Przez Warszawę przepływają tysiące uchodźców z Ukrainy w drodze na Zachód, a punkty noclegowe z braku funduszy zamykają się lub dramatycznie ograniczają pomoc. Już niektórzy uchodźcy głodują, a po 15 lipca być może będą musieli koczować w parkach czy na dworcach
Na stronie FB Kajetana Wróblewskiego – aktywisty z organizacji Asymetryści, który od początku pełnoskalowej wojny pomaga uchodźcom z Ukrainy – prawie codziennie można znaleźć kolejne zdjęcia tych, którym pomogli. Znaleźli im dach nad głową na kilka dni, załatwili bilet na samolot do Irlandii, autobus do Norwegii itd. To rodziny, często ze zwierzętami, staruszkowie, sporo ludzi na wózkach.
Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].
Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].
Wróblewski tłumaczy, że kilkanaście organizacji pomaga uchodźcom dostać się do Polski z Ukrainy, czy jej terenów okupowanych. Teraz już głównie do Warszawy – to najważniejszy trakt migracyjny. „Z początkiem maja z Przemyśla skończył jeździć ostatni darmowy pociąg do Niemiec – do Hanoweru. Teraz ta część ruchu jedzie przez Warszawę” – dodaje.
W stolicy załatwiają sobie dokumenty, wykonują papierkową robotę, wyrabiają PESEL itd. i ruszają dalej. Tylko dwa NGOsy – niemiecki Rubikus i ukraiński Helping to Leave – organizują całą drogę na Zachód jedynie z przystankiem w Warszawie. „Reszta przywozi ich tylko tutaj. Dalej to my im pomagamy” – opowiada Wróblewski.
Sami Asymetryści relokowali na Zachód już 5,5 tys. osób, a duże zagraniczne NGOsy – po kilkadziesiąt tysięcy każdy.
Wróblewski głównie działa w centrum tranzytu dla uchodźców przy dworcu Warszawa Wschodnia. W maju zaczął alarmować, że latem podwoje mają zamknąć lub znacząco ograniczyć działalność najistotniejsze miejsca noclegów i pomocy dla tranzytowych uchodźców w stolicy.
Sytuacja pogorszyła się wcześniej. Po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce i zalaniu potężnych połaci obwodu chersońskiego fala uchodźców dotarła do Warszawy w połowie czerwca – to 1-1,5 tys. dziennie.
29 czerwca Wróblewski pisał: „Nie mogłem dziś nigdzie zakwaterować matki z 3- i 11-letnim dziećmi do 4 lipca, do wylotu do Norwegii. (...) Gdyby nie cud, zostałaby na ulicy”.
Warszawski Ośrodek Interwencji Kryzysowej – placówka samorządowa, do końca czerwca miała do 40 miejsc zarezerwowanych dla uchodźców. Chciano całkowicie to zlikwidować, ale zostawiono 20. „Nie ma zapotrzebowania na więcej – ostatnio było czasami tylko po kilka osób” – tłumaczy nam osoba odbierająca telefony w punkcie interwencji kryzysowej WOIK.
Fundacja Habitat for Humanity Poland – organizacja, która zapewniała noclegi dla uchodźców w tranzycie – też potwierdza, że od lipca zmniejszyli liczbę wynajmowanych dla migrantów pokoi w hostelach. Z 21 zostało 17. To pokoje 3-, 4-, 5-osobowe – Wróblewski twierdzi, że w sumie do końca czerwca były 82 miejsca.
Ale to się kończy – Habitat od 15 lipca nie ma już pieniędzy na opłacenie tego zakwaterowania. „Chcemy utrzymać tę formę wsparcia, ale szukamy dla niego finansowania u darczyńców” – 7 lipca deklarowała Katarzyna Przybylska z Habitat for Humanity Poland.
12 lipca, czyli za pięć dwunasta, sytuacja w Habitacie nagle się zmieniła. „Mamy finansowanie na przedłużenie o 3 miesiące 21 pokoi 3- i 4- osobowych”, potwierdza nam Przybylska.
„To nie rozwiązuje problemu, bo i z Habitatem miejsc brakuje”, zaznacza Agata Malec z Rubikusa.
Najbardziej aktywistów martwi zmiana w Warszawskim Centrum Tranzytowym – punkcie noclegowym i pomocy przy dworcu Warszawa Wschodnia, z którego skorzystało już 75 tys. osób. Potężny namiot został złożony, a zamiast niego od 7 lipca działają dwa mniejsze, w sumie o powierzchni 30 proc. tego, co było. Znikają długie rzędy krzeseł i łóżka polowe – dotychczas było ich do 70. Tam można było się przespać kilka nocy.
