Kolejny patriota idzie z wózkiem i żoną, ale znad dzieciaka wrzeszczy: "Wypierdalać". To ich ulubione hasło. Flagi biało-czerwone i „patriotyczne” koszulki mają legitymizować nienawiść, ale cel neofaszystów jest jasny: wywołać strach, panikę. Ale Marsz idzie naprzód. "Nie bójmy się ich, zanim będzie za późno i bać się będzie trzeba" - mówi reporter OKO.press
"Już pierwsze słowa organizatorów marszu przerywają strzały i wrzaski przeciwników. To jest zaskakujące, aż podrywa nas z miejsc. Coś wybucha, jak na jakimś wojennym filmie. Dym gryzie w oczy i gardło. Mimo to o 13.00 z lubelskiego Starego Miasta rusza Marsz Równości. Organizatorzy żartują, że dzięki przeciwnikom ruszamy z hukiem. Do przejścia mamy półtora kilometra, po samym centrum Lublina. Potem się okaże, że policja zmienia trasę, reagując na działania kontrmanifestantów".
Troje dziennikarzy OKO.press spisało swoje relacje z Marszu Równości w Lublinie 13 października 2018. Wcześniej zrobili kilka materiałów wideo (na naszym FB i w tekście poniżej). Do tego zdjęcia Agaty Kubis.
Jest nas dobry tysiąc, kolorowych, w większości młodych ludzi, po równo chłopaki, dziewczyny, z tęczowymi flagami, głównie lublinianie, trochę przyjezdnych. Jest kilkoro Obywateli RP i ludzi z KOD. Według organizatorów w szczytowym momencie może nawet trzy tysiące.
W porównaniu z warszawskimi demonstracjami policji wydaje się mało, za mało. Ale może są pochowani, czekają na sygnał. Występują w wersji bojowej - kamizelki, maski, broń gładkolufowa, gaz łzawiący, pałki. Poza gazem nie używają jednak broni. Mówimy między sobą, że to musi być trudne, nie dać się sprowokować, gdy lecą na ciebie kamienie, wybuchają race.
Po zaledwie 15 minutach Marszu pierwszy przystanek - narodowcy blokują ulicę. Policja nawołuje do rozejścia się, bo zgromadzenie narodowców od 13.00 jest już nielegalne. Nie widzimy przeciwników marszu, bo kordon policji jest szczelny, ale dolatują do nas petardy i kamienie. Policja nie przeszkadza nagrywać i robić zdjęcia. Tylko wielokrotnie nawołuje narodowców do rozejścia się.
Ilu jest kontrmanifestantów? Trudno powiedzieć, pewnie kilkaset osób, także dziewczyny rzucają kamieniami. Dyżurny komendy policji w Lublinie mówi nam ok. 16.00, że zatrzymano łącznie 19 osób. I że policja użyła środków przymusu: gazu, armatek wodnych, siły fizycznej w celu obezwładnienia, kajdanek. Wg informacji "Dziennika wschodniego" dwóch policjantów zostało rannych, a zatrzymanych jest kilkudziesięciu kontrmanifestantów.
W końcu policja odpowiada armatką wodną. Narodowcy ustępują, ustawiają się na górce, po lewej stronie. Stamtąd rzucają kamienie na policjantów, demonstrantów, dziennikarzy. Podchodzi do nas policjant w cywilu, tyle że w żółtej kamizelce: "Bardzo proszę, dla pań bezpieczeństwa, proszę się cofnąć". W sumie ma rację, z góry wciąż lecą kamienie. Armatka wodna spędza nacjonalistów z górki. Marsz idzie dalej.
Przy wejściu na Stare Miasto narodowcy formują szereg, zatrzymują marsz. Między nami a nimi szpaler policji. Narodowcy atakują policję wykrzykują coś o pedałach. Masa obrzydliwej homofobii.
Z boku podchodzi rozmodlona grupa. Śpiewa o Panu Bogu i odmawia modlitwę za osoby homoseksualne. Żeby przestały grzeszyć.
Narodowcy gdzieś biegną. Marsz idzie dalej, oni wracają, wciąż szarpią się z policją. Krzyczą im swoją nienawiść prosto w twarz, wrzeszczą na dziennikarzy. Nie będę cytować tego, co krzyczą. Jeden z dziennikarzy telewizyjnych broni się: "Spokojnie, nie jestem po niczyjej stronie, jestem bezstronny, słucham obu stron". Myślę sobie, co za bzdura. Bezstronny?! Jak można stawiać na równi Marsz i narodowców? Marsz chce pokojowo dać wyraz swoim wartościom, tamci się drą, atakują, są groźni.
Są chwile, gdy naprawdę się boję. Kiedy nagle atakująca grupa pędzi w moją stronę. Na szczęście policja daje radę, zasłania nas. Ale kamienie i butelki lecą. Jedna rozbiła się kilka centymetrów od mojej stopy.
Wchodzimy na Plac Litewski, zalany słońcem. Absurd trwa. Z jednej strony trzaskają petardy, od których zaczynamy głuchnąć, krzyczą napastnicy, niektórzy ewidentnie pijani. Z drugiej, kolorowa procesja, tańczy w takt muzyki. Na chwilę petardy i wrzaski cichną i robiło się wesoło. Uśmiechamy się, bo wygląda na to, że się skończyło i możemy spokojnie iść.
Ale przerwa jest krótka. Znowu lecą kamienie. Co chwila jakiś narodowiec przebija się do Marszu i rzuca petardę w tłum. Obok mnie jakiś facet dopada osobę niosącą 20 różowych baloników, wyrywa je i zaczyna deptać.
Inny patriota idzie z wózkiem i żoną, ale znad swego dzieciaka wrzeszczy: "Wypierdalać".
Marsz się nie boi. To jest niesamowite, ci ludzie idą jakby nie było petard. Na "Wypierdalać" reagują "Chodźcie z nami". Co tamtych wkurza rzecz jasna, bo oni właśnie chcą pokazać, że Marsz jest inny, nie ich, nie polski.
Kończymy pod Centrum Spotkań Kultur (sic!) w Lublinie, przy Placu Teatralnym. Wita nas transparent najwyraźniej innej niż nasza kultury "Chłopak dziewczyna normalna rodzina". Podchodzę i słyszę, jak się denerwują: "Nie mogą wejść, to profanacja". Mądre słowo, ale nie mam pojęcia o co chodziło. Co było na tym placu takiego
Uczestników marszu raz po raz atakują neofaszyści. Trzeba nazywać rzeczy po imieniu: nie kontrdemonstranci o innych poglądach, nie narodowcy, nie przeciwnicy równouprawnienia, ale neofaszyści.
Na koszulkach mają krzyże celtyckie (międzynarodowy symbol rasizmu, nielegalny w Niemczech czy we Włoszech), hasła „Anti-antifa”. Próbuję podejść, porozmawiać – zostaję opluty i nazwany „jebanym pedałem”.
Skandują „wypierdalać” czy „Lublin wolny od dewiacji”. Raz po raz wznosi się kibolski krzyk: "Cała Polska śpiewa z nami, wypierdalać z pedałami".
Wiele razy słyszałem, że w pracy dziennikarskiej jestem za miękki, bo rozmawiam ze skrajna prawicą, daję im przestrzeń do głoszenia poglądów. Tym razem pokazują prawdziwe oblicze i na dialog nie ma miejsca.
Na policję lecą co i rusz kamienie i butelki, a nawet krzesła z ogródków lubelskiej starówki. Grupy neofaszystów stają przed szpalerem tarcz, wyzywają funkcjonariuszy. Kiedy ci ruszają do przodu, powalając na ziemię najbardziej agresywnych, neofaszyści nagle miękną, krzyczą o „policyjnej prowokacji”.
W czasie robienia relacji dla OKO.press jestem wyzywany, parokrotnie próbują mi wytrącić telefon. Jeden z neofaszystów kopie mnie w nogę i uderza w tył głowy.
[Widać w relacji Maćka na FB. Zaatakowany, odpowiada spokojnie" "Proszę mnie nie kopać". Po chwili dodaje komentarz: "Myślał, że mnie przestraszy. Bardzo dobra rada, proszę państwa - nie bać się" - red.].
Flagi biało-czerwone i „patriotyczne” koszulki z narodowymi symbolami mają legitymizować nienawiść. Czym jest spowodowana? Niewiedzą? Starszy pan sugeruje mi leczenie z homoseksualizmu. Frustracją? Strachem przed naruszeniem kulturowego tabu przez ludzi, którzy walczą o to, by mogli swobodnie wziąć ukochaną osobę za rękę i odwiedzić ją w szpitalu, gdy zachoruje?
Ich działanie jest jasne. Cel jest jasny. Sterroryzować uczestników Marszu, wywołać strach.
Gdy agresorzy widzą, że się nie boimy, ustępują. I w tym jest nadzieja. Kiedy widzimy nienawiść, rasizm – reagujmy. Może będzie nieprzyjemnie. Ale kiedy faszyści czują się bezkarnie, pozwalają sobie na więcej. To ich strategia, wszędzie na świecie i zawsze w historii: sprawdzają, jak daleko mogą się posunąć, zanim spotkają się z reakcją. Nie bójmy się ich, zanim będzie za późno i bać się będzie trzeba.
Cecylia Jakubczak - urodzona w Lublinie, dziś działaczka Kampanii Przeciw Homofobii - mówi do zgromadzonych: „Macie w sobie ogromną moc. Pamiętajcie o tym dzisiaj. Pamiętajcie jutro. A w szczególności pamiętajcie
w przyszłą niedzielę, gdy pójdziecie do urn. Swoimi głosami zmienicie Polskę. Dzięki wam Polska będzie miejscem otwartości, akceptacji i tolerancji”.
"Jebany pedale, pedofilu, zoofilu", "Nie jesteś człowiekiem", "Wypierdalaj, idź się leczyć" - takie hasła rzucają w stronę uczestników Marszu kontrmanifestanci. Lecą nie tylko inwektywy i wulgaryzmy, także petardy, butelki, kamienie, jajka, pomidory.
Jakiś facet pokazuje nam gest podcinania gardła i krzyczy: „tak was będę zabijał”.
Chłopcy w czarnych okularach, czapkach z daszkiem i bluzach plują na nas. Starszy mężczyzna proponuje, że zapłaci za leczenie.
Jedna z petard wypala dziurę w długiej tęczowej fladze, którą uczestnicy marszu niosą na czele marszu. Marsz idzie dalej, jakby nigdy nic, skanduje swoje hasła o akceptacji i szacunku dla drugiego człowieka. Nawet człowieka, który odmawia nam prawa do bycia pełnoprawnymi obywatelami.
Jestem na tej manifestacji nie tylko jako dziennikarz, ale też jako osoba transpłciowa - uczestnik. Trudno mi ukryć wzruszenie, gdy kilkutysięczny tłum z uporem zdobywa kolejne ulice Lublina.
Marsz dosłownie ciałem walczy o to, by Lublin zobaczył nasze postulaty. Pokazujemy, że politycy - tacy jak prezydent Żuk - nie mają legitymacji do tego, by przedstawiać uczestników jako „stronę światopoglądowego sporu". I zakazywać Marszu, który idzie w obronie praw człowieka.
Nasze prawa nie są "poglądem". Nie są "trudnym problemem", którym można zająć się po kampanii. Przełożyć na wieczne „jutro”.
Kilka zdjęć z tego historycznego marszu autorstwa Agaty Kubis.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Maciek Piasecki (1988) – studiował historię sztuki i dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim, praktykował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej w Londynie. W OKO.press relacjonuje na żywo protesty i sprawy sądowe aktywistów. W 2020 r. relacjonował demokratyczny zryw w Białorusi. Stypendysta programu bezpieczeństwa cyfrowego Internews.
Komentarze