0:000:00

0:00

W porządku obrad Sejmu 21 września 2016 pod nr 2 widnieje pierwsze czytanie obywatelskiego projektu wprowadzającego całkowity zakaz aborcji - o czym od dawna informują media. Protestują m.in. środowiska kobiece.

Cicho jest za to o punkcie nr 4: "Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy w obronie życia i zdrowia nienarodzonych dzieci poczętych in vitro".

Posłowie chcą nowelizacji (m.in.) ustawy z czerwca 2015 r. o leczeniu niepłodności. Reprezentuje ich niezrzeszony Jan Klawiter, wybrany z listy PiS jako przedstawiciel Prawicy RP w okręgu gdyńskim. Chemik, działacz Akcji Katolickiej. Podpisali się głównie obecni (i byli) posłowie Kukiz 15, a także znany "obrońca życia" poseł PO Marek Biernacki. Nikt z PiS.

Według plotek krążących w kręgach medycznych za projektem stoi Ordo Iuris i trudno przewidzieć, jak zagłosuje PiS. Całkowity zakaz aborcji prawie na pewno nie zostanie uchwalony, ale ustawa o in vitro ma szanse - jak usłyszało "OKO.press" - na otarcie łez fundamentalistycznej prawicy i Kościoła.

Kościół katolicki potępia in vitro jako"wyrafinowaną aborcję", a bezkarność "rodziców zabijających dzieci" budzi zdumienie polskiego Episkopatu. Kościół odmawia sakramentów parom szykującym się do in vitro.

W podpisanym 19 września 2016 przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła Programie Kompleksowej Ochrony Zdrowia Prokreacyjnego (2016-2020) o "in vitro" mowa tylko raz - jako jednej z metod stosowanych do tej pory.

Przeczytaj także:

Zarodek to dziecko. Nie można zamrażać

Posłowie proponują, by stwierdzić w ustawie, że zarodek to po prostu "dziecko poczęte w najwcześniejszej fazie rozwoju biologicznego, powstałe w wyniku połączenia gamety męskiej i żeńskiej" i podkreślić, że "leczenie niepłodności jest prowadzone z poszanowaniem godności człowieka, prawa do życia prywatnego i rodzinnego, ze szczególnym uwzględnieniem prawnej ochrony życia".

Najważniejszy jest konkretny wniosek z tych ideologicznych założeń:

„W przypadku zapłodnienia pozaustrojowego nie można dokonać zapłodnienia więcej niż jednej żeńskiej komórki rozrodczej.”

A także arbitralne ustalenie:

„Od zapłodnienia pozaustrojowego do umieszczenia komórki rozrodczej w ciele kobiety nie może upłynąć więcej niż 72 godziny. Jakiekolwiek przerwy w biegu tego terminu są niedopuszczalne.”

Jakie byłyby skutki?

Projekt został wprowadzony pod obrady Sejmu bez jakichkolwiek konsultacji społecznych. W efekcie posłowie i posłanki usłyszą po prostu kilka nowych zapisów ustawowych bez świadomości ich konsekwencji.

Towarzystwa naukowe zajmujące się niepłodnością - a w szczególności Polskie Towarzystwo Medycyny Rozrodu i Embriologii oraz sekcja Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Gineokologicznego - nie miały szans zająć stanowiska.

Według Katarzyny Kozioł, prezeski Towarzystwa Medycyny Rozrodu i Embriologii, trudno oszacować skuteczność tak restrykcyjnego prawa regulującego in vitro, ale przyjmuje się, że

skuteczność in vitro po zapłodnieniu jednej komorki jajowej waha się - w zależności od wieku i stanu zdrowia kobiety - od kilku do co najwyżej kilkanastu procent.

"To dlatego zapładniamy zazwyczaj więcej komórek (zgodnie z ustawą - maksymalnie sześć), aby wybrać jeden lub dwa zarodki, które będą miały szanse na zapoczątkowanie ciąży" - mówi dr Kozioł.

Przyjęcie restrykcyjnej regulacji spowodowałoby konieczność wielokrotnego powtarzania kosztownego dla zdrowia i kieszeni zabiegu stymulacji a potem punkcji jajników (pobierania komórek jajowych w znieczuleniu ogólnym). Jest to konieczne, by uzyskać - jak obecnie - kilka komórek jajowych.

Nawet gdyby chodziło jednak tylko o jedną komórkę jej pobranie bez stymulacji byłoby utrudnione, bo w naturalnym cyklu trudno ustalić odpowiedni moment pobrania, zanim pęcherzyk pęknie. Aby to uregulować trzeba podawać leki hormonalne.

W praktyce "prawo Klawitera" oznaczałoby wyrok dla kilkudziesięciu polskich klinik in vitro, a także kilku programów wspierania in vitro przez samorządy polskich miast (Częstochowa, Łódź, Sosnowiec, w planach m.in.- Bydgoszcz, Dąbrowa Górnicza, Poznań).

Bogatsze pacjentki będą wyjeżdżać za granicę, gdzie mają dostęp do zgodnych z zasadami nowoczesnej medycyny metod terapii niepłodności.

Dr Katarzyna Kozioł zwraca uwagę, że absurdalny przepis uderzyłby także w zarodki, które miałby rzekomo chronić.