Teraz będzie 30 rozkładanych „foteli”, które bardziej przypominają leżaki plażowe. Do tego ma być 50 krzeseł. Będzie można spędzić noc, ale już nie tak wygodnie, jak dotychczas. Zamiast grubo ponad 100 osobom naraz, teraz centrum pomoże maksymalnie 80. „My nie mamy gdzie trzymać już np. pieluch dla matek czy starszych osób – tak miejsca ubyło” – dodaje Wróblewski.
W tym centrum uciekający przed wojną po traumach i czasem tygodniami trwającej tułaczce mogli się wreszcie wyspać, wykąpać, zrobić pranie, najeść, skorzystać z pomocy medycznej i psychologicznej. Mogli też uzyskać informacje co dalej – znaleźć samolot, autobus, pociąg do krajów Zachodu.
Centrum od dawna jest głównie sponsorowane przez NRC – Norwegian Refugee Council – niezależnego giganta działającego w 40 krajach świata, który pomaga ludziom zmuszonym do ucieczki ze swoich krajów. Tylko w 2022 roku NRC pomogło 10 mln uchodźców, a dokonało tego 15 tys. ich wolontariuszy.
Cięcie możliwości pomocy przy Dworcu Wschodnim spowodowało ogromny niepokój NGOsów, które relokują uchodźców – minimum 10 organizacji wysłało listy w tej sprawie do NRC. To m.in.
Część z tych listów uzyskaliśmy.
UNION pisał: „Warszawskie Centrum Tranzytowe jest kluczowym punktem dla osób wyjeżdżających z Ukrainy do krajów UE i taka zmiana spowoduje wiele problemów dla uchodźców”.
Humanitarian Aid prosił swoich kolegów z NRC o „powtórne rozważenie decyzji i sprawdzenie alternatywnych opcji, by zapewnić kontynuację usług” – schronienia dla uchodźców.
Helping to Leave podkreślał, że Warszawa to jedyny hub, z jakiego korzystają, by przewozić Ukraińców z terenów wyzwolonych i objętych nadal okupacją rosyjską. „Zamknięcie Centrum miałoby dewastujący efekt na już ustabilizowane drogi ewakuacji, nie tylko naszej organizacji, ale też wszystkich innych pomagających Ukraińcom uciec do Europy” – pisała Anna Platunova z H2L.
Podkreślała, że to jedyne centrum w stolicy z indywidualnym podejściem do uchodźców.
Jacek – aktywista z Asymetrystów tłumaczy, dlaczego tak bolesne są ograniczenia możliwości centrum na Wschodnim i reszty punktów, które pomagają tranzytowcom. „Warszawa stała się bardzo ważnym punktem na wypracowanym już szlaku migracyjnym, który kończy się w Holandii, Danii, Norwegii. I to tutaj teraz zabraknie noclegów”.
Zaznacza, że ani Przemyśl, ani Kraków nie mają takich możliwości, jak właśnie stolica.
NRC potwierdza, że nadal tysiące Ukraińców codziennie przybywa do stolicy Polski tranzytem, ale nie wszyscy trafiają do centrum przy Wschodnim. Obecnie średnio z usług tego centrum korzystają ludzie z ok. 5 autobusów tygodniowo – to ok. 250 osób, zaś np. w styczniu 2023 było to 2 razy więcej, a maju 2022 – gdy NRC miał więcej namiotów – aż 8 razy więcej.
Neil Brighton – dyrektor NRC Polska – potwierdza, że dokonali „rearanżacji” w namiocie przy Wschodnim. „Widzimy, że to ważne dla uchodźców miejsce, bo dostają tam informacje i wsparcie, ale to centrum nie może być tak duże. To trudna decyzja, ale musimy ciąć koszty, pozostawiając kluczowe usługi” – zaznacza Brighton.
NRC tłumaczy cięcia spadającym o ok. 50 proc. funduszami i potrzebami w innych zapalnych punktach świata. „To, co zostaje, wystarczy dla obecnego napływu” – zapewnia Brighton.
Wolontariusze twierdzą, że miesięczne utrzymanie tego punktu miało kosztować nawet 700 tys. zł. Brighton nie podaje konkretów, ale potwierdza, że to kilkaset tys. zł miesięcznie.
„Aktualnie Warszawa pokrywa koszty mediów, które w miesiącach zimowych sięgały nawet kilkuset tys. zł” – pisze Jakub Leduchowski, zastępca rzecznika prasowego m.st. Warszawy. To na gruntach samorządu stoi namiot i oficjalnie Urząd Miejski współprowadzi punkt.
Co aż tyle kosztuje? Paliwo do ogrzania lub klimatyzacji, sprzątanie, ochrona, pranie pościeli.
„Doceniamy pracę wolontariuszy, ale też szukamy alternatywnych opcji, mniej kosztownych” zaznacza Brighton.
Pod Warszawą nadal działa kiedyś największa noclegownia dla uchodźców – Centrum Pomocy Humanitarnej PTAK w Nadarzynie, w halach wystawowo-konferencyjnych, opłacane przez wojewodę. Tam tuż po wybuchu wojny spało do 7 tys. osób naraz.
PTAK nadal działa, ale ma bardzo złą opinię – miejsca, w którym łatwo się czymś zarazić, coś stracić, gdzie bywa niebezpiecznie. Jacek, aktywista z Asymetrystów, twierdzi, że sam prosił tam raz o obstawę policji, bo nie czuł się tam bezpiecznie. Słyszał też groźby zniszczenia mu auta.
Organizacje nie chcą wysyłać uchodźców do PTAKa. „To zagrożenie dla zdrowia i psychiki uchodźców. Żadna organizacja nie będzie tego ryzykować”, uważa Jacek. „Jest daleko od centrum Warszawy i trudno z tego miejsca wyjechać”, dodaje Agata Malec z Rubikusa. Zwłaszcza trudne jest dotarcie do lotnisk na wyloty o bardzo wczesnym poranku.
Na Modlińskiej w halach Global Expo funkcjonuje schronienie dla migrantów, ale też NGOsy tam nie posyłają swoich podopiecznych. „To dla tych, którzy już mają wyrobiony polski PESEL”, zaznacza Wróblewski. Osoby w tranzycie zazwyczaj go jeszcze nie mają.
Ale to stanowczo za mało – w ostatni piątek czerwca, do namiotu przy Wschodnim przyjechały aż 4 autobusy. Łącznie 144 uchodźców.
Agata Malec z Rubikusa: „My nadal mamy 5-6 autobusów tygodniowo z terenów zalanych. Rubikus na razie wynajmuje 36 miejsc w hostelu w centrum Warszawy, ale to nie wystarcza nawet dla wszystkich z jednego autobusu na 1 noc. Jeśli tych miejsc będzie jeszcze mniej, to będziemy musieli kupować im noclegi, a wtedy zabraknie nam pieniędzy na bilety dalej. Uchodźcy zostaną więc w Warszawie”. Uważa też, że będą trafiać do przybytków dla bezdomnych.
Wróblewski: „Ci, których nie zmieścimy, będą musieli siedzieć na dworcach, trawnikach".
Jacek mówi, że wolontariusze z Odessy nie wysyłają do Warszawy swoich uchodźców wewnętrznych autobusami, bo wiedzą, jaka w Warszawie jest sytuacja.
Katarzyna Przybylska z Habitatu twierdzi, że zmniejszanie ilości miejsc noclegowych w punktach zbiorowego zakwaterowania, obserwują w skali całego kraju.
Zmienia się to na rzecz średnio i długoterminowych zakwaterowań. „Habitat prowadzi też taki program najmu społecznego – możliwość zamieszkania na 12 miesięcy” – dodaje.
Ale to rozwiązania dla tych, którzy chcą zostać w Polsce. Tymczasem, wg danych Asymetrystów liczba chętnych do pozostania nad Wisłą dramatycznie spadła. „Do października ub.r. połowa ludzi chciała zostawać u nas, w grudniu już tylko 30 proc., a teraz jedynie 5 proc.”, mówi Wróblewski.
„Od 1 lipca praktycznie nie ma żadnych darmowych posiłków dla uchodźców” – alarmuje Wróblewski. NRC nadal wydaje uchodźcom „posiłki” na Wschodniej – twierdzi rzecznik Leduchowski z UM Warszawa. „Posiłki? Od 1 lipca dają batoniki i mus. Ludzi wysyłają do punktów, w których karmią w Warszawie ubogich.
Sprawdziliśmy – tylko trzy z listy Urzędu Miasta działały. W tej chwili w namiotach przy Wschodnim nie ma nawet wody w butelkach! Ani WC dla niepełnosprawnych! Stoi jeden czajnik i można sobie zagotować herbatę. Co z tym zrobić, jeśli przyjedzie kilkadziesiąt osób po 4-5 dniach podróży?”, pyta retorycznie Wróblewski.
„Nie będziemy mieli jak żywić tych ludzi, którzy są tutaj tylko transferem”, dodaje Jacek.
Agata Malec z Rubikusa przyznaje, że już jest duży problem z wyżywieniem tranzytowców. „Teraz przyjeżdżają ludzie z terenów zalanych – oni nie mają nic i nie kupią sobie jedzenia na mieście” – zaznacza. Niektórzy aktywiści wysyłają ich do tzw. kuchni dla bezdomnych.
Aktywista, który prosi o anonimowość: „Wczoraj miałem rodzinę, która od tygodnia nic normalnego nie jadła. Nie mieli za co, a wstydzili się poprosić. Dopiero teraz, gdy bardzo zgłodnieli, to przyszli do nas. Wysłaliśmy ich do Armii Zbawienia po zapas produktów”, opisuje.
Inna historia: dziewczyna na granicy złamała nogę. W Warszawie powiedzieli jej by sobie pojechała na SOR. Tak zrobiła, ale tam kazali jej zapłacić kolosalne pieniądze za pomoc, bo nie zdążyła wyrobić sobie PESELU – nie ma więc darmowej opieki medycznej.
„Miała mieć lot na Zachód. Powiedzieliśmy jej, że załatwimy jej inny bilet, ale już miała dość Polski. Chciała, by ją tylko zawieźć na Dworzec Zachodni i stamtąd pojechała do Użhorodu – tam ma rodzinę i jej pomogą medycznie. Takich historii jest mnóstwo, a to dopiero początek nowej sytuacji. Bo autobusy nadal jadą – fala po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce nie opadła” – kończy Wróblewski.
Skoro nie w Polsce, to gdzie chcą obecnie uchodźcy najbardziej?
„Wysyłamy ludzi do wielu krajów: Danii, Holandia, … Ale najbardziej doradzamy Finlandię i Norwegię – bo tam opinia uchodźców o udzielonej im pomocy jest najlepsza” – twierdzi Wróblewski. Wiedzą to dzięki utrzymywaniu kontaktu z tymi, co wyjechali.
Jeszcze w czerwcu było 4-5 autobusów do Norwegii. Latem trudniej o taki transport – kierowcy zarabiają na turystach.
Nad fiordy wozi uchodźców m.in. NSFUR – Norwegian Support for Ukrainian Refugees – mała, 6-osobowa organizacja, których członków akurat spotykamy na Dworcu Wschodnim, gdy przyjeżdżają po kolejną partię migrantów.
„Wozimy ich do Rade – centrum dla uchodźców, niedaleko Oslo. Stamtąd trafiają do innych miejscowości i są lokowani w hotelach, sanatoriach, obozach wojskowych. Dotychczas przewieźliśmy 677 osób. Dziś bierzemy kolejnych 50” – mówi Sanden Odd Gunnar z NSFUR.
Norwegowie przyjeżdżają, gdy zbiorą pieniądze na kurs – to koszt ok. 250 euro/osoba – na wynajem autokaru, kierowców, opłacenie promu, benzyny itd.
Norwedzy opisują jaką opiekę dostają uchodźcy z Ukrainy w ich kraju: – mają kursy językowe, integrują się z mieszkańcami, uczą się o tamtejszej tradycji, polityce, społeczeństwie. Są przygotowywani do usamodzielnienia się w tym kraju.
Do Norwegii, do połowy czerwca 2023 trafiło 49,5 tys. uchodźców z Ukrainy.
Czemu tak dobrze oceniają pomoc w tym kraju? „Dostają za darmo dach nad głową, przedszkole dla dzieci, opiekę medyczną. Żyją w małych społecznościach, bez stresu, na dużej przestrzeni dla siebie. Jeśli chodzą na kurs, to dostają też drobne pieniądze” – opisuje Natasza Czerniczenko, Ukrainka mieszkająca od dawna w Norwegii, która działa w NSFUR.
Wróblewski mówi o busie Asymetrytów – Groszku – bardzo zielony Opel dla 8 pasażerów, widoczny na wielu zdjęciach na jego FB. Wożą nim na lotniska i dworce do 40 osób dziennie. Ludzi z dużym bagażem, rodziny wielodzietne, niepełnosprawnych. Ale już nawet na benzynę dla Groszka często nie mają pieniędzy – konta Asymetrystów zieją pustkami.
Wolontariusze z własnej kieszeni płacą za paliwo, używają też prywatnych aut. Wróblewski martwi się, co się stanie z pomocą dla uchodźców, bo coraz trudniej o środki.
„Jestem Ci winien więcej, niż dla Ciebie zrobiłem. (...) Dałaś mi przyjaźń i miłość ludzi, jakiej już się nie spotyka na co dzień. Wiem, że nie jestem sam. Kocha cię Norwegia i Finlandia (a ja kocham ochotników stamtąd). Będziemy, jak długo damy radę, pomagać. Sława Ukrainie!”.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze