0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Zuchowicz / Agencja GazetaDawid Zuchowicz / Ag...

Właśnie mija miesiąc od wyroku TK Julii Przyłębskiej w sprawie niemal całkowitego zakazu aborcji. Wyroku wciąż nie opublikowano, protesty na ulicach trwają, a PiS nie wie, co robić. Na stole leżą dwie propozycje ustaw - Dudy i Solidarnej Polski - ale żadna nie ma wystarczającego poparcia.

PiS miota się między dwiema strategiami wobec protestów kobiet - przeczekaniem oraz zduszeniem ich przy pomocy policji. Po kilku tygodniach pokojowych demonstracji policja zmieniła taktykę - w środę 18 listopada policjanci w cywilu zaatakowali protestujących zamkniętych w "kotle" pod TVP na placu Powstańców Warszawy.

Przeczytaj także:

"Policjanci ciągnęli ludzi po ziemi, bili na oślep pałkami, strzelali gazem kieszonkowym, wciągali za kordon. Podeszłam do nich z wyciągniętą legitymacją poselską. Prosiłam, by nie używali siły i nie eskalowali sytuacji. W tym momencie policjant strzelił mi gazem w twarz" - mówiła OKO.press posłanka Lewicy Magdalena Biejat.

Skala protestów i niezadowolenia w związku z wyrokiem TK zaostrzającym prawo aborcyjne stała się dla Zjednoczonej Prawicy problemem. Osoby z PiS, z którymi rozmawiał nasz reporter i dziennikarz śledczy Radosław Gruca, twierdzą, że kierownictwo partii nie spodziewało się tak radykalnego orzeczenia ze strony Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej.

Jednym z wyjść z tej sytuacji miała być propozycja Andrzeja Dudy. Projekt, przedstawiany jako "nowy kompromis", zakłada dopisanie w art. 4a ustępie 1 punkcie 2 ustawy o planowaniu rodziny punkt 2a, który umożliwiałby aborcję w przypadku stwierdzenia wady płodu, która "prowadzi niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka".

art. 4a w dotychczasowym brzmieniu

1.

Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy: 1) ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej, 2) badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, 3) zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego, 4) (utracił moc).

Projekt prezydenta:

2a) badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na wysokie prawdopodobieństwo, że dziecko urodzi się martwe albo obarczone nieuleczalną chorobą lub wadą, prowadzącą niechybnie i bezpośrednio do śmierci dziecka, bez względu na zastosowane działania terapeutyczne

Z projektem jest jeden podstawowy problem - dla nikogo nie jest korzystny. Po pierwsze jest i tak radykalnym zaostrzeniem dotychczasowego prawa aborcyjnego, dlatego wątpliwe, by skutecznie mógł łagodzić społeczne nastroje. Po drugie wydzielenie wad letalnych od innych ciężkich schorzeń płodów jest rzeczą trudną. Jak wskazywał w rozmowie z OKO.press prof. Piotr Węgrzyn, również zespół Downa jest wadą letalną - aż 20 proc. płodów nim obarczonych umiera przed porodem.

"Nowy kompromis" nie podoba się także tak zwanym obrońcom życia. Zdążył go już skrytykować między innymi Episkopat.

Politycy PiS oficjalnie więc deklarują, że projekt Dudy wymaga dopracowania, ale w kuluarach powtarza się, że nikt go nie chce. Jego grzechem pierworodnym miał być również fakt, że został ogłoszony bez konsultacji z Jarosławem Kaczyńskim.

Solidarna Polska i hospicja perinatalne

Politycy Solidarnej Polski od początku bardzo chłodno wypowiadali się o "nowym kompromisie" Dudy. Po pierwsze nie mają żadnego interesu w promowaniu prezydenta, a po drugie pozycjonują się jako najbardziej radykalne i konserwatywne skrzydło Zjednoczonej Prawicy. Wreszcie - jakiekolwiek ustępstwa w sprawie "ochrony życia" byłyby źle widziane przez Tadeusza Rydzyka, z którym są silnie powiązani.

Ze względu na to SP postanowiła odnieść się do kwestii aborcji tak jak PiS w 2016 roku po czarnych protestach i przygotować coś w rodzaju nowej "ustawy za życiem".

Projekt ma wprowadzić definicję wady letalnej płodu. Zakłada także, że kobieta w ciąży, u której płodu wykryto wadę letalną, otrzyma wsparcie hospicjum perinatalnego, gdzie ma się znaleźć pod opieką lekarzy, psychologów, a także, jeśli wyrazi taką chęć, duchownych. "W szpitalach będą obecni koordynatorzy perinatalnej opieki paliatywnej oraz konsylia składające się z lekarzy i psychologów, którzy pomogą w ustaleniu odpowiedniego miejsca porodu, sposobu objęcia ochroną kobiety do czasu porodu i po porodzie; kobieta, u której dziecka stwierdzono wadę letalną, będzie miała możliwość przebywania w osobnej sali zapewniającej intymność; kobiecie będzie zapewniona możliwość stałej obecności osoby bliskiej oraz pomoc psychologa; kobieta i osoby bliskie będą mogły mieć stały kontakt z dzieckiem po porodzie oraz godnie je pożegnać" - czytamy w zapowiedziach Solidarnej Polski.

Poza tym projekt ma też wprowadzić program budowy Centrów Opieki Wytchnieniowej oraz znieść zakaz łączenia pracy zarobkowej opiekunów osób z niepełnosprawnościami z pobieraniem świadczenia pielęgnacyjnego. To od dawna jeden z ważniejszych postulatów środowisk osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów.

Dlaczego Strajk Kobiet krytykuje SP?

Solidarna Polska nie wymyśliła oczywiście instytucji hospicjów perinatalnych. Zgodnie z definicją świadczą one "jeden z zakresów opieki paliatywnej i hospicyjnej, polegający na zapewnieniu wszechstronnego wsparcia rodzicom płodów i noworodków z wadami letalnymi oraz opieki noworodkom z tymi wadami, nastawionej na zapewnienie komfortu i ochronę przed uporczywą terapią".

Takich ośrodków istnieje już w Polsce szesnaście, a od 2018 roku opieka w nich jest finansowana ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia. Najwyższa Izba Kontroli w sprawozdaniu o zapewnieniu opieki paliatywnej z 2019 roku zwraca jednak uwagę, że takich jednostek brakuje aż w sześciu województwach. Innym uchybieniem systemowym jest też brak indywidualnych planów opieki, co znajduje się w projekcie SP.

Ale propozycja partii Zbigniewa Ziobry wzbudziła w środowiskach strajkowych głęboką niechęć. Nie ma oczywiście żadnych przeciwwskazań, by system opieki paliatywnej rozwijać. Tym, czego jednak SP nie zrozumiała, jest fakt, że do tej pory do takich ośrodków trafiały kobiety, które podjęły decyzję, by takiej ciąży jednak nie przerywać. W nowej rzeczywistości prawnej - przy niemal całkowitym zakazie aborcji - ich propozycja znaczy tyle, że kierowane będą tam wszystkie kobiety, u których zdiagnozuje się wady letalne płodu.

"Czy kobieta skorzysta z tego prawa to jest inna sprawa, to jest jej wybór. To jest prawo wyboru. To, czego się niektórzy domagali kilka dni temu na ulicach", mówił Michał Wójcik z SP w Radiowej Trójce 10 listopada.

Oczywiście nie o taki makabryczny wybór chodziło protestującym. Wybór proponowany przez SP sprowadza się do przymusu rodzenia - albo w specjalnie wyznaczonych placówkach, które kojarzą się z zamknięciem i nadzorem, albo - jak w większości przypadków - na porodówkach, obok kobiet rodzących zdrowe dzieci.

Obawy kobiet dotyczą również samego faktu, że za projektem stoi akurat partia Ziobry. Zbigniew Ziobro w końcu publicznie zapowiada konsekwencje karne dla organizatorek protestów. Wizja, w której partia rządzącą Ministerstwem Sprawiedliwości i prokuraturą, i której członkowie deklarują się jako radykalni "obrońcy życia", ma się zajmować hospicjami perinatalnymi, może się kojarzyć z organizowaniem panoptykonów. Nie pomaga również informacja, że pracami legislacyjnymi dowodzić ma Patryk Jaki, obecnie europoseł, ale w poprzedniej kadencji członek rządu odpowiadający za więziennictwo.

Strajk Kobiet propozycje legislacyjne Solidarnej Polski odczytał jednoznacznie. "Trudno nie zauważyć, że de facto chodzi o to, aby po stwierdzeniu wady podczas badań prenatalnych zamknąć ciężarne w czterech ścianach, żeby nie mogły dokonać aborcji tam, gdzie jest to legalne i bezpieczne. Nie pozwolimy na to" - piszą aktywistki na Facebooku. "Mokry sen Ziobry to taki, w którym ciężarne kobiety idą do więzienia".

Co dalej z aborcją?

Nie znamy na razie ostatecznej treści projektu Solidarnej Polski. Projekt Andrzeja Dudy nie został jeszcze skierowany do pierwszego czytania, nie ma go w harmonogramie posiedzenia. Niewykluczone, że ze względu na brak poparcia zostanie przez Sejm po prostu zignorowany.

Na razie premier wstrzymuje się z publikowaniem wyroku TK w Dzienniku ustaw, do czego jest prawnie zobowiązany. Jedną z oficjalnych wymówek jest fakt, że Trybunał nadal nie ogłosił pełnego uzasadnienia orzeczenia. Znane są na razie tylko ustne motywy, które przedstawiono 22 października. Były one oczywiście jednoznaczne i kategorycznie potępiały aborcję zarówno płodów z wadami genetycznymi, takimi jak zespół Downa i Turnera, jak i płodów z wadami letalnymi.

PiS mimo wszystko liczy jednak na to, że Trybunał Julii Przyłębskiej złagodzi wymowę, a nawet wyda coś w rodzaju wyroku zakresowego, który otwierałby oficjalnie drogę do legislacyjnych prac nad kwestią aborcji.

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze