"Na dziś nie widzę realnej groźby, że głowice zostaną wykorzystane. Reakcja Chin i Indii na słowa Putina była bardzo mocna", mówi OKO.press generał Bogusław Pacek, były rektor Akademii Obrony Narodowej. Ale podkreśla, że nie możemy ignorować rosnącego zagrożenia. "Putin powinien otrzymać jednoznaczną odpowiedź"
Decyzję o rozmieszczeniu w Białorusi taktycznej broni jądrowej Władimir Putin ogłosił w telewizyjnym wywiadzie wyemitowanym w sobotę 25 marca 2023.
Z początkiem kwietnia do Białorusi mają trafić rosyjskie samoloty Su-25, przystosowane do przenoszenia pocisków jądrowych, a białoruscy piloci rozpocząć szkolenie z ich obsługi. Wg. Putina do 1 lipca ukończona zostanie budowa specjalnego schronu, w którym następnie przechowywane będą głowice jądrowe. W wywiadzie Putin podkreślił też, że Rosja przekazała już białoruskiemu wojsku mobilne wyrzutnie lądowe systemu Iskander, które mogą służyć do wystrzeliwania pocisków z ładunkami jądrowymi.
Co dokładnie powiedział Putin i co z tego można wywnioskować, analizowała w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk:
Na deklaracje rosyjskiego prezydenta szybko zareagowała strona ukraińska. Doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak nazwał Putina "przewidywalnym". "Przyznał, że boi się, że przegra" – napisał na Twitterze Podolak. Szef Rady Bezpieczeństwa Ukrainy Ołeksij Daniłow stwierdził, że "Kreml wziął Białoruś jako nuklearnego zakładnika".
Ruch Putina potępiło też Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Generalnie reakcja państw Zachodu na decyzję Putina była stonowana. Departament Stanu USA przekazał mediom, że nie widzi ryzyka, by Rosja szykowała się do użycia broni jądrowej w Ukrainie. Amerykanie nie zamierzają korygować swojej strategii nuklearnej w Europie.
Według amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną decyzja Putina to element kampanii informacyjnej, mającej zastraszyć Zachód.
Podobną opinię wyraża w rozmowie z OKO.press generał dywizji Bogusław Pacek, profesor nauk społecznych, były komendant Żandarmerii Wojskowej i były rektor Akademii Obrony Narodowej, dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego. Generał Pacek ostrzega jednak, że miękka reakcja Zachodu może zachęcić Putina do dalszych – potencjalnie niebezpiecznych dla Polski – kroków.
Cała rozmowa z generałem Packiem poniżej:
Maria Pankowska, OKO.press: Za każdym razem, gdy Władimir Putin mówi o broni jądrowej, pobrzmiewa w tym echo tragedii z Hiroszimy i Nagasaki. Czy mamy powody, by obawiać się nowej wojny atomowej?
Gen. Bogusław Pacek: Nie, zdecydowanie nie. Na początku musimy rozróżnić dwa rodzaje broni jądrowej: broń strategiczną i broń taktyczną. Świat obawia się zwłaszcza tej pierwszej, bo broń strategiczna to głowice o bardzo dużej mocy, mogą zniszczyć ogromne połacie terytorium i zabić miliony ludzi. Taktyczna broń to głowice mniejsze, których siła rażenia to obszar na przestrzeni kilkudziesięciu do kilkuset hektarów.
Druga rzecz to odległość, dystans. Strategiczna broń jądrowa ma specjalne wyrzutnie: wystrzelona rakieta może przelecieć nawet kilka tysięcy kilometrów, z jednego kontynentu na drugi. Broń taktyczna jest przewidziana na działanie w odległości 200-300 km, z maksymalnym zasięgiem 500 km.
Trzecia kwestia to środki przenoszenia. Do strategicznej broni jądrowej potrzebne są specjalne rakiety. Głowice taktyczne mogą być wystrzeliwane z klasycznych wyrzutni, haubic czy armat. To samo dotyczy samolotów: do rażenia jądrową bronią taktyczną wystarczą konwencjonalne samoloty bojowe, nie muszą być specjalnie przystosowane.
Wykorzystanie broni strategicznej faktycznie mogłoby spowodować wojnę jądrową, ale skończyłoby się fatalnie dla kraju, który by się do tego posunął.
Putin to wie, dlatego mówi wyłącznie o pociskach taktycznych, takie mają trafić na terytorium Białorusi. Ich użycie jest teoretycznie możliwe w normalnej walce, bez powodowania totalnego kataklizmu.
Czy ulokowanie broni jądrowej w Białorusi oznacza, że Putin posunie się do ich użycia w Ukrainie?
Na razie mowa jest jedynie o rozmieszczeniu arsenału jądrowego w Białorusi, a nie o jego użyciu. Większość analityków uspokaja, że to raczej gest symboliczny. Mimo to realne zagrożenie rośnie i nie powinniśmy go ignorować.
Podkreślmy: Rosja mogłaby wykorzystać tę broń, nie ryzykując zniszczenia własnego terytorium i nie ryzykując, że Ukraina odpowie tym samym, bo takiej broni nie posiada. Co zrobiłby wtedy Zachód? Sądzę, że nie posunąłby się do odpowiedzi z wykorzystaniem broni jądrowej. Jeśli Władimir Putin myśli podobnie, może kalkulować, że uszłoby mu to na sucho, ew. spowodowało odpowiedź bronią konwencjonalną oraz nałożenie kolejnych sankcji. Zarazem udałoby mu się solidnie nastraszyć Zachód.
Użycie jakiejkolwiek broni jądrowej działa paraliżująco, wszyscy mamy w sobie historyczną pamięć Hiroszimy i Nagasaki. Putin może oceniać, że efekt psychologiczny wśród zachodnich społeczeństw mógłby przynieść Rosji więcej korzyści niż same skutki militarne takiego ruchu.
Na co liczy Putin, strasząc Zachód?
Społeczeństwa w państwach zachodnich mogą zareagować lękiem, że taka broń zostanie wykorzystana również u nich, bać się o swoją przyszłość. Zwłaszcza w krajach terytorialnie oddalonych od Rosji, które nie obawiają się tak bardzo skutków działań konwencjonalnych. Sądzę, że to jest efekt, na który liczy Władimir Putin. Chce uruchomić w ludziach takie procesy myślowe, żeby protestowali przeciwko wspieraniu Ukrainy w walce z Rosją. A w następstwie tych protestów, żeby europejscy liderzy przestali dostarczać Ukrainie broń.
Rosja bacznie przypatruje się Europie, część państw zachodnich jest już wojną zmęczona. Tracą na niej sporo swoich potencjałów gospodarczych, coraz częściej mowa jest o tym, że to duże wydatki. Nie wszędzie jest pełne poparcie dla pomocy. Na tym zależy Putinowi, to od dawna jego sposób działania: dziel i rządź.
Mimo to na dzień dzisiejszy nie widzę realnej groźby, że te głowice zostaną wykorzystane. Reakcja Chin i Indii na słowa Putina była bardzo mocna. To państwa, które kupują od Rosji surowce energetyczne, Putin jest od nich zależny. Bez nich nie miałby pieniędzy na całą tę wojnę. Zarówno Chiny, jak i Indie podczas spotkania Szanghajskiej Organizacji Współpracy jednoznacznie powiedziały: nie. Wykluczają użycie jakiejkolwiek broni jądrowej w tej wojnie. To ma znaczenie dla Putina.
Jądrowy kataklizm nam nie grozi, Putin na razie nie odpali też broni jądrowej w Ukrainie. Czy dla Polski deklaracja o przekazaniu samolotów i przemieszczeniu głowic do Białorusi cokolwiek zmienia? Taktyczną broń jądrową Rosja ma już przecież w obwodzie kaliningradzkim.
Rosja faktycznie ma tam wyrzutnie rakietowe i rakiety Iskander, które mogą przenosić taktyczne głowice jądrowe do 500 km. Rosjanie twierdzą też, choć do końca w to nie wierzymy, że na terenie Kaliningradu ulokowali rakiety hipersoniczne, które mogą razić nawet na odległość 2000 km.
Ale to, że jest coś w Kaliningradzie, nie znaczy, że można się zgodzić na nasycenie ładunkami jądrowymi i samolotami terytorium Białorusi, w pobliżu polskiej granicy. Liczby i możliwości tej broni mają znaczenie, one zwiększają zagrożenie ataku na terytorium naszego państwa. Ewentualna obrona w takiej sytuacji będzie po prostu trudniejsza.
Dostrzegam zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa: nie teraz, ale w przyszłości. Dlatego Putina trzeba hamować.
Nie czekać aż Putin lub jego następca zagrozi nam atakiem jądrowym. Musimy zrobić wszystko, żeby ta broń do Białorusi nie trafiła. Nawet zapowiedzieć pozyskanie lub przemieszczenie z innego państwa w Europie identycznej broni i rozmieszczenie jej na wschodniej flance NATO, np. w Polsce. To konfrontacyjne, ale jestem zwolennikiem takiego kroku, bo to jest w naszym interesie. A także w interesie innych państw tzw. wschodniej flanki NATO.
Rząd powinien domagać się rozmieszczenia na naszym terytorium broni jądrowej? Brzmi kontrowersyjnie.
To oczywiście decyzja państw, które taką broń posiadają, domaganie się to zbyt mocne słowo. To też decyzja, która wiązałaby się z olbrzymim ryzykiem nakręcenia spirali zbrojeń. Ale uważam, że powinniśmy przynajmniej zadeklarować taką gotowość i rozważyć na poważnie taką możliwość wspólnie z prezydentem USA i kierownictwem NATO. Nie należy siedzieć z założonymi rękami, bo historia pokazała, że to błąd. Rosja reaguje tylko na twarde działania. Wyrazy oburzenia na nią nie działają.
Nie chcę oczywiście wywoływać wilka z lasu ani doprowadzić do wojny z Rosją. Ale Putin powinien otrzymać jednoznaczną odpowiedź na próbę naruszenia stabilnego układu funkcjonującego w Europie od kilkudziesięciu lat.
Na czym polegał ten układ?
Wszyscy wiedzieli, kto ma broń jądrową: Rosja, Francja i Wielka Brytania. Wiadomo było, że amerykańska broń jądrowa znajduje się w Niemczech, Turcji, Włoszech, Holandii i Belgii. To nie była równowaga potencjałów, gdyż Europa miała przewagę jądrową w samej Europie, ale nikt nikogo tą bronią nie straszył, nikt jej w żaden podejrzany sposób nie przemieszczał.
Putin twierdzi, że jego decyzja to skutek konfrontacyjnej polityki NATO.
Nie ma żadnej taktycznej broni jądrowej na terenie Polski ani w żadnym innym kraju wschodniej flanki NATO, graniczącym z Rosją. Jest u nas budowana amerykańska tarcza antyrakietowa, która ma chronić, a nie atakować kogokolwiek. W dodatku, jeżeli czyjś potencjał jądrowy może budzić grozę, to raczej ten rosyjski. Natomiast co do broni taktycznej to Zachód ma łącznie w Europie ok. 200 taktycznych głowic jądrowych, Rosja co najmniej 10 razy więcej, wg. niektórych źródeł nawet 30 razy więcej.
Także dlatego ze strony Stanów Zjednoczonych powinna pojawić się deklaracja, że taktyczna broń jądrowa, taka sama, o jakiej mówią Rosjanie, znajdzie się również bliżej Białorusi i Rosji, np. w Polsce. To dałoby więcej do myślenia Putinowi niż tylko symboliczne oprotestowanie tego faktu.
Podkreślam: nie chodzi o licytowanie się i rozumiem, że póki co mamy do czynienia ze straszakiem. Ale Putin próbuje włożyć stopę w drzwi, za chwilę może zechcieć otworzyć je szerzej. Nie możemy na to pozwolić.
Co decyzja Putina oznacza dla Ukrainy, a co dla Białorusi?
Nie sądzę, żeby zapowiedzi Putina wpłynęły na morale Ukraińców. Oni już od dawna żyją z obawą, że taktyczna broń jądrowa zostanie użyta na ich terytorium. Wielokrotnie mówił to Putin, mówił i Miedwiediew, różni inni rosyjscy politycy.
Białoruś natomiast jest już państwem zintegrowanym z Rosją pod względem wojskowym. Białorusini wiedzą, że na wypadek wojny ich wojsko taktycznie będzie podlegało dowództwu rosyjskiemu. Nie sądzę, żeby Putin musiał przekonywać Łukaszenkę, żeby te nowe samoloty tam rozmieścić. Poszło mu łatwo.
Białorusini muszą zdawać sobie sprawę, jak mocno oddala ich to od Zachodu. Ale trzeba mieć świadomość, że Białoruś to nie tylko satrapa Łukaszenka i walczący z nim dysydenci, pozamykani w więzieniach. To również społeczeństwo, które w dużej mierze ceni Władimira Putina. Jest tam według badań niezmiernie popularnym politykiem, budzi dość powszechny szacunek. Rosjanie są też wskazywani jako nacja najbardziej przyjazna Białorusi. Nie Polacy, jesteśmy wręcz pod tym względem na odległym miejscu.
Białorusini nie chcą oczywiście walczyć z Ukrainą, bo jest im także bliska jak Rosja. Ale brak chęci do walki z Ukraińcami, nie znaczy, że są przeciwni Rosji i Putinowi.
A co mówi o takim ruchu prawo międzynarodowe? Czy rozmieszczenie pocisków taktycznych w Białorusi nie narusza międzynarodowych konwencji?
W prawie międzynarodowym istnieje pewna luka. Długie lata toczyły się rozmowy rozbrojeniowe między Stanami Zjednoczonymi a Rosją, a także NATO a Rosją. Ale one dotyczyły rakiet strategicznych. Broń taktyczna była drugoplanowa, obie strony nie przywiązywały do niej dużej wagi. Stąd też te dysproporcje w arsenale. Putin używa tego argumentu, że prawo międzynarodowe nie zabrania mu przemieszczenia broni nuklearnej do Białorusi. Stąd właśnie moja odpowiedź: skoro nie zabrania i skoro ma znaleźć się w Białorusi, to rozmieśćmy ją w Polsce. Tak mógłby zareagować Joe Biden i Stany Zjednoczone.
Na Rosję potrzebne są mocne reakcje. Reakcja Zachodu na Krym i Donbas w 2014 roku była za słaba. Były rozmowy, porozumienia mińskie, prezydent Francji i kanclerz Niemiec tam jeździli. Mieliśmy dyplomację, ale krew w Donbasie lała się na oczach całego świata.
Nikogo tu nie oskarżam. Państwa działają przede wszystkim we własnym interesie. Jeśli nie widzą własnego interesu, trudno zmobilizować je do walki o wartości.
W przeszłości nikt nie wierzył Putinowi, kiedy opowiadał o swoich imperialnych planach.
I tak powstał Nord Stream 1, a potem Nord Stream 2. To było wzmacnianie Rosji, Zachód robił to na wiele sposobów. Teraz jednak świadomość zagrożenia jest w Europie dużo większa. Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy! Płonie las, płonie Ukraina, a Putin chce przemieszczać swoje samoloty z głowicami jądrowymi blisko granicy NATO. Nie panikujmy, ale reagujmy stanowczo i reagujmy teraz.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze