0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. David Palmer CC BY 2.0Fot. David Palmer CC...

Presja łowiecka była tylko jednym z czynników przyspieszających spadek liczebności obu gatunków. Kurczące się populacje cietrzewia i głuszca nie były w stanie poradzić sobie z szeregiem innych zagrożeń: zmianami siedliskowymi, klimatycznymi i drapieżnictwem coraz liczniejszych lisów.

Z danych opracowanych przez ornitologów wynika, że o ile w połowie lat 70. ubiegłego wieku liczebność cietrzewia szacowało się na od 33 do 40 tysięcy osobników, to już pod koniec lat 90. było około 900 kogutów, co dawało razem z samicami liczbę do 2,5 tysiąca osobników.

W latach 2013-2018 mieliśmy jedynie 180-340 samców. Na Nizinie Północnopodlaskiej w ciągu 17 lat, do roku 2023, liczebność cietrzewi spadła aż o 98 procent! A populacja głuszca, według danych sprzed kilku lat, mogła liczyć niespełna 600 osobników.

Przeczytaj także:

Cietrzew już nam wymarł

Niedawno na łamach pisma ornitologicznego „Ornis Polonica” ukazało się opracowanie dotyczące cietrzewi na Nizinie Północnopodlaskiej. W rejonie, który był objęty analizą, znajduje się między innymi kojarzona z cietrzewiami dolina rzeki Biebrzy.

Jest to dość ponura lektura:

„Liczebność populacji cietrzewia w regionie znajduje się obecnie na krytycznie niskim poziomie. Wobec utrzymującego się od ponad dwóch dekad trendu spadkowego, oddziaływania całego wachlarza zagrożeń oraz izolacji przestrzennej lęgowisk, wydaje się pewne, że kurak ten w najbliższych latach całkowicie zniknie z Niziny Północnopodlaskiej”.

Obawy autorów podziela dr hab. Dorota Zawadzka, ornitolożka i leśniczka z Katedry Nauk Leśnych Uniwersytetu Łódzkiego i Komitetu Ochrony Kuraków, autorka publikacji dotyczących cietrzewia i głuszca.

Nie wystarczy samiec i samica

Tłumaczy, że cietrzewie, podobnie zresztą jak głuszce, są kurakami poligynicznymi. „To oznacza, że samce na tokowiskach walczą o względy samic. Większość samic zapładnia dominujący tokowik. Taki system rozrodczy wymaga skomplikowanej struktury przestrzennej i socjalnej. Do rozrodu nie wystarczy pojedynczy samiec i pojedyncza samica. Potrzebne są rozległe siedliska, na których gromadzą się tokujące cietrzewie”.

„Cietrzew wybiera określony typ siedliska.

Mogą to być trochę zarastające łąki, mogą to być bagna i lasy o niewielkim zadrzewieniu

– kontynuuje ekspertka. – Dlatego w starszych opracowaniach, kiedy jeszcze cietrzewi było w Polsce dużo, opisywano je jako gatunek, który pojawia się po klęskach. Albo taki, który świadczy o źle prowadzonej gospodarce leśnej.

Chodzi o to, że cietrzewie preferują mozaikę terenów otwartych i leśnych. Przy czym na tych pierwszych roślinność musi być niska, bo cietrzewie muszą widzieć, co się dzieje wokół nich, chroniąc się w ten sposób przed zagrożeniem.

W końcu ubiegłego stulecia mieliśmy rozpad lasów w Karkonoszach, po kwaśnych deszczach. Wtedy po polskiej i po czeskiej stronie populacja cietrzewi się odbudowała. Ale w ciągu 20 lat las został odnowiony, uprawy zamieniły się w zwarte młodniki i cietrzewie straciły siedliska.

Bez śniegu jak na widelcu

Do zaniku siedlisk należy dołożyć presję ze strony drapieżników. W rezultacie rozrzucania szczepionek przeciwko wściekliźnie dynamicznie wzrosła liczba lisów, a to przekłada się na większe straty wśród cietrzewi.

Mamy wreszcie silną antropopresję, która na terenach górskich przyjmuje również formy nielegalnych aktywności związanych z turystyką narciarską poza wyznaczonymi trasami. Do tego dochodzi rosnąca liczba quadów i motocykli crossowych, które rozjeżdżają wiele cennych przyrodniczo miejsc i płoszą ptaki.

Topnienie populacji cietrzewia sprawiło, że ptaki te stawały coraz bardziej izolowane na nizinach. Ze względu na niską liczebność ustała wymiana osobników między ostojami. Tokowiska przestawały być gromadne.

„Do tego dołączyły jeszcze zmiany klimatyczne, brak śnieżnych zim” – tłumaczy Dorota Zawadzka. –

„Nasze dzikie kuraki zakopują się w śniegu (zaśnieżają się), chroniąc się nie tylko przed mrozem, ale i przed drapieżnikami. Nocując na ziemi bez śnieżnej okrywy, są bardziej widoczne dla naturalnych wrogów”.

Dziś najważniejsze ostoje cietrzewia znajdują się na południu Polski. Jednak i tam trafiają na różne problemy nawet na obszarach chronionych.

Cietrzewie z hodowli nie radzą sobie na wolności

Z kolei w Polsce nizinnej, w 2018 roku powstała hodowla cietrzewi w Nadleśnictwie Spychowo, odchowująca około 100 ptaków rocznie. Ptaki są wsiedlane głównie na poligonie Muszaki w Nadleśnictwie Jedwabno. Niestety nie radzą one sobie dobrze na wolności, a ich wysoka śmiertelność wynika z presji ze strony drapieżników.

Kamyczkiem, który uruchomił lawinę wymierania cietrzewi, były zdaniem ekspertki polowania. „Myśliwi, wybierając się na polowanie w czasie tokowiska, zaburzali skomplikowaną strukturę socjalną cietrzewi. Samce muszą prezentować się kurą i rywalizować o nie. Myśliwi im to zabrali. Podobny problem dotknął większego krewniaka cietrzewia, głuszca”.

Głuszec, wielki kurak z wielkimi problemami

Samiec głuszca (na zdjęciu głównym), podobnie jak cietrzew, musi się pokazać samicom. I jest imponującym trofeum dla myśliwych. Podobnie jak w przypadku krewniaka, polowania wywołały efekt śnieżnej kuli.

„Głuszec potrzebuje wszystkich faz rozwojowych lasu, z wyjątkiem młodników i tyczkowin” – podkreśla moja rozmówczyni. – „Chętnie żeruje na młodych uprawach, w tym na młodych sosnach. Niektórzy traktowali więc tego ptaka jak szkodnika. Pamiętam, że w latach 90. w Puszczy Augustowskiej, na jednej z upraw były zawieszone wiatraczki z drewna, żeby głuszce płoszyć”.

„Głuszec preferuje inne siedliska niż cietrzew. Wybiera bory o rozrzedzonym drzewostanie, z runem obfitującym w borówki czernice. To dlatego przetrwał do dzisiaj w Puszczy Augustowskiej, w której dominują bory sosnowe.

Młode głuszce żywią się w okresie wzrostu gąsienicami motyli, które rozwijają się na tych borówkach. Jednak problem polega na tym, że do tych borów zaczął wchodzić coraz mocniej świerk. Pojawiał się w nich w sposób naturalny lub podsadzany przez ludzi, a radził sobie dobrze pod okapem innych drzew, ponieważ jest gatunkiem cienioznośnym.

Jeśli zaś las jest zwarty, to nie ma runa bogatego w borówki i tam głuszce nie będą się trzymać.

Takich miejsc, gdzie są dorodne sosny z borówczyskami, jest dziś w Puszczy Augustowskiej od 10 do 20 procent”.

Najlepszy jest las zabałaganiony

„W publikacjach naukowych ze Słowacji i z Niemiec wykazano, że głuszec czuje się najlepiej na obszarach poklęskowych, gdzie połowa lub więcej drzewostanu wypadła w rezultacie różnych czynników. W takim siedlisku, przypominającym zabałaganiony i nieuporządkowany las, dobrze jest tym ptakom.

Po słowackiej stronie Tatr zamierające masowo drzewostany stały się optymalnym miejscem dla głuszców. Plany uporządkowania takich lasów spotkały się tam ze zdecydowanym sprzeciwem przyrodników. Szczególnie w kontekście Słowacji to bardzo ważne, ponieważ dzielimy z tym krajem nasze górskie populacje głuszców. To, co dzieje się u naszych sąsiadów, ma wpływ na kondycję tych ptaków w polskiej części Karpat”.

Jak dodaje moja rozmówczyni, wszystkie pozostałe czynniki, które występują u cietrzewia, również dotykają głuszca. A zatem presja ze strony drapieżników i zmiany klimatu. Jednak ich efekt nie byłby tak piorunujący, gdyby nie polowania do czasu wprowadzenia ochrony gatunkowej oraz zmiany siedliska w rezultacie prowadzonej gospodarki leśnej.

Głuszec na wspomaganiu

Dziś wydaje się astronomiczne kwoty, żeby głuszca przywrócić i ratować, tam, gdzie jeszcze się da. Takie działania są prowadzone w kilku miejscach w Polsce. Ale niewiele wskazuje na to, że będziemy mogli uznać głuszce za niezagrożone wymarciem.

Dziś najliczniejsza jest populacja z lasów karpackich, w Tatrach oraz Beskidzie Śląskim i Żywieckim. Natomiast populacje bytujące na nizinach są dziś podtrzymywane przez człowieka, który wciąż wsiedla nowe ptaki pochodzące z hodowli.

„Głuszce, podobnie jak cietrzewie, da się je hodować” – mówi Dorota Zawadzka. – „Ale ptaki źle radzą sobie po wypuszczeniu na wolność.

Sukcesem zakończyły się natomiast działania Nadleśnictwa Ruszów w Borach Dolnośląskich, gdzie nadleśniczy podporządkował gospodarkę leśną – w planie urządzenia lasu – ochronie głuszca. W pozostałych miejscach, gdzie prowadzono próby przywracania i ochrony głuszca, nie udało się zapewnić odpowiedniego siedliska i efekty wsiedleń nie są zadowalające”.

Sztuka wysiadywania

„W projektach reintrodukcyjnych największym problemem okazał się fakt, że wypuszczane ptaki pochodzą głównie z hodowli. Niektóre nie potrafiły w ogóle jeść, bo były wcześniej karmione przez ludzi. Część głuszców pochodzących z hodowli nie jest też płochliwa”.

„Krytyczny był już sam moment klucia się piskląt. Okazało się, że znaczenie może mieć to, jak jest wysiadywane jajo.

Czy przez głuszycę, czy przez zwyczajną kurę, czy też w inkubatorze. W hodowli w Wiśle, kiedy zauważono problemy z wylęgalnością jaj w klujniku, postanowiono sprawdzić za pomocą specjalnie skonstruowanego elektronicznego jaja, jak wysiaduje samica głuszca. Okazało się między innymi, że obraca ona jajo dwa razy na dobę.

Okazało się też, że samica odzywa się do swoich piskląt zanim się wyklują. Zaimplementowano te patenty w inkubatorze i to zadziałało”.

To dlatego w Polsce podejmowano też inne próby. Dr Andrzej Krzywiński opracował metodą „Born to be free”, które polegała na hodowli w specjalnych wolierach ustawianych w lesie, z których młode nie tracąc kontaktu z matką, mogły uczyć się życia na wolności. Były zatem wsiedlane do środowiska etapowo, i jedynie samica pozostawała cały czas w części zamkniętej.

„Pamiętajmy, że te projekty są bardzo kosztowne. To są duże kwoty, które trzeba przeznaczyć na podtrzymywanie reintrodukcji, a biorąc pod uwagę niską przeżywalność, należałoby zastanowić się nad tym, czy w tym obecnym modelu ma to szanse powodzenia”.

Na nizinach głuszce spotkamy jeszcze w Puszczy Solskiej. Głuszce mają tam do dyspozycji wciąż duże powierzchnie borów wilgotnych i bagiennych, mało dostępnych dla ludzi. Liczebność całej krajowej populacji głuszca to około 600 osobników.

Pożegnanie cietrzewia, requiem dla głuszca

Z opowieści o obu gatunkach po raz kolejny można wyciągnąć wnioski. Presja ze strony człowieka potrafi być zabójcza, a ochrona gatunkowa nie gwarantuje przetrwania ptaków, jeśli decyzja o jej wprowadzeniu zapada bardzo późno. Wpompowane miliony w projekty ratowania, praca wielu zaangażowanych w te projekty osób, nie gwarantują powodzenia.

Mamy już zresztą Park Narodowy Borów Tucholskich, który w logo ma głuszca, chociaż ten wymarł, zanim powstał ten park.

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze