„Nie stracimy nadziei, że kiedyś nastąpi przełom i zbudujemy normalne państwo. Państwo ludzi równych, bez względu na płeć. A wtedy musimy zadbać, aby każdej zmianie towarzyszyła dyskusja, uzyskanie społecznej legitymacji. Dzisiaj mamy głęboki deficyt debat, przez co wiele zmian ma charakter doraźny. Państwo przyszłości musi być inne” - mówił RPO dr Bodnar
"Tytuł mojego wykładu »Jestem feministą« ujęty jest w cudzysłowie. To cytat z Wiktora Osiatyńskiego. Bo sam nie byłbym w stanie siebie tak nazwać. Dlaczego? Bo używanie tego tytułu to może być swoista deklaracja wiary, może być zobowiązanie. Ale może to być także »tytuł szlachecki«, który nadawany jest przez kobiety. Przez osoby, które oceniają działalność mężczyzn, które weryfikują ich działania i postępowanie, ich słowa, czyny" - mówił Rzceznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar podczas corocznego wykładu upamiętniającego dr Lenę Kondratiewą-Bryzik.
Ta prawniczka zajmowała się m.in. ochroną praw kobiet i ochroną przed dyskryminacją. Zginęła w 2012 roku w katastrofie kolejowej pod Szczekocinami.
Publikujemy cały wykład dr Bodnara
Poprzez słowa tytułu dzisiejszego wykładu chciałem nawiązać do dwóch zdarzeń z mojego życia.
W 2001 roku ukazała się książka Agnieszki Graff „Świat bez kobiet”. Interesowałem się wtedy prawami człowieka, ale jeszcze nie byłem działaczem. Poszedłem na targi książki i spotkałem Agnieszkę Graff. Podpisując swoje dzieło, zadała mi pytanie: „Czy jest Pan feministą?”. Przyznam szczerze, że pytanie mnie zamurowało. Było nietypowe, zaskakujące. Jako prawnik nie byłem przyzwyczajony, aby w taki sposób stawiać sprawę. Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Kilka lat później los mnie związał z prof. Wiktorem Osiatyńskim. On był feministą przez duże „F”. Niedościgłym wzorem myślenia o kobietach i ich prawach. Wiernym uczniem swojej wspaniałej żony Ewy. Ale także mężczyzną po przejściach, mężczyzną, który potrafił w przeszłości także krzywdzić, a więc człowiekiem nie tylko o rozległej wiedzy, lecz i o unikalnym doświadczeniu.
W liście skierowanym do Kongresu Kobiet w 2009 roku napisał: „Jestem feministą, ponieważ wiem, iż nierówność i dyskryminacja płci są tak powszechne, że niemal niedostrzegalne.”
Pamiętam jedną chwilę z prac Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Debatowaliśmy na temat tego, czy należy wprowadzać ograniczenia ze względu na wiek w pracy stewardess. Mądre głowy debatowały na temat wolności gospodarczej, różnych możliwości osiągnięcia sukcesu, także poprzez dobór personelu. W którymś momencie prof. Osiatyński brutalnie przerwał nasze dywagacje, nie pozostawił żadnej wątpliwości, po której stronie powinniśmy stanąć. Był nieprzejednany w obronie zasady równego traktowania kobiet i mężczyzn. Kobiety mogły na niego liczyć.
Nie lubię siebie samego w jakikolwiek sposób nazywać. Nie mam takiej odwagi. Czuję się spadkobiercą ideowym takich ludzi, jak prof. Wiktor Osiatyński czy patronka naszego spotkania dr Lena Kondratiewa-Bryzik. Dla nich prawa kobiet stały się jedną z najważniejszych życiowych misji. Chcę uczynić wszystko, aby ten dorobek kontynuować i rozwijać.
Stąd tytuł mojego wykładu „Jestem feministą” jest w cudzysłowie. To jest cytat z Wiktora Osiatyńskiego. Bo sam nie byłbym w stanie siebie tak nazwać. Dlaczego? Bo używanie tego tytułu to może być swoista deklaracja wiary, może być zobowiązanie. Ale może to być także tytuł szlachecki, który nadawany jest przez kobiety. Przez osoby, które oceniają działalność mężczyzn, które weryfikują ich działania i postępowanie, ich słowa, czyny.
Dlatego w moich działaniach – także jako RPO – staram się nie przywiązywać do etykiet. Nie staram się tworzyć manifestów, abstrakcyjnych deklaracji. Przedkładam postępowanie praktyczne, staram się realizować to, co mieści się w kanonie demokratycznych wartości i do czego jestem zobowiązany jako urzędnik państwowy.
Tam, gdzie być może niektórzy zaczęliby dzielić włos na czworo, dopatrywać się jakiejś pseudo-ideologicznej czy kulturowej rewolucji, ja staram się po prostu dopominać o przestrzeganie obowiązującego prawa i standardów praw człowieka. Zapewniam, że to wcale nie jest mało, wymaga bardzo ciężkiej pracy i wiele cywilnej odwagi.
Znajdujemy się bowiem w bardzo ciekawym momencie naszej historii. Momencie, który wpływa na nasze myślenie o prawach kobiet. Chciałbym wyszczególnić kilka wektorów, na których powinniśmy to nasze myślenie rozpiąć.
Każdy z tych czynników ma wpływ na definiowanie, jak funkcjonują współcześnie prawa kobiet, czy doznają one erozji czy też wzmocnienia. Wpływa także na postępowanie Rzecznika Praw Obywatelskich w odniesieniu do ochrony praw kobiet. Pokazuje, jak trudne jest to wyzwanie.
W normalnych okolicznościach funkcjonowania państwa demokratycznego ochrona praw kobiet polegałaby na:
Zmiana ta odbywałaby się poprzez działania prawne, ale także szeroko zakrojone działania edukacyjne, uświadamiające. Uczestniczyłyby w tym wszystkie organy władzy, a ochrona praw kobiet stawiana byłaby jako oczywisty i normalny wyznacznik standardu demokracji.
Państwo byłoby wspierane przez organizacje międzynarodowe, biznes, Unię Europejską. Działania miałyby charakter centralny oraz lokalny. Władze publiczne dążyłyby do osiągnięcia takiego poziomu ochrony praw, który wpływałby pozytywnie na poczucie szczęścia i dobrostan obywateli, ale także korzystnie oddziaływałby na warunki rozwoju społecznego i gospodarczego.
Co więcej – już w Polsce istnieją gwarancje prawne, które na to pozwalają. Warto wspomnieć:
Mamy zatem kręgosłup prawny. Niezmieniony. Wbrew turbulencjom (np. próba wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej) stabilny.
Jest jednak oczywiste, że w Polsce Anno Domini 2020 taki model działania państwa nie jest możliwy do osiągnięcia.
Ochrona praw kobiet nie jest wpisana w koncepcję modelu państwa realizowanego przez obecną władzę.
Głównie z powodów ideowych (wspieranych przez Kościół katolicki oraz część organizacji społecznych) nie ma takiej możliwości. Co gorsza, w niektórych kwestiach można zaobserwować regres (jak np. w kontekście praw reprodukcyjnych).
Według badań EIGE Polska zajmuje obecnie 24. miejsce na 28 krajów członkowskich, co oznacza spadek o 6 pozycji w stosunku do poprzedniej edycji badania w 2015 roku. I jest to największy regres spośród wszystkich krajów. Nasza obserwacja jest zatem potwierdzona przez konkretne wyniki badań.
Ale paradoks sytuacji polega na tym, że niektóre wektory, które definiują współczesną politykę, uniemożliwiają lub znacząco utrudniają głębokie pogorszenie praw kobiet. Być może to nie jest pocieszenie dla wielu osób (bo oczekiwałyby czego innego), ale akurat tego typu strategiczne trudności, stanowią ważną informację dla RPO.
Stwarzają bowiem przestrzeń do działania, dają szansę na przetrwanie wielu gnębionym i zwalczanym przez władzę organizacjom pozarządowym, które mogą mimo wszystko domagać się realizacji jakichś konkretnych postulatów, ale przede wszystkim budować programy przyszłości z nadzieją na doczekanie lepszych czasów.
Kilka przykładów:
1) projekt całkowitego zakazu aborcji – ze względu na sprzeciw społeczeństwa obywatelskiego projekt ten nie trafił do realizacji. A w obliczu podporządkowania TK oraz większości parlamentarnej przecież mógł. Dlaczego tak się stało? Ze względu na siłę protestu, ale także ze względu na niechęć nadmiernego wkroczenia w sferę prywatną obywateli, co umożliwiłoby aktywizację nowych grup obywateli (szczególnie młodych);
2) pomoc okołoporodowa okazała się tematem, który jest silnie związany z rodzicielstwem. Dlatego chęć przypodobania się wyborcom spowodowała przejęcie tego tematu przez polityków (exposé Premiera Morawieckiego);
3) międzynarodowe otoczenie polskiego biznesu oraz integracja europejska nie pozwala na podważanie takich „dogmatów” jak równość kobiet i mężczyzn w życiu gospodarczym. Nie można przyciągać inwestorów oraz prowadzić racjonalnych dyskusji o przyszłości gospodarki z jednoczesnym podważaniem tej idei;
4) walka z przeciwdziałaniem przemocy domowej kończy się wtedy, kiedy we własnym otoczeniu politycznym pojawiają się osoby słynące z tej przemocy. Skazywane za przemoc. Nie bez przyczyny dyskusje o wypowiedzeniu Konwencji Stambulskiej zostały zawieszone, kiedy w kręgach ludzi władzy pojawiły się przykłady ludzi stosujących przemoc w rodzinie.
Nie chcę być źle zrozumiany. Nie twierdzę, że skrajnie konserwatywna agenda rządu – wzmocniona narracją niektórych przedstawicieli Kościoła – nie prowadzi do negatywnych zmian.
Kilka negatywnych zmian można spokojnie wymienić:
1) dostępność pigułki „dzień po”,
2) niewykonanie wyroku TK w sprawie klauzuli sumienia,
3) ograniczenia w zakresie edukacji seksualnej,
4) brak programów przeciwdziałania przemocy w niektórych gminach.
Twierdzę jednak, że to nie jest kompleksowy i spójny ideologiczny projekt, który konsekwentnie, centymetr po centymetrze jest realizowany. Raczej wynik ścierania się różnych sił wewnątrz obozu władzy, gdzie niektórym udaje się doprowadzić do daleko idących zmian (szczególnie w sferze praw reprodukcyjnych), jednakże inne wektory powodują zahamowanie lub wręcz rozmontowanie takich tendencji. To mimo wszystko daje nadzieję na przyszłość.
Oczywiście rozpoczynając kadencję nie mogłem mieć świadomości tych zagrożeń. Nie mogłem wiedzieć o skutkach szybkiej erozji władzy, a także o rzeczywistej sile politycznej argumentów tak wyraźnie czerpiących z określonej ideologii.
Dlatego przyjąłem – wraz z moimi współpracowniczkami i współpracownikami kilka wyznaczników strategii:
1) domaganie się realizacji obowiązujących standardów konstytucyjnych oraz międzynarodowych w zakresie praw człowieka: a) na zasadzie dawania świadectwa – nawet jeśli będzie to przysłowiowe wołanie na puszczy, b) na zasadzie protestu (np. Konwencja Stambulska), c) i na zasadzie dążenia do rzeczywistej zmiany, wszędzie tam gdzie pojawi się ku temu przestrzeń,
2) wspieranie organizacji pozarządowych w ich działaniach na rzecz urzeczywistnienia praw człowieka, szczególnie tam gdzie nie są słuchane, lub są wręcz przedmiotem szykan,
3) współpraca z tymi podmiotami władzy, które chcą współpracować (zwłaszcza władze lokalne, ale także inne niezależne instytucje)
4) poszukiwanie nowych pomysłów i rozwiązań, które mogą być inspirujące dla debaty publicznej, ale także wskazywanie słabości organizacyjnej wielu instytucji (#meToo i różne środowiska zawodowe, parytety w spółkach komunalnych, molestowanie na uczelniach, w służbach mundurowych, molestowanie hostess),
5) jeśli chodzi o sprawy rodzinne – pragmatyczne podejście do rozwiązania określonych problemów, szczególnie w kontekście zachodzącej na naszych oczach zmiany społecznej.
Myślę, że w ramach tej strategii sporo nam się udało osiągnąć. Proszę mi darować jednak dokładną analizę, która rekomendacja czy działanie przyniosło taki czy inny skutek. Bo działalność RPO w czasie całej mojej kadencji traktuję jako podwalinę pod osiągnięcie najważniejszego celu, o którym mówiłem na początku – budowy normalnego państwa. Państwa, w którym prawa kobiet są traktowane jako coś oczywistego i są częścią polityki publicznych.
Uważam jednak, że jeśli tak ma się stać, to nie może się to opierać wyłącznie na powrocie do, powiedzmy, czasów sprzed 2015 roku. Bo ostatnie kilka lat najlepiej pokazują, że samo oparcie się na jakimś standardzie, na jakimś pomyśle, nie wystarcza.
W każdej sprawie potrzebna jest głęboka debata, dotarcie do źródeł określonego problemu, poznanie jak widzi go społeczeństwo. I zarazem cierpliwe tłumaczenie na czym polega rozwiązanie, przekonywanie ludzi.
Weźmy przykład alimentów. Tutaj udało się w pewnym sensie ruszyć rzeczywistość. Nastąpiły zmiany prawne. Także społeczne. Ale kilka lat nam zajęło – jako ekspertom – dotarcie do wszystkich aspektów sprawy, zrozumienia także drugiej i każdej innej strony tego sporu. O tym, że nie tak łatwo spłacić dług alimentacyjny, że wielu mężczyzn ucieka do szarej strefy, że jest niezwykle trudno stanąć na nogi, jeśli chce się naprawić swoje życie.
Inny przykład to sprawy rodzicielskie. Bo czy można być feministą mówiąc jednocześnie, że to w przeważającej większości ojcowie są krzywdzeni? Praktyki sądowe nie są po ich stronie. Efektywność sądów także. I wcale nie mam wrażenia, że dominująca nuta we wszystkich środowiskach to głębokie zrozumienie, że dziecko ma prawo do dwójki rodziców. I tam gdzie nie występuje patologia, należy wszystko zrobić, aby to zagwarantować. A nie ulegać chwilowym emocjom czy przekładać życiowe porażki i rozczarowania na sytuację dziecka. Mówi o tym także Ewa Woydyłło.
Czy wreszcie temat niezwykle delikatny. Dostępność legalnej aborcji. Nie jesteśmy pierwszym, ani ostatnim państwem, który z problemem poszerzenia lub ograniczenia dostępności aborcji się mierzy. Używamy do debaty środków prawnych i politycznych. Ale może za mało zadbaliśmy o rzeczywistą partycypację obywateli, o zrozumienie ich różnego rodzaju dylematów.
Zauważmy jak to się stało w Irlandii. Zmianę prawa poprzedziły panele obywatelskie zorganizowane przez Premiera Irlandii. Zastosowano prawdziwie nowoczesną formę dyskusji angażując de facto całe społeczeństwo.
Zmierzam do tego, że jako RPO – wraz z moim zespołem – zgromadziliśmy ogromne zasoby doświadczeń i wiedzy. W niektórych aspektach przyczyniliśmy się do pozytywnej zmiany. W niektórych innych zahamowaliśmy pewne procesy. W jeszcze innych ponieśliśmy porażki.
Nigdy jednak nie straciliśmy nadziei, że kiedyś nastąpi przełom i zbudujemy normalne państwo. Państwo ludzi równych, bez względu na płeć. A wtedy musimy pamiętać, zadbać o to, aby każdej zmianie towarzyszyła nie tylko taka czy inna reforma prawa, ale przede wszystkim gruntowna dyskusja publiczna, zaangażowanie obywateli, uzyskanie społecznej legitymacji.
Zwłaszcza po tym, jak dzisiaj przeżywamy głęboki deficyt debat na tematy trudne, przez co wiele zmian ma charakter powierzchowny, doraźny. Państwo przyszłości musi być inne.
Polski prawnik i nauczyciel akademicki, doktor nauk prawnych, działacz na rzecz praw człowieka. W latach 2004-2015 związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, najpierw jako współtwórca i koordynator Programu Spraw Precedensowych, a następnie jako szef działu prawnego i wiceprezes zarządu. Ekspert Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej. W latach 2013-2014 członek rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur. W latach 2010–2015 wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2015 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. W 2018 roku rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar i jego Biuro zostali odznaczeni norweską Nagrodą Rafto przyznawaną obrońcom praw człowieka na świecie.
Polski prawnik i nauczyciel akademicki, doktor nauk prawnych, działacz na rzecz praw człowieka. W latach 2004-2015 związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, najpierw jako współtwórca i koordynator Programu Spraw Precedensowych, a następnie jako szef działu prawnego i wiceprezes zarządu. Ekspert Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej. W latach 2013-2014 członek rady dyrektorów Funduszu ONZ na rzecz Ofiar Tortur. W latach 2010–2015 wiceprezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Od 2015 roku Rzecznik Praw Obywatelskich. W 2018 roku rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar i jego Biuro zostali odznaczeni norweską Nagrodą Rafto przyznawaną obrońcom praw człowieka na świecie.
Komentarze