Bezwzględny zakaz mrożenia zarodków spowoduje - paradoksalnie - narażenie niektórych z nich na śmierć.

Jak mówi dr Kozioł, mrożenie jest od lat jest uznaną metodą ochrony życia zarodka, gdy nie ma możliwości podania go do macicy. "Zdarzają się sytuacje losowe - np. choroba uniemożliwiająca przeprowadzenie transferu w danym cyklu, sytuacja kliniczna - nieprawidłowa śluzówka macicy uniemożliwiająca zagnieżdżenia zarodka, czy nawet wypadek pacjentki w drodze na transfer. I co wtedy? Gdy nie uda się podać zarodka po 72 godzinach i nie wolno go zamrozić, nie będzie miał szans na przeżycie".

ESHRE: nie róbcie tego

Jeśli projekt przejdzie, byłaby to ustawa o in vitro najbardziej restrykcyjna w Europie, a może i na świecie. Nikt nie wpadł jeszcze na pomysł dopuszczenia do zapłodnienia tylko jednej komórki jajowej.

The European Society of Human Reproduction and Embryology (ESHRE) najważniejsza europejska organizacja zajmująca się tą problematyka, już w czerwcu przestrzegała Polskę przed wprowadzeniem zakazu mrożenia zarodków. Zdaniem organizacji spowodowałoby to radykalne zmniejszenie liczby ciąż i naraziło zdrowie kobiet. Gdy podobne ograniczenia zostały wprowadzone we Włoszech w 2004 roku - przypomina ESHRE - zostały w 2012 r. uchylone przez włoski sąd konstytucyjny jako naruszenie konstytucyjnych praw rodzin do posiadania potomstwa.

In vitro po polsku

Technika in vitro rozwija się w Polsce z niemałymi sukcesami. Przyczynił się do tego m.in. trzyletni program rządu PO-PSL „Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego”, który zakończył się w czerwcu 2016 r., gdy rząd PiS odmówił dalszego finansowania. Według oficjalnych informacji do 30 czerwca 2016 r., urodziło się dzięki programowi 5285 dzieci.

Ta liczba nie uwzględnia jednak kolejnych dzieci, które urodzą się dzięki programowi, z ciąż kobiet, które:

  • zaszły w ciążę w ostatnich dziewięciu miesiącach programu;
  • są już przygotowane do transferu (wszczepienia) zarodków;
  • skorzystają w przyszłości z własnych zamrożonych zarodków.

Uwzględniając tylko pierwszą grupę kobiet (obecnie w ciąży) można oszacować, że dzięki rządowemu in vitro urodzi się co najmniej 7049 dzieci.

Skuteczność procedury oceniono na 30 proc., czyli na poziomie wyższym niż europejska średnia.

Skala in vitro w Polsce jest znacznie większa. Jak wynika z raportu „Medycyna wspomaganego rozrodu” opracowanego przez Sekcję Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego na podstawie informacji od 33 klinik w 2011 r. wykonano 15 340 zabiegów in vitro, z czego powstały 4873 ciąże.

Z kolei z europejskiego monitoringu zapłodnienia pozaustrojowego wynika, że w 34 polskich klinikach uzyskano w 2012 roku blisko 5300 ciąż.

Biorąc pod uwagę ciąże mnogie i trend wzrostu in vitro, można szacować, że w okresie działania rządowego programu (2013-2015) w wyniku zapłodnienia pozaustrojowego rodziło się w Polsce nawet 8-9 tys. dzieci, co oznaczałoby ponad 2 proc. wszystkich urodzeń.

In vitro zaczynało się liczyć jako sposób na zwiększenie dzietności w Polsce, ale dojście do władzy PiS zamroziło ten efekt.

In vitro według Radziwiłła

Przeciwko in vitro od kilku miesięcy wypowiada się minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Jego ultrakatolickie poglądy wskazują, że może poprzeć projekt poselski.

Do tej pory minister toczył wojnę z finansowaniem in vitro z budżetu. Twierdził - wbrew faktom - że budzi ono "znaczący sprzeciw dużej części społeczeństwa".

Posunął się także do absurdalnej opinii, że "zmuszanie kogokolwiek, by finansował coś, co budzi jego zasadniczy sprzeciw jest niemoralne. Jest niezgodne z konstytucją"

"In vitro" po watykańsku

Nawet na gruncie watykańskiego nauczania Wyrokiem Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia (z 1995 r.) dopuszczalna jest sztuczna inseminacja, czyli wprowadzenie przez lekarza nasienia do pochwy. Taki zabieg jest wg Kościoła moralnie czysty.

Wymaga jednak pozyskania spermy, tymczasem masturbacja jest grzechem.

Źródłem spermy zgodnym z nauką Kościoła jest wyłącznie stosunek seksualny (oczywiście małżeński). Ale jak ją uzyskać? Amerykańscy biskupi znaleźli na to sposób.

Mężczyzna zakłada prezerwatywę, ale nie popełnia grzechu, bo w prezerwatywie jest dziurka. Część nasienia wypłynie - całkowicie bezproduktywnie, ale za to "moralnie godziwie" - do pochwy. A reszta zostanie do inseminacji.

Nie wiadomo, co Ordo Iuris, poseł Klawiter i minister Radziwiłł sądzą na temat takiej terapii.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze