0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Sony PicturesFoto Sony Pictures

W październiku minęło 210 lat od śmierci księcia Józefa Poniatowskiego – pierwszego obcokrajowca, któremu Napoleon Bonaparte przyznał tytuł marszałka Francji. Tego odważnego polskiego wodza, który z tysiącami rodaków walecznie osłaniał odwrót Wielkiej Armii po „bitwie narodów” pod Lipskiem.

Osłaniał, dopóki pechowo nie został ofiarą „bratobójczego ognia”: padł od prawdopodobnie francuskiej kuli.

Próżno by wyczekiwać tej sceny w filmie „Napoleon” w reżyserii Ridleya Scotta – wielkim wojennym widowisku, które weszło na ekrany naszych kin 24 listopada. Nic nie pomogło, że operatorem filmu jest Polak – Dariusz Wolski. Ani to, że wielka międzynarodowa kariera Scotta zaczęła się od „Pojedynku” (1977), czyli osadzonej w czasach napoleońskich ekranizacji noweli Polaka – Józefa Konrada Korzeniowskiego.

Relacje między Polakami i Napoleonem są tak problematyczne, że budzą ożywione spory nawet nad Wisłą. A kino nie lubi zbyt skomplikowanych historii…

Tak więc czy „Dał nam przykład Bonaparte, Jak zwyciężać mamy”?

Połączyli nas wspólni wrogowie

„Pieśń Legionów Polskich we Włoszech”, którą powszechnie nazywamy dziś „Mazurkiem Dąbrowskiego”, powstała w roku 1797. Kilka miesięcy po tym, gdy polskie środowiska emigracyjne – wciąż wstrząśnięte upadkiem powstania kościuszkowskiego i trzecim rozbiorem Rzeczypospolitej – przekonały decydentów rewolucyjnej Francji, by powołać polską formację wojskową.

Miała walczyć u boku Francuzów z wrogami Rewolucji, będącymi – tak się składa – również zaborcami, grabarzami Rzeczypospolitej.

W praktyce Polakom przyszło walczyć na Półwyspie Apenińskim przy francuskiej „armii włoskiej” przeciw Austriakom. Wojskami Francuzów dowodził świetnie rokujący młody Korsykanin, generał Napoleon Bonaparte.

Ów początkowo odnosił się podejrzliwie do sojuszników. To nic, że jego adiutantem (a zarazem animatorem powstania polskiej formacji) był Polak na francuskiej służbie Józef Sułkowski, wsławiony ocaleniem Bonapartego podczas bitwy pod Arcole (1796).

Obraz przedstawia walki o most w Arcole
Bitwa o most w Arcole, obraz z 1826 roku. W domenie publicznej

Napoleon miał swoje obawy. Po pierwsze, władze rewolucyjnej Francji rozdarte były intrygami i Bonaparte nie wiedział, czy naprawdę może liczyć na lojalność nowych towarzyszy broni.

Po drugie, sam fakt, że legioniści stanowili zbieraninę tysięcy emigrantów i dezerterów, nie budził zaufania. Dopiero na polu bitwy – pod Magliano, Trebbią, Marengo i Hohenlinden – Polacy udowodnili Napoleonowi, że naprawdę może na nich liczyć.

On zaś „dał im przykład, jak zwyciężać mają”. Dla narodu, który stracił własny kraj, było to bezcenne. Jednak postać Bonapartego w naszym hymnie możemy traktować raczej jako przypomnienie niezłomności Polaków niż podkreślenie propolskiej postawy Małego Kaprala.

Przeczytaj także:

Brudny realizm Napoleona

Napoleon potrafił doceniać jednostki – jak Poniatowski, Sułkowski czy wielu innych naszych rodaków – jednak Polaków en masse wykorzystywał. Traktował jak mięso armatnie, niewiele lepiej niż najemników.

Zauważył to Tadeusz Kościuszko i zrezygnował ze służby na rzecz Bonapartego. Zarzucał mu, że Polacy nic nie zyskują na przelewaniu swojej krwi dla Francji we Włoszech, Egipcie czy na Haiti. Ten ostatni przypadek był szczególnie drastyczny.

Oto, gdy pod koniec XVIII stulecia Napoleon bił kolejnych przeciwników i rósł w siłę, oczekujący cudu wskrzeszenia ojczyzny polscy legioniści stawali się dla niego coraz większym balastem. W powietrzu wisiał bunt.

Zwrócenie Austriakom tysięcy Polaków, którzy niegdyś zdezerterowali z habsburskiej armii i wstąpili do Legionów, nie wchodziło w grę. Taki haniebny epizod po oblężeniu Mantui w 1799 roku wywołał gniew Napoleona. To nie znaczy, że grał z Polakami fair.

Poczynając od 1801 roku, zaczął ich wysyłać – w sumie około 6 tysięcy – na Karaiby. Do walki ze zbuntowaną, głównie niewolniczą ludnością Haiti (San Domingo). To była brutalna wojna, która Polakom wcale się nie uśmiechała.

Haitańczycy tak wspominali rządy kolonialne, katowanie niewolników i pacyfikację wyspy przez Francuzów: „Czyż nie wieszali ludzi głową w dół, nie topili w workach, nie krzyżowali na deskach, nie grzebali żywcem, nie miażdżyli na śmierć? Nie zmuszali ich do jedzenia odchodów? Nie zdzierali im skóry batem, nie rzucali żywcem na pożarcie przez robaki i mrówki, albo zostawiali przywiązanych na bagnach, by pożarły ich komary?

Nie wrzucali ich do kotłów wrzącego syropu? Nie wpychali mężczyzn i kobiet do beczek, najeżonych wewnątrz kolcami, i nie staczali ich ze zbocza w przepaść? Nie rzucali nieszczęsnych czarnych psom ludojadom, dopóki te nie były już tak nażarte ludzkim mięsem, że okaleczone ofiary dobijano bagnetami i sztyletami?”.

Obraz przedstawia Haitańczyków walczących z polskimi legionistami
Obraz Januarego Suchodolskiego z 1845 roku przedstawia bitwę pod Santo Domingo. W domenie publicznej

Zbuntowani niewolnicy w odwecie też nie znali litości. Wieszali i ścinali wrogów, smażyli na rożnach, przerzynali piłą między deskami. Z czasem powstańcy zaczęli odróżniać Polaków. Ponoć traktowali ich lepiej, gdy zorientowali się, że trafili na wyspę nie z własnej woli.

Tysiące legionistów zginęło

Nie zmienia to faktu, że tysiące legionistów zginęły podczas misji nieudanej i nieprzynoszącej chluby. Wybitny badacz tematu prof. Jan Pachoński szacował, że olbrzymia większość zmarła podczas epidemii żółtej febry. Pozostali polegli lub trafili do więzień Brytyjczyków, chwilowo sprzymierzonych z buntownikami.

Kilkuset pozostało na wyspie, dając początek Polonii na Haiti. Do Europy wróciło około sześciuset i… wielu z nich dalej walczyło za Napoleona.

Ten zaś miał dla Polaków kolejną brudną wojnę: w Hiszpanii. Podczas niesławnej pacyfikacji Saragossy m.in. zajęli klasztor Santa Engracia, co z brutalnością opisał potem Stefan Żeromski w „Popiołach”.

Każda potyczka oznaczała walkę na śmierć i życie. Weteran Kajetan Wojciechowski tak opisał bitwę pod pewną hiszpańską wsią: „Tam rzeź była mordercza, gdyż ani słowa nierozumiejąc ich języka, czy więc prosili o darowanie życia, lub gardzili pardonem, niezważając na nic, rozjuszone ułany bez miłosierdzia topili lub kłóli każdego” [pisownia oryginalna].

Jak to było z Somosierrą?

W naszej narodowej tradycji pamiętamy jednak głównie straceńczą szarżę polskich szwoleżerów na przełęczy Somosierra 30 listopada 1808 roku. Ofiarność kawalerzystów otworzyła Napoleonowi drogę do Madrytu. Ale też właśnie spod Somosierry pochodzi ponoć francuskie powiedzenie „Pijany jak Polak” („saoul comme un Polonais”).

Gdy Napoleon chciał uhonorować ocalałych z szarży Polaków, kilku francuskich oficerów miało powiedzieć, ależ oni są pijani. Napoleon miał na to rzec, „Nauczcie się panowie być jak pijani Polacy”. Polacy gotowi byli wykonać każde polecenie Bonapartego, nawet szalone.

Obraz Kossaka, polscy jeźdzcy tną szablami hiszpańskich artylerzystów
Fragment obrazu Wojciecha Kossaka z 1907 roku Bitwa pod Somosierrą. W domenie publicznej

Napoleon dużo obiecywał, ale gdy przychodziło do realizacji obietnic, chętnie powoływał się na polityczny realizm.

„Kocham Polaków. Podoba mi się ich entuzjazm; chętnie dałbym im niepodległość, ale to jest sprawa trudna. Austria, Rosja i Prusy wzięły sobie po kawałku tortu; raz się zapali zapałkę, kto wie, gdzie ugaśnie pożar? Mam obowiązki przede wszystkim wobec Francji i nie mogę jej poświęcić na rzecz Polski”, oznajmił polskim elitom, gdy jego wojska dotarły do Wielkopolski.

Księstwo Warszawskie

Gdy szwoleżerowie walczyli w Hiszpanii, po drugiej stronie kontynentu powstało już Księstwo Warszawskie. Czy było darem od Napoleona dla wiernych polskich sojuszników?

To państwo wyglądało jak szczątki I Rzeczypospolitej. Nawet nie nosiło nazwy „Polska” i było księstwem, a nie królestwem!

„Napoleońska Polska była krajem płomiennego entuzjazmu i gorzkiego rozczarowania. Przybycie Napoleona w grudniu 1806 roku oraz utworzenie samorządnego Księstwa Warszawskiego wzbudziły ogromne podniecenie; ale zmiany były bardzo dalekie od oczekiwanego przywrócenia do życia dawnej Rzeczypospolitej” – pisze w „Europie” Norman Davies.

To historyk, który raczej umie pogodzić naszą i globalną wizję historii: „W roku 1809 kolejna klęska Austriaków przyniosła Księstwu Kraków; nie nadchodziła jednak żadna pomoc w sprawie odzyskania Gdańska lub Litwy i ziem wchłoniętych przez Rosję. Polscy ochotnicy walczyli we wszystkich wojnach rewolucyjnych na wszystkich etapach, poczynając od Legionów we Włoszech z 1796 roku.

Ale okrutny ucisk finansowy, którego symbolem stały się »bajońskie sumy«, oraz nieustannie rosnące listy poborowych, poległych i mutilés [rannych, okaleczonych; przyp. red.] zwiększały powszechne oburzenie. Napoleon nigdy nie ujawnił swoich ostatecznych planów wobec Polski – nawet w 1812 roku, kiedy na krótko objął kontrolę nad niemal całym obszarem leżącym w obrębie historycznych granic Polski”.

Kodeks Napoleona

Jednak Bonaparte dał Księstwu Kodeks Napoleona, a więc nowoczesny (na owe czasy) zbiór norm i przepisów prawa cywilnego. Tron Księstwa ofiarował nie swojemu krewnemu czy generałowi, lecz przedstawicielowi saskiej dynastii Wettynów Fryderykowi Augustowi – zgodnie z reformami Konstytucji 3 maja z 1791 roku.

Wycisnął z kraju nad Wisłą stutysięczną armię, na co nawet w czasach świetności nie było stać dużo większą terytorialnie I Rzeczpospolitą. Kiedy pojawił się w Toruniu, przypomniał postać Kopernika i nazwał go, wbrew pruskiej propagandzie, Polakiem.

Jeszcze pani Walewska i „polska wojna”

Bonaparte miał nawet polską kochankę, słynną panią Walewską, i doczekał się z nią syna. A kiedy w 1812 roku ruszył z Wielką Armią na Rosję, nazwał to „polską wojną”. Czego chcieć więcej?

Polacy byli niezadowoleni, bo wszystko to nie wyczerpywało ich ambicji i oczekiwań.

„Księstwo Warszawskie, król saski, pieniądz pruski, żołnierz polski, a kodeks francuski”, mówiła satyra.

Napoleon polskie państwo traktował instrumentalnie, jako dostawcę siły bojowej i zaopatrzenia. Marionetkowego władcę Księstwa Fryderyka Augusta uważał za „starca bez energii” (chodziły słuchy, że w grę wchodził ożenek księcia Józefa Poniatowskiego z księżniczką saską, co zapoczątkowałoby dynastię Poniatowskich-Wettynów).

Związek Bonapartego z polską kochanką nie był zbyt romantyczny: pani Walewska kontynuowała romans z cesarzem bardziej z wiary, że przysłuży się to Polsce, niż z pobudek osobistych.

Natomiast atak na Rosję był „polską wojną” Napoleona o tyle, że większość działań wojennych toczyła się na terenach dawnej I Rzeczypospolitej. Czy sukces Bonapartego przywróciłby Polsce dawne granice? Nie ma pewności.

Ślepa wiara

Jak pisze Anna Janota-Strama w pracy „Obraz Napoleona Bonaparte w pamiętnikach Polek”, francuski wódz jawił się wielu damom z elit jako uosobienie ponadludzkich sił, postać nieomal apokaliptyczna.

„Napoleon był jednym z tych ludzi opatrzonych, od czasu do czasu jawiących się na tle dziejów, którzy byli, bo być musieli. W nich to głównie objawia się myśl Boża (...) Dzieje jego stanowią epokę w dziejach ludzkości, mianowicie pod względem religii, ducha, praw i wyobrażeń tu zostawią one niezatarte niczym ślady” – pisała Sabina Grzegorzewska z domu Gostkowska, wtedy mała dziewczynka.

Podkreślała jednak zarazem egoizm i egocentryzm Bonapartego: „Gdyby jego pomysły były doszły do skutku, reszta państw europejskich, a może i zamorskich byłaby się stała francuskimi prowincjami (...) Chciał, aby Europa była Francją, a Paryż stolicą świata”.

Kościuszko: To jest despota

Bardzo krytyczny wobec Napoleona był Tadeusz Kościuszko. Doceniał talenty Bonapartego i szkołę, jaką dał polskiej kadrze wojskowej, jednak żądał podmiotowego traktowania Polski i Polaków. „To jest despota, zaspokojenie ambicji osobistej to jedyny cel jego. On nic trwałego nie utworzy, jestem pewien” – mówił o Korsykaninie, Małym Kapralu, który stał się generałem, cesarzem, panem Europy.

Bonaparte najpierw zabiegał o poparcie Kościuszki, potem go krytykował: „Nie przywiązuję żadnego znaczenia do Kościuszki; nie używa on wcale takiego poważania w kraju, jak sobie wyobraża. Zresztą postępowanie jego dowodzi, że jest po prostu głupcem”.

Kult Napoleona

Polacy wszystko wybaczali Napoleonowi. Walczyli przy nim do ostatka, nawet pod Waterloo, znów z dala od ojczyzny, ponownie porzuconej na łaskę Rosji, Prus i Austrii. Zaś po ostatecznym upadku Bonapartego Polacy wiernie służyli jego legendzie, przez kolejne generacje, czego dowodem choćby „Pan Tadeusz” Adama Mickiewicza.

„Kult Napoleona wśród Polaków ma dwa podłoża: jedno praktyczne, drugie psychologiczne. Po klęsce powstania listopadowego emigracja polityczna, zmuszona szukać schronienia i ewentualnego poparcia, wybrała Francję jako jedyne państwo konstytucyjne na kontynencie europejskim, które najlepiej ją przyjmie i może nawet w taki czy inny sposób pozwoli odtworzyć jakąś polską siłę zbrojną lub poprzeć sprawę polską.

Aby spodobać się Francuzom i zarazem wyrobić u nich poczucie obowiązku wobec Polski, podkreślano wspaniałe braterstwo broni epoki napoleońskiej, poświęcenie i brawurę Polaków we wspólnej walce i – jak to zwykle bywa – nabrano się na własną propagandę” – tłumaczył w wywiadzie dla „Uważam Rze Historia” brytyjski historyk Adam Zamoyski, autor m.in. książki „1812. Wojna z Rosją”.

„Ciągłe wspominanie wspaniałych czynów wojskowych polskich żołnierzy w kampaniach Napoleona wzbudziło u tych, którzy je wysławiali, poczucie dumy – przecież od czasów Sobieskiego nie bardzo mieliśmy czym się chwalić w tej kwestii. Historycy i powieściopisarze zajęli się tematem ku pokrzepieniu ducha i powstała legenda, na której się wychowało kilka pokoleń.

Sam Napoleon także był źródłem pocieszenia: wielki człowiek, wódz niezwyciężony został jednak w końcu zniszczony przez sojusz wrogów, tak jak wspaniała nasza Rzeczpospolita została porozbierana wskutek paskudnego spisku ościennych państw. Napoleon stał się więc symbolem dla cierpiącego narodu, pełnego kompleksów będących wynikiem niepowodzeń i stanu upodlenia, w którym się znajdował przez niemal cały XIX wiek. Dla niektórych, takich jak Mickiewicz, stał się religią”.

Mickiewicz tego nie wymyślił

Bonaparte był już otoczony kultem za życia. „Myśl o jego upadku nikomu nie przychodziła do głowy. Wydawałaby się bardzo dziwaczna, niemal bluźnierstwem. Nasz stosunek do niego tak dalece przypominał religię”, wspominała Wirydianna z Radolińskich primo voto Kwilecka secundo voto Fiszerowa.

Dlatego stosunkowo niewielu, jak Karolina z Potockich Nakwaska, uznało wygnanie Bonapartego na Wyspę św. Heleny za zasłużoną karę za „zawody uczynione narodowi, co z taką wiernością szedł za nim, a który on tak niemiłosiernie opuścił”.

Dla Ridleya Scotta, brytyjskiego reżysera robiącego od lat karierę w Ameryce, Bonaparte to znakomity temat. Kto, jak nie Brytyjczycy, byli najbardziej zaprzysięgłymi wrogami Bonapartego? Która postać, jeśli nie Napoleon, może dotknąć takich problemów, jak rewolucja, przejście od republiki do despotyzmu, wojna z Rosją, rasizm i seksizm, geniusz i fatalne samouwielbienie?

Kadr z filmu "Napoleon". Foto producenta Sony Pictures

Historia dojścia Małego Kaprala do pełni władzy, oglądana m.in. oczami jego pierwszej żony Józefiny, to chwytliwa rzecz. Nad Wisłą sprowokuje pewnie wiele polsko-polskich dyskusji. Może warto po „Napoleonie” Scotta odświeżyć, choćby fragmentarycznie, „Popioły” Wajdy?

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze