zewnętrznym, bo błony płodowe są rozerwane. Pojawia się wtedy dodatkowo ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej.
30-letnia kobieta zgłosiła się do szpitala właśnie z powodu odpłynięcia płynu owodniowego. Była w 22. tygodniu ciąży.
Kobieta, u której odpłynął płyn owodniowy w 22. tygodniu ciąży jest zagrożona infekcją wewnątrzmaciczną, a rokowania na pomyślne zakończenie takiej ciąży są skrajnie złe.
Czyli co by Pan zrobił w takiej sytuacji?
Przedwczesne odpłynięcie płynu owodniowego wymaga leczenia. Podajemy pacjentce antybiotyki, obserwujemy. Sprawdzamy, czy nie dochodzi do tak zwanego zasklepienia rozerwanych błon płodowych i czy płyn owodniowy dalej odpływa, czy może utrzymuje się w jamie macicy i jego ilość wzrasta. To trudne kwestie, każdy przypadek traktujemy indywidualnie. Rozmawiamy z kobietą, pytamy, czego oczekuje i decydujemy jak działać.
Jeżeli kobieta miałaby całkowite bezwodzie w ciąży, kiedy płód nie ma szans na przeżycie poza organizmem matki, podjęlibyśmy ograniczoną w czasie obserwację ciężarnej, z niewielką szansą na korzystne zakończenie takiej ciąży. Przy braku poprawy klinicznej, oceniając ryzyko powikłań matczynych i płodowych, na prośbę ciężarnej rozważylibyśmy przerwanie ciąży.
To dlaczego w Pszczynie…
Bo postępowanie jakie opisałem miałoby miejsce przed orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. A teraz pojawia się problem, rozbieżność między tym, co powinniśmy zrobić, a tym, co możemy.
Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie wolno nam takiej ciąży zakończyć.
Ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej nie jest bezpośrednim zagrożeniem życia pacjentki, więc czekamy i nie przerywamy takiej ciąży.
Pacjentki z przedwczesnym odpłynięciem płynu owodniowego po antybiotykoterapii, bez objawów klinicznych ani laboratoryjnych infekcji, wysyłamy do domu, aby czekały na samoistne rozwiązanie ciąży. Wyjaśniamy, że są trzy opcje.
Pierwsza – być może wydarzy się cud i wszystko będzie dobrze.
Druga – dojdzie do obumarcia płodu i wtedy wyindukujemy, czyli sztucznie wywołamy poród martwego płodu.
Trzecia – być może pojawi się wzrost parametrów infekcyjnych, które wskażą na rozpoczynająca się sepsę. W mojej ocenie nie ma na co wtedy czekać, ale… dalej to tylko wskazania medyczne.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że lekarz boi przerwać ciąże, bo wie, że znajdą się osoby, które uważają, że przecież sepsę można leczyć, a aborcja to morderstwo. Taki mamy klimat polityczny, który wpływa na prawo oraz władze wykonawczą i może wpłynąć na sądowniczą.
Nie bałby się pan odsyłać pacjentki do domu? Jak widać ryzyko może być najwyższe z możliwych.
Ależ oczywiście, że się boję. Boję się, ale co mogę zrobić?
Zalecam pacjentce, żeby była pod opieką ginekologa prowadzącego, który będzie ją badał m. in. co kilka dni pod względem parametrów infekcyjnych. Ryzyko infekcji wewnątrzmacicznej jest zawsze, ale to nie jest taka łatwa diagnoza, bo sepsa nie pojawia się nagle.
Najpierw wrasta temperatura, co może, ale nie musi świadczyć o infekcji wewnątrzmacicznej. Wzrastają parametry infekcyjne, pojawiają się ropiaste upławy. To się dzieje w czasie i obarczone jest pewnym ryzykiem, ale lekarz może liczyć, że ryzyko tych powikłań po prostu się nie ziści.
Rozumiem lekarzy, którzy czekali na bezwzględne wskazania do zakończenia ciąży. Nie wiem jakie parametry były u pacjentki w Pszczynie, ale wiem, że my, lekarze po wyroku TK boimy się podjąć decyzję o przerwaniu ciąży, kiedy dochodzi do odpłynięcia płynu owodniowego. Działa efekt mrożący.
A ta konkretna sytuacja? Przecież śmierć kobiety pokazuje, że jej zdrowie i życie było zagrożone, a to jest nadal przesłanka do legalnej aborcji.
Proszę wybaczyć, ale trudno wypowiadać się o konkretnej sytuacji nie znając szczegółów. Musiałbym przejrzeć dokumentację pacjentki, żeby to ocenić. Jako lekarz powiem, że w podobnie wyglądających przypadkach mam związane ręce. Jest problem rozbieżności między tym, co powinniśmy zrobić, a z tym, co możemy.
Jako człowiek powiem pani, że pacjentka, której płód ma wady letalne, która w 22 tygodniu jest z bezwodziem, powinna zostać wysłuchana i móc podjąć decyzję, a lekarze bezwzględnie powinni mieć prawo zakończyć u niej ciążę.
Rodzina poinformowała, że zmarła kobieta miała zdiagnozowane wady wrodzone płodu. Bezwodzie jest powiązane z wadami wrodzonymi czy to niezależna komplikacja ciąży i czy to miało znaczenie?
To dwie osobne kwestie, ale jeżeli płód jest obarczony ciężką, nieodwracalną i nieuleczalną wadą, a do tego odpływa płyny owodniowy i mamy bezwodzie, to ryzyko niekorzystnego zakończenia ciąży ociera się o pewność! I w mojej ocenie, taka sytuacja powinna być wskazaniem do zakończenia ciąży.
Przed wyrokiem TK lekarze mogliby zakończyć ciążę jeszcze przed odpłynięciem płynu owodniowego ze względu na wady płodu.
Ale jeżeli dochodzi do odpłynięcia płynu owodniowego u płodu z wadami wrodzonymi, to wątpliwości, co do słuszności przerwania ciąży mogą być motywowane wyłącznie fundamentalizmem ideologicznym, którego podstawą jest religia lub konserwatywne przekonania polityczne.
Kobieta miała pisać do rodziny i przyjaciół wiadomości, że lekarze czekali na obumarcie płodu z powodu „obowiązującego prawa ograniczającego możliwość legalnej aborcji”.
Lekarze prawdopodobnie bali się podjąć decyzję o terminacji, więc czekali. To nie jest niezgodne z doktryną medyczną, ale wiązało się z ryzykiem powikłań, do których musiało kiedyś dojść. Po wyroku TK wszyscy ostrzegaliśmy przed tym, co zdarzyło się u pacjentki w Pszczynie.
Nie dziwię się, że ktoś się bał. Wśród biegłych z pewnością znalazłby się fundamentalista z PiS, który powiedziałby, że infekcje przecież można leczyć, że znamy z życia pojedyncze przypadki, że płód urodził się i przeżył.
Tylko, że to liczenie na cud, przy stwarzaniu zagrożenia dla zdrowia i życia pacjentki. Kobieta powinna móc podjąć decyzję, czy chce ryzykować i czekać, czy też chce przerwać ciążę.
Teraz ryzyko spada na lekarza, a konsekwencje ponosi pacjentka.
Lekarze znaleźli się w dramatycznej sytuacji. I muszą wybierać: czy ratować życie pacjentki, czy unikać problemów?
Każda procedura, która jest wykonywana w szpitalu i każde rozpoznanie są opisywane specjalnym kodem ICD. Mamy dokumentację medyczną, więc chociażby Narodowy Fundusz Zdrowia wie, czy dokonujemy przerwania ciąży, czy nie. Jeżeli ktoś będzie chciał sprawdzić, w jakich okolicznościach kończyliśmy tę ciążę, to może złożyć do prokuratury doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
Ale lekarze mogą dokonać aborcji, jeżeli istnieje bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia pacjentki. Są przykłady, że interpretują to szeroko.
Ale wielu polityków – kierowanych fundamentalizmem – pokazuje nam, jak prawo jest interpretowane. Widzimy, że w dyskursie społeczno-politycznym często płód jest ważniejszy niż ciężarna.
Boimy się. Czekamy, żeby mieć twarde dowody, że życie pacjentki było zagrożone.
Znamy sprawę lekarzy oskarżanych przez Zbigniewa Ziobrę, jego matkę i brata, a także prokuraturę, że świadomie narazili Jerzego Ziobrę na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Wiemy z doniesień lekarzy, jak byli traktowani.
W szpitalu w Pszczynie minister Niedzielski zlecił kontrolę.
No oczywiście! Było ryzyko podjętych działań, konsekwencje poniosła pacjentka, to teraz lekarze będą pociągnięci do odpowiedzialności. Narracja będzie teraz opierać na tym, że przecież przesłanka ustawy z 1993 roku pozwala na przerwanie ciąży przy zagrożeniu zdrowia i życia kobiety.
Tylko że jeszcze chwilę temu słyszeliśmy, że w sytuacji płodu z wadami letalnymi, ciężarna ze zdewastowanym zdrowiem psychicznym i zagrożeniem życia, bo ma myśli samobójcze, nie kwalifikuje się do terminacji ciąży.
Łatwo jest oceniać sytuację po fakcie. Teraz rząd PiS będzie argumentował, że lekarze powinni ciążę przerwać. Wcześniej dyskutował nad tym, czy pięciotygodniowy płód, u którego nie funkcjonuje mózg jest człowiekiem czy nie. Stawia się na równi pięciodniowe zarodki z życiem dorosłej osoby, więc do takich sytuacji będzie dochodzić.
Wyrok TK utrudnił i tak trudne sytuacje, doprowadził do utraty życia 30-letniej kobiety, a lekarze będą ponosić konsekwencje. Kiedyś nie rozumiałem, o co chodzi z efektem mrożącym, ale teraz czuję, jak dotyka on mnie oraz koleżanki i kolegów lekarzy.
Na szpitalnych korytarzach oddychamy innym powietrzem. Już nie tylko medycznym, ale też politycznym. Inaczej myślimy, boimy się konsekwencji.
Kilka miesięcy temu biegłem na salę operacyjną do pacjentki, która miała krwotok dootrzewnowy z powodu pękniętej ciąży pozamacicznej. Koleżanka powiedziała, że musimy coś wpisać w dokumentację, bo przecież ciągle bije serce płodu. Zapytałem, czy oszalała, przecież pacjentka zaraz umrze. Odparła, że możemy mieć kłopoty. Biegliśmy dalej i nawet ja, z ugruntowanymi poglądami, w tak dramatycznej sytuacji, zacząłem się zastanawiać, czy może nie powinienem, tak szybciutko, wpisać jakiegoś zdania w dokumentach i poprosić kolegów lekarzy o potwierdzenie wskazań do ratowania życia ciężarnej i usunięcia z jajowodu sześciotygodniowego płodu. Żeby nikt się nie przyczepił.
Bo a nuż ktoś z zespołu na sali operacyjnej, kto ma poglądy zbieżne z linią partii rządzącej, zgłosi, że usunąłem żywą ciążę.
To nie jest normalne. Współczuję rodzinie zmarłej ale i lekarzom ze szpitala w Pszczynie. Czuję w sercu, co przeżywają. Każda decyzja lekarza w takiej sytuacji jest obarczona ryzykiem, ale konsekwencje tego ryzyka nie powinny dotykać ani lekarzy, ani pacjentów, tylko polityków, skoro ustalili takie a nie inne ramy interpretacji przepisów. To politycy zadecydowali, że lekarze mają czekać na przesłankę zagrożenia życia pacjentki, aby przerwać ciążę.
* dr n. med. Maciej W. Socha, lekarz specjalista położnictwa i ginekologii, ginekologii onkologicznej, perinatologii. Kierownik Oddziału Położniczo-Ginekologicznego Szpitala Św. Wojciecha w Gdańsku na Zaspie. Dyrektor kliniki LEKARZE Mostowa 4 w Bydgoszczy. Adiunkt w Katedrze Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej UMK w Toruniu
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nie. Nie życzą. Tego nie wolno życzyć nikomu.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
To nie była 22-latka, tylko 30-latka, to ciąża była 22-tygodniowa, chyba stąd ta pomyłka. Poza tym przyłączam się do życzeń. Niestety, nie wierzę w piekło, więc nie mogę życzyć im, aby smażyli się w najgłębszym kotle w piekle, bo taka klątwa nie miałaby żadnej mocy. Natomiast: każdemu pisowcowi, każdemu religiantowi, każdemu dewotowi z zaczadzonym religią łbem, każdemu fanatykowi i każdemu fundamentaliście życzę raka z przerzutami i dożywotniego cierpienia. Mnie obowiązek tego ich miłosierdzia nie dotyczy, ten obowiązek dotyczy ich z racji tego ich wyznania, a jednak… coraz częściej kojarzą mi się z okrutnymi katami.
Podpinam się pod życzenia – ci ludzie nie zasługują nawet na krztę dobra w swoich wstrętnych, morderczych życiach.
Lekarze "się boją", a pacjentki umierają i umierać będą. Pięknie, k…, pięknie. Ludzie w poprzednim systemie stawali przeciwko władzy ryzykując życiem wszędzie, zwłaszcza u jego schyłku, a tu i teraz lekarze z przysięgą Hipokratesa na ustach wzruszają, co najwyżej (w końcu konkretny odsetek odrzuca rozum i naukę, podpisując "klauzulę sumienia") ramionami, bo jeszcze niedobry pan ziobro przyjdzie i pogrozi paluszkiem i wieloletnim procesem (jakby pis i ziobryści mieli trwać wiecznie).
Wspierałem całym sobą protesty medyków do tej pory, ale w tej chwili czuję się tak bardzo, bardzo oszukany. Lekarze nie robili nic, żeby zapobiec piekłu, którego teraz są szczęścią, a i teraz przyjęli strategię mówienia, że się boją i postawę całkowitej biernośći. Jest mi tak bardzo, bardzo wstyd za Polskę i Polaków, a za ludzi wyjątkowo dobrze wykształconych, których zawsze utrzymywałem w największym poważaniu, jest mi wstyd zdecydowanie najbardziej.
Dobrze, że Pan Doktor "współczuje rodzinie zmarłej ale i lekarzom ze szpitala w Pszczynie", szkoda jednak, że w dokładnie takim samym stopniu obu stronom, podczas gdy jedna zapłaciła niepomiernie wyższą cenę za tę całą sytuację…
Nie wiem jaka grupę zawodowa reprezentujesz, ale chętnie zobaczę jak z jawnym imieniem i nazwiskiem wystąpisz przeciw temu wyrokowi tak jak lekarki i lekarze, którzy w zeszłym roku podpisali petycje przeciw. Masz pamięć złotej rybki. Przysięga hipokratesa od lat jest wytrychem żeby wymagać od kogoś wykonującego określony zawód samemu nie dając nic w zamian.
Piszesz na serio? Petycję? Wiesz ile petycji w sprawach ważnych podpisuje się w tym kraju, najczęściej z zerowym skutkiem, tygodniowo tysiącami, dziesiątkami, a niekiedy i setkami tysięcy głosów?
https://www.google.pl/amp/s/warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,26413978,lekarze-przeciwko-zakazowi-aborcji-z-powodu-ciezkich-wad-plodu.amp Czekam zatem na inicjatywę p. Mrowickiego mająca zatrzymać to piekło, które zgotowali kobietom wyborcy pisu, nie medycy.
A medycy są "tylko" bezwiednymi wykonawcami woli fundamentalistów religijnych? Biedne żuczki. Idąc tym tropem nadal jednak nie rozumiem po co klauzule zwalniające z praktykowania wiedzy medycznej i myślenia. Wyjaśnisz?
Chciałbym mieć pomysł na taką inicjatywę, niestety mając świadomość, że to właśnie środowiska medyczne stanowią jedyną grupę, która zwarta de facto mogła powstrzymać to szaleństwo wcześniej (nie, nie podpisem 600 osób pod petycją… bądźmy choć semi-poważni) i ograniczać jego skutki teraz, czuję się całkowicie bezsilny… i zły, tak bardzo, bardzo zły.
Jeśli biegłym sądowym może być pisowski fundamentalista to znaczy, że żyjemy już w dyktaturze. Jeśli sąd ma się opierać na specjalistycznej, najbardziej aktualnej wiedzy, a zamiast tego dostęp wypociny jakiegoś nawiedzonego wariata, to nie ma już sądów, sprawiedliwości ani prawa.
Niestety, choć statystycznie nie jest to target wyborczy PiS, wśród lekarzy, prawników, architektów, informatyków itd zdarzają się intelektualni pariasi.
Nawet wśród uczonych – naukowców i filozofów (patrz np.: prof. Legutko, Pawłowicz).
Efekty zdziesiątkowania inteligencji polskiej, w miejsce której wstawiono aparatczyków i miernoty mające już często swoich, podobnych im, następców dzisiaj bolą cały czas.
Mam pomysł Wprowadźmy przepisy, które zezwolą lekarzom na interwencję medyczną dopiero wtedy kiedy zagrożone jest życie i zdrowie pacjenta Przecież jeżeli bóg dał zawał to ratowanie pacjenta jest naruszaniem boskiego planu Czekam na poparcie mojego projektu ze strony pisu i biskupów
Przypominam wszystkim, że poza nawiedzonymi fundamentalistami katolskimi i intelektualnie kulejącym elektoratem pisu za akcją stoi również nasz miłościwy kościół, któremu głównie zawdzięczamy obecny stan.
Sensu stricte mowa o dwóch kościołach, uformowanych w wyniku wciąż postępującej schizmy – tj. o polskim oddziale Kościoła Rzymskokatolickiego i Polskim Kościele Narodowym+ (z siedzibą w Toruniu).
Kato oszołomy = średniowiecze, tortury, pedofilia, piekło kobiet, piekło dzieci.
tchórz. jeśli chciał odbierać życie, a nie je ratować mógł zamiast lekarzem zostać policjantem.
Częściowo rozumiem lekarzy, którzy w każdej takiej sytuacji ryzykują lata nauki, karierę i potencjalny wyrok karny, ale jednak pacjentka w patologicznej ciąży jak widać ryzykuje nieporównywalnie więcej. Miejcie, lekarze, tę świadomość i bierzcie na klatę odpowiedzialność.
Po drugie przesłanka mówi wprost o zagrożeniu życia LUB ZDROWIA kobiety. Każda ciąża zagrożona obumarciem płodu i rozwinięciem się w efekcie zakażenia ogólnoustrojowego jest poważnym i bezpośrednim zagrożeniem zdrowia matki. Naprawdę nie trzeba czekać, aż kobieta stanie na krawędzi śmierci, bo czasem nie udaje się jej wtedy uratować. Tu trzeba się upomnieć u sędziów, żeby utrwalili linię orzeczniczą biorącą pod uwagę wiedzę medyczną, a nie ideologiczne przekonania.
I na koniec jeszcze jedna sprawa. Napiszę wprost, bo nie ma co ściemniać, proszę tylko, by nie traktować tego jako osobistego zarzutu wobec kogokolwiek. NIEKTÓRZY lekarze wykazują się wielką zręcznością w tuszowaniu swoich błędów w dokumentacji, żeby uniknąć odpowiedzialności. Z pewnością istnieją sposoby, żeby wykorzystać tego typu umiejętności w szczytnym celu ochrony lekarzy przed odpowiedzialnością nie za błąd medyczny, tylko za kierowanie się dobrem pacjenta, a nie fundamentalistyczną interpretacją ułomnego prawa.
Przyjdzie ekspert z Ordu Iuris i orzeknie, że nie było bezpośredniego zagrożenia, więc dokonano morderstwa z zimną krwią na niewinnym dzięciąteczku.
"Częściowo rozumiem lekarzy"…
A ja rozumiem ich w pełni. Ktokolwiek może ich oskarżyć o zabicie płodu i wywalić ich z zawodu. Często lata praktyki, nauki i t. d. pójdą na śmietnik. A my pozbędziemy się kolejnego lekarza; w imię jakichś chorych idei.
I "fundamentalistyczna interpretacja ułomnego prawa". Niestety, to teraz w tym państwie, nie moim wkrótce, obowiązuje.
Żądasz w sumie heroizmu od lekarzy, pewnie słusznie. Ale, zmieniając temat, ilu sędziów jest tak twardych i odważnych, jak Jaguszczyszyn, czy Żurek?
Nie jest rolą Państwa wymagania heroizmu, czy bohaterstwa od swoich obywateli. Rola Państwa jest całkiem inna, niestety, nie tego państwa.
Nie oczekuję od lekarzy heroizmu, tylko odpowiedzialności. Jeżeli usprawiedliwiamy bierność lekarzy to musimy pamiętać, że konsekwencje tych zaniedbań ponoszą pacjenci. Poważne konsekwencje, w tym śmierć. Człowiek, który powierza lekarzowi swoje życie musi być pewny, że ten lekarz będzie kierował się jego dobrem, a nie własną obawą o ciepłą posadę.
Rozumiem strach lekarzy i uważam, że obowiązkiem każdego jest ich wsparcie w sytuacji, kiedy zmusza się ich do podejmowania decyzji w oparciu o kryteria pozamedyczne. Ale coś za coś. Walczmy ze złym prawem nie pozwalającym ratować kobiety w imię przedłużenia funkcjonowania płodu skazanego na obumarcie. A z drugiej strony wymagajmy od lekarzy, żeby faktycznie stosowali posiadaną wiedzę i zwlekali w oczekiwaniu na cud. Jeżeli kobieta na lekach ma 40 stopni gorączki to nie można czekać ponad cztery godziny z usunięciem źródła zakażenia.
Na koniec smutna refleksja, że zło jest banalne i powszednieje. Przyzwyczajamy się do złych przepisów, przyzwyczajamy się do złych interpretacji, przyzwyczajamy się do złej opieki medycznej. Zło drepcze małymi kroczkami, a my dajemy się gotować jak ta żaba i wolimy szukać usprawiedliwień zamiast wyskakiwać z tego garnka.
Chcesz żyć w kraju gdzie czujesz się bezpiecznie, a twoja rodzina jest szczęśliwa? Jest na to prosta recepta, od jutra przestań mieć znajomych, którzy są sympatykami PiS lub kolaborantów takich jak Kukiz czy czołowa partia obrotowa o nazwie PSL
Boję się lekarzy,wszystkich specjalizacji.Ten protekcjonalny ton,zero kontaktu wzrokowego.Niech nikt mi nie mówi , że na takich trafiam. 😕
Przy całej skomplikowanej sytuacji politycznej w Polsce w tej chwili, boję się, że w tym przypadku zostały przekroczone granice wszelkiej przyzwoitości, niestety, przez ekipę odpowiedzialną za `opiekę` nad osobą w sytuacji zagrożenia śmiercią (do czego doszło, chyba jednak, z łatwością, bo zaledwie w kilkanaście godzin…). Cytowane przez Izę okoliczności przetrzymywania jej godzinami na siedząco i konieczności mierzenia temperatury przyniesionym z domu termometrem wskazują zdecydowanie na coś więcej niż na `strach przed karnymi konsekwencjami`, co i tak już byłoby poważnym przyczynkiem do dyskusji na temat wykonywanego przez dyplomowanych lekarzy zawodu. Relacje społeczne i używanie władzy (zwłaszcza przez lekarzy) nie zależy, niestety, tylko i wyłącznie od obecnego rządu i `wygrywajacej partii` – trwa bardzo długo i tak, jak pisze Violetta Madej, nie jest wyjatkiem złe samopoczucie pacjentów, a zwłaszcza pacjentek, i brak poczucia bycia potraktowanym/-ą poważnie podczas wizyt. Polska charakteryzuje się brakiem życzliwości od dawna, na nasze nieszczęście. Wyrazy współczucia dla Rodziny Izy!