0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: FOT. MALGORZATA KUJAWKA / Agencja Wyborcza.plFOT. MALGORZATA KUJA...

W OKO.press w ostatnich dniach można było przeczytać moje teksty o 13 gatunkach ptaków łownych. Spór o ich nowy status — chroniony — i skreślenie z kalendarza polowań, trwa już od wielu lat. W tym roku pojawiła się zapowiedź wiceministra klimatu i środowiska Mikołaja Dorożały – przesłanie było dość jasne, szykują się zmiany na liście ptaków łownych.

Początkowo nie było wiadomo, które to gatunki z tej listy znikną. W doniesieniach medialnych spekulowano, że będą to między innymi łyska, słonka, trzy gatunki kaczek, kuropatwa i jarząbek. Ostatecznie okazało się, że w tym gronie znajdą się cztery gatunki kaczek, łyska, słonka i jarząbek. Zabraknie na niej kuropatwy, na którą — nawet po przyjęciu rozporządzenia — będzie można dalej polować.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Dziś publikujemy tekst Pawła Średzińskiego, autora książek poświęconych przyrodzie — rzekom, puszczom i zwierzętom — który dla OKO.press przygotował cykl „Pechowa trzynastka” o ptakach znajdujących się na liście gatunków łownych. Felieton jest podsumowaniem tego cyklu, a wszystkie teksty, w których Paweł Średziński opowiada o ptakach, można znaleźć na końcu tego artykułu.

Zachęcamy do polemik.

Ministrowie się zmieniają, a polowania na ptaki trwają

Na stronach ministerstwa ukazał się już oficjalny komunikat w tej sprawie. Czytamy w nim między innymi, że ptaki, które miałyby zostać objęte ochroną, „nie wykazują przegęszczenia populacji, które wymagałoby redukcji jej liczebności. W odniesieniu do niektórych gatunków zauważalny jest także trend spadkowy populacji, co potwierdza opinia Państwowej Rady Ochrony Przyrody w sprawie przepisów dotyczących polowań na ptaki w Polsce”.

Przeczytaj także:

Zasadności zmian nie kwestionuje szerokie grono ornitologów i przyrodników. Od lat w Polsce działa też Koalicja Niech Żyją, która skupia różne organizacje ekologiczne i prozwierzęce, a jej głównym celem było (i jest) wprowadzenie moratorium i skreślenie trzynastu gatunków ptaków z listy gatunków łownych.

Mówi się o nich „pechowa trzynastka”:

  • łyska,
  • cyraneczka,
  • czernica,
  • głowienka,
  • krzyżówka,
  • słonka,
  • jarząbek,
  • gęgawa,
  • gęś białoczelna,
  • gęś zbożowa,
  • grzywacz,
  • kuropatwa
  • i bażant.

Zmieniali się kolejni ministrowi, rządzące koalicje, a problem listy gatunków łownych pozostał bez zmian. Cień nadziei na zmiany dał nowy rząd i jeden z wiceministrów, który nie ukrywał swojego krytycznego stanowiska wobec niektórych aspektów łowiectwa. Jednak w polityce chęci nie zawsze wystarczają.

Dorożała osamotniony

O ile Mikołajowi Dorożale nie można odmówić konsekwencji w sferze deklaratywnej, to życie weryfikuje te deklaracje. Trudno reformować łowiectwo, kiedy za koalicjanta ma się Polskie Stronnictwo Ludowe, ustawiające siebie — a przynajmniej część jego prominentnych członkiń i członków — na pozycji siły broniącej myśliwych.

Wiceminister Dorożała jest w tej sprawie dość osamotniony. Podjął próby poszukiwania konsensusu, powołując specjalny zespół, którego celem nie były jedynie zmiany na liście ptaków łownych. Mnożenie celów nie mogło nie pozostać bez echa i znacznie bardziej skomplikowało proces, stawiając wiceszefa resortu w jeszcze trudniejszym położeniu. Jesienią pojawiła się oficjalna zapowiedź zmian dotyczących listy gatunków łownych i skreślenia z niej siedmiu ptaków.

Trudno jednak liczyć na jakiś przełom, o ile w tym przypadku będzie on w ogóle możliwy.

Wydawać by się mogło, że nie ma wielu przeszkód formalnych, które uniemożliwiłyby skreślenie ptaków z listy gatunków łownych. To minister klimatu i środowiska podejmuje ostateczną decyzję dotyczącą tego, jakie zwierzęta z tej listy znikają, a jakie nie. Jest to kwestia jego podpisu pod rozporządzeniem.

Nie wymaga parlamentarnych debat, komisji i długopisu prezydenta. W tym zakresie minister dysponuje ostatecznym głosem, co poprzedza proces konsultacji. Jednak od lata panuje niemoc w gmachu ministerstwa przy ulicy Wawelskiej, jeśli sprawa ociera się o dzikie ptaki. Projekt rozporządzenia skreślającego siedem gatunków już jest.

Nie ma po nim wciąż podpisu ministry klimatu Pauliny Hennig-Kloski.

Ptaki czekają w kolejce

Od prawie ćwierć wieku obserwujemy w Polsce, z jak wielkim oporem spotyka się próba powołania nowych obszarów chronionych prawem. Nie inaczej jest w przypadku skreślenia jakiegoś gatunku z listy łownych. W drugą stronę wydaje się to działać inaczej. Na liście gatunków łownych znalazł się szakal i to w iście ekspresowym tempie za czasów ministra Jana Szyszki, chociaż nie było żadnych naukowych przesłanek za takim ruchem.

Tymczasem ptaki, również te uznawane za znajdujące się w szczególnie trudnej sytuacji, wciąż czekają w kolejce. Rozmowy o nich przypominają targowanie się. Można usłyszeć również takie opinie — zostawmy na tej liście grzywacze, żeby ludzie mieli do czego postrzelać. Wspominam tu o grzywaczach, których liczebność w Polsce na szczęście wzrosła, nie zagraża im wyginięcie w naszym kraju, ale przy okazji, podczas polowań, mogą ginąć inne dzikie gołębie chronione prawem – siniaki. O ile grzywaczy mamy już ponad milion par lęgowych, jeśli nie więcej, to siniaków wciąż możemy mieć od 18 do 37 tysięcy par.

Poza tym historia zna już wiele przypadków, kiedy uznawane za liczne i pospolite gatunki, zaczęły znikać w szybkim tempie.

Myśliwi bronią polowań na ptaki

W przypadku ptaków łownych, a przynajmniej sporej ich części, trudno doszukiwać się merytorycznych argumentów za utrzymywaniem ich poza grupą gatunków chronionych. Owszem, są opinie przeciwne. Obrońcy utrzymania polowań podtrzymują, że ptaków danego gatunku jest dużo, a zatem strzelanie im nie szkodzi. Chociaż te ptaki nie powodują szkód w gospodarce rolnej, leśnej czy rybackiej, to dlaczego nie można byłoby na nie polować. W końcu taka jest tradycja, są smakosze „ptactwa” (bo tak myśliwi nazywają dzikie ptaki).

Sięga się również po kontestowanie liczebności i trendów poszczególnych populacji, korzystając przy okazji z braku specjalnego monitoringu dedykowanego konkretnemu gatunkowi.

Skoro ptaków jest zdaniem, zwolenników takich polowań, dużo albo skoro nie znamy dokładnej liczebności, to nie ma potrzeby dyskutowania o zmianie statusu. To dość odważne postawienie sprawy, szczególnie jeśli nie mamy pełnego obrazu sytuacji i strzela się do gatunków, których nawet nie mamy aż tak dobrze oszacowanych. Do tego dochodzą argumenty ad personam, o które bardzo łatwo potknąć się na internetowych forach. Nieustannie czytam, że jakaś grupka fanatyków chce zakazać polowań. Myśliwi sugerują, że los dzikich ptaków obchodzi tylko jedną czy dwie organizacje pozarządowe.

Ptaków jest „za dużo”? To mit

Oczywiście polowania nie są jedyną przyczyną fatalnej sytuacji, w której znajdują się poszczególne gatunki ptaków. Mogą jednak mieć poważny wpływ na stan populacji. W Polsce chroni się dziś przy dużym nakładzie środków między innymi głuszca, w czym biorą udział również myśliwi. Jednak czy to nie polowania na tokujące samce, połączone z zestawem innych przyczyn, nie były gwoździem do głuszcowych kłopotów?

Odpowiedzi znają osoby zajmujące się zawodowo badaniem i monitoringiem tych leśnych kuraków. Część z nich miałem okazję poprosić o komentarz w czasie pisania artykułów poświęconych pechowej trzynastce.

Eksperci obalają argument, że czegoś w przyrodzie jest „za dużo”. Liczebność określonego gatunku zależy od dostępności optymalnego siedliska, zasobności bazy pokarmowej i czynników, które mogą przyczyniać się do jego śmiertelności. Wśród tych ostatnich znajduje się dodatkowa śmiertelność z rąk ludzi. Ten czynnik można łatwo ograniczyć, o ile zapadłaby decyzja o wpisaniu ptaków na listę gatunków chronionych.

Dziś trudno znaleźć wśród ornitolożek i ornitologów osoby, które podważałyby zasadność wstrzymania polowań na ptaki. Trend jest odwrotny. Zapowiedzi wiceministra Dorożały są przyjmowane z aprobatą przez naukowców zajmujące się ptakami – poza paroma wyjątkami osób broniących prawa do polowania.

Na liście są kaczki, brakuje kuropatwy

Obecnie mamy na liście wiceministra siedem gatunków, w tym wszystkie cztery gatunki kaczek, co jest zasadne z powodu ryzyka pomyłki z gatunkami chronionymi. Czego na niej nie ma?

Brakuje bez wątpienia kuropatwy, która odnotowała znaczące spadki liczebności. Zniknęła z wielu miejsc w Polsce. Złożyło się na to wiele zagrożeń, a przede wszystkim — zmian w rolnictwie. Jego intensyfikacja i chemizacja niestety okazały się dla wielu pospolitych nie tak dawno gatunków — nie tylko kuropatwy — przyczyną gwałtownego spadku liczebności. Piszę o tym z pełną świadomością, bo jako dziecko pamiętam, jak często zrywały się do lotu, kiedy wędrowałem po łąkach i polach.

Dziś ich już praktycznie w tych samych miejscach nie widuję. Do tego dochodzi śmiertelność ze strony drapieżników lądowych.

Myśliwi wypuszczają ptaki ze sztucznych hodowli, ale czy nie mogliby zrezygnować z prawa do ich zabijania? I czy minister musi targować się o los dzikich ptaków, za które odpowiada? W przypadku chociażby kuropatwy potrzebne są pilne działania i to nie tylko te, które dotyczą jej obecności na liście gatunków łownych.

W dobie kryzysu bioróżnorodności samo skreślenie z listy nie wystarczy. Muszą zostać podjęte również inne decyzje, które sprawią, że wyeliminuje się pozostałe, często kluczowe, przyczyny wymierania ptaków.

Polowania na ptaki do zmian. Czy to się uda?

Bez wątpienia decyzja o skreśleniu siedmiu gatunków mogłaby zostać podjęta w szybkim trybie już za kadencji poprzednich ministrów. Tak do dziś się nie stało. Wciąż nie wiemy, czy wiceministrowi Dorożale w sprawie dzikich ptaków uda się wyjść z etapu konsultacyjnego targu, za którego przedłużanie wciąż płacą swoim życiem dzikie zwierzęta. Nie możemy mieć pewności, szczególnie w świecie polskiej polityki, w którym wpływy poszczególnych grup interesariuszy są nieproporcjonalnie wysokie do ich rzeczywistej reprezentacji w społeczeństwie. Z tego powodu argumenty za wzmocnieniem ochrony gatunkowej w Polsce trafiały i trafiają bardzo często na decydencki beton.

Być może i w przyszłym roku, i w kolejnych latach problem wciąż nie będzie załatwiony. Jednocześnie zaraz może rozpocząć się dyskusja o poszerzeniu listy gatunków łownych. Takie głosy już zaczęły się pojawiać.

Poniżej wszystkie teksty, które ukazały się w ramach cyklu „Pechowa trzynastka”

;
Na zdjęciu Paweł Średziński
Paweł Średziński

Publicysta, dziennikarz, autor książek poświęconych ludziom i przyrodzie: „Syria. Przewodnik po kraju, którego nie ma”, „Łoś. Opowieści o gapiszonach z krainy Biebrzy”, „Puszcza Knyszyńska. Opowieści o lesunach, zwierzętach i królewskim lesie, a także o tajemnicach w głębi lasu skrywanych” i „Rzeki. Opowieści z Mezopotamii, krainy między Biebrzą i Narwią leżącej”.

Komentarze