0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: ilustracja: Weronika Syrkowska / OKO.pressilustracja: Weronika...

Historia Dominiki Przychodzeń z warszawskiej aktywistycznej grupy “Cień Mgły”, oddolnego wsparcia Strajku Kobiet, to kolejna z serii “Na celowniku”. Dokumentuje nie tylko szykany ze strony ludzi pozostających w służbie państwa PiS. Odpowiada też na pytanie, czy protesty coś dadzą. Odpowiedź może zdziwić.

Nasz cykl prowadzimy obecnie dzięki wsparciu German Marshall Fund. Opublikowaliśmy już raport z ustaleniami poczynionymi do końca 2021 r.

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: A Mama co na to?

Dominika Przychodzeń (lat 39): Jest wściekła. Oczywiście, że jej nie zastraszą. To ona chodziła na protesty w obronie sądów, kiedy mnie to nie było w głowie. Ale już im powiedziała, żeby sobie darowali – bo żadnego wstydu przed sąsiadami jej nie zrobią. A z córki jest dumna.

Podała im mój warszawski adres. Podała dzielnicowemu swój telefon, żeby ze mną porozmawiał. Dzielnicowy chciałby, zdaje się, żeby Mama podała mu mój numer telefonu. Ale niby jakim prawem?

Muszą na niego nieźle naciskać z Warszawy. Mama mu mówi, że to jest nękanie i nie wpuszcza go już do mieszkania.

Na komisariat wodny koleżanka przyszła z płetwami i maską

Dzielnicowy nęka Mamę jedną Pani sprawą. A ile ich Pani ma?

Jedenaście. A może więcej – bo jeszcze nie wszystkie się pokazały w portalu sądowym. Policja przysyła pisma z wezwaniami na przesłuchanie. Ja się nie stawiam – swoje racje chcę przedstawić przed sądem. Na razie jeszcze nie miałam żadnej sprawy

A te sprawy to za co?

Standardy aktywistyczne. Za korzystanie z wolności słowa i prawa do zgromadzenia. Czyli "blokowanie drogi" (art. 90 kodeksu wykroczeń), "niewykonywanie poleceń" i "odmowa wylegitymowania się" (art. 54), "niestosowanie się do obostrzeń covidowych" (art. 116 kw) - ale te sprawy są z automatu umarzane, bo rządowe nakazy nie miały właściwej podstawy prawnej.

"Umieszczanie ogłoszeń w miejscu do tego nieprzeznaczonym" (art. 63a kw) – głównie za pisanie po chodniku sprayem kredowym, czyli zmywalnym.

Brzydkie wyrazy (art. 141 kw)?

Nie, bo ja jestem grzeczna (śmiech). Ale w sumie nie mam tych spraw aż tak dużo - bo w protestach uczestniczę, ale formalnie nie jestem organizatorką. A policja głównie ściga organizatorów. Osoby, których dane już ma.

To prawda. Taka informacja powtarza się w zebranych przez OKO.press relacjach. Policja polecenie ścigania protestujących realizuje w ten sposób, że wyłapuje osoby “uprzednio znane”. Nawet jeśli nie wykrzykują haseł i nie schodzą na jezdnię. Gdyby łapała każdego protestującego, nie wyrobiłaby się z robotą.

I tak się nie wyrabia. Ciągają nas przez to po różnych komisariatach: w metrze, kolejowym, do spraw cudzoziemców na Białołęce. Na komisariat rzeczny jeszcze nie dostałam wezwania. Ale koleżanka — tak. Poszła do nich w płetwach i okularach pływackich. Byli mili, oprowadzili ją nawet po posterunku, pokazali akwaria.

Przeczytaj także:

A PiS na to "Potrzymaj mi piwo"

Kiedy Pani zaczęła protestować?

22 października 2020.

Czyli jak większość kobiet wkurzonych na PiS - po wyroku TK Przyłębskiej.

Zaczęło się od praw kobiet. Ale potem zaczęłam protestować przeciw wszystkim głupotom, które wymyśla PiS.

Bo kiedy sobie myślimy, że już nic gorszego nie wymyślą, to PiS mówi “potrzymaj mi piwo”.

Może Pani odtworzyć swoją listę wkurzeń?

Jest długa i żeby ją skompletować, musiałabym mieć więcej czasu. Ale tak od razu, z głowy, to:

  • Czarnek jako minister edukacji i nauki.
  • Walka o usunięcie Adama Bodnara ze stanowiska RPO (przecież nie raz ratował nam tyłki)
  • “Miesiączki” Jarka. Na miesięcznicach smoleńskich na Placu Piłsudskiego w Warszawie protestujemy regularnie razem z Lotną Brygadą Opozycji.
  • Wsparcie nacjonalistów Roberta Bąkiewicza ogromnymi publicznymi pieniędzmi.
  • To, jak policja traktuje nas, a jak faszystów. (ich zgromadzenia w pandemii nie były traktowane jak nielegalne, mogą demolować miasto w czasie swoich przemarszów, a policja zwinie jednego czy dwóch – nas gazuje, bije i spisuje na pokojowych protestach).
  • Wkurza mnie finansowanie TVPiS, a nie służby zdrowia.

Dofinansowanie TVPiS kosztem służby zdrowia i “gest Lichockiej” - to było grubo przed wyrokiem TK Przyłębskiej w sprawie aborcji. A mówi Pani, że się wcześniej nie angażowała.

To się gromadziło. Od czterech lat mieszkam w Warszawie. Wcześniej wspierałam protesty mentalnie, ale pochodzę z 60-tysięcznej PiS-owskiej miejscowości. Tam strach było wychodzić na protest. Nawet po wyroku Przyłębskiej. Choć były tam protesty w obronie praw kobiet, to uczestniczki obrzucano jajkami.

W warszawskich protestach nabrałam jednak doświadczenia. Nie miałabym kłopotów, żeby zorganizować protest w moim mieście. Warszawa mnie uwolniła.

A kiedyś na proteście trafiłam na policjanta z mojego miasta – i trochę mi pomogło. Dostałam tylko upomnienie.

Policjant powiedział przełożonemu, że jestem na zgromadzeniu przypadkiem. Jak mnie puścił, chwyciłam za megafon. Tylko głową pokręcił i się odwrócił.

"Cień Mgły" dokumentuje swoje działania na Facebooku. Rozmowę z Dominiką Przychodzeń ilustrujemy ich wpisami.

Wkurza mnie krytyka z kanapy

Rozmawiam z aktywistami, którzy robią rzeczy, na które sama bym się nie odważyła. Więc zawsze pytam: jak Pani to wytrzymuje?

Kiedyś to się nawet stresowałam. Teraz jestem przygotowana, że mogę wylądować na dołku. Znam osoby, które siedziały. Po prostu żyję w grupie osób aktywnych.

Wychodzenie na ulice jest trudne. I wkurza mnie także to gadanie, że nie trzeba było... Takie uwagi są mądre po czasie, jak się siedzi na kanapie w ciepełku. Dlatego z kilkorgiem znajomych się pożegnałam.

Ale na przykład moje przyjaciółki z rodzinnego miasta są ze mną. Owszem, mówią, że “dowolności w aborcji” nie popierają, na ulicę nie wyjdą. Ale przyjaźń wygrała. Kiedyś z nimi o tym rozmawiałam, bo dziwne jest dla mnie, że oddanie decyzji kobiecie może się kojarzyć z “dowolnością”.

Ale taka jest propaganda i ludzie jej ulegają.

Walcząc o prawo wyboru staje Pani naprzeciwko policjanta z pałką teleskopową.

Tak. Policja bywa brutalna. Ale historia z policjantem z mojej miejscowości pokazuje, że nie wszyscy tacy są. Przyjezdni funkcjonariusze są wystraszeni i naprawdę zdziwieni liczbą protestów w Warszawie. Nie znają przepisów, aktywiści mogą ich łatwo zagiąć. To młodziaki wysyłane wprost na ulicę.

Najwięcej agresji mają policjanci warszawscy. Mają te swoje techniki i są naprawdę brutalni.

Do tej pory mam na stopie sińca po tym, jak mi jeden z tych “warszawiaków” buciorem nogę rozdeptał. Celowo. Miałam posiniaczone ręce, wygiął mi nadgarstek tak, że prawie złamał.

Na krótką metę ta brutalność działa. Ludzie się wycofują. Ale nie wszyscy – my, Cień Mgły, zostaliśmy. Poza tym ci, co się wycofali z protestów, nie zmienili przecież poglądów na władzę.

Cień Mgły robi protesty, ale też dużo akcji bliższych sztuce ulicznej. Błyskotliwe, obnażające bezmiar policyjnej głupoty happeningi, gry.

Prawda? Jak wylaliśmy sztuczną krew pod Sejmem, to przyjechali technicy policyjni i pobierali próbki. A sprawy kryminalne, w których poszkodowani są zwykli ludzie, leżą odłogiem.

Ostatnio, protestując przeciw budowie muru w Puszczy Białowieskiej, braliście udział w akcji stawiania “muru” w bramie wjazdowej wykonawcy – Budimeksu. Robicie “wystawy” pod Zachętą przejętą przez konserwatystów niskich lotów.

Czasem też organizujemy poważne protesty – np. blokady, zgromadzenia w istotnych sprawach publicznych.

Prawdziwy dorobek ruchu ulicznego

Happeningi są ważne, bo zwracają uwagę nie tylko na nasze stanowisko, ale wychodzą z przekazem do ludzi. Tworzą relacje.

Kiedyś np. graliśmy “w kapsle” na placu Piłsudskiego — to nasze ulubione miejsce ze względu na samowolę budowlaną w postaci "smoleńskich schodów" [pomnika smoleńskiego postawionego po tym, jak rząd odebrał miastu zarząd nad placem — red.].

Ale to były wielkie kapsle, były w nich twarze polityków. Graliśmy w "wyścig po władzę". Mieliśmy dwie drużyny, zawodnicy przesuwali kapsle kijami hokejowymi z pola na pole. Każde pole miało swoją historię, którą organizatorzy objaśniali publiczności.

Ludzie się zatrzymywali, słuchali, zagadywali.

Organizowaliśmy też upamiętnianie ofiar covidu – skoro państwo postanowiło o nich zapomnieć. Wtedy znieśli nas z Placu Piłsudskiego i mamy sprawy za "niewykonywanie poleceń policji".

Wymyślanie takich happeningów jest fajne. Robimy naradę, potem się przygotowujemy, planujemy.

Wyszła Pani protestować z powodu całej listy wkurzeń. A teraz, po ponad roku, co jest dla Pani ważne?

  • Ważne są wolne sądy, co wiem nie z teorii, ale z praktyki. Złożyłam zażalenie na działania policjantów i sędzia przyznała mi rację. Dlatego czekam, aż będę mogła stanąć przed sądem i przedstawić motywy moich działań. Mam jedną sprawę, którą miała rozstrzygać sędzia Maria Pilśnik. Ona jest zawieszona za stosowanie prawa Unii Europejskiej.
  • Ważne jest prawo do protestu — nawet protestu uciążliwego. Bo jak dać innym znać, że coś złego się dzieje?

Przecież żyjemy wszyscy w informacyjnych bańkach i tylko na ulicy, przypadkiem, możemy się spotkać. Choć akurat nasze akcje nie są uciążliwe. Nawet blokady robimy “ruchome”. Zostawiamy przekaz i idziemy dalej.

  • Ważna jest edukacja – ja mam ten etap za sobą, ale w naszej grupie są ludzie w wieku szkolnym. I też mi mówią, jaki Czarnek ma wpływ na szkołę — szkoła, zamiast wspierać rozwój i wyrównywać szanse, znowu zaczęła się skupiać na wyglądzie człowieka (takie rzeczy jak kolor włosów, paznokcie). Braliśmy udział w niejednym proteście przeciwko dewastacji edukacji.
  • Ważne są media. Z lex TVN walczyłam zażarcie. TVN może nie jest najlepszą telewizją na świecie, ale nie musi być najlepsza, żeby jej bronić. A ludzie tam pracujący podzielają nasze wkurzenie.
  • Ważna jest pomoc prawna, jaką dają nam prawnicy, zwłaszcza nasz kochany kolektyw Szpila.

Kiedy zaczęłam protestować, pierwsze informacje dostawaliśmy od grupy antyrepresyjnej. Rozdawali numery do prawników i pouczali o prawach w trakcie interwencji policji. Na początku nie łatwo było to wszystko spamiętać. Ale z każdym protestem człowiek się uczył, jak powinno wyglądać legitymowanie.

Teraz mamy większą wiedzę niż policji.

Tekst ten powstał w ramach projektu „Na celowniku”, który OKO.press prowadzi razem Archiwum Osiatyńskiego. Dokumentujemy działania osób zaangażowanych w obronę praworządności i praw jednostki w Polsce po 2015 r. Staramy się opisać represje, jakim zostali poddani aktywiści. A także to, jak państwo stara się wypchnąć ich ze sfery publicznej i zniechęcić do zabierania głosu.

Projekt prowadzimy od 2021 r. Początkowo wspierała nas w tym norweska Fundacja Rafto; od 2022 r. - amerykański German Marshall Fund.

Materiały zebrane w 2021 r. podsumowaliśmy raporcie opublikowanym na początku 2022.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze